The Absolute Sound 01/2016

Jacob Heilbrunn

Prawdziwa Klasyka.
Jak na tak potężny wzmacniacz – całe 49 kg wagi - Classic Stereo nie błyszczy dużą ilością wymyślnych gadżetów. Wręcz przeciwnie. Na tylnym panelu znajdziemy jedynie parę wejść XLR i zaciski głośnikowe. Włączamy podświetlony na zielono przycisk umieszczony z przodu i jesteśmy gotowi do odsłuchu. To naprawdę jest urządzenie typu ‘plug and play’. Ale za to jak gra!

Najnowsze dzieło Dana D’Agostino pod kątem wyglądu nieco trąci myszką (czy może przywodzi na myśl industrialny design?), ale z pewnością nie dotyczy to jakości brzmienia. Nie jest aż tak bezpardonowe, jak osławione wzmacniacze Krella, które dawno temu – jeszcze przed odejściem i założeniem własnej firmy – Dan projektował. Widziałem jak dorośli faceci kompletnie się rozklejają wspominając konkretny model Krella, jaki kiedyś dawno temu posiadali. Te dni już minęły dawno temu. Obecnie nadeszły czasy, w których znacznie więcej, niż tylko kilku producentów, bardziej jest zainteresowanych wytwarzaniem miniaturowych wzmacniaczy pasujących do ładnych wnętrz, niż pogonią za ideałem brzmienia.

Na korzyść Dana przemawia fakt, że zaryzykował powrót do swoich korzeni. „Nabierz masy albo idź do domu”, jak mawiają kulturyści. Dan zdecydował się na to pierwsze. Całkowicie zbalansowany Classic Stereo, który D’Agostino wytwarza w swoim zakładzie w Arizonie, ma prawdziwe ‘cojones’. To muskularny i męski wzmacniacz, a na dodatek z dumą nosi podpis szefa na plakietce frontowej. Wzmacniacz należy do nowej rodziny Master Power Series.

Master Power Series to w zasadzie ten sam wzmacniacz, tyle, że w różnych konfiguracjach. Wzmacniacz Classic Stereo, opisywany w tej recenzji, to podstawowy wzmacniacz stereofoniczny, Master Power 2+ wyposażony jest w zwrotnicę i może zostać zmostkowany w celu uzyskania wzmacniacza mono o mocy 1000 W, natomiast Master Power 3+ posiada zwrotnice w dwóch ze swoich trzech kanałów w celu tworzenia połączeń łańcuchowych, wykorzystania w kinie domowym, etc. Wszystkie wzmacniacze wyposażono także w złącze RS232.

Na Classic Stereo, przywołując staromodne powiedzenie, można „nieźle przygazować”. Zacząłem wyciągać muzykę epatującą potęgą brzmienia – orkiestrową, czy też soulową – aby przypomnieć sobie, co potrafią zaprezentować głośniki Wilson Audio XLF w najgłębszych zakresach niskich tonów, szczególnie, kiedy zostaną zasilone wzmacniaczem dostarczającym potężne dawki prądu – jak Classic Stereo. „Władza może korumpować”, jak powiadają, ja jednak nie słyszałem zbyt wiele korupcji w tych dźwiękach. Tym, co natomiast słyszałem, było mnóstwo zalet, jakie jedynie wzmacniacz o potężnej mocy może posiadać – opanowanie, gładkość i dynamikę. Czasy ostro brzmiących wzmacniaczy tranzystorowych odeszły w niepamięć, moi drodzy.

A jeśli moc ma dla Was znaczenie, sprawdźcie wartości znamionowe tego wzmacniacza. Naturalnie posiada on bardzo wysoki współczynnik tłumienia i – inaczej niż niektóre wzmacniacze, które nie podwajają mocy począwszy od 8 – poprzez 4 i 2 omy – ten akurat to potrafi. Moc rośnie od 300W do 600W i dalej do 1200W. Poza Apogee Scintilla, wątpię, czy istnieje wiele zestawów głośnikowych, z których napędzeniem ten wzmacniacz miałby problemy – w dodatku uczyniłby to z wielkim opanowaniem i pewnością siebie.

Jak D’Agostino sam podkreśla, celem powstania Classic Stereo było dostarczenie najwyższej jakości dźwięku przy rozsądnej (na standardy high-end, jakkolwiek) cenie. Ten wzmacniacz zawiera tak wiele wspólnych części i tak bardzo zbliża się do dźwięku topowej serii Momentum, jak to tylko możliwe. Jednym z elementów na których Dan nie oszczędzał, jest jakość konstrukcji. We wzmacniaczu wykorzystano technikę montażu przewlekanego. Oznacza to, że nóżki kondensatorów, rezystorów i innych elementów przechodzą na wylot przez płytkę montażową, a nie są lutowane jedynie do powierzchni – zapewnia to lepszy dźwięk i wyższą niezawodność.

Już od pierwszej płyty CD, jaką włączyłem – do Classica był podłączony w trybie zbalansowanym czteroelementowy zestaw dCS Vivaldi albo zamiennie przedwzmacniacz Ypsilon PST Mk II – było jasne, że ten wzmacniacz nie zasypia gruszek w popiele. Weźmy na przykład płytę CD This Time For Real [VizzTone], na której śpiewają południowoamerykańscy wokaliści Soul – Otis Clay i Billy Price. Piosenka za piosenką, byłem zarówno pod wrażeniem, jak i dawałem się uwieść temu, w jaki sposób Classic Stereo panował nad całością pasma dźwiękowego.

 Począwszy od basów, a na sopranach skończywszy, wyglądało to tak, jakby dźwiękowa tkanina została skrojona z jednego kawałka materiału, częściowo ze względu na stałą gotowość wzmacniacza do działania, a częściowo ze względu na jego znakomite panowanie nad dźwiękami w niskim paśmie. Wcześniej, wydawca The Absolute Sound, Robert Harley, pisał o zjawisku pozostawania linii basu o pół kroku za całością muzycznej prezentacji. Powoduje to wrażenie lekkich zawrotów głowy, tak jakbyśmy chcieli w fizyczny sposób popchnąć muzykę do przodu. Żadne opóźnienie czasowe tego rodzaju tutaj nie występowało. Na przykład na reedycji nagrań trębacza Maurice Andre, wydanych przez Warner Classics, precyzja akompaniamentu basowego na „Adagio” Benedetto Marcello oznaczała, że nie występują żadne rozbieżności – trąbka Andre po prostu górowała nad linią basu, który wyraźnie określał puls muzyki.

Warto również odnotować poziom realizmu, z jakim Classic Stereo portretował niuanse wokalu Clay’a i Price’a – głębokie westchnienia, okrzyki i temu podobne, wydawały się namacalnie rzeczywiste. Wiele z tych zalet można przypisać ciszy tworzonej przez umiejętność rozpoczęcia i zakończenia dźwięku w odpowiednim momencie. Tym, co odróżnia konstrukcje profesjonalne od amatorskich, mężczyzn od chłopców - jest wyczucie timingu, niezależnie od gatunku muzycznego. W tej konkretnej dziedzinie wzmacniacz D’Agostino sprawdza się znakomicie.

Kolejnym elementem, jaki wzmacniacz Dana D’Agostino realizuje w sposób znakomity, jest tworzenie iście przepastnej sceny dźwiękowej. Na albumie Philadelphia Beat [Sunnyside Records], wzmacniacz ukazuje trio, w którego skład wchodzą Albert „Tootie” Heath na bębnach, Ethan Iverson na fortepianie i Ben Street na basie, ze znakomitym wrażeniem obecności muzyków i wyczuciem przestrzeni. Zwartość basu Street’a jest pięknie podkreślona, włącznie z potęgą brzmienia najniższych rejestrów, nie wspominając o ciepłych, głębokich i bogatych dźwiękach fortepianu, szczególnie w niskich zakresach, w których brzmi on niezwykle majestatycznie. Ten wzmacniacz zmusza głośniki do poruszenia prawdziwie wielkich mas powietrza.

Niektórzy słuchacze mogą początkowo być zaskoczeni ilością energii, jaką Classic Stereo dostarcza w zakresie 60-200Hz, w którym przecież mieści się większość esencji brzmienia basu. Na płycie Leonarda Cohena „Old Ideas” [Sony], wzmacniacz zaprezentował najbogatszą i najbardziej szorstką interpretację głosu tego wokalisty, jaką miałem okazję słyszeć. Dla niektórych może to być nieco za dużo szczęścia na raz, jednak D’Agostino ukazuje to, co jest w nagraniu obecne, nie upiększając go zbytnio własną interpretacją. Ujmując to innymi słowy – nie jest to wzmacniacz, który brzmi sterylnie, czy w wyblakły sposób. Charakterystyka jego brzmienia plasuje się raczej po tej ciepłej, bardziej wypełnionej stronie, jednak bez poświęcania detaliczności, czy przejrzystości dźwięku. Nie trzeba słuchać go głośno, gdyż Classic Stereo świetnie ukazuje detale również przy niższych poziomach głośności, co również stanowi pochodną jego wysokiej mocy.

Co w takim razie odróżnia ten wzmacniacz od takich, na które musielibyśmy wydać całą górę pieniędzy? Brakuje mu tego najwyższego stopnia namacalności, finezji i głębokości dźwięku, jakie bardziej wyrafinowane urządzenie byłoby w stanie przekazać. Na nagraniu koncertów skrzypcowych Bacha, wykonywanych przez Freiburg Baroque Orchestra, wydanych przez wytwórnię Harmonia Mundi, kontrola, jaką zapewniał Classic Stereo była wyraźnie widoczna, jednak tak samo dało się wyczuć lekką szklistość w brzmieniu oryginalnych instrumentów, które zespół wykorzystuje w swoich występach. Jeśli ten wzmacniacz przejawia jakieś słabe strony, to zapewne należałoby wspomnieć o zakresie wysokich tonów, które wydają się nieco utwardzone przy bardzo złożonych i dynamicznych pasażach. Oczywistym jest, że konieczne były pewne kompromisy aby uzyskać taki pułap cenowy. Jednak szczerze wątpię, czy wzmacniacz zbudowany przed dekadą za kwotę dziesięć razy większą, byłby w stanie zagrać równie dobrze, jak D’Agostino Classic.

W świetle tego co właśnie napisałem, być może najbardziej uderzającym aspektem jest to, jak łatwo Classic Stereo radzi sobie z prezentacją całego zespołu grającego unisono. Zawsze, kiedy słuchamy Classic Stereo, pojawia się coś, co U.S. Army nazywa „spójnością jednostki”. Ujmując to inaczej, nie występuje tutaj żadne rozmycie, rozdmuchanie, ani żadne inne dźwiękowe nieczystości, które mogłyby zakłócić zawieszenie niewiary, jakiego audiofile pożądają próbując replikować wykonanie muzyki na żywo; wzmacniacz raczej przekazuje subtelne wrażenie lekkości i gładkiego przepływu muzyki. Podsumowując, Classic Stereo oferuje niezwykły poziom obrazowania i wagi dźwięku. Jeśli szukacie wzmacniacza, który bezproblemowo poradzi sobie z trudnym obciążeniem, a przy tym zapewni znakomitą jakość brzmienia i nie wydacie na niego fortuny, to macie zwycięzcę.