High Fidelity 08/2017

Wojciech Pacuła 

To nie przypadek, że od jakiegoś czasu testujemy więcej i więcej produktów związanych z zasilaniem. Filtry, kondycjonery, listwy, kable zasilające – to elementy nowego, ogromnego wszechświata mającego na celu kondycjonowanie, czyli oczyszczanie napięcia zasilającego. A przecież całkiem niedawno traktowany był jak dziwactwo, a nawet skok na kasę audiofilów. Przykre było to, że mówili to zazwyczaj ludzie wykształceni – inżynierowie, elektronicy itp.

Faktom nie da się jednak bez końca zaprzeczać, a te były takie, że elementy związane z zasilaniem zmieniają dźwięk, często mocniej niż wymiana wzmacniacza czy źródła! Powoli rodzą się pomysły na teorię pozwalającą te zmiany wyjaśnić, na coś pewnego i spójnego będziemy musieli jednak poczekać. Na razie musimy bazować na najprostszym, ale i rozstrzygającym, badaniu, tj. przez ogląd – słuchając i porównując.

PowerCell 12 UEF SE amerykańskiej firmy SYNERGISTIC RESEARCH jest kondycjonerem sieciowym wyposażonym w pasywny i aktywny układ filtrujący. W torze nie ma żadnych elementów indukcyjnych, dlatego jest on stosunkowo lekki. Do eliminacji zakłóceń napięcia zasilającego – w Polsce 230 V/50 Hz – zastosowano jednak kilka wyrafinowanych rozwiązań. Ich podstawą są filtry o nazwie EM Cell. Wykonane m.in. z grafenu, działają jak swego rodzaju kondensatory eliminujące ścięte wierzchołki sinusoidy, ale i jak induktory, minimalizujące szumy. Inaczej działają w formie rozwiniętej, a inaczej w zwiniętej. W kondycjonerze zastosowano obydwie formy tych filtrów.

Osobnym elementem jest układ aktywny o nazwie ULF (Ultra Low Frequency) Field Generator. Dokłada on do napięcia zasilającego dodatkowe napięcie o niskim poziomie i bardzo niskiej częstotliwości, które – jak mówią materiały firmowe – pozytywnie działa na zakłócone napięcie ze „ściany”. Po wyjaśnienia odsyłam na stronę internetową producenta. Kondycjoner oferuje aż dwanaście gniazd, podzielonych na dwie identyczne grupy po sześć. Można dzięki temu osobno zasilać urządzenia analogowe i cyfrowe.

Częścią „pakietu” jest drogi kabel zasilający Level 3 HC Power Cord, którym podłączamy kondycjoner do ściennego gniazda zasilającego. W takiej konfiguracji system kosztuje 36 680 zł. Do testu otrzymaliśmy jednak ambitniejszy zestaw – zamiast modelu Level 3 HC Power Cord kondycjoner wyposażony był w kabel Galileo UEF Digital. Do podstawowej ceny dodaliśmy więc 12 030 zł, co dało w sumie 48 710 zł. Galileo UEF jest pierwszym w ofercie tej firmy kablem sieciowym wyposażonym w aktywny filtr EM Cell, identyczny z tymi, które znajdziemy w kondycjonerze. Kabel jest bardzo gruby, złożony jest z wielu wiązek o różnej średnicy fi i budowie, ale całość jest zaskakująco giętka. Wtyk sieciowy Schuko to modyfikowany przez Synergistic Research wtyk o nazwie G07 Gold Signal Path Wall.

Od strony kondycjonera mamy znakomitość – wtyk Powercon NAC3FC-HC firmy Neutrik. Zaprojektowany na bazie wtyku Speacon, przeznaczonego do łączenia kabli głośnikowych, pewnie trzyma się urządzenia, ponieważ jest mocowany zatrzaskiem bagnetowym. Wtyki IEC wyglądają przy nim jak niedorobione – ruszają się w gniazdach i nigdy nie są idealnie proste. PowerCon to zupełnie inna liga. Certyfikowany jest na 32 A i wykonany tak, że najpierw styka się w nim kabel ochronny (uziemiający). Jego styki są srebrzone.

Metodologia testu

Kondycjoner sieciowy Synergistic Research – wyposażony w firmowy kabel – porównywany był do listwy sieciowej Acoustic Revive RTP-4eu Ultimate (4300 euro), zasilanej przez kabel sieciowy Acrolink Mexcel 7N-PC9500 (2,5 m, rodowane styki; 17 990 zł/1,5 m), wpiętego do gniazdka sieciowego Furutech FT-SWS (R); do gniazdka prowadzi osobna linia zasilająca (Oyaide Tunami Nigo, 6 m) z bezpiecznikiem firmy Hi-Fi Tuning.

Do kondycjonera podpinałem odtwarzacz Compact Disc Ancient Audio Lektor AIR V-edition oraz wzmacniacz mocy Soulution 710. W dalszej perspektywie amerykański kondycjoner porównałem do dwóch znakomitych produktów, które niedawno grały w tym samym systemie: kondycjonera sieciowego Acoustic Dream AG-1 Premium (36 900 zł) oraz pełnego systemu firmy Verictum (178 900 zł, patrz: Magia systemu: Verictum).

Kondycjoner stał na górnej półce stolika Finite Elemente Pagode Edition na swoich nóżkach. Warto wypróbować jego działanie na jakiś innych podstawkach – krótki odsłuch ze stopami Franc Audio Accessories Ceramic Disc pokazał, że dźwięk kondycjonera zmienia się w dobrym kierunku. Zasilający go kabel wpięty był do osobnego gniazda ściennego Furutech FT-SWS (R), połączonego równolegle z gniazdem do którego wpięta była listwa sieciowa Acoustic Research.

Odsłuch miał postać porównania A/B/A ze znanymi A i B. W jednej części A był testowanym kondycjonerem, a w innych listwą odniesienia. Odsłuchiwane fragmenty miały długość 2 minuty.

Chociaż od czasu, kiedy odsłuchiwałem system zasilający firmy Synergistic Research z serii Tesla PowerCell minęły ponad cztery lata, muszę powiedzieć, że tamto doświadczenie pozostało w mojej głowie i w znacznej mierze kształtowało moje wybory i ocenę innych elementów systemu audio związanych z zasilaniem. Chociaż sobie tego z początku nie uświadamiałem, z biegiem czasu coraz bardziej doceniałem to, co się Synergistic Research wówczas udało i powoli szukałem odpowiedzi na to, co można by zrobić jeszcze lepiej.

Dzięki kondycjonerowi PowerCell 12 UEF SE wiemy jeszcze więcej co można, a czego nie. Urządzenie idzie dokładnie w tym samym kierunku, w którym prowadził nas system testowany przeze mnie w 2013 roku, pogłębiając najważniejsze zalety, minimalizując to, co w ich imieniu trzeba było poświęcić. Najważniejsza informacja to taka, że amerykański kondycjoner pogłębia brzmienie, wchodząc w muzykę z gracją, ale i pewnością siebie. Oferuje on brzmienie pozbawione nerwowości i absolutnie gładkie. Ale to było ewidentne już przy poprzednim systemie. Teraz mnie nie zaskoczyło, ale za to potwierdziło moje intuicje dotyczące zmian, w których idzie dźwięk zasilany przemyślanymi komponentami (bez względu na ich cenę).

Na pierwszy rzut oka, po przełączeniu z analitycznej, bardzo precyzyjnej listwy zasilającej Acoustic Revive zasilanej 2,5 m odcinkiem ciemnego, gęstego kabla Acrolink, dźwięk wydaje się mniej dynamiczny i cieplejszy. Szybko się to jednak zmienia i już po kilku przełączeniach jasne jest, że mój referencyjny system upraszcza brzmienie, nie potrafi tak dobrze oddać bogactwa harmonicznych, nie umie zbudować aż tak gęstego przekazu. Podobne uwagi miałem do niego po odsłuchu pełnego systemu firmy Verictum. Oferując niebywałą muzykalność i śpiewność polski system nieco odpuszczał z kontrolą niskiego basu i delikatnie modyfikował dynamikę. Kondycjoner Synergistic Research idzie dokładnie w tym samym kierunku, minus odpuszczenie na dole skali. Nie jest aż tak słodki w wyrazie i nie ma tak bezbłędnie miękkiego ataku.

Ale też jeszcze lepiej różnicuje poszczególne dźwięki, pomimo że ‘detaliczność’ to ostatnie słowo, jakie w jego kontekście przyszłoby mi do głowy. Dostajemy z nim przekaz nieco bardziej oddalony od słuchacza niż z moim systemem odniesienia i jeszcze bardziej niż z systemem Verictum, co w pierwszym momencie może się kojarzyć z wycofaniem przekazu, z odsunięciem pierwszego planu. Jest dokładnie odwrotnie – amerykańskie urządzenie wyzwala z muzyki znacznie więcej emocji niż system odniesienia i lepiej buduje strukturę dźwięku, czyli to na czym wszystko inne jest budowane i na czym bazuje, swego rodzaju „szkielet”.

 Doskonale słychać to z każdym rodzajem muzyki, dosłownie każdym. Z minimalistycznymi rejestracjami, takimi jak Radoslav Kvapil On Antonín Dvořák Bösendorfer Piano, kondycjoner Synergistic Research odsuwa źródło dźwięku od nas, a jednocześnie powoduje, że jest ono bardziej zrozumiałe, czytelne i zajmujące. Na pierwszy rzut oka to system odniesienia wydaje się bardziej klarowny, ponieważ ma mocniej zaznaczony wyższy środek – to rzecz, którą usłyszałem po raz pierwszy. Ale to pozór, coś jak sztuczka cyrkowa wobec wyniku zawodowego sportowca.

 

 

Należący niegdyś do Dvořáka, kupiony w 1879 roku fortepian, niewielki, o starym stroju, z „wiedeńskim” mechanizmem, z SR zabrzmiał doskonale, znacznie lepiej i bardziej prawdziwie niż z systemem odniesienia. Wszystko było gładsze, gęstsze i lepiej skupiane. O wiele lepiej definiowane były również zmiany dynamiki. A to w tym przypadku jest kluczowe. Płytę o której mowa przywiozłem z Pragi. Zwiedzając, ukryte w małej uliczce, muzeum tego muzyka zwróciłem uwagę na chyba najważniejszy eksponat – obok skrzypiec – wspomniany fortepian Bösendorfera. Muzyk skomponował na nim w 188 roku i później wiele utworów fortepianowych i aby je zrozumieć należy je grać na takim właśnie instrumencie, a nie wielkim, nowoczesnym Steinwayu, dla przykładu. Poprosiłem panią, która się muzeum opiekowała o takie nagrania i po nerwowych poszukiwaniach znalazła właśnie tę płytkę.

Ale do rzeczy – testowany kondycjoner te niuanse, słyszalne przede wszystkim przy pp, pokazał w naturalny sposób. W porównaniu z nim system odniesienia brzmiał w bardziej wysilony, a przez to zgrubny sposób, czyli mniej rzeczywisty. Co powtórzyło się niemal 1:1 przy odsłuchu płyty Master CD-R z nagraniami muzyki elektronicznej – ambience i dance – mojego przyjaciela Roberta Kowalskiego. Płyty słuchałem u niego w domu i wiem, co chciał osiągnąć. Bez wątpienia nasycenie, wieloplanowość, niski bas – to wszystko było z SR znacznie lepsze. Najniższy bas był nieco krótszy i mniej mięsisty, ale mi to nie przeszkadzało. Wszystko inne było bowiem dogęszczone, żywe i energetyczne.

Porównania

Balans tonalny PowerCell 12 UEF SE jest po ciemniejszej – można tak chyba powiedzieć – cieplejszej stronie skali. Informacji jest jednak mnóstwo, więcej niż z bardziej dosłownych produktów tego typu, z jakimi miałem do czynienia. Kondycjoner Acoustic Dream AG-1 Premium pokazuje równie wiele rzeczy, jest równie rozdzielczy, ale buduje muzykę z wielu poszczególnych elementów. Jest spójny, więc to wszystko gra razem, ale podłączone do niego urządzenia są lekko odchudzane, nie są tak mięsiste, co trzeba mieć na uwadze ustawiając balans systemu. podobnie na dźwięk wpływa kondycjoner aktywny Accuphase DP-510.

Produkt Acoustic Research ma za to znacznie więcej wspólnego z listwą sieciową i kablami firmy Verictum. Nie ma aż tak płynnego środka i aż tak śpiewnej góry, ale za to prezentuje wyższą dynamikę i oferuje lepsze skupienie dźwięku, szczególnie na dole skali. Acoustic Revive z Acrolinkiem grają przy nim w bardziej dyfuzyjny sposób, tj. wszystko jest większe, bliżej nas, ale też jest bardziej rozrzedzone, mniej konkretne. Bas nie jest z nim tak tłusty, jak przy graniu z listwą Acoustic Research i kablem Acrolinka. Nie ma się jednak wrażenia odchudzenia, ponieważ to raczej lepsza kontrola niż wycofanie basu. Krótkie porównanie brzmienia odtwarzacza CD wpiętego bezpośrednio do ściany i do amerykańskiego kondycjonera pokazało, że ta niewielka, czarna paczka robi z dźwiękiem cuda, wymykające się detalicznemu opisowi.

Podsumowanie

To, co najważniejsze w tym teście, to bowiem umiejętność wydobywania emocji bez udawania, że nie są do tego potrzebne detale, że rozdzielczość nie jest ważna i że wystarczy dobra barwa, aby wszystko „grało”. PowerCell 12 UEF SE ma to wszystko na równym, wysokim poziomie. Dostajemy z nim gładki, ciemny dźwięk z mnóstwem informacji i znakomitą dynamiką. Pierwszy plan jest cofnięty o jakiś metr w porównaniu z systemem odniesienia, a bas o pół tonu lżejszy. Myślę, że to objaw dojrzałości – granie bez wysiłku, bez nachalności, z którą – teraz to lepiej słyszę – mój system odniesienia czasem wyskakuje.

W tym porównaniu to Synergistic Research jest elementem wyrafinowanym, a mój trochę udaje, gra że jest w tej samej lidze. To wciąż wybitne zasilanie, ale to już trzeci raz, po wspomnianych produktach Acoustic Dream i Verictum, kiedy muszę przez chwilę przyzwyczajać się do dźwięku mojego systemu, ponieważ wiem, że może jeszcze więcej. Do tej listy, dla porządku, dodałbym jeszcze dwa kable sieciowe: Siltech Triple Crown Power oraz Harmonix X-DC Studio Master Million Maestro. Wśród nich Synergistic Research PowerCell 12 UEF świeci pełnym blaskiem. Piękne, piękne granie – dojrzałe, wysublimowane, przemyślane. RED Fingerprint.

Budowa

Synergistic Research PowerCell 12 UEF jest pasywnym filtrem sieciowym z dodatkowym aktywnym elementem. Ma postać klasycznego urządzenia audio – wzmacniacza mocy. To metalowa skrzynka z chassis wykonanym ze stali o dużej zawartości węgla. Daje to bardzo dobre tłumienie drgań oraz świetne ekranowanie; nóżki z podobnej stali do swoich produktów wykonuje firma Accuphase. Front jest aluminiowy, a góra akrylowa. Przezroczysta płyta jest częścią projektu plastycznego – przecież lubimy wiedzieć, co „tam siedzi” – ale jest też częścią założenia elektrycznego. Metalowe ścianki górne nie zawsze się sprawdzają i wiele firm przy testach rozwojowych je odkręca. Stalowe elementy są tu pokryte farbą UEF, pomagającą chronić wnętrze przed promieniowaniem RFI i EMI.

Z tyłu widać sześć podwójnych gniazd sieciowych typu Schuko. Są one podłączone do dwóch niezależnych filtrów, po sześć gniazdek. Patrząc przez przezroczystą górną ściankę widać, że połączono je tak, że jeden filtr zasila sześć gniazdek po prawej stronie, a sześć po lewej. Inaczej zaznaczył to producent, sugerując że razem połączono górne gniazda i razem dolne. Oprócz gniazdek sieciowych widać tam jeszcze znakomite gniazdo sieciowe Powercon firmy Neutrik ze srebrzonymi stykami i zatrzaskiem bagnetowym. Obok jest mechaniczny wyłącznik sieciowy.

Nie ma tu klasycznego gniazda IEC, ponieważ kondycjoner przychodzi wraz z najwyższym kablem zasilającym Synergistic Research Galileo UEF Digital. To kabel z aktywnym ekranem, ze złoconym wtykiem Schuko G07 Gold Signal Path Wall, wyposażony w trzy aktywne filtry Enigma – dwa z diodami LED w niebieskim kolorze. Przy wtyku sieciowym widać długi tubus z plecionki włókna węglowego – to aktywny filtr EM Cell.

W budowie kondycjonera, oprócz obudowy, da się wyróżnić następujące moduły:

  • ULF (Ultra Low Frequency) Field Generator,
  • pięć tubusów z filtrami UEF,
  • jeden filtr UEF umieszczony pod tubusami,
  • zasilacz dla filtrów i generatora.

Po szczegółowy opis odsyłam do strony internetowej producenta – powiem szczerze, że nie wszystko rozumiem. Coś niecoś jednak wiadomo :) ULF to generator napięcia o bardzo niskiej częstotliwości. Napięcie to nałożone na napięcie zasilające działa podobnie jak dither w sygnale cyfrowym – zmniejsza nieprzyjemne zakłócenia sieci zasilającej 50 lub 60 Hz. Cztery tubusy wyposażono w filtry UEF. Działają one jak kondensatory, do czego wykorzystują np. grafen, superprzewodnik o grubości jednego atomu. Filtry założone są zarówno na pozytywną gałąź, jak i negatywną. Osobny tubus otrzymał kabel bezpieczeństwa (uziemiający). Jest jeszcze szósty filtr – o ile te w tubusach są zwinięte, to ten jest płaski i umieszczony jest pod pozostałymi filtrami.
Urządzenie jest doskonale wykonane. Jedynym elementem, który trzeba u siebie zmienić to nóżki.