Hi Res Audio Central 12/2015

Mike Mettler

Głośniki są najważniejszym komponentem systemu, szczególnie jeśli chodzi o odtwarzanie płyt i plików zapisanych w wysokiej rozdzielczości. Jeżeli nie słyszę wszystkich najdrobniejszych detali nagrania w taki sposób, jakbym znajdował się w pomieszczeniu nagraniowym razem z muzykami, to – powiedzmy sobie szczerze – głośniki nie spełniają swojego zadania.
Kiedy więc głośnikowy guru, Sandy Gross, zapytał mnie czy chciałbym ocenić wolnostojące głośniki GoldenEar Technology Triton One, z wbudowanymi subwooferami, aż podskoczyłem ciesząc się na taką okazję. Jednak nie miała to być jedna z naprędce napisanych recenzji, nic z tego. Aby oddać Tritonom One sprawiedliwość, potrzebowałem całego 2015 roku. Aktualnie, kiedy zaczął się już 2016, jestem wreszcie gotów podzielić się moimi spostrzeżeniami.

Cechy oraz specyfikacja

Zacznijmy od szczegółów technicznych. Triton One jest wysokim na 137cm głośnikiem, który zawiera wbudowany wzmacniacz cyfrowy, o mocy 1600 W. Zakres wyższego basu, średnich i wysokich częstotliwości jest przetwarzany przez dwa przetworniki o odlewanych koszach i o średnicy 5¼ cala, które umieszczono nad i pod przetwornikiem wysokotonowym HVFR, w układzie D’Appolito. Wysokotonowy głośnik wstęgowy HVFR wytwarza wysokie ciśnienie ściskając powietrze pomiędzy fałdami, a nie zasysając i wypuszczając je, jak konwencjonalne kopułki lub wstęgi.

Wąska obudowa „Jedynki”, ze swoimi nierównoległymi ścianami – które mają redukować odbicia wewnętrzne i fale stojące – jest zbudowana z płyty MDF o wysokiej gęstości. Gross mówi: „W zakresie niskich częstotliwości cały głośnik – a obudowę w szczególności – zaprojektowano w taki sposób, aby bas był optymalnie sprzężony z pomieszczeniem odsłuchowym i aby zapewnić jak najwyższą jakość niskiego zakresu tonalnego. W przypadku Triton One, mamy trzy aktywne przetworniki basowe. Dodatkowo, w obudowie zamontowano cztery radiatory infradźwiękowe, które umieszczono po obu stronach, tuż nad podłogą. Dzięki temu w pełni wykorzystano interakcję membran z podłogą, a jednocześnie rozmieszczenie radiatorów w różnych punktach pomaga niwelować fale stojące, które powstają wskutek modów występujących w pokoju odsłuchowym. Cztery basowe radiatory wykorzystują również zjawisko sprzężenia akustycznego, które wytwarza dodatkową energię i promieniowanie niskich częstotliwości wzrasta ponad całkowitą wartość ich mocy wyjściowej. W tym przypadku 1+1 nie równa się 2, ale raczej 3 lub 4”.

Grossowi nie obca jest koncepcja zintegrowanych, zasilanych subwooferów, którą jako pionier wprowadzał w latach 90. „Powodem stworzenia zasilanych subwooferów był fakt, że ich integracja z kolumną głośnikową ma zasadnicze znaczenie dla jakości odtwarzanej muzyki”. „Była to główna przyczyna, dla której Don Givogue i ja opracowaliśmy i wprowadziliśmy tę koncepcję w 1995. Bardzo ciężko jest odpowiednio zintegrować pojedynczy subwoofer z parą wolnostojących kolumn głośnikowych. Istnieje wiele zmiennych, włącznie z fizyczną lokalizacją subwoofera, które wymagają ustawień, jakie niewielu słuchaczy jest w stanie odpowiednio przeprowadzić”.

„Tak naprawdę, jeśli mamy pojedynczy subwoofer i jeżeli nie ustawimy go w równej odległości od obu głośników, niemożliwe będzie wyregulowanie go w taki sposób, aby odpowiednio zgrał się z dźwiękiem obu z nich”. Kontynuuje Gross. „Nawet jeśli w pomieszczeniu odsłuchowym umieścimy dwa subwoofery, ustawienie wszystkich zmiennych, aby prawidłowo zintegrowały się z głośnikami, będzie bardzo trudne. Sekcja niskotonowa Tritonów, to w zasadzie zasilana sekcja subwoofera, którego dźwięk schodzi głęboko w regiony najniższego basu. Został on zaprojektowany, jako integralna część każdego z głośników”.

Po wysłuchaniu tak szczegółowych informacji, przekazanych przez samego konstruktora, ochoczo podłączyłem Tritony One do systemu i zabrałem się za odsłuchy.

Mój zestaw referencyjny

Mój obecny system referencyjny składa się z amplitunera Pioneer VSX-1021-K 7.1 i wszechstronnego odtwarzacza Oppo BDP-105, służącego jako źródło dźwięku. Wzmocnienie zapewnia wzmacniacz wielokanałowy McIntosh MC207. Oprócz Tritonów One, mój zestaw głośnikowy 7.1 składa się z głośnika centralnego Paradigm CC v2, subwoofera Thiel SS1 i czterech głośników satelitarnych Thiel SCS4. Na cele tej recenzji jednak, oceniałem jakość brzmienia Tritonów One w konfiguracji stereofonicznej – chociaż muszę przyznać, że sprawdziły się znakomicie podczas długich sesji wielokanałowych, kiedy oglądałem kablowe emisje filmów oraz płyty DVD i Blu-ray, jak również w trakcie odsłuchów nagrań audio 5.1, z płyt Blu-ray, SACD i DVD-Audio.

Sesje odsłuchowe

Jak zawsze, kiedy przychodzi do oceny głośników, liczą się dla mnie trzy słowa – wyraźnie zauważalne detale. Przesłuchałem dosłownie setki albumów z płyt LP, CD, Blu-ray, jak również plików w wysokich rozdzielczościach przez Tritony One i oto najważniejsze informacje, jakie mam do przekazania.

Na początek włączyłem tytułowe nagranie z powszechnie znanego albumu Paul’a Simon’a, Graceland, z roku 1986, na 180-gramowym winylu. Jest to reedeycja wydana z okazji 25-lecia istnienia płyty, której miksowanie nadzorował inżynier dźwięku Roy Halee. Roy powrócił do swoich oryginalnych analogowych taśm matek, aby to najwyższej jakości wydanie mogło powstać. Początkowo, byłem najbardziej zainteresowany faktem wykasowania chórków The Everly Brothers, które pojawiały się w trakcie 2 minuty nagrania, jednak zauroczyła mnie również prężna linia basu Bakithi Kumalo, której nuty pojawiają się dosłownie milisekundy po tym, jak Paul śpiewa wersy „I’m going to Graceland/Graceland/Memphis, Tennessee”, powtarzając je kilkakrotnie. (Kumalo jest również muzykiem odpowiedzialnym za tę zabójczą wstawkę na basie, w kawałku „You Can Call Me Al”). Wspominając temat sylab, byłem więcej niż zadowolony, z możliwości obserwowania różnic w głośności artykułowania i akcentowania ich w wersie „my trav-el-ing com-pan-ion”, jak również wychwycenia krótkiej, acz zauważalnej zwłoki w artykulacji głoski „t”, pod koniec każdej frazy „everybody sees you’re blown apart” – i ponownie w następnym wersie, przy końcówce słowa „heart”, kiedy Paul zatrzymuje się na chwilę po zaśpiewaniu „harr…”, zanim zaakcentuje końcowe „t”.

 

 

Kiedy tekst jest tak dobry i do tego zaśpiewany przez swego autora, warto jest przesłuchać go wielokrotnie, aby odczytać wszystkie poziomy subtelności i zamierzenia artysty. Słabsze głośniki nawet nie pozwoliłyby wychwycić tak delikatnych różnic, jednak Tritony One z pewnością sobie poradziły – i to znakomicie.

Aby sprawdzić, w jaki sposób głośniki obchodzą się z nieco bardziej współczesnymi dźwiękami, włączyłem płytę All Possible Futures, stworzoną przez australijskiego DJ’a Benjamina Plant’a, pod szyldem Miami Horror, z 2015 roku. Pierwszy utwór z tego albumu w stylu post-disco electronic, zatytułowany „American Dream”, rozwija się jak doskonały klubowy kawałek, rozpoczynając się od stopniowo narastających wysamplowanych odgłosów, które poprzedzają czysty motyw zagrany na gitarze akustycznej, połączony z dzwonami, z którymi razem tworzy melodię przewodnią. To dźwiękowe tło poprzedza soczyste, wstrząsające sceną tąpnięcia, połączone z klaśnięciami i dźwiękami fortepianu, po których wchodzi perkusja i funkowa linia basu. Męski i żeński głos łączą się, śpiewając frazę „American dream, won’t choo listen to yourself”, która zostaje powtórzona wielokrotnie, ale dopiero w ostatnim wersie słowo następujące po „won’t” jest wyartykułowane jak wyraźne „to”. Utwór stanowi znakomity przykład tego, jak ważną rolę odgrywa każdy z elementów miksu, które wspólnie składają się na ostateczne crescendo.

Zaraz po odsłuchaniu utworu na Tritonach, włączyłem „American Academy” przez moje słuchawki Sony, odtwarzając go z serwisu Spotify. Okazało się, że zakres dynamiki i przestrzeń miksu, jakie wypracował Plant, zostały dość boleśnie ograniczone. Utwór brzmiał, jakbym miał uszy wypełnione woskiem i nie mógł się go pozbyć, bez względu na to, jak bardzo bym się starał. Szybko wróciłem do odsłuchu nagrania przez Tritony One, aby oczyścić dźwięk z anomalii towarzyszących streamingowi plików.

Następnie zapragnąłem wprowadzić się w nastrój lat 70-tych, włączając plik 96kHz/24-bit z nagraniem „Long Distance Runaround”, z wczesnej płyty Yes – Fragile. Utwór rozpoczyna się chwytliwym wstępem zagranym przez mistrza instrumentów klawiszowych, Rick’a Wakeman’a, a dźwięki rozbrzmiewają na przemian w lewym i prawym głośniku. Zintegrowane, zasilane subwoofery w Tritonach w znakomity sposób ukazały pulsujący, melodyjny bas Chrisa Squire’a – był to wspaniały przykład na to, jak najważniejsze założenia projektowe głośników realizowane są w praktyce. Pogłos wokalu Jon’a Anderson’a był niezwykle wyraźny, wzbogacony o zręczne uderzenia w talerze, perkusisty Bill’a Brufford’a i stanowcze, jednak subtelne pianino Wakeman’a, słyszalne w prawym głośniku podczas zwrotek. Melodyjna gitara solowa Steve Howe’a zajęła miejsce po lewej stronie, dopełniając fachowej gry Wakeman’a.  „Hot color melting the anger to stone”, istotnie.

Nie miałem innego wyjścia, niż po utworze Runaround włączyć natychmiast jego najczęstszego towarzysza odsłuchów – kawałek „The Fish (Schindleria Praematurus)”, będący basowym magnum opus Squire’a, które wspomagane jest przez piękne detale perkusji Bruford’a. Bardzo podoba mi się także żywiołowość linii gitary solowej Howe’a unoszącej się ponad sceną dźwiękową, kiedy reszta zespołu płynnie go otacza, a centralnie w prawym głośniku wybrzmiewa tamburyn. Te dwa nagrania Yes wręcz kipią od ilości zawartych w nich szczegółów, a Tritony One sprawiły, że mogłem je w pełni podziwiać.

Miesiące mijały, a Tritony pięknie radziły sobie ze wszystkim, czym je karmiłem. Mogłem cieszyć się nowym stereofonicznym miksem tytułowego utworu „Minstrel in the Gallery”, grupy Jethro Tull, zrealizowanym przez Steven’a Wilsona, a pierwotnie nagranym w 1975 roku. Mogłem wychwycić oddech Ian’a Anderson’a , kiedy nabierał i wypuszczał powietrze podczas różnych wstawek i partii solo na flecie, jak również wyraźnie słyszałem dźwięk krowiego dzwonka w połowie utworu. Innym razem zachwyciła mnie czystość połączenia uderzeń talerza i werbla, mistrzowsko wykonana przez Joe Morello w numerze „Take Five”, zespołu The Dave Brubeck Quartet, z jazzowego arcydzieła Time Out, nagranego w 1959 roku. Równie pięknie brzmiały rezonanse akordów zagranych przez Tommy Shaw’a na gitarze akustycznej, przed wejściem jego wokalu w utworze „Lights”, z multiplatynowego albumu Styx, pt. Cornerstone, z 1979 roku. Kolejny przykład znakomitego brzmienia, to majestatyczne połączenie instrumentów dętych i sekcji smyczków w „Hopaku” Czajkowskiego z opery Mazepa, wykonywanej przez Minnesota Orchestra, pod batutą Eiji Oue (plik 174/24 z HDtracks).

Sami widzicie…mógłbym tak bez końca. Bardzo często moja tradycyjna, piątkowa noc odsłuchowa przedłużała się do sobotniego poranka, kiedy wciąż powtarzałem sobie „Jeszcze tylko jeden kawałek…” Hmm, wygląda na to, że możemy nazwać te momenty odsłuchami bez zachowania należytego umiaru.

Wnioski

Tak, jak często bywa ze znakomitym winem, ocena prawdziwie wspaniałych głośników wymaga odpowiedniego czasu. Mój pierwotny, roczny plan odsłuchów GoldenEar Technology Triton One obrodził znakomitymi, dźwiękowymi owocami. Są to absolutnie najlepsze głośniki, jakich miałem przyjemność słuchać podczas codziennych sesji – czyż nie jest to właśnie to, czego od naszych głośników oczekujemy? Tritony One dostarczają dokładnie taki dźwięk, jaki chcę usłyszeć, bez względu na to, jaki rodzaj muzyki włączę i jak została ona nagrana. Szczerze mówiąc, te głośniki są lepsze, niż mógłbym oczekiwać. Wciąż sam siebie zaskakuję swoją reakcją w stylu „Nigdy wcześniej tego nie słyszałem”, podczas słuchania materiału, który słyszałem wcześniej niezliczoną ilość razy przez inne głośniki oraz zdumieniem, jakie odczuwam za każdym razem, kiedy włączam coś zupełnie nowego.

Czy można chcieć więcej? Głośniki wolnostojące GoldenEar będą z radością rekomendowane przez magazyn Hi Res Audio Central i są najlepszymi głośnikami, jakie słyszałem do tej pory. Dziękuję Sandy Gross’owi i firmie GoldenEar Technology, za uczynienie moich codziennych odsłuchów naprawdę szczęśliwymi i że będą czymś, do czego zawsze będę z przyjemnością wracał. A teraz zastanówmy się, czego posłuchać w następnej kolejności?