Dane techniczne

Hi-Fi Plus 12/2013 (Nr 106)

Chris Thomas

W ostatnim wydaniu, w pierwszej części recenzji, pisałem o Vivaldi’m, jako odtwarzaczu CD w dwóch obudowach i jaki zasadniczy skok jakościowy stanowił on w porównaniu do czteroczęściowego systemu Paganini, do którego tak bardzo przyzwyczaiłem się przez kilka ostatnich lat. Wykorzystanie transportu CD/SACD Vivaldi oraz przetwornika DAC, podłączonych do wzmacniacza bezpośrednio bez stopnia przedwzmacniacza nigdy nie będzie tanią opcją, ale jeśli potrzebny jest właśnie odtwarzacz CD, będzie to najtańsza droga do wejścia w świat systemu Vivaldi. Takie zestawienie pokazało mi w sposób niezwykle bezpośredni, że wiele dźwiękowych artefaktów, które zawsze kojarzyłem z odtwarzanym formatem, po prostu zniknęło lub zostało wyraźnie zmniejszone. Szerokość i głębokość sceny dźwiękowej, artykulacja basów i wysokość tonów, zatrważająca dynamika, masywna redukcja skompresowanej przestrzeni pomiędzy instrumentami i zakres ich dźwiękowego kolorytu były jak z innej bajki. Jednak tym, co zabrzmiało najbardziej przekonująco, było pogłębione odczucie muzycznego przekazu i zaangażowania w odtwarzane dzieło. Prosto mówiąc, cieszyłem się lepszymi i dłuższymi sesjami odsłuchowymi, angażując się w mistrzowskie wykonania i nagrania na głębszym, bardziej fascynującym i bardziej osobistym poziomie.

Zegar wzorcowy, to znacznie bardziej precyzyjny sposób na synchronizację strumienia muzyki płynącego przez poszczególne komponenty systemu Vivaldi. Pozostaje on na zewnątrz ścieżki sygnałowej, regulując bicie serca całego zestawu poprzez wykonywanie obliczeń w jednym miejscu (kiedy używamy tylko transportu i przetwornika DAC, ten pierwszy jest podporządkowany zegarowi DAC’a). Dzięki temu, wszystkie operacje cyfrowe przeprowadzane przez trzy pozostałe urządzenia, są podrzędne w stosunku do pojedynczego, niezwykle dokładnego zegara, który jest o całe rzędy wielkości bardziej precyzyjny, niż te wbudowane w poszczególne komponenty.

Kiedy zegar wzorcowy do mnie dotarł spodziewałem się – po jego wpięciu do systemu - większego odczucia precyzji, dokładniejszej koordynacji czasowej i pogłębionego poczucia obcowania z muzyką, która będzie solidniej zakotwiczona i będzie charakteryzować się być może, nieco większą siłą. Wszystko to zdecydowanie otrzymałem, ale pozostałe kierunki, w jakich podążyła odtwarzana muzyka, okazały się jeszcze bardziej interesujące. 

Włączenie zegara do zestawu składającego się z transportu i przetwornika DAC wywołało rezultaty, w które ciężko uwierzyć. Owszem, muzyka jest bardziej bezpośrednia, potężna i lepiej ugruntowana, a przewidywane odczucie stabilizacji całego pasma przetwarzania jest niezaprzeczalnie widoczne, jednak zegar redukuje tyle samo elementów, ile dodaje, a to, co dodaje do systemu okazuje się tak niezwykle istotne. Kolejny raz system oddala się od brzmienia, jakie przypisane jest konwencjonalnym odtwarzaczom CD. To co zdajemy się akceptować jako ‘dźwięk cyfrowy’, czy może powinienem powiedzieć ‘dźwięk cyfry’, jest jeszcze bardziej zredukowane. Szorstkość i dokuczliwe krawędzie natarcia, które wydają się nieodłączne dla wielu płyt CD, są likwidowane. Szczególnie głosy wokalistów okazują się mniej sztuczne, bardziej otwarte i słodkie. Niemiła kompresja, otaczająca tak wielką ilość harmonii wokalnych, zostaje zastąpiona przez bardziej naturalne wrażenie całości, w której każda indywidualna część jest znacznie lepiej wyrażona. Wszystko, co dwuelementowy zestaw Vivaldi realizował tak dobrze, jest jeszcze pogłębione dzięki zastosowaniu zegara. Słabe strony nie istnieją. Takie zestawienie ukazuje muzyczne wątki i harmoniczne możliwości poprzez usunięcie wielu charakterystycznych podkolorowań dźwięku CD i pozwala po prostu zrelaksować się przy muzyce. Tę kwestię poruszył na bardzo wczesnym etapie Chris Binns, kiedy przyszedł posłuchać systemu, a wraz z upływem czasu wrażenie jedynie się pogłębiało. Poprzez dostarczenie muzyce większej ilości oddechu Vivaldi staje się znacznie bardziej ekspansywny. Tak wiele z elementów, które zawsze utożsamiałem z otoczeniem studia nagraniowego i cyfrowym pogłosem po prostu przepadło, a kiedy muzyka staje się czystsza, natychmiast wzbogaca się o faktury, a jednocześnie jest bardziej ‘rzeczywista’ i namacalna. Kolejny raz, tak jak przy odsłuchu wstępnego ustawienia dwóch elementów Vivaldi, musiałem poddać w wątpliwość i dokonać ponownej oceny tak wielu cech, które uznałem za pewnik związany z odtwarzaniem CD i które przez całe życie akceptowałem jako ograniczenia domowych systemów audio.

Jednak, podczas gdy dobrze zrealizowane płyty CD ukazywały pokłady muzycznych rozkoszy, jakich nigdy przedtem nie doświadczyłem, szybko zacząłem dokopywać się również do spodu moich stosów z nagraniami, aby dotrzeć do tych niemiło brzmiących egzemplarzy wydanych w okolicach lat 80-tych. Z reguły były to transfery muzyki z analogowych taśm-matek, która wcześniej istniała tylko w formie winyli i kaset magnetofonowych. Często więc są to szczupłe, kiepsko nagrane i wrednie brzmiące dyski, płaskie jak naleśnik z nieodłączną szorstkością i pozbawioną polotu jakością dźwięku, która raczej męczy, niż zachwyca. Stanowią zbiór cech charakterystycznych, z powodu których ludzie wciąż nie lubią słuchać płyt CD. Rozpocząłem od wczesnych nagrań Santany, Steely Dan i Weather Report, nie oczekując niczego dobrego. Jakże bardzo się myliłem… Nie twierdzę oczywiście, że nagle w cudowny sposób odrodziły się one w formie arcydzieł cyfrowej technologii. Oryginalne studyjne nagrania po prostu są całkiem niezłe. Spora część starych naleciałości pozostała, jednak zostały one w dużym stopniu zredukowane. Kartonowa perkusja nabrała dynamicznej mocy i budzącego podziw ataku, głosy straciły swój nudny, jednowymiarowy charakter, a cały balans tonalny poprawił się w mgnieniu oka. Powtórzę ponownie – irytujące ‘krawędzie’ płyt CD zostały złagodzone i powstało znacznie lepsze poczucie głębi, masy oraz stabilności, prezentowane przez te niekochane zapychacze półek. Odkryta na nowo starsza muzyka, którą kochaliście na winylach, ale której nie mogliście ścierpieć na płytach CD, jest jedną z największych sztuczek zestawu Vivaldi, ponieważ wcześniej szacowałem, ze jakieś 60% mojej kolekcji moich płyt CD brzmiało kiepsko lub najwyżej przeciętnie. W tej chwili ilość ta została zredukowana do około 25-30%. 

Nadszedł czas, aby cała rodzina komponentów została połączona i Upsampler Vivaldi został zgodnie z planem zainstalowany w szeregu z całkowicie bezprzewodową siecią i serwerem. Podłączenie każdego urządzenia zwiastowało kolejną przygodę z przewodami, ale wreszcie mogłem usłyszeć całą instalację Vivaldi wykonującą swoje zadanie, a źródłem dźwięku przestało być jedynie CD. Zacząłem ponownie zastanawiać się, jaką poprawę będzie w stanie wnieść do systemu Upsampler. W końcu transport oferuje jedynie ograniczone możliwości upsamplingu, w postaci formatów DXD i DSD, a dedykowane urządzenie wpasowuje się pomiędzy transport, a przetwornik DAC i zwiększa te możliwości w olbrzymi sposób, zapewniając jednocześnie bardziej wszechstronną obróbkę sygnału i oferuje dedykowane, izolowane źródła zasilania. Podłączenie komputera, czy napędu typu NAS jest stosunkowo proste, a Upsampler wspiera tryb DSD poprzez złącze USB, dzięki protokołowi opracowanemu przez dCS, który umożliwia także odtwarzanie plików DSD z serwera sieciowego. Wszystkie aspekty obróbki sygnału dostępne dla CD są również aktualne w przypadku sieci, lub odtwarzania plików z komputera. Istnieje aplikacja dCS, która pozwala na dostęp do pełnej biblioteki utworów i na kontrolę procesu odtwarzania z serwera, a Upsampler obsłuży także przenośne pamięci USB, które również można kontrolować przy wykorzystaniu powyższej aplikacji. Wykorzystywałem niezwykle intensywnie zarówno opcję odtwarzania plików wysokiej rozdzielczości zapisanych na twardym dysku, jak i w pamięci USB, podczas mojej przygody z zestawem Vivaldi. Powinienem nadmienić, że na tym etapie jest już znacznie łatwiej pogubić się w opcjach sterujących upsamplingiem i rodzajami filtrów i z pewnością zajmie Wam kilka dni zabawy, zanim ustawicie swoje osobiste preferencje. System Vivaldi w swojej całkowitej postaci obsługującej sieć, płyty CD i współpracując z urządzeniami Apple, stanowi naprawdę kompletną stację obróbki cyfrowej.

Nawet gdy miałem już operacyjny dostęp do sieci, i tak wolałem pliki DSD. Tak jak i upgrade w postaci zegara, Upsampler przyniósł oczekiwaną poprawę w wielu aspektach, ale pojawiły się również wielkie niespodzianki. Ujawnił się kolejny wymiar płynności muzyki oraz więcej przestrzeni wokół każdego instrumentu oraz głosu, ale kluczowym okazało się to, co zostało usunięte. Ktokolwiek powiedział „Nie wiesz co naprawdę masz, dopóki tego nie stracisz”, mógł mieć na myśli system Vivaldi. Poprawa, jaką wnosi Upsampler, wydaje się zupełnie odwrotna, niż nasze oczekiwania. Począwszy od najniższych rejestrów basu i ekspozycji jego tonu, wysokości i charakteru, a skończywszy na najbardziej ulotnej sugestii wysokich tonów, która niechybnie umknęłaby naszemu słuchowi, Upsampler spaja całość niczym intrygująca polewa cukrowa na i tak już przepysznym ciastku. Uwarstwienie muzycznych perspektyw i brak instrumentalnego zamglenia są wyjątkowe, ale jak wszystkie prawdziwe udogodnienia, prawdopodobnie będzie to mało widowiskowe dla tych, którzy poszukują dźwięku Hi-Fi. Dźwięk, jaki Vivaldi kreuje, jest zdecydowanie mniej ‘Hi-Fi’. Rozprostowuje on pozostające, skompresowane krawędzie i pozostawia muzykę brzmiącą paletą tonów, spełnioną, a także rytmicznie i dynamicznie niewymuszoną oraz zapewnia lepszy wgląd w każdy instrument z osobna, prezentując w sposób intrygujący i doskonały zarazem ich muzyczne rejestry. Nazwać to objawieniem byłoby drogą na skróty. To zupełnie inny poziom interpretacji. Zawsze powtarzam, że jeśli chcecie aby muzyka brzmiała analogowo, kupcie sobie gramofon. Jestem jednak zobowiązany nadmienić, że system Vivaldi w całości nosi niesamowite cechy podobieństwa do formatu analogowego w najlepszym znaczeniu tego słowa. Mimo, iż nie jest to sposób, w jaki ogólnie postrzegam rzeczy, dołączam niniejszą opinię, gdyż może ona przybliżyć nieco obraz tego, co dzięki zestawowi Vivaldi można osiągnąć.

Zawsze pozostawałem pod wrażeniem, jednak nigdy nie byłem całkowicie przekonany do formatu SACD w taki sposób, który pozwoliłby mi na stwierdzenie, że format sam w sobie czyni różnicę. Słyszałem zarówno dobre, jak i złe realizacje SACD, jednak w przypadku odsłuchów systemu Vivaldi, a szczególnie remasterów Esoteric SACD Classical, praktycznie zostałem nawrócony. Zwartość bryły, potęga muzyczna i głębokość tonów wywołują ogromne wrażenie i stanowią nowy porządek. Strukturalny balans instrumentów smyczkowych został całkowicie odmieniony i interakcja, jaką byłem przyzwyczajony słyszeć pomiędzy smyczkami, a strunami, wydaje się być przesunięta i dotyczy teraz w większym stopniu pudeł rezonansowych samych instrumentów. Podobnie, nigdy wcześniej nie słyszałem instrumentów dętych ukazanych z taką mocą, charakterystyczną chropowatością i natarciem transjentów. Rozdzielczość systemu sięga teraz znacznie głębiej w strukturę nagrania, aby bardziej obrazowo zaprezentować kształt i rozmiary orkiestry. Wyważenie instrumentów wydaje się być znacznie bardziej naturalne i cieplejsze poprzez SACD niż kiedykolwiek wcześniej i odniosłem wrażenie, że słuchałem już wcześniej zremasterowanych nagrań, które na nowo poddano obróbce.

Z pewnością doczekamy się debaty dotyczącej szokujących kosztów całego, czteroelementowego zestawu Vivaldi, ale w zależności od tego, jakie nośniki cyfrowego dźwięku przeważają w muzycznych bibliotekach poszczególnych słuchaczy, w niektórych przypadkach zakup całego systemu nie będzie konieczny. Jednak fakt jest taki, że dCS będąca firmą brytyjską, zdefiniowała na nowo zarówno reprodukcję płyt CD, jak i cyfrową obróbkę sygnału w postaci jednej rodziny swoich produktów. To co rozpoczęło się, jako chęć powiększenia potencjału, jaki niósł ze sobą Ring DAC, skończyło się na niezwykle odważnym przedsięwzięciu, które było również w pewniej mierze ryzykowne. Według mnie dCS odniósł olbrzymi sukces. Bez wątpienia zamożni nabywcy, a wielu z nich na rynkach zagranicznych, będą rozkoszować się technicznymi doskonałościami. 

Jako użytkownik płyt CD również chciałbym ich zakosztować, ale niestety, nie stać mnie na nie. Osobiście, zadowoliłbym się w zupełności wersją złożoną z dwóch elementów i być może, jeśli przestałbym jeść i polegał na dobroczynności swoich przyjaciół, mógłbym w rezultacie dodać pozostałe dwie części zestawu. Jednak analizując koszty całości systemu Vivaldi śmiem wątpić, czy powyższe zabiegi wystarczyłyby do jego zakupu. Przemawia przeze mnie samolubstwo, bo chciałbym Vivaldiego z powodu tego, jak dzięki niemu mógłbym się poczuć i czego mógłbym dzięki niemu nauczyć się o muzyce. Móc usadowić się wieczorem naprzeciw systemu z ulubioną przez nas muzyką, byłoby jak oglądanie kurtyny, która unosi się przed spektaklem. Po kilku taktach muzyki widzicie przed sobą scenę i zapominacie o bożym świecie wiedząc, że za chwilę artyści zabiorą Was w podróż. Spektakl się rozpoczyna.

Vivaldi może nam wiele pokazać. Harmoniczna złożoność, sprecyzowany charakter instrumentalno-wokalny, techniki gry i frazowania leżą na przeciwnym biegunie wyblakłego i szorstkiego charakteru tonalnego tych urządzeń high-end, które dedykowano precyzyjnemu pozyskaniu informacji, jednak odbywającemu się kosztem muzycznego przedstawienia. Nie mogę przestać się uśmiechać, kiedy czytam głupoty, jakie obecnie pisze się na temat odtwarzania CD i nowego wspaniałego świata audio streamingu. Z pewnością kiedyś tam dotrzemy, ale jeszcze daleka droga przed nami. I coś mi się zdaje, że żaden z autorów nie miał szansy usłyszeć zestawu Vivaldi w pełnej krasie. 

Kiedy czytam recenzję jakiegokolwiek komponentu audio, zawsze zadaję sobie pytanie dlaczego powinienem go kupić i co może to dla mnie oznaczać pod względem muzycznym? Wraz z upływem lat i zwiększeniem ilości sprzętu, jaki przechodzi przez moje ręce, stałem się wyjątkowo skoncentrowany na kwestii muzyki. Techniczne zalety zestawu Vivaldi opisywane w specyfikacji włożyłbym do swojej tylnej kieszeni. To co mnie interesuje w pierwszej kolejności, to poczucie wyczekiwania i emocjonalnej intensywności kunsztu muzycznego, przy jednoczesnej czystej przyjemności płynącej ze słuchania muzyki. Obydwie te cechy stanowią wielkie osiągnięcie w przypadku zestawu Vivaldi i dzięki takim producentom, moje zainteresowanie sprzętem high-end audio nie słabnie od tak wielu lat. Pozbawiony obietnicy nowych muzycznych doznań i zwykłego drżenia ludzkiego serca, które jest motorem wszystkich występów wątpię, czy byłbym w stanie w ogóle pozostać zainteresowany tym tematem. Jednak głębokie osobiste przywiązanie i fascynacja, jaką czuję względem muzyki którą kocham, zostały ogromnie pobudzone dzięki dCS Vivaldi i muszę w tym miejscu podziękować firmie za te urocze chwile.

Taki poziom właśnie osiąga Vivaldi. Jest absolutnie ekscytujący i przykuwa uwagę podczas odsłuchów, angażuje i wciąga nas w muzykę, ukazuje, a nawet uczy rzeczy, które mogą zainspirować. Mówiąc prosto, stanowi nową generację i nowy poziom cyfrowej reprodukcji dźwięku. Jednak ostatecznym zwycięzcą zawsze pozostaje muzyka.

dCS Vivaldi – Szczegóły Techniczne

Chris Binns

Pomimo spuścizny poprzedniej serii referencyjnej Scarlatti, zestaw dCS Vivaldi został zaprojektowany od początku, aby wykorzystać zalety najnowocześniejszych podzespołów elektronicznych. Użycie FPGA (bezpośrednio programowalnej macierzy bramek) oraz nowatorskich układów DSP zasiliło sprzęt potężną mocą obliczeniową (200 razy większą, niż w przypadku poprzedniej serii) i zwiększyło znacznie prędkość transferu danych. Umożliwia ono także zwiększenie kontroli oprogramowania nad wykonywaniem poszczególnych funkcji przez urządzenie. 

Mechanizm napędowy Esoteric został wykonany z solidnych stalowych bloków. Duraluminiowy zacisk o dużym przekroju mocno dociska płytę do ciężkiego talerza koła zamachowego, które jest napędzane przez sporych rozmiarów bezszczotkowy silnik, zapewniający wysoką stabilność obrotów. Cały układ jest krytycznie wytłumiony oraz mechanicznie odizolowany od reszty obudowy i posiada niezależne źródło zasilania. Transport Vivaldi umożliwia opcję upsamplingu danych CD 44.1 KHz do formatu DXD (24bity / 352.8kHZ), z prędkością 8,4672 Mbs lub do formatu DSD, który jest wykorzystywany przy kodowaniu płyt SACD, odtwarzanego z niższą prędkością przesyłu, o wartości 2,8224 Mbs.

Upsampler stanowi centrum całego systemu, przyjmując cyfrowe informacje z różnych źródeł. Połączenie z siecią zapewnia złącze RJ45, a komputer można podłączyć asynchronicznie przewodem USB typu A lub B (co zapewnia lepszą izolację od zazwyczaj mało dokładnego zegara komputerowego), a także bezpośrednio przez cztery wejścia typu SPDIF, dwa wejścia typu RCA, jedno BNC i jedno typu TosLink. Aby umożliwić odtwarzanie plików DSD z komputera bądź też serwera, firma dCS opracowała protokół DSD over PCM (DoP), niezbyt powszechnie stosowaną strukturę typu otwartego. Wejście USB typu A pozwala na bezpośrednie odtwarzanie plików z pamięci przenośnej, wraz z informacjami dostępowymi, wyświetlanymi na panelu frontowym urządzenia. System Vivaldi umożliwia także bezpośrednie odtwarzanie plików z urządzeń Apple, pomijając wewnętrzny przetwornik DAC i resztę elektroniki.

DAC Vivaldi poradzi sobie z każdym strumieniem danych cyfrowych, we wszystkich standardowych częstotliwościach próbkowania. Podstawę działania systemu stanowi własne rozwiązanie dCS, w postaci przetwornika Ring DAC. Działa on zamieniając sygnał przychodzący na niepowtarzalny kod pięciobitowy, który jest wykorzystywany do otwierania i zamykania zatrzasków (układów próbkująco-pamiętających), połączonych do bieżącego źródła i pięciu rezystorów o tej samej wartości nominalnej. Ponieważ niemożliwe jest zastosowanie całkowicie identycznych rezystorów, wykorzystuje się układ rezystorów dopasowanych, a sygnał audio jest losowo przełączany pomiędzy nimi, co skutkuje zamianą przewidywanych błędów amplitudy w biały szum o niskim poziomie, z którym już łatwo można sobie poradzić. To właśnie proces przesyłania sygnału ‘dookoła’ doprowadził do stworzenia nazwy ‘Ring DAC’. W rezultacie otrzymujemy czystszy i dokładniejszy kształt fali, z mniejszym szumem końcowym, który nie wymaga ekstremalnych działań w kierunku jego usunięcia. 

Dla każdej częstotliwości próbkowania dobrano osobny filtr, a ich obsługa odbywa się za pomocą pilota zdalnego sterowania i poprzez wyświetlacz na panelu frontowym urządzenia. Sześć z dostępnych filtrów obsługuje sygnał PCM, a cztery sygnał DSD, różniąc się między sobą jedynie częstotliwością odcięcia.

Podczas gdy w poprzednich generacjach Ring DAC rdzeń urządzenia składał się z poczwórnych zatrzasków wysokiej szybkości i powlekanych metalem rezystorów, Vivaldi wykorzystuje indywidualne układy dla każdego z zatrzasków. Dzięki temu rozwiązaniu wyeliminowano zjawisko przenikania pomiędzy zatrzaskami i poprawiono wartości jitter. Dodatkowo, całkowita liczba zatrzasków została zwiększona, aby lepiej wykorzystać dostępny zakres dynamiki.

Analogowy stopień wyjściowy ma większy potencjał do bezpośredniego napędzenia wzmacniacza mocy, a przeprojektowany przełącznik wzmocnienia zapewnia bardziej ustabilizowane działanie zarówno przy ustawieniu wyjściowym 2v, jak i 6v. Wśród innych zmian jakie wprowadzono, należy wspomnieć o rozdzieleniu regulatorów niskoszumowych dla każdego kanału oraz zastosowaniu dyskretnych tranzystorów, co poskutkowało zmniejszeniem przesłuchu pomiędzy kanałami oraz obniżyło poziom szumów. 

O ile trzy elementy zestawu Vivaldi wyposażono w zegary wewnętrzne i mogą bezproblemowo działać samodzielnie, zegar wzorcowy dCS może zapewnić wyjątkowo czysty, precyzyjny sygnał, który jest dziesięciokrotnie bardziej dokładny, niż zegary wbudowane w poszczególne urządzenia. Referencyjne oscylatory kryształowe zostały specjalnie dobrane pod kątem długoterminowej stabilności funkcjonowania oraz poddane działaniu wysokiej temperatury przed ostateczną kalibracją, aby zapewnić jednorodną ich pracę

Słyszawszy już kilkakrotnie cały system Vivaldi, zarówno w domu Chris’a, jak i w fabryce dCS, czuję się zobowiązany do krótkiego komentarza dotyczącego moich osobistych wrażeń. Od początku byłem świadomy olbrzymiej ilości procesów obliczeniowych jakie mają miejsce, ale zdałem sobie sprawę, że w ich rezultacie mój mózg musiał wykonać mniejszą pracę, aby muzyka dotarła do jego wnętrza i zaczęła działać na poziomie emocji. CD zostało odarte ze wszystkich mechanicznych artefaktów, które powstrzymują muzyczny przekaz i zdałem sobie sprawę, że musiałem włożyć minimum wysiłku, lub wcale nie musieć koncentrować się na tym, co słyszałem. 

Jako realizator nagrań, spędziłem sporo czasu w studiach i uczestniczyłem w początkowych czynnościach procesu nagraniowego, co czasami wpływa na moje oczekiwania podczas słuchania muzyki dla przyjemności. Jednak muszę przyznać, że w przypadku dCS miałem do czynienia z najbardziej pełnym przekazem cyfrowym, jakiego doświadczyłem w domowym otoczeniu. 

dCS – Od 1990 - do Vivaldi

Chris Thomas

Kiedy Data Conversion Systems (dCS) została założona w Cambridge w 1990 roku, miała początkowo tworzyć przetworniki cyfrowe najwyższej jakości, przeznaczone do celów militarnych. Jednak już w 1997 dCS wypuściła na rynek ‘Elgar’ – swój pierwszy produkt użytku powszechnego, dzięki któremu gruntownie przetestowano rynek audio, a linia profesjonalnych konwerterów zaczęła być wykorzystywana w studiach nagraniowych całej Europy.

Ring DAC, tak dokładnie utożsamiający się z filozofią dCS, został wynaleziony w 1987 i umożliwił proces konwersji cyfrowo-analogowej, a jego najnowszą wersję, opartą o identyczną zasadę działania, jednak znacznie udoskonaloną pod względem technologicznym, możemy znaleźć w Vivaldi DAC. Firma zaistniała na rynku profesjonalnym i wkrótce opracowano pierwszy na świecie 24-bitowy przetwornik przeznaczony do odtwarzania muzyki, który odniósł olbrzymi sukces dzięki swojej precyzji, liniowości i niezawodności. Szybko stało się jasne, że przemysł cyfrowych nagrań i rynki jakie miał podbić, doskonale dopasowały się do poziomu umiejętności inżynierów z Cambridge. 

Studia nagraniowe takie, jak Abbey Road, BBC, Bob Ludwig, Cheskey, Denon Records, Panasonic, Biblioteka Kongresu Stanów Zjednoczonych, Sony Classics, a nawet Walt Disney Imagineering, jak również wiele, wiele innych, wciąż wykorzystuje przetworniki dCS w swojej codziennej pracy.

Obecnie nacisk kładzie się przede wszystkim na domowe high-end audio, a komponenty dCS uzyskały wywołującą zazdrość u konkurencji renomę, na całym świecie. Firma ma swoją własną drogę, którą kroczy i z pewnością jest ona oparta na zaawansowanej technologii. Ma także swój własny wizerunek brzmienia, który w swobodnej interpretacji można określić jako ‘dźwięk wysokiej rozdzielczości’, wspólny dla wszystkich firmowych urządzeń – od napędów CD do przetworników DAC, upsamplerów i zegarów, wszystkich ręcznie montowanych w ich nowej siedzibie niedaleko od Cambridge.

Kiedy zapytałem Dyrektora Marketingu, Davida Stevena, jakie były pierwsze kroki na drodze do stworzenia godnego podziwu systemu Vivaldi, powiedział, że poprosił inżynierów, aby rozwinęli Ring DAC tak bardzo jak będą w stanie, bez żadnych kompromisów. To, co potem nastąpiło, brzmi jak program rozwojowy uruchomiony przez efekt domina – za jednym przełomowym rozwiązaniem szły natychmiast kolejne, ponieważ musiano projektować nowe elementy systemu, aby stworzyć bazę dla olbrzymich ulepszeń Ring DAC’a. Reszta, jak mówią, jest historią – w tym przypadku historią prawdziwego sukcesu brytyjskiego dCS.