Audio Video 5/2011

Filip Kulpa

Zestaw głośnikowy surround Vandersteen 1Ci / VCC-1 /VSM-1 - Zjawisko w trzecim wymiarze

Zamontowanie opcjonalnych podstaw 1C base skutkuje odchyleniem kolumn Model 1Ci do tyłu. Optymalna wysokość odsłuchu, przy typowej odległości od kolumn wynosi ok. 80-85 cm. Zestawy VSM-1 (dół, po lewej) wyposażono w zintegrowane uchwyty do montażu ściennego. Głośnik centralny jest całkiem mały

W nowym modelu zachowano tę samą geometrię obudowy. Kopułka ma korektor fazowy. Zaciski głośnikowe są bardzo niewygodne, chyba że używa się wąskich widełek. Opcjonalna podstawa to mus!
Richard Vandersteen jest jedną z nielicznych postaci w świecie high-end, która już od ponad 30 lat twierdzi, że dokładność fazowa jest ważniejsza od tej amplitudowej. Inaczej mówiąc, bardziej liczy się to, co kolumna robi z impulsem w dziedzinie czasu, niż to, jak reprodukuje liniowo poszczególne częstotliwości. Vandersteen zauważa, że nasz słuch wykazuje słabą czułość na różnice głośności przy porównywaniu sygnałów o zawężonym paśmie, np. do pół oktawy. Trudno nam określić, który z dźwięków o różnych częstotliwościach jest głośniejszy. Z kolei zmiany w obrębie fazy takich sygnałów wychwytujemy dość łatwo. Stąd też wszystkie zestawy głośnikowe z Hanford (środkowa Kalifornia) są „dokładne fazowo”. Głośniki są podłączone w zgodnej (nieodwróconej) polaryzacji, sygnały filtrowane w zwrotnicach 1. rzędu, a przetworniki poprzesuwane względem siebie tak, by ich cewki znajdowały się w płaszczyźnie pionowej.

Czytając wywiady z Vandersteenem można dojść do wniosku, że to człowiek z rozległą wiedzą w dziedzinie elektroakustyki. Jego poglądy, choć niekiedy kontrowersyjne, są spójne i układają się w logiczny ciąg myślowy. Vandersteen nie opowiada o supermateriałach, magicznych kondensatorach, nie poprawia kolumn poprzez zastosowanie ścianek o grubości 10 cm lub tych z drogich odlewów. Trzyma się elektroakustyki, zjawisk, które rządzą reprodukcją dźwięku przez głośniki. Rzeczowo wyjaśnia, dlaczego robi to i owo. Poza tym nie twierdzi, że tylko jego koncepcja jest słuszna. To budzi zaufanie.

Model 1Ci

Od jesieni 2010 r. dostępna jest nowa wersja tego, produkowanego od 15 lat, modelu (recenzja w AV 9/09). O dziwo, na stronie internetowej (bardzo archaicznej!) nie znajdziemy nawet słowa o tej „no wości”. Szokujące, że tak może działać (najwyraźniej z sukcesem!) firma głośnikowa mająca siedzibę blisko centrum Doliny Krzemowej, w kraju, w którym dostęp do Internetu dorównuje już dostępności ziemskiej atmosfery. Rozpocząłem poszukiwania w sieci, jednak szybko okazało się, że to strata czasu. Z pomocą przyszedł polski dystrybutor, który przesłał mi oficjalny komunikat producenta. Okazuje się, że wersja Ci otrzymała nowy napęd tweetera – „lepiej radzący sobie z energią wypromieniowaną przez tył kopułki”. Ponadto, dzięki zastosowaniu lepszych kondensatorów oraz terminali głośnikowych przy lutowanych bezpośrednio do płytki, poprawiono zwrotnicę. Oznacza to, że kolumny zaopatrzono w te same – co w droższych modelach i jednocześnie trudne do zaakceptowania – zaciski śrubowe, które właściwie uniemożliwiają podłączenie wtyków bananowych lub grubych gołych kabli. Pojawia się też problem w przypadku większości audiofilskich widełek. Pasują tylko te, których szerokość nie przekracza 10 milimetrów.

Vandersteeny są bardzo specyficzne, jeśli chodzi o sposób wykończenia. Zamiast pięknego lakieru czy kosztownych oklein z rzadkich gatunków drzew mamy tu coś w rodzaju za maskowanego prototypu – bardzo surową konstrukcję głośnikową w prostopadłościennym szkielecie nośnym z rurek, obciągniętym czarną gęstą tkaniną. Czemu tak? Domyślić się nietrudno. Model 1Ci, który w przeciwieństwie do wielu innych, jest konstrukcją 2- drożną, składającą się z dwóch sekcji – basowej (wentylowanej za pomocą szerokiej szczeliny u spodu przedniej ścianki) oraz średnio - wysokotonowej. Ta pierwsza ma pochyloną górną część przedniej ścianki, która w dodatku zwęża się ku górze – to tutaj zamontowany jest duży, bo 20-centymetrowy woofer. Na obudowie tej spoczywa głębszy niż wyższy (i szerszy) prostopadłościan. Jego front jest tak mały, jak tylko pozwala na to kołnierz metalowej kopułki. Ponadto został on wyłożony grubym filcowym pierścieniem w celu ograniczenia do minimum efektu dyfrakcji, która zaburza spójność fazy akustycznej, wpływającej bardzo źle na brzmienie. Jak powiada Vandersteen: by się o tym przekonać, wystarczy wziąć kartkę papieru, wyciąć w niej otwór na usta i coś przez niego powiedzieć. Zmiana barwy głosu będzie bardzo wyraźna. Wyobrażam sobie, że kolumny Vandersteena pozbawione maskownic (i ramy) wyglądałyby zupełnie nieatrakcyjnie. Twórca najwyraźniej uznał, że wykończenie skrzynek na odpowiednim poziomie byłoby kosztowne, a i tak pozostałby nierozwiązany problem filców... Wpadł więc na pomysł taniego wykończenia wszystkich modeli, co z jednej strony ucina wszelkie (jałowe zazwyczaj) dyskusje na temat głośników, a z drugiej – rozwiązuje problem możliwych za rysowań (tu zarysuje się co najwyżej górną lub dolną deskę pokrytą jednym z dwóch fornirów – patrz zdjęcia). Uważam ten patent za doskonały – choćby dlatego, że podczas patrzenia na czarną tkaninę mamy dokładnie ZERO skojarzeń co do tego, jak za grają kolumny. Po za tym dzieci nie będą w ogóle zainteresowane badaniem wytrzymałości membran czy innymi eksperymentami, które tatę-audiofila mogą przy prawić o zawał. Narzekać mogą jedynie esteci i architekci, dla których wybór Vandersteenów jest, jak sądzę, nie do przyjęcia.

W związku z modułową konstrukcją, faktyczne rozmiary właściwej obudowy są sporo mniejsze niż widoczny od zewnątrz obrys. Model 1Ci nie jest standardowo wyposażony w kolce czy podstawy. Firmową bazę należy od razu wkalkulować w koszt zakupu. Jest stalowa i ma trzy otwory na wysokie, ostre kolce. Unikamy kłopotu z chybotaniem na nierównej powierzchni, ale mamy jednak mniejszą stabilność poprzeczną – szczególnie w kierunkach bocznych i ukośnych. Kolumny, mimo że nie należą do lek kich, dość łatwo przewrócić. Nie jest to dobra informacja dla rodziców małych dzieci. Na szczęście są proste sposoby, by to ryzyko (przewrócenia się kolumn) znacznie ograniczyć. 

VCC-1 i VSM-1

W przypadku konstrukcji zestawów centralnego i surround mamy również do czynienia z dążeniem do perfekcji fazowej. W obu zastosowano prawdopodobnie ten sam, 6,5-calowy przetwornik współosiowy złożony z polipropylenowego stożka nisko-średniotonowego i 25-milimetrowej kopułki tekstylnej. Zwróćmy uwagę, że jest to odejście od często powielanego schematu, w którym wszystkie zestawy głośnikowe w systemie 5.0 mają te same lub bardzo podobne głośniki. Vandersteen, zapytany w którymś z wywiadów, co sądzi o tzw. timbre matching (hasło używane przez wielu producentów zestawów surround oznaczajace dopasowanie barwowe głośników), powiedział, iż nie bardzo rozumie, o co w tym chodzi. Zapewne miał na myśli to, że użycie tych samych lub podobnych głośników wcale nie gwarantuje idealnego „zszycia” barwowego. W obszernych i ciekawie napisanych instrukcjach obsługi konstruktor zwraca baczną uwagę na to, że nie wystarczy prawidłowo podłączyć plusy i minusy wszystkich kolumn, trzeba także upewnić się, iż pozostałe głośniki w systemie (chodzi szczególnie o średniotonowy w kolumnach głównych, jeśli są innej marki) są podłączone w dodatniej polaryzacji i czy elektronika nie odwraca fazy.

Użycie głośnika współosiowego w obu jednostkach nie jest przypadkowe. Stanowi wyraz dążenia do pełnej realizacji źródła punktowego. Typowy głośnik centralny o poziomym układzie głośników ma bardzo nieciekawą charakterystykę częstotliwościową poza osią główną, co wynika z interferencji fal promieniowanych przez dwa, a najczęściej trzy, przetworniki w okolicach podziału (2-4 kHz). Konstruktorzy kolumn doskonale zdają sobie sprawę, że leżący głośnik centralny to fatalne rozwiązanie, jednak inne propozycje są na ogół zbyt niepraktyczne. Idealnym jest, mimo pewnych niedoskonałości tej koncepcji, przetwornik współosiowy, charakteryzujący się łagodnymi, dobrze kontrolowanymi spadkami charakterystyki mierzonymi pod kątami do osi akustycznej.

Centralny VCC -1 jest mały i zgrabny. Z powodzeniem można go zmieścić w przeciętnej szafce pod telewizorem, zakładając, że odstęp pomiędzy półkami jest nie mniejszy niż 230 mm. Zajmie przestrzeń o szerokości nieco ponad 30 cm, czyli mniejszą niż amplituner. Z tyłu – prócz tych samych, niewygodnych zacisków śrubowych jak te w Modelu 1Ci – znajdziemy przełącznik „Proximity Compensation”. Służy on do kompensacji podbicia niskich tonów pojawiającego się przy ustawieniu zestawu głośnikowego blisko ściany. Włączenie tej korekcji linearyzuje charakterystykę, co przekłada się na mniejszy poziom podkolorowań, nawet jeśli głośnik stoi daleko od ściany (np. w przypadku instalacji z projektorem). Pasmo VCC -1 jest ograniczone elektronicznie – za pewne w celu zwiększenia obciążalności mocowej. W związku z małymi rozmiarami głośnika został on zabezpieczony elektronicznie na wypadek przepalenia. 

 

 

 

 

Przy zbyt dużym obciążeniu VCC -1 podobno zmienia charakter dźwięku i zapala się ostrzegawcza dioda. To samo rozwiązanie zastosowano w zestawach tylnych VSM-1. Zostały one zaprojektowane jako głośniki surround, o czym świadczą nie tylko bardzo płaskie obudowy o głębokości 12 cm, ale również skośny uchwyt (patrz zdjęcia) do łatwego montażu ściennego. Firma zaleca ustawienie głośników w taki sposób, by dolna krawędź obudowy znajdowała się na poziomie ramion słuchaczy. Głośnik jest umieszczony w górnej części 60-centymetrowej obudowy, w związku z czym, przy wspomnianym ustawieniu, jego centrum znajduje się ok. 30 cm powyżej uszu słuchacza – a to, zdaniem Vandersteena, zapewnia optymalne efekty przestrzenne. Sugeruje się ponadto montaż na tylnej ścianie.

Mimo że oficjalnie VSM -1 przenoszą zakres od 60 Hz, to właściwie nie nadają się do roli głośników przednich, chyba że w konfiguracji z dobrze zestrojonym subwooferem. Subiektywnie wydaje się, że kolumny nie schodzą poniżej 80-100 Hz; bas jest bardzo lekki. Próby z subwooferem Velodyne’a dały satysfakcjonujące efekty, jednak przy tak małej różnicy w cenie względem Modelu 1Ci, konfigurację taką mogą rozważyć wyłącznie ci, którzy za wszelką cenę poszukują „dyskretnych” głośników do zawieszenia na ścianie. Obudowy obu modeli wykonano z grubych, calowych płyt MDF. Fornir (do wyboru w jednym z trzech rodzajów) pokrywa tylko dwie ścianki – górną i dolną. Boczne obciągnięto czarną tkaniną.

Brzmienie

Nie mogłem sobie odmówić przyjemności posłuchania samych „frontów”, i to w dobrym systemie dwukanałowym. Podłączenie do amplitunera A/V, jakkolwiek technicznie prawidłowe, byłoby wielką „karą” dla tych znakomitych kolumn. Nie znaczy to jednak, że do 1Ci musisz podpiąć drogi wzmacniacz, super kable i odtwarzacz za co najmniej dychę. Wręcz przeciwnie.

Ich piękno polega na tym, że nie wymagają specyficznej i/lub wyrafinowanej elektroniki, by pokazać, jak są dobre. Wystarczą tak na prawdę urządzenia średniej klasy. Przez dużą część testu słuchałem ich ze wzmacniaczem Arcam A65Plus (przedział 3000 zł kilka lat temu), który niedawno okazyjnie kupiłem za kilkaset złotych, oraz odtwarzaczami Audiolaba 8200CD (Q) lub Marantzem NA 7004 – czyli elektroniką za łączną równo wartość kolumn. I byłem w pełni usatysfakcjonowany, zastanawiając się, po co wydawać 5 razy więcej...

Słyszy się, że jakieś kolumny z tym albo z tamtym urządzeniem „nie zagrały”. Cóż to właściwie znaczy i dlaczego tak się dzieje? Zazwyczaj z nimi jest coś nie tak, albo problem mógł wynikać z instalacji (ustawienia, akustyki, elektroniki). Lepsza (lub o innym charakterze) elektronika ma po prostu zamaskować wady i uwypuklić zalety kolumn. W przypadku Vandersteenów ten problem nie występuje. Są to głośniki wiernie przekazujące treść nagrań – tak po prostu i bez głupich wymówek. Są wyborne w trzech elementarnych kryteriach oceny: reprodukcji barw, kreowania obrazu przestrzennego oraz szeroko pojętej spójności. Barwy oceniam jako – po prostu – prawdziwe, o znikomych zakolorowaniach, wolne od szerokopasmowych przesunięć w górę czy dół na skali częstotliwości.

Mam silne przeczucie, że Vandersteen ma mnóstwo racji, mówiąc o relacji fazy i amplitudy w kontekście psychoakustyki. Takich efektów nie uzyska się po prostu „robiąc” płaską jak stół charakterystykę. Tu chodzi o coś więcej – coś, cze go inne kolumny o równie dobrej lub większej liniowości nie potrafią (swoją drogą, wcale nie podejrzewam 1Ci o szczególnie płaską charakterystykę amplitudową). Liczy się to, że gdy gra obój, widzimy przed oczami ten właśnie instrument, gdy jest to gitara akustyczna, z łatwością rozpoznamy rodzaj strun, a gdy puszczamy fortepian, do naszej świadomości dociera to, jak duży i złożony jest to instrument.

Jakość barw bywa często powiązana z realizmem obrazu przestrzennego – i tak jest tym razem. Źródła dźwięków nie są punktami umiejscowiony mi na scenie trochę bliżej lub dalej, na prawo bądź lewo. Z płaskorzeźb stają się bryłami przestrzennymi, zaś różnicowanie planów i ogólny realizm sceny są bardzo dobre w skali bezwzględnej i wprost rewelacyjne na tym pułapie cenowym. Model 1Ci to całkowite zaprzeczenie brzmienia wykonturowanego, chudego i płaskiego. Grają z rozmachem, oddechem, świetnie różnicując jakość i typ materiału dźwiękowego.

Typowe produkcje pop brzmią zazwyczaj dobrze, gdy puszczamy dobrą realizację ECM-u lub wytwórni audiofilskiej, natychmiast przenosimy się w inny świat, nie zastanawiając się przy tym (jak czyni to typowy audiofil), czy może lepiej byłoby z kabelkiem srebrnym, czy miedzianym.

Vandersteeny drwią z takiego podejścia; one grają muzykę, każąc zapomnieć o naprawdę nieistotnych drobiazgach. Są w tym absolutnie nieprzeciętne. Czytelność i artykulacja są tu czymś zupełnie naturalnym. Nie uświadczy się w towarzystwie tych kolumn żadnego sztucznego podkreślania detali. Tradycyjna analiza średnich czy wysokich tonów jest, tak na prawdę, zbyteczna. Jeśli mogę zaufać swojej pamięci, to uważam, że 1Ci mają lepszą górę od poprzedników. Dwa lata temu napisałem, że soprany pozostawały trochę w cieniu średnicy; czegoś tam na skraju pasma brakowało – użyłem nawet korekcji na tylnej ściance, dodając sopranów o ułamek decybela. Teraz nic takiego nawet nie przemknęło mi przez myśl. Nowy model gra przejrzyściej i dokładniej, wciąż jednak operując tymi samymi atutami co poprzednik. Uczynić coś znakomitego jeszcze lepszym – to prawdziwa sztuka.

Mimo dwudrożnej konstrukcji, Vandersteeny oferują świetny bas i budzący respekt zakres dynamiki. Niskie tony najbardziej zaskakują bardzo dobrym rozciągnięciem – w tym względzie nie ustępują dużo większym kolumnom. Jednocześnie nie są przesadnie miękkie, rozwlekłe. Mimo, że w najniższym podzakresie występu je pewne spłycenie ataku, to jednak całościowo bas ma dobrą definicję, kontur i kontrolę. Co najważniejsze, ładnie reprodukuje barwy. Niezaprzeczalnym atutem tych kolumn jest też ich ogólna rytmiczność.

W systemie wielokanałowym Vandersteeny pokazują zupełnie inne oblicze niż typowe zestawy kina domowego. Uzyskujemy wiarygodny i wciągający przekaz dźwiękowy. Jest on może niespecjalnie efektowny w przypadku ścieżek filmowych (pamiętajmy o braku subwoofera w testowanym komplecie), ale z drugiej strony – bardzo wyrafinowany. Pojawiają się szlachetne wybrzmienia, a ścieżki filmowe zamiast atakować – koją, dając możliwość delektowania się ciągłą i naturalną sceną dźwiękową. Zaznaczam, że podczas słuchaniu koncertów z DVD/Blu-ray nawet w dużym pomieszczeniu subwoofer nie jest potrzebny.

Naturalność dialogów nie podlega dyskusji, a ich barwa zdaje się być niezależna od tego, czy siedzimy na wprost ekranu, czy trochę z boku. Oczywiście nie jest to system idealny. Zawężenie pasma głośników tylnych i centralnego ma swoje konsekwencje dla odbioru efektów specjalnych. W połączeniu z raczej dyskretnie brzmiącym odtwarzaczem Oppo dekodującym ścieżki HD na wyjściach analogowych uzyskany dźwięk był równy i niekiedy zbyt grzeczny. Niemniej, i tak nie zdecydowałbym się na średniej czy nawet wyższej klasy amplituner A/V. Ten zestaw zasługuje przynajmniej na Arcama AVR600, Rotela RSX -1560 lub urządzenie podobnej klasy.

Naszym zdaniem

System głośnikowy Vandersteena to propozycja w szczególności dla tych, którzy preferują oglądanie i słuchanie koncertów (szczególnie z płyt Blu-ray) niż oglądanie kina akcji. To, co potrafi opisywany zestaw przy odtwarzaniu muzyki wielokanałowej, jest trudno osiągalne w przypadku propozycji konkurentów. Kolumny Model 1Ci – to z kolei klasa sama w sobie. Bez dyskusyjny „Wybór Redakcji”.

pict Vandersteen1Ci ocena koncowa