HiFi Critic 10-12/2012

Martin Colloms 

Dan D’Agostino założył firmę Krell i przez trzydzieści lat projektował dla niej wzmacniacze. Teraz prowadzi nową firmę i prezentuje nowe wzmacniacze. Martin Colloms sprawdza jak działa nowa stereofoniczna końcówka Momentum.

Dan D’Agostino musiał pożegnać się z firmą Krell – którą założył i prowadził przez 30 lat - z powodu korporacyjnych zawirowań po jej przejęciu przez nowych właścicieli. Założył więc nową firmę: Dan D’Agostino Master Audio Systems. Jej pierwszym produktem były monobloki Momentum [300W]. Rok później pojawiła się testowana tu końcówka stereofoniczna a po niej debiutował przedwzmacniacz. [Również Bret, syn Dana, opuścił firmę Krell i założył własną firmę – Bully Sound].

Wzmacniacz Momentum jest ponad dwa razy mniejszy od naszego referencyjnego Krella 402e. Projekt jego obudowy – czarne lub srebrne aluminium i miedziane radiatory – jest absolutnym przeciwieństwem Krella. Przednia ścianka jest zdominowana przez olbrzymi, okrągły, podświetlany na zielono, wyświetlacz. Dwie – umieszczone naprzeciw siebie – wskazówki pokazują poziom oddawanej mocy. Mały przełącznik pozwala ustawić moc odpowiadającą ich maksymalnemu wychyleniu [50W, 100W i 250W]. Można również zmniejszać intensywność podświetlenia.

Masywne miedziane panele nie są przykręcone do obudowy na pokaz. Działają jak radiatory o dużej pojemności cieplnej. Wywiercone w nich pionowe dysze wymuszają cyrkulację powietrza, co przyśpiesza oddawanie ciepła. Zastosowanie tak dużej ilości miedzi pomaga również ustabilizować temperaturę pracy tranzystorów stopnia wyjściowego oraz szybko je ochłodzić po okresach wzmożonej pracy – miedź przewodzi bowiem ciepło dwa razy szybciej niż aluminium. Poza tym, struktura bloków miedzi [słabo podatnej na rezonanse] pozwala zredukować wibracje i ograniczyć wpływ efekt mikrofonowego na dźwięk. A tranzystory ze swej natury są przecież narażone na efekt mikrofonowy. Termiczne i mechaniczne właściwości miedzi powinny więc poprawiać przejrzystość sygnału dźwiękowego.

W każdym z kanałów wzmacniacza pracuje 16 szybkich tranzystorów Sankena o częstotliwości przełączania 69MHz, stabilizowanych w lokalnej sieci i połączonych w komplementarne pary. Optymalne odprowadzanie ciepła zapewniają metalowe mocowania tranzystorów wykonane z niemagnetycznej stali. Wewnętrzna budowa stereofonicznego wzmacniacza Momentum jest bardzo podobna do budowy monobloków Jeżeli to potrzebne, model stereo za pomocą kilku kroków da się przekształcić w wersję mono.

Płytka pętla sprzężenia zwrotnego oznacza, że efekt zniekształceń będzie niskiego rzędu i będzie słyszalny a nawet zawierający pewne harmoniczne. Precyzyjne dopasowanie stopnia wzmocnienia komplementarnych tranzystorów PNP/NPN pozwala zminimalizować zniekształcenia. Obudowa wzmacniacza została wykonana [w zasadzie ‘wydrążona’] z jednego bloku aluminium. Nie ma tu mikroprocesorów ani skomplikowanych schematów automatycznej regulacji prądu podkładu. Jest szerokopasmowy, wyjątkowo liniowy układ wzmacniający z płytką pętlą sprzężenia zwrotnego. Wzmocnienie otwartej pętli wynosi jedynie 30dB, dla sprzężenia zwrotnego zostaje 5dB. To jedna z najniższych wartości w branży.

Wzmacniacz pracuje w klasie A/B [przełączenie następuje przy 45W na kanał albo przy 35stopniach Celsjusza – w zależności od temperatury otoczenia]. Ścieżka sygnałowa jest krótka i czysta. Zastosowano wyłącznie dyskretne elementy szerokopasmowe testowane przed zamontowaniem do płytek. Montaż elementów jest wyłącznie przewlekany. Mały transformator toroidalny dostarcza prąd służący do podtrzymania trybu standby i podświetlania miernika na przedniej ściance. Duży toroid – skonstruowany specjalnie pod kątem niskich szumów – osiąga 1,6kW.

Mały ‘włącznik’ uruchamia procedurę startu. Przez kilka pierwszych sekund aktywny jest tryb mute. Przeciążenie wzmacniacza również natychmiast odcina kolumny od sygnału. Jeżeli to za mało – działa bezpiecznik [pozwalający jednak na krótkotrwałe oddanie 900W na kanał przy obciążeniu 2 omów]. Choć obudowa wzmacniacza jest mała, D’Agostino zastosował tu swoje kluczowe patenty zapobiegające zwarciu przy olbrzymich obciążeniach.

Wejścia audio to wyłącznie symetryczne XLR-y. W zestawie dostarczane są adaptery RCA/XLR. Posiadacze preampów wyposażonych jedynie w wyjścia RCA mogą również stosować odpowiednio dostosowane interkonekty, tak jak my. Stosowaliśmy przewody Transparent mm2.

Na krytykę zasługują jedynie terminale głośnikowe. Są schowane poniżej wystającej części obudowy, brak im izolacji i leżą zbyt blisko siebie. Trudno do nich zamontować grube audiofilskie przewody głośnikowe. Zwłaszcza, że tylna ścianka jest dość zatłoczona: blisko znajdują się gniazdo przewodu sieciowego [IEC 13A], bezpiecznik [7,5A] i wejściowe gniazda XLR. Aby dobrze przykręcić widełki kabli głośnikowych niezbędny jest klucz. Firma Transparent rozważa podobno produkcję przewodów zakończonych widełkami zaginającymi się pod kątem prostym. Specjalnie dla posiadaczy Momentum.

W trybie czuwania wzmacniacz pobiera z sieci jedynie 2W. Do działania budzi go niewielki przełącznik znajdujący się na dolnej ściance, pod wyświetlaczem. Ze względu na niewielką wysokość stopek wzmacniacza, przełącznik ten jest trudno dostępny dla posiadaczy grubych palców. W ofercie firmy znajduje się również aluminiowa podstawa tłumiąca wibracje. Wypróbowaliśmy również, z dużym powodzeniem, stopki Alto Extremo Fat Boy II testowane wcześniej w HiFiCritic [Vol5 No4].

Producent wzmacniacza podaje następujące parametry: moc nominalna 200W na kanał dla 8 omów i 400W na kanał dla 4 omów; pasmo przenoszenia od 1Hz do 200kHz [-1dB]; zniekształcenia 0,15% przy pełnej mocy [8 omów]; stosunek sygnału do szumu na poziomie 105dB i wzmocnienie 24,5dB [x17] dla wejścia zbalansowanego. Trzeba również pamiętać, że miedziane radiatory są bardzo delikatne. Wzmacniacz posiada pięcioletnią gwarancję.

Jakość dźwięku

Oceniając ten wzmacniacz nie można sugerować jego ‘biżuteryjnym’ wyglądem. Mimo całego blichtru obudowy, nie jest on jedynie dekoracją.

Praktycznie niezauważenie konstrukcja ta dostaje się do naszej podświadomości. Jak czarna pantera, wzmacniacz ten osiąga cel bez żadnego fałszywego ruchu, bez żadnego zbędnego dźwięku. Muzyka wydostaje się z niego bez żadnych przydźwięków, które znamy z innych urządzeń elektronicznych. Momentum nie przypomina brzmieniem żadnego innego wzmacniacza, który znam. Większość osób nie zdaje sobie w ogóle sprawy, że taka czystość brzmienia jest możliwa. Czy chodzi o Momentum Stereo, czy o Takumi T70 firmy Robert Koda. [Ślad takiej wolnej od szumu czystości można usłyszeć – choć jedynie przy średnich poziomach głośności – z najlepszych triodowych wzmacniaczy single-ended].

Wyraźnie słychać, że D’Agostino sięgnął do wszystkich swoich zasad budowania wzmacniaczy, do wszystkiego, co odkrył przez lata. I wykorzystał to w nowy, odświeżający sposób. A przecież wcześniej stworzył dla Krella serię Evo. Nasz redakcyjny 402e jest uważany za lidera w swojej klasie. Technologii zastosowanej w Momentum nie można określić mianem progresywnego udoskonalenia ani nowego opracowania istniejących schematów. Wzmacniacz ten zdobywa nowe terytoria w kwestii projektowania układów audio. Poprawa jakości dźwięku jest trudna do przeoczenia. Moim zdaniem jest wręcz bardzo znacząca.

Choć bardzo lubię słuchać testowanych urządzeń aby zrozumieć ich istotę, praktycznie nigdy nie mam problemów z zakończeniem sesji odsłuchowych. Z Momentum było inaczej. Ten wzmacniacz uzależnia od pierwszej chwili. Aby skończyć inne zadania, musiałem się od niego odrywać na siłę. Nie wiem nawet od czego zacząć opis tego brzmienia. Jest w nim, trudna do przeoczenia, poprawność. Jakby wszystkie nici obecnych w muzyce, ale wcześniej rozproszonych, dźwięków nagle zostały uchwycone mocną ręką i zaczęły tworzyć spójną, mocną tkaninę.

Słuchanie sporej ilości krótkich próbek okazało się niemożliwe. Scena dźwiękowa jest tak wypełniona muzycznymi wydarzeniami, że przerywanie utworów wydawało mi się niegrzeczne. Ten wzmacniacz ma takie umiejętności przekazywania muzyki, że słuchacz zaczyna naprawdę szanować kompozytorów oraz muzyków i pozwala im skończyć pracę. Chciałem sprawdzić jak brzmi Sinfonia Antarctica Williamsa pod batutą Haitinka. Musiałem wysłuchać jej całej. To samo z płytą Leftfield duetu Leftfield. I z wieloma innymi płytami.

 

Rozpoznawalne aspekty poprawy brzmienia – ogniwa łańcucha, nad którym pracuję w trudzie od wielu lat – zostały połączone razem, podkreślone, lepiej zogniskowane i po prostu skoncentrowane w dźwięku Momentum. Tak, jak Wilson Audio MAXX 3, wzmacniacz ten zaprzyjaźnia się z słuchaczem. Dobrze z nim być.

Z pewnego punktu widzenia jest to brzmienie nadzwyczaj poprawne. Słuchacz może dojść do wniosku, że ktoś w końcu odkrył jak połączyć w jedną całość te niezbyt częste do tej pory przebłyski najwyższej jakości jakie znamy z innych urządzeń. Teraz zaś prezentuje je w jednej totalnej i satysfakcjonującej całości.
Ocena brzmienia urządzeń jako elementów systemu audio jest sprawą względną. Wielość alternatyw zmusza nas do niekończących się porównań i szukania granic możliwości systemu. Jeżeli jakiś produkt w takim porównaniu wyskakuje wyraźnie do przodu nasza reakcja, choć instynktowna, jest słuszna: w określonym kontekście po prostu wiemy kiedy coś brzmi dobrze.

Coś takiego jest w brzmieniu słynnego Ongaku, coś takiego ma Cary 300B SE, albo Koda Takumi T-70. Tak samo Krell KSA50, Krell Evolution 600e i Audio Research 150. Doświadczenie pokazuje jednak, że brzmienie jasne i bliskie jest raczej mniej poprawne. Momentum Stereo jest bardziej wycofany i ciemniejszy niż wszystkie wymienione wyżej wzmacniacze. Jeżeli system zrównoważono aby osiągnąć ‘normalny’ dźwięk, Momentum może się w nim brzmieć w ściśnięty, ograniczony sposób. Doświadczyłem tego z kolumnami Magico Q1, które wolałem słuchać z Evolution 402e. Przynajmniej w połączeniu z moim źródłem i okablowaniem.

Kiedy słuchasz Momentum dłużej, zaczynasz odkrywać – w nagraniach, które dobrze znasz – głęboką perspektywę, drobne detale w najdalszych planach dźwiękowych. To zaskakujące doznanie. W porównaniu z tym wzmacniaczem inne wydają się pozbawione dynamiki i jakiejkolwiek umiejętności oddania głębokości sceny. im więcej uwagi poświęcisz zbudowaniu systemu wokół Momentum, tym mocniej odpłaci on podczas odtwarzania muzyki. Jest bardzo dobry już po wyjęciu z pudełka i po włączeniu do każdego systemu. Umiejętne tuningowanie systemu jako całości pozwala uzyskać doskonałą muzykalność i olbrzymią ilość detali.

Ocena poszczególnych składowych brzmienia jest prosta. Same oceny doskonałe. Głębokość i szerokość sceny oraz ogniskowanie instrumentów są doskonałe. Tak, jak naturalność barwy i równowaga odwzorowania w całym zakresie pasma. Oraz precyzja i moc dźwięku oraz pewność odtwarzanych transjentów. A także rytm i timing. Trzeba również napisać o poczuciu przejrzystości czy wręcz płynności dźwięku, subtelnościach rozdzielczości i doskonałemu różnicowaniu kolorystyki instrumentów i ataku perkusji. Wzmacniacz zachowuje charakter każdego instrumentu. Nawet w nagraniach dużej orkiestry, każdy instrument jest pokazywany indywidualnie. Słuchacz może śledzić osobno każdy temat w każdym z rejestrów. A jednocześnie całość jest spójna i związana ze sobą.

Wzmacniacz ten jest praktycznie wolny od ziarnistości i twardości. Pokazuje dzięki temu więcej odcieni i pełniej rysuje skomplikowane tematy. Fortepian jest naprawdę przekonujący. Wzmacniacz dokładnie różnicuje jakość interpretacji.

Powyższy opis dotyczy przede wszystkim wrażenia, jakie wzmacniacz stereofoniczny Momentum wywiera na słuchaczu. Kryje się w nim jeden wniosek: to konstrukcja brzmiąca lepiej od większości wzmacniaczy, które słyszałem. I to wyraźnie lepiej. Sprawdzałem go w wielu konfiguracjach. Brzmi dobrze już bezpośrednio po uruchomieniu. Po 15-30 minutach rozgrzewki osiąga optimum. Po dokładnym porównaniu z naszymi urządzeniami referencyjnymi i poprzednio testowanymi urządzeniami, jego dźwięk oceniamy na 210 punktów. To rekord. Momentum Stereo jest najlepszym urządzeniem w swojej klasie.

Raport z laboratorium

To w pewnym sensie ironiczne, że choć nowy wzmacniacz Dana D’Agostino brzmi lepiej niż jego starsze konstrukcje – jak nasz redakcyjny Evo 402e – to w pomiarach laboratoryjnych wypada gorzej. Można też znaleźć ślad zniekształceń harmonicznych. Przyglądając się im dokładniej [na szczęście – dzięki płytkiemu sprzężeniu zwrotnemu] możemy dostrzec przede wszystkim trzecią i piątą składową, ale druga harmoniczna jest jedynie kilka dB niższa, co zmiękcza nieco brzmienie tego tandemu. Spektrum zniekształceń przy 1W przypomina ich przebieg dla 160W przy 4 omach, które jest nieznacznie ostrzejsze i ma więcej składowych harmonicznych. Nie sądzę jednak, żeby przy tych poziomach głośności miało to jakiekolwiek słyszalne znaczenie. Zwłaszcza, że całkowity poziom zniekształceń wynosi wtedy -53dB [około 0,2%].

Testowany przez nas egzemplarz – z wczesnego etapu produkcji – wykazywał ślad szumu zasilania w prawym kanale [bliższy gniazda sieciowego]. Stąd nieskorygowana wartość 81/85db [prawy/lewy kanał] w tabelce z wynikami pomiarów. To za mało, żeby cokolwiek usłyszeć nawet podczas testu kolumn [chyba, że podłączymy do wzmacniacza zestawy tubowe o czułości 105dB]. Przy pełnej mocy wartość ta wynosi 95/105dB [nieskorygowana] oraz 105dB dla obu kanałów po wykluczeniu szumu. Jak to zwykle, zniekształcenia rosną wraz z mocą i obciążeniem osiągając około 0,2% dla 80W przy 4 omach.

Zaskakujący jest za to brak wzrostu dystorsji przy wzroście częstotliwości. Przy 1W THD pozostaje na takim samym poziomie, około 0,06%, od 10Hz do zadziwiających 200kHz [zauważono jedynie nieznaczny spadek mocy przy wysokich częstotliwościach]. Przeprowadziłem ten sam test dla 50W i zniekształcenia nie przekroczyły 0,3% aż do 100kHz, co pokazuje wspaniałe, liniowe pasmo przenoszenia. Moc i obciążenie dla wysokich częstości pokazują absolutną przewagę tego wzmacniacza nad konstrukcjami pracującymi w klasie D. Zniekształcenia intermodulacyjne 19,5/20,5kHz są również bardzo dobre: -70dB dla 1W i -63,5dB [0,07%] dla mocy 240W i 8 omów.

Impedancja wyjścia to typowe 0,3 oma. Znów – bardzo stabilna w całym zakresie częstotliwości. Równowaga kanałów i pasmo przenoszenia [od praktycznie zera do 200kHz] są doskonałe a maksymalne natężenie prądu sięgające 50 amperów pozwoli wysterować każde kolumny. Rezultaty poszukiwania intermodulacji dla wysokich częstotliwości są również bardzo dobre: 0.03% dla 1W. Choć trudno to zmierzyć, oceniłem impedancję wejścia na około 200kW, co oznacza małe obciążenie dla źródeł sygnału [szczególnie korzystne dla przedwzmacniaczy lampowych]. Pobór mocy w trybie standby jest minimalny. Zaś po włączeniu wzmacniacz pobiera z sieci 90W [to niewiele jak na moc wyjściową]. Separacja kanałów wynosi 85dB dla średnicy i 69dB dla 20kHz.

Maksymalna moc wyjściowa [przy napięciu zasilania 242V] wynosi 240W dla obu kanałów [8 omów, sygnał 20Hz-20kHz] oraz 445W dla jednego kanału [4 omy, sygnał 20Hz-20kHz]. Przy obciążeniu 2 omów jeden kanał oddaje ponad 800W, zaś dla 1 oma jest to już 1,3kW. Ten wzmacniacz ma – jak widać – spory zapas mocy i podoła każdemu obciążeniu. Jest również zgodny w fazie i ma pomijalną składową stałą.

Podsumowanie

Nie jest zaskoczeniem, że wzmacniacz z płytką pętlą ujemnego sprzężenia zwrotnego – jak ten – nie bije rekordów pod względem poziomu mierzalnych zniekształceń. Tyle, że osiąga poziom techniczny bardziej niż wystarczający z punktu słyszalnej jakości dźwięku. Od dawna wiemy też, że niski poziom zniekształceń nie jest tożsamy z dobrym brzmieniem.

Przez wiele lat D’Agostino pracował nad skonstruowaniem wzmacniaczy doskonałych pod względem parametrów technicznych. W ostatnim czasie doprowadziło to do znacznej komplikacji ich budowy. Pracując nad Momentum, Dan wrócił do swoich korzeni. Skupił się na prostocie. Postawił nacisk, przede wszystkim, na jakość dźwięku. Choć oczywiście zachował tolerancję na obciążenia i rezerwy mocy, z których znane są jego konstrukcje.

Wzmacniacz ten jest absolutnie cichy – tak pod względem mechanicznym, jak i elektrycznym. Jakość budowy stoi na najwyższym poziomie, co nie powinno dziwić przy tej cenie. Naprawdę wyjątkowe jest brzmienie: zachowujące wierność barwie instrumentów, dynamiczne, dobrze zogniskowane i całkowicie transparentne, z olbrzymią sceną dźwiękową. Jest również muzykalne i pełne energii. Na obecnym etapie rozwoju techniki trudno oczekiwać na więcej. Zaskakująco mała stereofoniczna końcówka mocy Momentum zasługuje na nasze najwyższe rekomendacje. Prezentuje bowiem absolutny szczyt dzisiejszych możliwości.