High Fidelity 03/2017

Wojciech Pacuła

Nie wiem, czy państwo pamiętacie kultowy status cyfrowego wzmacniacza Millenium firmy TacT Audio, który sporo namieszał i wyznaczył kierunek, w którym dzisiaj podąża duża część świata audio? W Polsce podkręcany m.in. przez Andrzeja Kisiela, naczelnego „Audio”, dla którego był wzmacniaczem odniesienia, jak również przez pana Andrzeja Zawadę, właściciela firmy ESA, dla którego również był podstawowym wzmacniaczem, apelował do progresywnej, ciekawej nowości części audiofilskiej braci, dla której postęp nie zakończył się na bezpośrednio żarzonej triodzie 300B z 1938 roku i kolumnach tubowych z tego samego okresu.

Zaprezentowany w 1998 roku Millenium był pierwszym, komercyjnie dostępnym wzmacniaczem cyfrowym, innymi słowy „przetwornikiem D/A mocy” („Power DAC”). W odróżnieniu od analogowych wzmacniaczy pracujących w klasie D, sterowanie tranzystorami końcowymi miało ściśle określoną ilość „szerokości” – a dokładnie 256. Sygnał wejściowy zamieniany był więc na 8-bitowy, a sygnał analogowy „powstawał” dopiero w wyjściowym filtrze analogowym. Patrząc na Iona, czytając jego parametry, założyłem że jest to kolejna realizacja tego typu projektu, może nawet ciekawa, ale jednak typowa. Przygotowałem ramkę, w której wyjaśniałem zasadę działania wzmacniaczy w klasie D, czym różni się wzmacniacz analogowy pracujący w tej klasie od cyfrowego, a na koniec przywołałem także przykłady realizacji wzmacniaczy pracujących w klasie G, która zbliża liniowy wzmacniacz pod względem sprawności i wielkości do wzmacniacza w klasie D. W międzyczasie otrzymałem odpowiedzi na moje pytania od konstruktora wzmacniacza, pana Jeffa Haagenstada i mogłem to wszystko wyrzucić do kosza. Chociaż kilka pytań pozostało…

Kilka prostych słów (rozmowa z Jeffa Haagenstadem)

Wojciech Pacuła: Ion jest wzmacniaczem impulsowym, tzw. „switching amplifier”?
Jeffa Haagenstad: To NIE jest „switching amplifier”. Wzmacniacz ten nie pobiera z DAC-a Comet sygnału muzycznego, a jedynie dane („Data”), które są wykorzystywane do kontroli mocy wyjściowej. Mówiąc ogólnie, mamy tu cztery sieci komputerowe łączące te dwa pudełka, które za ich pomocą „rozmawiają” ze sobą. To zupełnie nowy koncept.

Nie bardzo rozumiem – to znaczy, że to nie jest wzmacniacz pracujący w klasie D? Ani analogowy, ani cyfrowy?
To żaden z nich. To PowerDAC, tj. DAC kontrolujący sygnał zarówno w domenie mocy („Power Domain”), jak i w domenach czasu i częstotliwości („Time and Frequency Domains”). To tak naprawdę wprost zasilacz, który bezpośrednio steruje głośnikami. Pozwala nam to oddać analogowe transjenty z cyfrową szybkością, czyli w bardzo czysty i dobrze artykułowany sposób – znacznie lepiej niż we wzmacniaczach w klasie D i pod wieloma względami lepiej niż we wzmacniaczach w klasie A.

A tak z ciekawości – czy to podobny pomysł do tego, który stał za wzmacniaczem PowerDAC Wadii?
Tak, to ten sam pomysł, jak w Wadii PowerDAC. Niestety ówczesna technologia nie pozwalała na jego pełną realizację.

Jakiego typu sygnał przesyłany jest przez łącze HDMI – cyfrowy, czy analogowy?
Przesyłamy nim sygnał, który łączy układ obliczeniowy w przetworniku Comet z systemem obliczeniowym w Ionie. Razem tworzą one coś, co można określić jako zintegrowany układ typu „pipeline”, gdzie sygnał w funkcji czasu i częstotliwości przetwarzany jest w Comecie, a w funkcji mocy w Ionie.

Co w tym systemie jest wyjątkowego? – Wiem, że pracowaliście nad nim bardzo, bardzo długo…
Cóż, tak jak już powiedziałem, to wzmacniacz, który potrafi odwzorować analogowe transjenty z cyfrową szybkością. Jednym z największych problemów klasycznych wzmacniaczy cyfrowych jest to, że pęd narastania i opadania napięcia powoduje, że wyjście ma tendencję do kontynuowania narastania i opadania sygnału wyjściowego nawet po zaniku sygnału sterującego. Wzmacniacz cyfrowy musi wygasić te „przestrzelenia” („overshoots”) przy użyciu filtrów, co kończy się rozmyciem dźwięku – wzmacniacze cyfrowe brzmią przez to w zawoalowany i mało klarowny sposób.

PowerDAC kontroluje nie tylko czas narastania i opadania sygnału, ale także owe „przestrzelenia”, dzięki czemu transjenty kończą się dokładnie tam, gdzie powinny. Ponieważ jest to precyzyjnie sterowane przez dedykowany temu układ DSP, możemy dokładnie oddać analogową sinusoidę. Ponieważ zaś sinusoida jest obliczana przy użyciu matematyki wyższego rzędu – w przeciwieństwie do aproksymacji – nie mamy do czynienia z szumem tła, a więc wyjście jest ekstremalnie ciche. Podsumowując: to niskoszumny wzmacniacz o dobrej artykulacji, który w precyzyjny sposób odwzorowuje obraz dźwiękowy.

Proszę powiedzieć, czy Ion jest wrażliwy na rodzaj kabli głośnikowych?
Ion niezbyt lubi kable wykonane z przewodów nawojowych („lacquered magnet wire”, czyli Litz). Ten typ kabli ma w porównaniu z konwencjonalnymi kablami głośnikowymi niewiarygodnie wysoką pojemność (10-12 razy większą); źle wykonane mogą doprowadzić do wygenerowania sygnału skierowanego do wzmacniacza. Ponieważ Ion to generalnie zasilacz podłączony do kolumn, ostatnią rzeczą, jaką chciałby „zobaczyć” jest niespodziewana szpilka napięcia powracająca z głośnika.

Zresztą – wzmacniacze w klasie D z tego typu kablami też niezbyt dobrze współpracują. Napięcie wsteczne powoduje, że wiele wzmacniaczy cyfrowych ulega uszkodzeniu. Dlatego ich nie polecamy. Poza tym jednym zastrzeżeniem Ion będzie współpracował bez problemów z dowolnym, dobrze izolowanym kablem. (W kablach typu Litz wysoka pojemność powodowana jest przez cienką warstwę emalii używanej do izolowania poszczególnych zwojów. Przewody są bardzo blisko siebie i dlatego mają bardzo wysoką pojemność. Ponieważ emalia jest bardzo krucha, często dochodzi do mikrozwarć.)

Czy oprogramowanie Iona może być apdejtowane?
Oprogramowanie Iona, podobnie jak Cometa, można apdejtować w dowolnym momencie.

Exogal ION POWERDAC

Pierwszym produktem firmy Exogal był Comet. To niewielki, świetnie wyglądający przetwornik cyfrowo-analogowy, który oferuje szereg wejść: asynchroniczne USB (32/384 | DSD128), AES/EBU (24/192), S/PDIF (24/192), Toslink (24/96), a także analogowe RCA. Comet jest także przedwzmacniaczem – poziom sygnału na wyjściach analogowych możemy zmieniać w 100 krokach, a jego regulacja odbywa się w domenie cyfrowej.

Wśród wejść DAC-a znajdowało się także HDMI, które już wtedy przeznaczone było do cyfrowego połączenia z produktem, nad którym firma pracowała – wzmacniaczem Ion PowerDAC. Jak pisałem przy okazji poprzedniego testu, stojący za tą firmą ludzie mają ogromne doświadczenie w pracy z sygnałami cyfrowymi, a przede wszystkim przetwornikami D/A. Jeszcze za czasów Wadii, skąd się wywodzą, zapoczątkowali swój pierwszy projekt tego typu, czyli PowerDAC Wadia 790. Mimo to nad Ionem pracowali długie lata.

Wzmacniacz Exogala przeznaczony jest do współpracy z „dakiem” Comet i tylko z nim – nie ma wejść analogowych, a jedynym cyfrowym jest kodowane przez firmę wejście HDMI; system przesyłu nosi nazwę Exonet. Łącze to zapewnia nie tylko przesył sygnału, ale również sterowanie wzmacniaczem za pomocą pilota zdanego sterowania przetwornika Comet. Specyfikacja tego niewielkiego urządzenia jest imponująca: moc nominalna przy obciążeniu 8 Ω wynosi 100 W, a muzyczna150 W, minimalne obciążenie to 2 Ω (nie musimy się więc martwić o trudne do wysterowania głośniki), zniekształcenia THD wynoszą 0,03% (1 W, pełne pasmo). A to wszystko w ładnym, solidnym urządzeniu o wymiarach 47,6 x 190 x 292 mm.

Podłączenie wzmacniacza jest banalnie proste. Najpierw podłączamy do niego zasilacz – jest to zewnętrzne urządzenie impulsowe o sporych rozmiarach. Urodą nie powala, przydałby się więc dłuższy kabel, pozwalający ukryć czarne pudełko pod meblami. W każdym razie, wpinamy go do jednego z trzech gniazd na tylnej ściance, które nas będą interesowały. Drugie to wejście HDMI, którym łączymy go z przetwornikiem D/A Comet. Pozwala to na eksperymenty z kablami, ponieważ na rynku jest wiele znakomitych łączówek HDMI. I wreszcie gniazda wyjściowe, do których podłączamy kable głośnikowe. Cała operacja zajmuje ok. 5 minut, licząc od momentu wejścia z paczką do domu.

PowerDAC Ion produkowany jest w USA.

Metodologia testu

W czasie testu, podobnie jak przy DAC-u Comet, moim priorytetem były płyty CD. Kręciły się one na odtwarzaczu Ancient Audio Lektor AIR V-edition z transportem Philipsa CD Pro2 LF, a sygnał wysyłany był do DAC-a koaksjalnym kablem cyfrowym Acrolink Mexcel 7N-DA6100. Płyty były demagnetyzowane w urządzeniu Acoustic Revive RD-3.

 

 

Porównania przeprowadziłem w dwóch etapach. W pierwszym porównywałem same końcówki mocy:
- sygnał cyfrowy płynął z transportu do DAC-a Exogal Comet, a z jego wyjść analogowych do przedwzmacniacza Ayon Audio Spheris III i potem do końcówki mocy Soulution 710 i na końcu do kolumn Harbeth M40.1; w tym połączeniu Comet pracował tylko jako DAC, z wyjściem na poziomie 0,0 dB
- sygnał cyfrowy płynął z transportu do DAC-a Exogal Comet, a z jego wyjścia HDMI do wejścia HDMI końcówki mocy Ion PowerDAC.
W drugim porównaniu odsłuchałem kompletnych systemów – referencyjnego i Exogal Comet + Ion, z Lektorem w roli transportu, z kolumnami Harbeth M40.1.

Urządzenia pracujące z sygnałami cyfrowymi są bardzo wrażliwe na drgania, dlatego DAC postawiłem na drewnianych podstawkach Acoustic Revive, a wzmacniacz na krążkach CP-4 (więcej TUTAJ). Drugim problemem tego typu produktów jest duży szum RF. Do jego zminimalizowania użyłem pasywnych filtrów Verictum X-Block, zarówno na DAC-u, jak i wzmacniaczu. Wzmacniacz podłączony był do sieci kablem Harmonix X-DC350M2R Improved-Version.

Jest w audio taki stary, dobrze zakorzeniony idiom, mówiący, że „duże daje duże”. Tj. jeśli muzykę odtwarzamy za pomocą dużych kolumn z potężnymi przetwornikami, uzyskamy duży, mocny dźwięk. Podobnie jest ze wzmacniaczami – im większe urządzenie, tym większą mocą dysponujemy. W przypadku wzmacniaczy w klasie D i klasie G trzeba jednak zmodyfikować ten pewnik, ponieważ nie ma związku z rzeczywistością. Wykorzystali to producenci i od pewnego czasu – powiedziałbym, że od dwóch lat – wykreowali zupełnie nową kategorię systemów. Chodzi o systemy w wymiarach mini i midi – co już było – ale jednocześnie należące do klasy high-end. Aby to poprzeć wystarczy przywołać systemy Chord Electronics (Hugo TT + TToby), Bel Canto Design (‘Black’ ASC1 + MPS1). Teraz do tej grupy dołącza również Exogal (Comet + Ion).

Mając to na względzie, patrząc na maleństwo stojące (leżące) półkę wyżej nad zwartym, potężnym Soulution 710, nie skreślałem jego możliwości budowania dużego dźwięku, ani tym bardziej potęgi basu. I dobrze, trochę bym się wygłupił, potem tego żałował, a psychoanalityk przecież kosztuje. W sercu przekazu, jaki oferuje system Exogala jest bowiem energetyczność i rytmiczność. Powiedziałbym nawet, że był to przekaz z większym rozmachem, mocniej pulsującym basem niż ten, który dostaję z Soulution. Nie znaczy to, że Exogal jest lepszy, mówimy przecież o zupełnie różnych półkach cenowych (a za jakość się płaci). Znaczy to tyle, że z amerykańskim wzmacniaczem nie trzeba się martwić ani o wysterowanie kolumn, nawet w dużym pomieszczeniu, ani o energetyczność przekazu.

Wzmacniacz Ion PowerDAC gra w niezwykle gładki, czysty sposób. Znakomita większość urządzeń tego typu modyfikuje dźwięk podobnie do wzmacniaczy lampowych, tj. zaokrągla atak i „dosładza” górę i Exogal nie jest wyjątkiem. Wszystkie grane z nim płyty miały fantastyczną gładkość, która z nagraniami wokalnymi przeradzała się w coś więcej – doskonałą czystość. Poruszony tym, jak zabrzmiała muzyka Carlo Gesualdo de Venosa posłuchałem zaraz potem współczesnej realizacji, elektroniki z płyty Sohn, Tremors i otrzymałem to samo. Mogłem grać muzykę bardzo głośno, a mimo to dźwięk pozostawał po TEJ stronie mocy. Jak gdyby ze słownika ludzi Exogala wyrugowano słowa „szorstki”, „irytujący”, „jasny” itp.

Najbliżej temu dźwiękowi do „ciepły”, ale to nie do końca prawda. Góra jest tu mocna, wyraźna, jest jej więcej niż w moim systemie odniesienia. Także dół zaskakuje zejściem i czystością. Przy wspomnianym już albumie Tremors dało to niesamowity efekt, ponieważ zarejestrowany na niej bas potrafi przyłożyć. Wzmacniacz Exogala bardzo dobrze go kontrolował i nie zmiękczał. Ilość wysokich i jakość niskich tonów nie pozwala na postawienie znaku równości między ‘Exogal’ i ‘ciepły’.

Inaczej będzie, jeśli przyjrzymy się charakterowi dźwięku Iona. Ma on „złoty” posmak, ponieważ atak jest nieco zaokrąglony – im wyżej pasma, tym bardziej. Dlatego też mocne wysokie tony nie jazgoczą, a bez żadnych konsekwencji otwierają brzmienie. Blachy perkusji, co najlepiej było słychać z nagraniami jazzowymi, nie formują ciężkich, namacalnych źródeł, a są modyfikowane w kierunku „sypkości” (od ‘sypki’, ‘sypać’). Powiem tak: nie jest to neutralne działanie, ale spodoba się wielu z czytelników „High Fidelity”. Ciężko będzie bowiem doprowadzić do momentu, w którym głośnik wysokotonowy przejdzie do obozu wroga i zacznie nas atakować, mimo że zawsze będzie aktywny.

Tak więc: czystość, zejście, otwarcie, złocistość, rytmiczność (świetna!) i do tego nerw, którego większości wzmacniaczy klasy D brakuje. To, co Iona łączy z innymi, nawet najlepszymi aplikacjami tej technologii to rozdzielczość, która nie jest w jego przypadku priorytetem. Nie wiem, czy to możliwe, ale jeszcze nie słyszałem wzmacniacza tego typu, który potrafiłby różnicować bryły instrumentów, barwę, dynamikę, jak i scenę dźwiękową w równie dobry sposób, co najlepsze realizacje klasy A i AB. W tym względzie Exogal jest nieodrodnym dzieckiem użytej w nim technologii.

Także scena dźwiękowa jest dla niej raczej typowa i przypomina to, co słyszałem kiedyś ze wzmacniaczem Jeff Rowland Continuum S2 Integrated. Przed nami rysowane są duże bryły, dźwięk ma rozmach, świetnie pokazywany jest wolumen dźwięków. Całość ma wspólny mianownik, polegający na „uzgodnieniu” dźwięku w półokręgu przed nami. Jest tam ciasno, gęsto, dzieje się. Tylne plany są podciągane, źródła stamtąd są nieco powiększane i to chyba właśnie ta modyfikacja daje wrażenie „gęstości”. Jeśli informacje zapisane są dokładnie w którymś z kanałów, jak w nagraniach z lat 50. i 60. XX wieku, obecność instrumentów, głosów itp. będzie niezwykle intensywna.

Podsumowanie

Zwalczam pokusę, aby traktować system Exogala jako coś „pozasystemowego”, specjalnego. To, że ma niewielkie rozmiary i korzysta z technik, które dopiero w XXI wieku doczekały się rozwinięcia, nie czyni z niego czegoś ułomnego, co trzeba by traktować pobłażliwie. To rasowe audio i trzeba się przyzwyczaić, że coraz częściej tak będzie ono wyglądało. Jego niewielkie rozmiary i sytuujący się w głównym nurcie dizajn otworzą drzwi do naszej „twierdzy” ludziom, którzy nie chcieli mieć w domu brzydkich, dużych, niewygodnych w użytkowaniu produktów audio.

System Exogala nie jest tani, można nawet powiedzieć, że należy do droższych propozycji. Już na wstępie ma fory – patrz wyżej. Jego dźwięk jest otwarty, czysty i dokładny, a przy tym bardzo przyjazny. Wysoka moc naprawdę przekłada się na swobodę dźwięku, nie trzeba się więc bać nawet dużych kolumn. Wzmacniacz przypomina brzmieniem lampę, ale tylko jeśli chodzi o atak, o czoło dźwięku, które jest zaokrąglone i „wypolerowane”. Razem daje to kombinację na tyle rozpoznawalną, że łatwo będzie podjąć decyzję i być może wymienić, zajmującą pół pokoju, elektronikę na coś „takiego” :)

Budowa

Wzmacniacz Ion PowerDAC jest niewielkim urządzeniem, mierzącym 47,6 x 190 x 292 mm i ważącym 4 kg. Składa się z dwóch elementów – wzmacniacza i zasilacza 24 V DC. Ten ostatni kupowany jest od zewnętrznej firmy. Ze wzmacniaczem łączy go krótki kabel zakończony czteropinowym wtykiem XLR firmy Neutrik.

Obudowę wzmacniacza wykonano z precyzyjnie wyfrezowanego bloku aluminium. Na przedniej ściance mamy pojedynczą, multikolorową diodę LED, informującą kolorem i miganiem o statusie urządzenia. Z tyłu są dwie pary złoconych gniazd głośnikowych i wejście HDMI, służące do połączenia wzmacniacza z przetwornikiem Comet. Przesyłany jest nim zakodowany sygnał cyfrowy, firma mówi o nim „Exonet”. Jest to łącze dwustronne i po podłączeniu Iona do Cometa na tym ostatnim oprócz wyjścia analogowego i słuchawkowego można wybrać także wyjście Exonet.

Połączenia dopełniane są gniazdami trigger i USB, służącym do serwisowania. No i oczywiście gniazdo dla zasilacza. Od spodu całość zamknięto płatem akrylu z wypuszczonymi na 2 mm stalowymi kulkami, służącymi jako nóżki. Urządzenie ślizga się po drewnie, warto więc pomyśleć o jakimś antypoślizgowym elemencie pod spodem.

Całe wnętrze zajmuje płytka drukowana, podzielona na dwie części – lewą i prawą, czyli lewy i prawy kanał. Pośrodku widać duży układ DSP, zapewne modulator zasilania, a przy przedniej ściance dodatkowe, mniejsze płytki, na których są elementy zasilacza. Bliżej tyłu mamy tranzystory mocy – po cztery na kanał. Jak się wydaje, wyjście jest mostkiem, a filtry LC są na obydwu gałęziach. Przykręcone do górnej ścianki tranzystory to MOSFET-y. Prawdę mówiąc dokładnie tak samo wyglądają wzmacniacze pracujące w klasie D i zaryzykowałbym twierdzenie, że jest to nowoczesna odmiana cyfrowego wzmacniacza pracującego w tej klasie, potomek TacTa. Patrząc na całość aż trudno uwierzyć, że to urządzenie tak dobrze gra nie ma wielkich radiatorów, transformatorów zasilacza. Ale to jest właśnie XXI wiek.