Przedwzmacniacz gramofonowy Dan D’Agostino Master Audio Systems Momentum Phonostage

Autor: Tom Lyle, Enjoy the Music, kwiecień 2o17. Oryginał recenzji znajduje się tutaj


Mistrzowski phonostage stworzony przez żywą legendę

Kiedy usłyszałem, że na potrzeby kolejnego numeru Enjoy the Music, byłem bardzo szczęśliwym audiofilem. Wiosną miałem bowiem szansę spędzić trochę czasu ze zintegrowanym wzmacniaczem D’Agostino Momentum Lifestyle. Pomyślałem więc, że jeśli ten phonostage ma jakieś wspólne cechy brzmienia z integrą MLife, to czeka mnie spotkanie z jednym z najlepszych przedwzmacniaczy gramofonowych na świecie. W podsumowaniu testu MLife napisałem, że nie tylko nigdy nie słyszałem integry brzmiącej tak świetnie w moim systemie, ale nigdy nie słyszałem takiego brzmienia nigdzie. I znów, czekając na przedwzmacniacz gramofonowy D’Agostino liczyłem nie tylko na doskonałe brzmienie, ale i na jego elastyczność oraz wygodę obsługi, skoro pozwala on na zmianę wszystkich ustawień z poziomu panela przedniego. Uwaga, zdradzam zakończenie: phonostage D’Agostino brzmi niewyobrażalnie dobrze!

Wpadłem po uszy...

Phonostage Dan D’Agostino Momentum wyglądem odpowiada całej firmowej linii. Najbardziej przypomina wzmacniacz zintegrowany MLife, który chwaliłem w numerze Enjoy the Music ze stycznia 2o17. Tak, jak MLife, osobny zasilacz ma wielkość 2/3 obudowy przedwzmacniacza gramofonowego. Tak samo, jak w przypadku integry, część główna stoi, podparta czterema stożkowymi stopkami, na zasilaczu. Jeżeli już mowa o zasilaniu: Dan D’Agostino uważa, że zasilacz Momentum to najlepszy zasilacz AC, jaki kiedykolwiek stworzono dla przedwzmacniacza gramofonowego. Oprócz podstawowej obudowy, w skład zasilacza wchodzi jeszcze jedna, mała obudowa zawierająca transformator, połączona z główną częścią osobnym przewodem. Należy ją postawić na podłodze jak najdalej od dużej, która zawiera układy oczyszczające i regulujące prąd. W ten sposób zasilacz jest izolowany od części głównej przedwzmacniacza na płaszczyźnie elektrycznej, ale i mechanicznej.

Phonostage Momentum wygląda obłędnie. Wykonana z aluminium obudowa została wypolerowana na wysoki połysk. Miedziane boczne panele jedynie dodają przepychu. Przede wszystkim jednak, obsługa tego przedwzmacniacza to czysta przyjemność. Jeżeli ktoś jest posiadaczem konstrukcji, która przy wymianie wkładki wymaga sięgnięcia do przełączników na tylnej lub dolnej ściance, albo – o zgrozo – dotarcia do wnętrza obudowy, z pewnością docenią wyjątkowo wygodne przełączniki na przednim panelu Momentum.

Oto krótki opis techniczny przedwzmacniacza gramofonowego Momentum: Jest on wyposażony w 4 wejścia, dwa zbalansowane [XLR], dwa niezbalansowane [RCA]. Dwa przeznaczone są dla wkładek z ruchomym magnesem [MM], dwa dla wkładek z ruchomą cewką [MC]. Aktywne wejście wybiera się na przednim panelu. Phonostage jest wyposażony w jedną parę wyjść zbalansowanych. Stopień wzmocnienia dla wkładek MM wynosi 50dB, dla wkładek MC – 70dB. Można go zmieniać w górę lub dół ze skokiem 6dB. Użytkownik może ustawić obciążenie rezystancyjne dla każdego typu wkładki na jednym z 16 poziomów. Budowa przedwzmacniacza – osobna część zasilająca z dodatkowo odizolowanym transformatorem – zapewnia maksymalną izolację od generowanego przez prąd zmienny pola magnetycznego, co przekłada się na niższy szum tła.

Z poziomu przedniego panelu można też wybrać jedną z pięciu krzywych korekcji [EQ] – standardową RIAA oraz cztery inne, stosowane przez różne wytwórnie płytowe przed 1950: FFRR, RCA Ortophonic, Columbia i DGG. Możliwość wyboru krzywej korekcji odpowiedniej dla płyty właśnie położonej na talerz pojawia się coraz częściej wśród dzisiejszych przedwzmacniaczy gramofonowych, zwłaszcza tych klasy premium. Ponieważ podczas produkcji wszystkich płyt wydawanych, mniej więcej, od drugiej połowy lat pięćdziesiątych dwudziestego wieku korzystano z krzywej RIAA, zapewne selektor krzywej zostanie w tej pozycji na stałe. Choć ci, którzy słuchają płyt na 78 obrotów, lub niektórych albumów nagranych w latach 60-tych mogą skorzystać na obecności innych krzywych. Trzeba też pamiętać o  istnieniu audiofilskich kręgów przekonanych o wykorzystywaniu krzywych innych niż RIAA jeszcze w latach sześćdziesiątych i później. Na szczęście, nie jest to żaden problem dla posiadaczy Momentum. Choć jestem przekonany, że krzywa RIAA będzie wystarczająca dla większości z nas.

Najlepsze brzmienie winylu

Najprościej opisać brzmienie przedwzmacniacza gramofonowego Dana D’Agostino jednym słowem: jest najlepsze. I po kłopocie. Ale, wierzcie lub nie, na rynku są jeszcze obecne inne przedwzmacniacze gramofonowe w podobnej cenie a nawet droższe. I są na świecie audiofile, którzy poważnie rozważają zakup któregoś z nich. Z żalem przyznaję, że moje spotkania z tymi konstrukcjami miały miejsce poza moim pokojem odsłuchowym, z nie moimi płytami i nie w moim systemie. Trudno je więc teraz brać pod uwagę i porównywać zapamiętane brzmienie z Momentum.

Nie mam z tym jednak żadnego problemu. Jestem przeszczęśliwy mogąc opowiedzieć, jak phonostage Momentum spisywał się w moim pomieszczeniu w moim systemie i jak brzmiały płyty z mojej kolekcji. Jak już wspomniałem, kwestia obsługi i zmiany ustawień tego urządzenia to bułka z masłem. Zwłaszcza, że elementy układu są dobrane tak precyzyjnie a ich jakość jest tak wysoka, że wybór nieodpowiedniego ustawienia obciążenia wkładki prowadzi do słabego brzmienia. W większości przypadków, otrzymywałem optymalne brzmienie dla danej wkładki przy jednym konkretnym ustawieniu [czasami dwóch]. Inne ustawienia brzmiały dramatycznie źle. Oczywiście, zwrot ‘dramatycznie źle’ jest przerysowaniem. Chcę jednak podkreślić fakt, że poprawnie ustawiony phonostage Momentum brzmi niebiańsko. Wręcz śpiewa.

Niektórzy mogą uważać, że potencjalni posiadacze przedwzmacniacza gramofonowego D’Agostino powinni posiadać w systemie źródło analogowe odpowiadającej mu klasy. Mój system referencyjny jest – moim zdaniem – bardzo dobry i pozwala pokazać zalety Momentum. Choć inni mogą się z tym nie zgodzić [co w pełni rozumiem]. Ważne jest jedno: Usłyszałem wielką różnicę między testowanym przedwzmacniaczem a wszystkimi konstrukcjami, które stosowałem wcześniej. Mój aktualny Pass Labs XP-15 to bardzo przyzwoity phonostage. A Momentum go zmiażdżył, momentalnie. 

W trakcie trwania tego testu, miałem szczęście mieć u siebie również przedwzmacniacz gramofonowy Merill Audio Jens. Choć jest nieco tańszy niż D’Agostino, jakość brzmienia w pełni uzasadnia umieszczenie ich obu w jednej klasie. Phonostage ten był oceniany przez Enjoy the Music w kwietniu 2o15. Ron Nagel napisał wtedy, że brzmienie Merill Audio Jens wyróżnia ‘rozdzielczość w skali mikro wynikająca z zadziwiająco niskiego szumu’ oraz ‘dochowanie doskonałej wierności grze muzyków’. Jens otrzymał wtedy redakcyjną nagrodę Blue Note Award oraz Enjoy the Music 20/20 Award. Nie porównywałem obu przedwzmacniaczy w jednym systemie, ale mogłem przynajmniej zyskać perspektywę inną  niż sięganie do wspomnień.  

Igła

W kilka sekund po rozpoczęciu odtwarzania pierwszego albumu stało się jasne, że przedwzmacniacz gramofonowy Dana D’Agostino wyznacza nowy standard jakości brzmienia winyli. Przynajmniej w moim systemie. Nowy phonostage wycisnął wszystko z mojego analogowego źródła. Mój system składa się z gramofonu Basis Audio Debut V. Kupiony lata temu jako Debut Gold a  następnie udoskonalony przez samego AJ Contiego w jego pracowni do modelu V. Wymagało to olbrzymiej ilości pracy. Gruba plinta musi teraz zmieścić, zamiast starego silnika DC, nowy synchroniczny silnik AC. Po modyfikacji, gramofon można też podłączyć do zewnętrznego zasilacza. Zasilacz, którego używam, produkuje perfekcyjną sinusoidę o częstości 60Hz [do odtwarzania płyt z prędkością 33 i 1/3 obrotów na minutę]  lub 81Hz [do płyt na 45 obrotów]. Nie muszę więc już zmieniać położenia paska napędowego, za każdym razem kiedy chcę zmienić prędkość odtwarzania.

Moje ramię Tri-Planar 6 zbudował na przełomie wieków Herb Papier, pierwszy właściciel firmy Tri-Planar, kiedy jeszcze jego warsztat mieścił się na przedmieściach Waszyngtonu. Potem ramię zostało poddane tuningowi przez aktualnego właściciela firmy w jego atelier w Minneapolis. Zmieniono wewnętrzne okablowanie i delikatnie zmieniono jego główkę.

Mam też trzy wkładki, z których korzystałem na zmianę podczas testu. Van den Hul Crimson Stradivardius oraz Gold Note Tuscany spisywały się doskonale. Starsza Lyra Kleos, choć dała zaskakująco dobre rezultaty, nie mogła równać się z nowymi konstrukcjami.

Tym, co zaskoczyło mnie przede wszystkim w brzmieniu przedwzmacniacza D’Agostino jest całkowity brak jego brzmienia. Powiedzieć, że tło jest ciche, to nic nie powiedzieć. Włączone Momentum jest tak ciche, jakby wtyczka w ogólne nie znajdowała się w gniazdku sieciowym. Jak wspomniałem, zewnętrzny zasilacz urządzenia składa się z dwóch. Jedna z nich znajduje się tuż pod jednostką główną, druga – stoi na podłodze. Taki układ z pewnością ma spore zalety dźwiękowe. Jeżeli ktoś zapyta ‘Czy tło mogłoby być czarniejsze?’ – odpowiem ‘Nie. W żadnym razie.’ Większość z nas zdaje sobie sprawę ze znaczenia cichego tła. Brzmienie jest wtedy wyraźnie lepsze. Co wynika też z kwestii psychoakustyki: kiedy mózg nie jest rozpraszany przez szum, poświęca całą uwagę słyszanej muzyce.

Mówi się, że obniżenie poziomu szumu tła zwiększa możliwości komponentów w zakresie reprodukcji makro- i mikrodynamiki, odwzorowania detali, transparencji, oddania skrajnych częstości i wielu innych kwestiach. Moim zdaniem, te parametry brzmienia ulegają poprawie ze względu na niewydolność naszego mózgu w kwestii multitaskingu. Muzyki nie usłyszy wyraźnie nikt, kto musi się jej doszukiwać pod warstwą szumu. Oczywiście, flagowy przedwzmacniacz gramofonowy Dana D’Agostino oferuje doskonałą dynamikę w skali makro- i mikro, świetne detale, głęboki bas i niebiańskie wysokie tony. Ale to właśnie czarne tło jest chyba jego najbardziej imponującą cechą.

Lista brzmieniowych zalet Momentum jest tak długa i są one tak znaczące, że omówieniu każdej z nich można poświęcić osobny tekst w każdym numerze Enjoy the Music do końca roku.  Kiedy czytam notatki z odsłuchów, widzę że już dość szybko zacząłem się powtarzać. Każdej kolejnej płycie towarzyszy stwierdzenie, że  ‘nigdy nie brzmiała lepiej’. Doskonale znane albumy brzmiały jak ‘nowe’. Te zaś mniej znane pozwoliły mi dokładnie poznać intencje muzyków, realizatorów i producentów.  Zamiast zastanawiać się nad poszczególnymi aspektami brzmienia Momentum, mogłem z radością słuchać kolejnych płyt i cieszyć się muzyką aż do końca testu.

Jedną z płyt, które słuchałem najczęściej była Meddle Pink Floydów z 1971. Moim zdaniem, jedną z cech wielkiego albumu jest jego odporność na upływ czasu. Tej płyty Floydów słucham od kiedy byłem nastolatkiem. To z pewnością wielki album. Przez lata słuchałem wielu jego tłoczeń. Spośród aktualnie posiadanych kopii, najlepiej brzmi japoński longplay wytwórni Harvest/Odeon wydany w 1971. To gruby płat winylu brzmieniowo porównywalny z oryginalnym, brytyjskim tłoczeniem Harvesta. Z jednym wyjątkiem: na japońskiej płycie praktycznie nie istnieje szum powierzchniowy. Pierwszy utwór na pierwszej stronie to ’One Of These Days’. Zaczyna się od dźwięków wiejącego wiatru, potem wchodzą dwie basowe gitary. Każda w swoim kanale. Z D’Agostino, brzmienie tego kawałka zapiera dech w piersiach. Jak już powiedziałem, słucham tej płyty przez całe swoje dorosłe życie. A jednak - przepraszam za kliszę - jakbym usłyszał ją teraz po raz pierwszy. Dokładnie wiedziałem, że obie nagrane przez Watersa [jedna powtarza linię drugiej jak echo] zajmują osobne kanały. Jednak, dzięki Momentum, teraz obie były lepiej zróżnicowane, szybsze i lepiej narysowane, ale słychać je było tuż nad podłogą mojego pokoju. Jakby każda z nich leżała na powietrznej   poduszce.

Po chwili w tle wchodzi Rick Wright i jego Hammond B3, następnie David Gilmour i jego lekko przesterowana gitara. Na tym tle Roger Waters wykonuje kosmiczne solo na basie. Słychać też Nicka Masona i jego perkusję. Uderzenia stopy brzmiały jak pukanie do bram nieba [czy może piekła?]. Momentum nie pokazuje uderzenia basowego kotła jako jednego, zlewającego się dźwięku. Wręcz przeciwnie. Uzyskanie takiego brzmienia było pewnie obsesją ludzi z Abbey Road. Dźwięk schodzi tak nisko, że raczej go czuć niż słychać. W jego środku słychać głębokie ’uffff’, na szczycie ciche kliknięcie. To kolejne podkreślenie szybkości transjentów osiąganej przez Momentum. Oczywiście, zaraz po uderzeniach wielkiego bębna, słychać recytację ’One of these days, I’m going to cut you into little pieces’. Resztę utworu zajmuje gra całego zespołu. Dlaczego opisuję dokładnie cały utwór zamiast pisać o brzmieniu testowanego przedwzmacniacza gramofonowego? Dlatego, że podczas odsłuchów do tej recenzji doszedłem do wniosku, że mam do czynienia z najbardziej przeźroczystym przedwzmacniaczem jaki kiedykolwiek słyszałem. Opisywanie brzmienia Momentum to opisywanie brzmienia słuchanego utworu. Kropka.

Po wysłuchaniu Pink Floydów i kilku innych płyt, które uważam klejnoty w mojej rockowej kolekcji, sięgnąłem po muzykę klasyczną. Nie tylko dlatego, że lubię słuchać najlepszych nagrań z mojej kolekcji z klasyką. Przede wszystkim dlatego, że chciałem posłuchać jak D’Agostino wydobywa na powierzchnię to, co dotąd skrywało się głęboko w ścieżkach. Faktycznie, Momentum odtworzył barwę instrumentów i głosów w niesamowicie realny i realistyczny sposób. Nigdy wcześniej nie słyszałem tych nagrań brzmiących aż tak bardzo ’na żywo’. Płyty z klasyką pozwoliły mi postawić kropkę nad i. Wiem już, że nie słyszę brzmienia tego komponentu. Słyszę jedynie brzmienie nagranej orkiestry.

Niektóre nagrania są lepsze od innych. Kolumny pokazywały jednak jedynie decyzje podjęte przez realizatorów i producentów w trakcie realizacji albumów. Ocena na podstawie jakości brzmienia po raz kolejny pokazuje, że nagrania wytwórni Decca i RCA ze ‘złotej ery’ końca lat pięćdziesiątych dwudziestego wieku nadal są jednymi z najlepszych. Tak samo nagrania RCA z przełomu lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych. Oczywiście w historii powstało wiele innych dobrych nagrań.  Tak samo, powstało też sporo słabych. Nie chodzi o to, że nie potrafię słuchać ‘słabo’ nagranych płyt. Szczerze mówiąc, niektóre z nich dały mi najwięcej radości podczas tego testu. Zwłaszcza, że wreszcie mogłem usłyszeć jakie były intencje osób tworzących nagranie. Nikt przecież nie tworzy słabych realizacji celowo. Dla kogoś brzmiały one dobrze. Phonostage D’Agostino pozwala usłyszeć to, co słyszeli realizatorzy. 

Inwestycja w najlepsze

Oczywiście, przedwzmacniacz gramofonowy D’Agostino Momentum jest drogi. Wydanie takiej ilości pieniędzy na cokolowiek wymaga podjęcia trudnej decyzji. Znam jednak wiele osób, które mogą uważać ten phonostage za okazję. Zwłaszcza w zestawieniu z innymi konstrukcjami obecnymi na rynku. Można przecież znaleźć urządzenia dwa razy droższe. Wydaje się więc, że Momentum jest racjonalnie wyceniony w kontekście wysiłku włożonego w jego zaprojektowanie, jakość budowy a - przede wszystkim – brzmienia, które pozwala osiągnąć. Gdybym miał pieniądze, nie zastanawiałbym się ani minuty. Kupiłbym Momentum bez dłuższego wahania. Nie jest doskonały, brakuje mu pilota zdalnego sterowania i ma tylko jedno wyjście. Przedwzmacniacz gramofonowy Dan D’Agostino Momentum to aktualny mistrz. Szczerze rekomenduje go wszystkim, których na niego stać. A nawet tym, których nie stać.

Odpowiedź producenta

Tom, dziękuję za wspaniałą recenzję przedwzmacniacza gramofonowego Momentum. Masz rację, nie projektowałem przedwzmacniaczy gramofonowych przez dłuższy czas, ale odtwarzanie płyt analogowych jest od zawsze moją pasją. Cieszę się powrotem popularności winylu oraz, że mogę brać w tym udział osobiście tworząc taki produkt. Phonostage Momentum to próba stworzenia najlepszego urządzenia w kategorii. Ja i mój zespół włożyliśmy wszystkie siły w stworzenie układu wzmacniania sygnału oraz zasilacza. Cieszę się, że rezultat tak się podoba. Jeszcze raz dziękuję. Dan D’Agostino.