HiFi+ 10/2014

Chris Thomas

O ile byłbym jednym z ostatnich ludzi na Ziemi, którzy kupiliby odtwarzacz CD – kierując się czysto osobistymi, muzycznymi przesłankami – nigdy również nie można by mnie oskarżyć o bezkrytyczne podejście w stosunku do nowych technologii, które pojawiają się na rynku audio. Minęły ponad trzy dekady zanim odtwarzacze CD high-end uzyskały jakość odtwarzania, którą rzeczywiście jestem w stanie usłyszeć, a nadejście ery streamingu i koncepcji odtwarzania plików wywarło jedynie niewielki wpływ na moje przyzwyczajenia odsłuchowe na przestrzeni kilku ostatnich lat, więc nie bądźcie zdziwieni, jeśli znajdziecie mnie na końcu kolejki oczekującej na urządzenia tego typu i to bez wielkiego przekonania widocznego na mojej twarzy. Kiedy moja frustracja spowodowana brakiem współuczestnictwa we wszechobecnej euforii zaczęła się nasilać, poprosiłem szanowanych przyjaciół z branży o wskazówkę, w którym kierunku należy szukać tej krainy audio - miodem i mlekiem płynącej. Wskazano mi kierunek pod tytułem Aurender W20. Zaiste, były to mądre słowa, co okazało się, kiedy już zdołałem zapisać się w kolejce do wypożyczenia tego znakomitego urządzenia. Wcześniej tego roku wpadł mi w ręce dCS Vivaldi – cyfrowy system odtwarzania, który jeśli o mnie chodzi, wyniósł tę sztukę na nowy poziom, a dCS będąc jednocześnie brytyjskim dystrybutorem sprzętu Aurender, w wyraźny sposób dzieli z nim wspólne cechy. Pod pewnymi względami jednak wyzwania, jakim musiał sprostać Aurender, stały się jeszcze bardziej zniechęcające dla recenzenta, wziąwszy pod uwagę jego dość wysoką cenę. Vivaldi stawia muzyczną poprzeczkę na ekstremalnie wysokim poziomie i jakiekolwiek urządzenie streamujące dźwięk dostępne w zbliżonej cenie, które muzycznie nie będzie w stanie konkurować z najlepszymi odtwarzaczami CD na świecie, jest w tej konfrontacji skazane na porażkę.

W20 posiada wszelkie cechy świadczące o jego wyraźnej przynależności do rodziny high-end audio. Jakość wykonania jest tak samo dobra, jak w innych urządzeniach na tym poziomie, wzbudzając nasz podziw zarówno gdy spojrzymy na obudowę komponentu, jak i kiedy zajrzymy do jego wnętrza. Każdą sekcję urządzenia zlokalizowano w osobnej przegrodzie i oddzielono grubymi ścianami aluminium. Panel frontowy stanowi wzór przejrzystości, a informacje które wyświetlane są na dużym ekranie, z łatwością można odczytać z drugiego końca pokoju. Nie jestem w stanie wyrazić, jak bardzo doceniam taki sposób prezentacji danych po okresie sukcesji mikro-czytników, nieczytelnych z odległości większej niż 10 cm, które wydają się bezsensownie ozdabiać tak wiele urządzeń high-end audio sprzedawanych obecnie. Panel można ustawić również w taki sposób, aby pokazywał parę podświetlonych wskaźników wychyłowych, co wygląda trochę w stylu retro, ale jest interesujące.

Jeśli przyjrzymy się konstrukcji wewnętrznej to trzeba przyznać, że konstruktorzy Aurendera, przyłożyli dużą wagę do kwestii redukcji szumów. Sekcja audio jest zarówno odizolowana mechanicznie, jak i wyposażona w osobne źródło zasilania, w postaci dedykowanych akumulatorów litowo-żelazowo-fosforanowych. Akumulatory posiadają automatycznie przełączane cykle ładowania co oznacza, że nigdy nie rozładują się tak bardzo, żeby wpłynęło to na jakość odtwarzania. W ten sposób wyeliminowano również wszelkie szumy pochodzące z sieci zasilania, które mogłyby wpłynąć na przetwarzanie toru audio. Wymiana akumulatorów? Już słyszę pytania dociekliwych czytelników. Po 40 latach odsłuchów trwających 8 godzin dziennie – jak twierdzi Aurender.

W20 dostępny jest w dwóch wersjach, zależnie od rozmiaru twardego dysku w jaki wyposażono urządzenie. W modelu, który otrzymałem do testów, zamontowano dwa napędy o pojemności 3TB, natomiast „większa” wersja posiada dwa dyski 4TB. Jeśli uświadomić sobie, że mniejszy Aurender pomieści 15000 płyt CD, to dla większości słuchaczy wersja 8TB będzie stanowiła nadmiar rozkoszy.

W moim rozumieniu, W20 ma funkcjonować jako komputerowy transport plików, można również nazwać go serwerem muzycznym. Nie jest to całościowe rozwiązanie zamknięte w jednej obudowie, gdyż W20 nie posiada przetwornika DAC, ale istnieje możliwość dostarczenia zewnętrznego zegara taktującego, czego nie omieszkałem uczynić, wykorzystując w tym celu zegar Vivaldi. Mówiąc wprost, Aurendera wyposażono w złącze typu USB-RS232, które wydaje się stworzone specjalnie dla zegarów dCS posiadających całą gamę portów wyjściowych. „Pokładowy” zegar W20 jest już i tak znakomity, a w jego konstrukcji wykorzystano trzy oscylatory typu OCXO; jednak kiedy usłyszycie znakomitą stabilność i potęgę brzmienia W20 przy podłączeniu zewnętrznego zegara klasy dCS Vivaldi, z pewnością weźmiecie taką opcję pod uwagę, choćby jako przyszły upgrade. Znaczący wkład pracy wniesiony przez każdą z firm, zapewnia całkowitą kompatybilność sprzętową, jednak jakikolwiek kierunek obierzecie, pamiętajcie o fakcie, że przetwornik DAC najwyższej jakości jest absolutnie niezbędny, aby móc wyciągnąć z W20 maksimum jego możliwości.

Wśród dostępnych wyjść cyfrowych znajdziemy parę gniazd XLR AES/EBU, które można wykorzystać pojedynczo lub podwójnie, wyjście S/PDIF (w formie BNC i RCA) oraz wyjście USB, które wspiera standard DoP (DSD over PCM). Które z połączeń wybierzecie, będzie zależeć od Waszego systemu i okablowania. Osobiście preferuję podwójne połączenie AES które, jak mi powiedziano, jest po raz pierwszy dostępne w przypadku serwera muzycznego. Tak czy owak, wszystkie dostępne połączenia oferują znakomitą jakość, a każde z nich odznacza się subtelnymi, jednak wyraźnie słyszalnymi różnicami. Kolejnym powodem dla którego warto jest skorzystać z podwójnej opcji AES jest fakt, iż niektóre wysokiej klasy konwertery C/A potrzebują tej metody połączeniowej, aby mogły wspierać częstotliwości próbkowania przekraczające 96 kHz. W20 posiada również kompletnie odseparowaną sekcję audio i osobną przestrzeń w której została umieszczona, jak zapewne już przypuszczacie – najwyższej jakości.

Wgrywanie plików muzycznych na Aurendera zazwyczaj nie nastręcza trudności, a najłatwiej jest wykorzystać w tym celu komputer i opcję „przeciągnij i upuść”, chociaż zripowałem także sporo płyt CD, używając do tego celu prosty i niedrogi czytnik Samsunga. Oczywiście w ten sposób uzyskamy jedynie kopię w rozdzielczości 16 bit/44,1kHz, ale wykorzystując komputer możemy kopiować pliki w dowolnej rozdzielczości.

W20 dotarł do mnie z około 800 nagranymi albumami, a ja skopiowałem przy wykorzystaniu czytnika dysków wiele kolejnych w czasie, kiedy korzystałem z urządzenia. Wystarczy podpiąć Aurendera do routera, aby uzyskać dostęp do metadanych i zyskać możliwość kontrolowania sprzętu. Wszystko czego będziemy wtedy potrzebować to iPad z aplikacją Aurendera, który stanowi krytyczny element funkcjonowania całego zestawu. Nie otrzymujemy w zestawie pilota zdalnego sterowania, a jedynie aplikację, ale dzięki niej możemy kontrolować wszystkie funkcje - a z drugiej strony, otrzymywać informacje o dostępności aktualizacji oprogramowania. Należy jednak pamiętać, że dzięki tak dużej ilości opcji, możemy zarówno w pełni wykorzystać zalety Aurendera, jak i równie dobrze, uprzykrzyć sobie życie. Możemy kontrolować wszelkie parametry pracy W20, takie jak np. monitorowanie osobnych napędów, ustawianie czasu jaki przetwornik DAC będzie potrzebował, aby przestawić się na nową częstotliwość próbkowania, ustawianie płynnego rozpoczęcia i zakończenia utworów, załączanie podwójnych wyjść AES/EBU, etc.

Mamy do dyspozycji różne sposoby sortowania plików, ja jednak najbardziej upodobałem sobie funkcję wyboru ‘wg. albumu’, dzięki której mogłem przesuwać okładki płyt po ekranie, wybierając z nich konkretne utwory.

 

Chcąc jednak utworzyć listę odtwarzania uświadamiałem sobie, że im więcej muzyki w formie albumów zainstalowane jest na dysku, tym bardziej chciałem zmienić tę funkcję w bardziej szczegółową listę (np. wyszukiwania po nazwie artysty). Można oczywiście wyszukiwać pliki alfabetycznie po nazwie artysty czy albumu, jednak należy pamiętać, że na liście W20 możemy mieć 15000 lub nawet więcej okładek płyt. Można sortować pliki pod względem gatunku muzyki, czy nawet rozdzielczości, a dCS który zasilał W20, wstępnie zainstalował mnóstwo standardów i plików muzycznych w wysokiej rozdzielczości sąsiadujących ze sobą, więc mogłem natychmiast porównać rozdzielczość standardową z plikiem DSD, jeśli odczuwałem taką potrzebę. To wszystko uświadamia nam, jak bardzo istotnym czynnikiem jest format samej aplikacji.

Przy tak wszechstronnym urządzeniu, zdolnym do przechowywania tak wielu plików, w tak różnych rozdzielczościach, łatwo można sprawić, że interfejs stanie się przeładowany, a jego użytkowanie irytujące – jednak po pewnym czasie, jaki poświęcimy na odpowiednie ustawienia, będziemy mogli niezwykle szybko znaleźć się w pożądanym miejscu, a tworzenie i nazywanie playlist stanie się czynnością intuicyjną. Jedyną rzeczą, jaką mógłbym skrytykować, jest lista „alfa” z prawej strony okna, która pozwala na szybką lokalizację albumu lub artysty, w zależności od tego, jak wstępnie skonfigurujemy parametry wyszukiwania. Przy słabszym oświetleniu, litery wydają się nieco za małe, a z pewnością niewystarczająco jaskrawe (być może można by wykorzystać również inną kolorystykę).

Kiedy Aurender już działa, dyski na których przechowywane są pliki przechodzą w fazę „uśpienia” po tym, jak wybrane utwory zostaną przesłane do pamięci SSD o pojemności 240GB. Nie ma żadnych ruchomych części, które mogłyby wytworzyć szum, czy wibracje, podczas procesu odtwarzania. Urządzenie jest niezwykle ciche, zarówno pod względem mechaniki jak i dźwięku, a każdy rodzaj muzyki, jaki wybierzemy, będzie miał idealnie czarne tło muzyczne. Możecie spróbować przysłuchiwać się i odnaleźć cokolwiek, co wskazywałoby na to, że odtwarzacie muzykę streamingując pliki, ale wątpię, żeby Wam się to udało. Aurender po prostu działa zgodnie z programem. Playlisty są odtwarzane gładko, a jedynym dodatkowym dźwiękiem, jest okazjonalne, delikatne kliknięcie, kiedy wywołamy zmianę częstotliwości próbkowania. Przejścia pomiędzy ścieżkami z jednego albumu na drugi następują również wyjątkowo płynnie. Podsumowując muszę powiedzieć, że jakość dźwięku jest znakomita i najprawdopodobniej najlepsza, jaką słyszałem w przypadku streamowanych plików.

Kiedy pliki są odtwarzane, nie słyszymy absolutnie żadnej utraty pasma przenoszenia, a rytmiczny przepływ muzyki jest znakomity, szczególnie jeśli wziąć pod uwagę, że W20 był przeze mnie porównywany z doskonałym transportem Vivaldi, stojącym obok. Dźwięk z Aurendera jest wypełniony, masywny i szybki. Charakteryzuje się także niemal taką samą rozdzielczością, jak transport. Piszę ‘niemal’, gdyż w tym konkretnym systemie, wciąż odbieram bezpośredni odczyt z płyty CD jako głębszy i bardziej przejrzysty. Jednak powtórzę jeszcze raz, że istnieje bardzo, dosłownie bardzo niewiele komponentów źródłowych, które byłyby w stanie dorównać systemowi Vivaldi, z dołączonym zegarem wzorcowym. Osobiście, jeszcze takiego systemu nie słyszałem, ale pragnę tutaj zaznaczyć, że pojawia się na rynku coraz więcej sprzętu, którego nie miałem po prostu okazji przetestować u siebie w domu.

W20 nie zmiękcza basu, ani nie odtwarza go w niedokładnym zakresie i jednocześnie utrzymuje wywołujące wrażenie skupienie dźwięku w całym zakresie pasma. Pliki o wyższych rozdzielczościach mogą zabrzmieć porywająco – wypełnione detalami, precyzyjnie ułożone w tempie i posiadające jakość dynamiki poziomu ‘life’, jakiego nie doświadczyłem w przypadku słabszych systemów streamujących. Wersja 24-bit/96kHz płyty Herbie Hancocka, The Joni Letters [Wydanie Verve], brzmiała naprawdę zachwycająco. Zwiększona rozdzielczość zmieniła charakter brzmienia fortepianu w znacznie większym stopniu, niż się tego spodziewałem. Ta wersja płyty zdecydowanie zasługuje na to, aby ją tu wymienić i jest pozbawiona efektu, który Alan Sircom opisuje, jako „gra cyferek”.

Standardowa wersja, dla porównania, wydaje się kłaść większy nacisk na uderzenie młoteczków fortepianu oraz posiada lekko mniej czysty tonalnie i barwny charakter harmoniczny, natomiast wersja w wysokiej rozdzielczości z pewnością ma więcej przestrzeni, gracji i stabilności w sposobie wybrzmiewania dźwięków fortepianu, aż do ich zaniknięcia. Jeden z moich ulubionych utworów, ‘Solitude’, brzmi niezwykle nastrojowo i kontemplacyjnie i – co muszę dodać – bardziej ekspresyjnie, odtwarzany z Aurendera poprzez DAC’a Vivaldi, niż kiedy DAC otrzymuje sygnał podany bezpośrednio z CD. Przerwy i interwały posiadają bardziej zrelaksowany charakter, a to oczywiście sprawia, że frazowanie zyskuje na skupieniu. Wielcy muzycy potrafią wykorzystać czerń tła i traktują ją z szacunkiem. ‘Solitude’ jest utworem absolutnie opartym na poczuciu kolorytu, zrelaksowania i refleksyjnej ekspresji, zamkniętej w cichym, ekspansywnym miejscu. Sposób odtwarzania Aurendera sprawdza się w tym przypadku znakomicie.

Aurender nie pozwala nam również odczuć żadnego przejawu muzycznej mechaniczności. W przypadku wszystkich streamerów jakie słyszałem, bardzo często występowało zjawisko jakby muzyka była wypychana poprzez bufor zegarowy, a gładkość jej przepływu w jakiś sposób powstrzymywana i nienaturalna. Jednak jak wynika z mojego doświadczenia, Aurender ustanawia w tym wypadku nowy standard, co bardzo dobrze wróży przyszłości przechowywania i odtwarzania plików muzycznych, o ile taki poziom doskonałości zostanie zachowany. Muszę przyznać, że byłem więcej niż poruszony niektórymi utworami w standardowej rozdzielczości, pochodzącymi ze starych nagrań, które ostatni raz słyszałem na winylu w latach 80’ i pod tym względem W20 wprowadza nowe, regeneracyjne i skrzące spojrzenie, w parze z przetwornikiem DAC Vivaldi. Album King Crimson, Larks Tongues In Aspic [Discipline], był płytą, którą świetnie znałem, kiedy jeszcze oddawałem się nabożnemu uwielbieniu u stóp ołtarza Roberta Frippa i czciłem jego rozdzierająco fizyczne podejście do ‘gitarowej mechaniki’. Tak, Robert potrafił być ekstremalnie metronomiczny i świetnie radził sobie z powtarzalnym frazowaniem dźwięków arpeggio, które porażało mnie w tamtych latach, ale jednocześnie potrafił wplatać do swojej gry niezwykle piękne momenty liryczne. Aurender dosłownie wyciska muzykę do ostatniej kropli z tej skopiowanej płyty i zdumiewa mnie fakt, jak świeżo i barwnie to brzmi. Na pewien sposób, ta prezentacja stanowi skupienie wszystkich wybitnych cech W20. Czy jest aż tak dobry, jak transport Vivaldi? Prawie, ale przyjrzyjcie się uważnie cichym detalom i temu, w jaki sposób dCS wyróżnia wątki i instrumentalne szmery, aby uzyskać odpowiedź na to pytanie, szczególnie w zakresie niskich częstotliwości, w stosunku do których Vivaldi jest tak bardzo dokładny.

Aurender W20 pod względem technologicznym jest wybitnym kawałkiem elektroniki i łatwo jest mi uznać go za najlepszy odtwarzacz strumieniowy spośród tych, które słyszałem, chociaż nowe modele prezentowane przez różnych producentów mnożą się jak grzyby po deszczu. Pomijając wszystko, jego prawdziwa wartość leży w sposobie odtwarzania muzyki, który jest pozbawiony tak wielu irytujących kwestii z którymi wcześniej się spotkałem. Aurender z pewnością dołożył olbrzymich starań, aby nic nie przeszkodziło W20 w wykonywaniu jego nadrzędnego zadania. Wypełnia on rolę pierwszego lub drugiego głównego źródła dźwięku w znakomity sposób i na pewno nie pozwoli sobie na odsunięcie w cień. Jest to naprawdę wyjątkowy produkt. Nie jest z pewnością tani, ale za to bardzo wysoce rekomendowany.