Audio Video 06/2013 

Filip Kulpa

Gwiazda neutronowa

Dan D'Agostino przez prawie 30 lat tworzył, pod własną marką Krell, jedne z najwybitniejszych wzmacniaczy high-end o dużej mocy.
4 lata temu musiał rozpocząć nową przygodę, której owocem są, jak na razie, dwie końcówki mocy i przedwzmacniacz. Testujemy stereofoniczną wersję wzmacniacza Momentum.

Dan D’Agostino założył Krella, wraz ze swoją ówczesną żoną Rondi, w 1980 roku. W działalność firmy przez wiele lat był aktywnie włączony ich starszy syn, Bret, uznawany za technicznego guru. Pod koniec ubiegłej dekady firma potrzebowała wsparcia finansowego. I tak, do rodzinnego biznesu z 29-letnim stażem wkroczyli inwestorzy. Zaledwie po kilku miesiącach świat audio obiegła szokująca informacja, że rodzina D’Agostino jest „na wylocie”, że traci całkowicie kontrolę nad firmą. Szczegóły sprawy są do tej pory owiane tajemnicą. Wiadomo jedynie, że D’Agostino wytoczyli swoim biznesowym partnerom proces sądowy.

Słynny konstruktor, nie czekając na rozwój wypadków, założył nową markę: Dan D’Agostino Master Audio Systems, również z siedzibą w Connecticut. Jeszcze w 2010 roku światło dzienne ujrzały monobloki Momentum. W kolejnym roku dołączyła do nich wersja stereofoniczna, będąca przedmiotem testu. Obydwa wzmacniacze wyglądają identycznie i mają bardzo zbliżone parametry – oczywiście poza mocą. Obydwa zadziwiają gabarytami – są kilkakrotnie mniejsze (objętościowo) od najdroższych propozycji Krella i nawet na tle „normalnych” wzmacniaczy są nieduże. Front ma zaledwie niecałe 32 cm, zaś wysokość – 11 cm.

Budowa

Wygląd wzmacniacza właściwie nie wymaga komentarza, choć detale jego niezwykłej aparycji zasługują na bardziej szczegółowy opis. Uwagę przykuwa, wzorowany na szwajcarskich zegarkach Breugeta, wskaźnik wysterowania z dwiema pięknie wystylizowanymi wskazówkami i zielonkawym podświetleniem. Wskaźniki oddawanej mocy są zdecydowanie niedokładne – ruch wskazówki ma chyba bardziej zaznaczać „dusze” wzmacniacza, niż informować o tym, ile mocy jest oddawanej do obciążenia – tym bardziej, że na tylnym panelu znajduje sie mikroprzełącznik regulujący czułość wskaźników. Całość robi kapitalne wrażenie – szczególnie w zaciemnionym pomieszczeniu. O perfekcji wykonania wzmacniacza świadczy m.in. fakt, ze na wierzchu urządzenia nie ma jakichkolwiek śrub. Poszczególne elementy są spasowane tak dokładnie, że nie widać żadnych przerw pomiędzy nimi. Oferowane są dwie wersje kolorystyczne: czarna i srebrna. Obie mają elementy wspólne w postaci imponujących, ażurowych radiatorów wykonanych z bloków czystej miedzi (pierwsze tego typu zastosowanie we wzmacniaczu audio) pokrywanej przezroczystym lakierem zabezpieczającym ten podatny na utlenianie metal przed zmianą swojego szlachetnego zabarwienia. Dlaczego miedz? Metal ten nie tylko doskonale przewodzi prąd, ale także i ciepło (prawie 2-krotnie lepiej niż aluminium) – a to jest wrogiem wzmacniaczy o dużej mocy. Co prawda, Momentum pracuje w klasie AB (D’Agostino uważa klasę A za niepotrzebną), jednak przy mocy (nominalnej) 400 W na kanał przy 4 omach wzmacniacz musi mieć wydajne chłodzenie. Użycie miedzi w radiatorach Momentum to nie jedyny zabieg poprawiający chłodzenie tego zadziwiająco kompaktowego wzmacniacza. Radiatory zawierają po 16 pionowych otworów z każdej strony. Ich przekrój jest zmienny: zmniejsza sie z 19 milimetrów przy ujściach do 12 mm w środkowej części. Wykorzystano tu znane w fizyce zjawisko: że ciecz lub gaz przepływające przez przewężenie przyśpieszają, zmniejszając ciśnienie statyczne. Efekt jest taki, że te tak zwane rurki (zwężki) Veturiego wymuszają obieg powietrza przez radiatory wskutek powstających różnic temperatur na górze/dole otworów oraz w ich środku. Przy rozgrzanym wzmacniaczu można wyczuć delikatny ruch powietrza po przyłożeniu od góry dłoni do otworów. To działa! Zmniejszenie gabarytów wzmacniacza było celem samym w sobie – D’Agostino chodziło o stworzenie wzmacniacza, który będzie praktyczniejszy i ładniejszy od zdecydowanej większości konstrukcji high-end (także tych, które sam tworzył!). Pożądanym efektem „ubocznym” jest z pewnością skrócenie ścieżki sygnałowej.


DAgostino 36928

Momentum nie ma wejść asymetrycznych (RCA), ale w fabrycznym komplecie znajdują się odpowiednie przejściówki. Terminale głośnikowe mogłyby być szerzej rozstawione. Klienci, którzy zdecydują się na wersję Stereo, mogą ją poddać fabrycznej przeróbce na monoblok.


W przeciwieństwie do konstrukcji Krella, Momentum jest znacznie bardziej minimalistyczny, o bardzo płytkiej, bo zaledwie 5-decybelowej pętli sprzężenia zwrotnego. To skutkuje większym poziomem zniekształceń i wyższą impedancją wyjściową, rzędu 0,3 oma. W efekcie czego otrzymujemy niewysoki współczynnik tłumienia – około 27–28. Momentum jest też pozbawiony skomplikowanych, sterowanych mikroprocesorem układów regulacji prądu spoczynkowego tranzystorów końcowych, których w każdym kanale pracuje 8 par. Są to nie byle jakie tranzystory. D’Agostino zdecydował sie na użycie bardzo szybkich, 69-megahercowych Sankenów, dokładnie parowanych, by zredukować poziom zniekształceń. Cały tor sygnałowy zmontowano na płytkach przewlekanych, które gwarantują większą niezawodność układu, a ponadto umożliwiają użycie jakościowo lepszych kondensatorów. Elementy są wyłącznie dyskretne, w ścieżce sygnałowej nie ma żadnych kondensatorów (ang. DC-coupled). Zasilacz bazuje na dwóch transformatorach toroidalnych – głównym o mocy 1,3 kW i pomocniczym dla podtrzymania obwodów stanu czuwania, który jest wyjątkowo oszczędny, jak na wzmacniacz duzej mocy. W trybie gotowości Momentum pobiera zaledwie 1-2 W mocy. Na biegu jałowym zużycie energii także jest nieduże – 90 W.

Wzmacniacz wyposażono wyłącznie w wejścia zbalansowane, jednak w komplecie znajduje się bardzo dobrej jakości przejściówka XLR-RCA. Zaciski głośnikowe są najmniej udanym elementem całej konstrukcji. Oba, niczym nieizolowane trzpienie rozstawiono bardzo wąsko, co może spowodować zwarcie, jeśli korzystamy z widełek. Ponadto w bezpośrednim sąsiedztwie prawego „minusa” znajduje sie gniazdo zasilające IEC. Opasłe zasilające z wielkimi wtykami mogą nie pasować, jeśli przewody głośnikowe i ich końcówki będą równie masywne.

DAgostino 036538


Opcjonalna platforma dla wzmacniacza minimalizuje drgania przenoszone z podłogi.


 

 

momentum stereo silver 3 1

 Chassis wykonane z litego kawałka aluminium jest jednak bardzo odporne na wibracje i rezonanse.

Brzmienie

Bardzo rzadko zdarza sie okazja testowania tak drogich urządzeń. Z jednej strony ma to ograniczony sens (w polskich warunkach), z drugiej – tylko część ultra drogiego sprzętu ma choćby rozsądną relację jakości do ceny. A że nie specjalizujemy sie w przysłowiowym „laniu wody”, wiec temat w pewnym sensie omijamy. Jednak gdy padła propozycja przetestowania wzmacniacza, który, siłą rzeczy, jest kulminacją dokonań Dana D’Agostino (czyli niejako Krella), nie wahałem sie długo. Czułem, że to musi być coś specjalnego, a przyznam szczerze, iż nie czytałem wcześniej żadnych recenzji tego urządzenia.

Wzmacniacz potraktowałem normalnie, tj. ustawiłem go na platformie antywibracyjnej i stopkach Sicomin, podłączyłem do sieci na kilka godzin przed poważniejszym odsłuchem, wpiąłem te same kable co zwykle itd. Właściwie już po chwili było jasne, że mam do czynienia ze szczególnym urządzeniem. Momentum Stereo zaskoczył mnie jednak czym innym, niż zwykle poprzednie piece Krella. W grze od razu było czuć niesamowity spokój i opanowanie przy jednoczesnym, absolutnie nieprzeciętnym realizmie barw. Ta cecha jest kluczowa w ocenie tego urządzenia, choć nie jedyna, ponieważ łączy się z szeregiem innych zalet i brakiem jakichkolwiek słabości, co suma summarum tworzy zgoła niesamowity efekt. Efekt wzmacniacza, który przyćmiewa inne, górując nad nimi niczym 25-kilometrowy szczyt Olympus Mons na Marsie nad reszta powierzchni Czerwonej Planety. No, może trochę przesadziłem, bo z pewnością istnieją wzmacniacze w tych czy innych dziedzinach, osiągające porównywalny poziom jakości brzmienia, jednak jeśliby za średni poziom jakości wzmacniaczy high-end przyjąć to, co reprezentują urządzenia z przedziału cenowego do, powiedzmy, 50–60 tysięcy złotych, to okaże sie, ze Momentum Stereo oferuje inny, zdecydowanie wyższy poziom jakości dźwięku. Stad nie powinno dziwić zakwalifikowanie go w naszym rankingu do elitarnej grupy urządzeń kategorii A+.

Wróćmy do samego brzmienia. Najkrócej rzecz ujmując – jest genialne. Świadomie używam tego określenia, ponieważ wzmacniacz Dana ma praktycznie wszystkie cechy wybitnych wzmacniaczy audio, nie dziedzicząc właściwie żadnych ułomności, nie mówiąc juz o wadach jako takich. Wspomniałem o barwach. Są tak żywe, tak naturalne, dźwięki tak lekkie i swobodnie wybrzmiewające, ze odsłuch znanego na wylot materiału testowego, którego czasem w ciągu tygodnia słucham po kilkanaście razy, zaczynał być przeżyciem na nowo – jakby bagaż wcześniejszych doświadczeń zupełnie wyparował z mojej głowy, jakby przestał obowiązywać. Tak więc siedziałem i słuchałem dłużej, niż to planowałem. Nieważne, czy był to fortepian, wibrafon, saksofon, gitara, chór czy wokale solo – za każdym razem z moich teoretycznie o wiele za słabych do tego testu Zollerów płynął dźwięk bardziej kolorowy, bardziej namacalny i bardziej przestrzenny niż kiedykolwiek wcześniej. Zapewne znajdą się wzmacniacze lampowe, które jeszcze bardziej czarują i uwodzą, jednak pod innymi względami będą przy piecu Dana bezbronne. Momentum Stereo kreuje fantastyczną scenę dźwiękową: olbrzymią, ale i precyzyjną. Wymiar głębi był zaznaczony znacznie wyraźniej niż w przypadku mojego Audioneta, jak również w przypadku innych testowanych do tej pory wzmacniaczy mocy, być może wyłączając Krella Evolution 402e, którego musiałbym porównać bezpośrednio, by móc to dokładnie ocenić. Scena dźwiękowa budowana przez ten wzmacniacz wydaje się leciutko odsunięta do tyłu, co ma tę dodatkową zaletę, że nawet blisko nagrane wokale przy bliskim ustawieniu kolumn (jak w moim systemie) nie wyskakują nienaturalnie do przodu. Momentum z zadziwiającą łatwością pokazywał również wymiar wysokości sceny. Różnice w wysokości, z której wydobywał się wokal lub brzmienie niektórych instrumentów, były czytelniejsze niż kiedykolwiek wcześniej.

Brzmienie tego wzmacniacza jest do tego stopnia homogeniczne, że trochę sztucznie wypada jego rozbieranie na czynniki pierwsze, choć mimo wszystko z łatwością daje się to zrobić, bo w każdej dziedzinie ten wzmacniacz jest niemal równie dobry. Wysokie tony też mnie zaskoczyły – są niebywale klarowne i nośne. Ich rozciągnięcie i nasycenie wydawało mi się znacznie lepsze niż z innych wzmacniaczy high-end. I tu pojawił się drobny problem, ponieważ kopułka Focala w moich Zollerach czasem tego już nie wytrzymywała (powszechnie znany jest rezonans tego głośnika, który w przypadku testowanego wzmacniacza dawał się we znaki bardziej niż z moim Audionetem). Ale to już problem zestawów głośnikowych – nie wzmacniacza.

Wielu audiofilów zapewne interesują osiągi Momentum w dziedzinie dynamiki i basu. Nie chciałbym się bezpośrednio odnosić do mojego wzorca w tej materii – wspomnianego Krella Evo402e – ponieważ nim nie dysponowałem, ale jedno wydaje się pewne: Momentum, co zrozumiałe, nie oferuje takiego wykopu i czadu jak ten znacznie większy i mocniejszy wzmacniacz. Pytanie – czy tego koniecznie potrzebujemy? Dla mnie osiągi dynamiczne Momentum były w 100% satysfakcjonujące. Bas miał przede wszystkim koloryt: zmieniał się z nagrania na nagranie i nigdy, ale to nigdy, nie przejawił choćby cienia słabości, jakiegoś fałszywego poluzowania, choć były momenty, gdy wydawało mi się, że jest ciepły. Tak był – kiedy jednak takie okazywało się nagranie, czego czasem po prostu nie wiedziałem. Zatem z jednej strony otrzymujemy bas potężny z doskonałym rozciągnięciem, za chwilę krótki, punktowy, w jeszcze innym nagraniu – płynny, ciepły, otulający, by w końcu – gdy mamy ochotę na mocniejsze wrażenia – przyłożyć z siłą kilofu. Bas Momentum, jak i cały wzmacniacz, jest bowiem totalnie uniwersalny. Można by długo pisać o tym, jak nieciekawie, płasko i plastikowo brzmią przy Momentum inne wzmacniacze. Można by długo wychwalać osiągi tego jakże kompaktowego wzmacniacza w poszczególnych dziedzinach, jednak na koniec dnia liczy się coś innego – że słuchając dobrze znanego systemu z tym wzmacniaczem, a nie wzmacniaczem X, zyskujemy to, że muzyka staje się bardziej kompletna bardziej żywa, bardziej komunikatywna i naturalna. Bliższa brzmieniu live. Tak, po prostu. Tylko tyle i aż tyle.

Naszym zdaniem

Zastanawiam się, czy Dan D’Agostino miał taką koncepcję wzmacniacza w planach już dawna i czy ten wzmacniacz powstałby pod marką Krell, gdyby ten konstruktor był nadal z nią związany. Pytanie pozostanie prawdopodobnie bez odpowiedzi, ale – tak czy inaczej – dobrze się stało, że świat audio ma teraz i Krella, i Dana D’Agostino Momentum Stereo (że o monoblokach nie wspomnę). To byłby znakomity wzmacniacz nawet wtedy, gdyby był 3 razy większy i 3 razy słabszy. A że jest, jaki jest, to zasługuje na jedno określenie – fantastyczny!