Sound & Vision 07-08/2014

Darryl Wilkinson

Super Jedynka. Nie będzie przesadą stwierdzenie, że Sandy Gross jest legendą – podwójną legendą, jeśli chodzi o ścisłość, ponieważ zajmuje miejsce w dwóch zupełnie odrębnych Galeriach Sławy. W szkole średniej Gross był znany jako uhonorowany nagrodami projektant samochodów wyścigowych. Wraz ze swoim najlepszym przyjacielem – Howie Ursanerem – stworzyli zespół Gold Dust Twins (jak ich nazywano), który jako profesjonalna drużyna wyścigowa brał udział w zawodach w całym kraju. Pewnego razu Ursaner wygrał Chevroleta Corvette, ale niestety nie mógł jeszcze legalnie go prowadzić, ponieważ miał dopiero 14 lat. To wszystko działo się w późnych latach 60-tych i na początku 70-tych – czyli w czasach, które generalnie uważa się za Złote Lata Wyścigów – wyścigów modeli samochodowych…

Jeśli wiecie coś na temat kariery Sandy Grossa po okresie fascynacji wyścigami, zrozumiecie, z jakiego powodu obok miejsca w Galerii Sław Wyścigów Modeli Samochodowych zajmuje on również poczesne miejsce w Galerii Sław Sprzętu Audio. Jeśli jednak nie jesteście zaznajomieni z jego drugim życiem, w którym stał się projektantem kolumn głośnikowych, oto skrót najważniejszych faktów: W 1972 Gross brał udział w stworzeniu Polk Audio, a w 1990 stał się jednym z założycieli Definitive Technology. Kiedy opuścił tę firmę, nie miał jeszcze ochoty spocząć na laurach i zająć się podziwianiem swojej ciągle rozrastającej się kolekcji dzieł sztuki. W tym czasie przekonał do współpracy osobę, z którą stworzył Definitive Technology – Dona Givogue (Kanadyjczyka, inżyniera  par excellence i zapewne międzynarodowego szpiega…) i założył razem z nim jeszcze jedną firmę produkującą głośniki – GoldenEar Technology – w roku 2010. W tym tempie możemy spodziewać się, że Gross wystartuje z kolejnym projektem głośnikowym około 2030.

Człowiek ze Złotym Uchem

Wydaje się niezwykle ciekawe, że były członek zespołu Gold Dust Twin, który współzawodniczył podczas Złotego Wieku Wyścigów Modeli Samochodowych, jest obecnie siłą sprawczą dla GoldenEar Technology – firmy głośnikowej, która właśnie rozpoczyna swój start w Złotą Erę Kolumn Głośnikowych. Co takiego? Złota Era Kolumn Głośnikowych? Owszem – i zaraz wyjaśnię dlaczego uważam, że tak jest. Po pierwsze, podobnie jak w przypadku wyścigów modeli samochodowych, głośniki nie są już tylko modnym hobby. Tak samo jak pięciokanałowy, dedykowany zestaw głośnikowy nie jest już tak niezbędny (nawet w przypadku nie-hobbystów) jak kiedyś, ponieważ zastępuje go dużo prostszy zestaw typu ‘soundbar’. Ponadto, przemysł głośnikowy jako całość, osiągnął imponujący poziom dojrzałości – zarówno w sferze projektowania, jak i produkcji – co oznacza, że na rynku mamy mnóstwo znakomitych i niedrogich modeli głośników. Nie jest także zaskoczeniem, że Polk Audio i Definitive Technology (obie firmy za kadencji Sandy Grossa i tuż po niej) wniosły znaczny postęp i wiele innowacyjnych rozwiązań w dziedzinie sztuki i nauki projektowania kolumn głośnikowych, które zaprowadziły nas tu, gdzie jesteśmy dzisiaj.

Cztery lata temu (po tym, jak dostał T-shirt z napisem „Spędziłem 38 lat projektując niedrogie, doskonale brzmiące kolumny, a wszystko do czego doszedłem, to dwie znakomite firmy głośnikowe”) Gross zdecydował że chce zebrać wszystko, czego nauczył się na temat projektowania głośników i rzucić wyzwanie konkretnemu produktowi, który pozostawał uparcie – niektórzy powiedzieliby, że obscenicznie – drogi: prawdziwym, high-endowym, audiofilskim kolumnom głośnikowym. Celem było, jak powiedział mi Gross, „stworzenie głośnika, który dosłownie mógłby być porównywany z najlepszymi, bardzo drogimi konstrukcjami”. Gdyby ktoś inny wypowiedział tego typu zdanie, brzmiałoby ono albo jak zbyt wybujały szum marketingowy, albo jak wydumana, atomowego kalibru bzdura. Grossa jednak należało wziąć na poważnie, ponieważ miał niezbędne doświadczenie, środki i wystarczająco dużo ikry, żeby takie założenie wprowadzić w życie.

Jak do tej pory, firmie GoldenEar udało się dokonać niemało, gdyż wprowadziła kolejno na rynek model Triton Two (w cenie 1500 USD/szt.), Triton Three (1000 USD/szt.),  następnie Triton Seven (700 USD/szt.) oraz dwa modele podstawkowych monitorów i trzy subwoofery – a każdy z wymienionych głośników otrzymywał kolejno znakomite recenzje z powodu brzmienia, które znacznie przekraczało ich pułapy cenowe. Obecnie, GoldenEar ma nowy model kolumny głośnikowej w postaci Triton One (2500 USD/szt.), która nosi oznaczenie sugerujące jej najwyższy status wśród dostępnych głośników tej firmy. Ale czy rzeczywiście jest to ta „Jedynka” – osiągnięcie o którym myślał Gross, kiedy nawet jeszcze nie istniała nazwa GoldenEar Technology?

Wszystkie drobne detale…

Opowiadając o modelu Triton One Gross powiedział mi: „Sądzę, że częścią całej tej magii jest sposób w jaki podchodzimy do tego zagadnienia – tak samo, jak konstruktorzy bardzo drogich produktów, naprawdę skupiamy się na małych detalach, tak jakby nasze głośniki miały kosztować 50 tyś. dolarów. Wiele z tych detali nie wymaga wielkich nakładów finansowych aby dobrze je opracować – trzeba po prostu mieć fachową wiedzę, nie spieszyć się z projektem i przyłożyć się do pracy”.

Jedno jest pewne, pomimo aspiracji do high-endowego grona, w projekcie Triton One nie wykorzystano żadnych super-egzotycznych materiałów, które mogłyby wzbudzić nasze zachwyty. To zupełnie OK, ponieważ generalnie nie liczy się, czy głośnik został złożony z zapałek sklejonych za pomocą plasteliny, ani czy w jego konstrukcji wykorzystano różne rozmiary intymnych masażerów marki Trojan zamontowanych jako przetworniki, jeśli wydaje się nam, że otwierają się niebiosa za każdym razem, kiedy tego głośnika słuchamy. (O ile mi wiadomo żadnych zapałek, plasteliny, ani masażerów nie wykorzystano w konstrukcji Tritonów One. Na temat, czy którekolwiek z tych przedmiotów były wykorzystane w procesie projektowania, wolałbym nie spekulować).

Triton One jest wysokim na 137cm monolitem, ale nie jest głośnikiem dominującym w pokoju odsłuchowym jak można by przypuszczać. To zapewne dlatego, że zaokrąglony front obudowy w kolorze ninja-black, w połączeniu z niemalże niedostrzegalnym nachyleniem ścian bocznych konstrukcji wprowadzają wrażenie, iż jest on nieco węższy, niż w rzeczywistości. Taka wyszczuplona konstrukcja jest elementem wspólnym dla całej rodziny głośników Triton, tak samo jak wykorzystanie znakomitego, firmowego wysokotonowego przetwornika wstęgowego typu HVFR (High Velocity Folded ribbon Tweeter). Dwa przetworniki średniotonowe, o średnicy 5,25” zamontowano nad i pod głośnikiem wysokotonowym, a komora stanowiąca ich obudowę „została zaprojektowana jako część zwrotnicy, mająca zapewnić dodatkowe odcięcie powodujące lepsze przenoszenie transjentów”.

Wszystko ładnie i pięknie. Jednak jest pewien szczegół konstrukcji Triton One, którego nie mogę do końca ogarnąć. Mianowicie: jak – u diabła – inżynierom GoldenEar udało się wkomponować trzy aktywne, skierowane do przodu przetworniki niskotonowe wielkości 5 x 9 cali i do tego cztery pasywne radiatory, 7 x 10 cali, na przestrzeni stanowiącej co najmniej 2/3 obudowy głośnika i jednocześnie uchronić go przed rozpadnięciem się na kawałki po pierwszym uderzeniu perkusji.

 

 

Wiem, że to nie może być prawda, ale wydaje się, że przetworniki niskotonowe zajmują więcej miejsca niż cała powierzchnia obudowy razem wzięta. Podejrzewałem, że pasywne płaskie radiatory są tak bardzo pasywne, że po prostu zostały namalowane, ale Gross zapewnił mnie, że są jak najbardziej prawdziwe. Powiedział także, że rozmieszczenie radiatorów – po dwa po każdej stronie kolumny, jeden nad drugim – wykorzystuje zalety sprzężenia z podłożem. Taka naprzeciwległa konfiguracja pomaga zminimalizować efekty często spotykanego dudnienia niskich tonów.

Wszystkie elementy topologii obwodów elektronicznych – począwszy od terminali przyłączeniowych z tyłu obudowy, poprzez wysokiej rozdzielczości układ DSP, a na wzmacniaczu subwoofera o mocy 1600 W skończywszy – zostały zbalansowane w celu redukcji tak dużej ilości indukowanego szumu, jak to możliwe. Zamiast jednego, dużego źródła zasilania, wzmacniacz subwoofera w Tritonach One „wykorzystuje wiele małych, oddzielnych źródeł zasilających dla każdej sekcji obwodów, aby zapewnić izolację, więc istnieje niewielkie ryzyko sprzężenia w obrębie zasilania”.

Głośnik pulsujący życiem

Po „zmuszeniu” się do posłuchania pary Tritonów One, zacząłem pospiesznie zapisywać notatki w stylu: odkrywczy, ultradynamiczny, niewidocznie niewidoczny, uzależniająco uzależniający, kosmicznie odjazdowy, usuwa zmarszczki, łysina porasta włosami, lepszy niż Viagra, kto puścił bąka? (ups, to byłem ja), jasna cholera! (to na temat głośników), nie jestem godzien, czy też Para kosztuje 5000 dolarów, czy 5000 Euro? Nie potrzeba dodawać, że szybko skończył mi się zasób pochwalnych przymiotników i kwiecistych zwrotów, więc zmuszony byłem uciec się do zapożyczeń z języków obcych – a w efekcie skończyłem próbując przetłumaczyć postrzępione zwoje notatek zapisane czymś w rodzaju egipskich hieroglifów na angielski. („Te głośniki kompletnie kneblują konkurencję!”)

Chodziło mi o to, że Tritony One od GoldenEar należą do tych najrzadziej spotykanych odmian produktów, którym słowa nie oddają sprawiedliwości. Po prostu trzeba ich posłuchać – a raczej doświadczyć – osobiście. Skoro przymiotniki nie wystarczają, może powinienem dać wszystkim następującą radę: Upewnijcie się, że macie ze sobą zapasowy zestaw bielizny, kiedy pierwszy raz będziecie słuchać Tritonów One. W taki, czy inny sposób, te głośniki z pewnością Was poruszą.

Triton One od wewnątrz

Przetwornik wysokotonowy HVFR, będący konstrukcją własną GoldenEar, brzmi tak samo spektakularnie w Tritonach One, jak i w innych kolumnach z serii Triton. Jednak jak bardzo lubię dźwięk tego tweetera, tak muszę stwierdzić, że gra on pomniejszą rolę w tym spektaklu. To, co sprawia, że głośnik Triton One jest tak wyjątkowy i tak bardzo godzien najznamienitszych pochwał, jest jego nieprawdopodobna dynamika i niewiarygodna homogeniczność – nie ma praktycznie żadnego magicznego składnika, czy też specjalnego udoskonalenia, na które można by wskazać, jako na element który bezpośrednio się do tego przyczynił. Czasami ludzie porównują jeden głośnik z drugim zauważając, że ten lepszy brzmi jak gdyby została z niego zdjęta zasłona. Ponieważ Triton One jest tak bardzo otwarty, tak pełen energii i posiada tak niski poziom zniekształceń, nie brzmi on wcale, jakby zdjęto z niego zasłonę – ani nawet gruby koc – brzmi w taki sposób, jakby ktoś otworzył podwójny zestaw okiennic i wpuścił do środka światło.

Głośniki są tak dobrze wyważone akustycznie, że ciężko jest zdecydować, jaki rodzaj muzyki poddać analizie na początek. Żaden konkretny utwór się nie wybija, ponieważ wszystkie brzmią doskonale. Na przykład w „Una furtiva lagrima”, pochodzącym z L’Elisir d’Amore Dionizettiego, odsłuchiwanym z płyty Voice of the Violin Joshuy Bella, napięcie strun i delikatność drewna obudowy skrzypiec wywołują niemal organiczne wrażenie. Nawet przy otwartych oczach właściwie nie zdajemy sobie sprawy, że nie słuchamy żywych, prawdziwych ludzi grających na swoich instrumentach tuż przed nami. Podobnie, można wybrać dowolny fragment płyty Petera Gregsona, Terminal (której nagranie pierwotnie zamówiła firma Bowers & Wilkins), w postaci utworu „Spin”, czy też „Cello Counterpoint”, a okaże się, że wiolonczela Gregsona zabrzmi w równie żywotny i magiczny sposób dzięki perfekcyjnemu doborowi przetworników w kolumnach Triton One. Wygląda to tak, jakby znakomity tweeter HVFR w połączeniu z parą średniotonowych przetworników 5,25” oraz całą powierzchnią membran niskotonowych, były poruszane jednocześnie – nie za sprawą pompowanych watów energii, ale dzięki wydestylowanym z muzyki emocjom. Gitara akustyczna Peppino D’Agostino w utworze „Desert Flower” jest tak samo realistyczna, jak opisane wcześniej instrumenty i można nie tylko usłyszeć, ale również poczuć, świeżą teksturę zawartą w niskich tonach strun i bębnów.

Kiedy przyjdzie nam omawiać brzmienie niskich tonów wydaje się, że niewiele jest takich utworów, które mogłyby choćby zbliżyć się do poziomu zagrażającego potężnemu zestawowi subwooferów w Tritonach One. Na pewno nie zdołał tego dokonać Mickey Hart ze swoją płytą Global Drum Project pomimo, że na nagraniach zarejestrowano zabójczą mieszankę akustycznych i elektronicznych instrumentów perkusyjnych. Wyjątkowo interesująco słuchało się utworu „Funky Zeena”, z powodu ciągłego niskiego tonu trwającego przez całą długość nagrania. Poza tym, że stanowi on istotny, unifikujący aspekt muzyczny, ton ten zaczął żyć dzięki Tritonom One – jego obecność można było niemalże poczuć w pokoju odsłuchowym. Dźwięk niskich tonów na tym i na wielu innych nagraniach, takich jak „Cousin Dupree” grupy Steely Dan brzmiał tak gładko, że każde uderzenie perkusji praktycznie zamieniało muzykę w żywy oddech.

Wnioski

Na początku tej recenzji poczyniłem kiepską próbę podsumowania 42-letniej kariery Sandy Grossa w przemyśle głośnikowym. Niepotrzebnie w ogóle próbowałem. Nie sposób oddać tego zagadnienia słowem drukowanym. Lepiej zrobiłbym zachęcając Was do odwiedzenia salonu dealerskiego i posłuchania pary Tritonów One. Stanowią one doskonałe streszczenie tej legendarnej kariery – znakomite magnum opus – i nikt, ani nic nie jest w stanie przekazać tego lepiej, niż te głośniki. Wraz z modelem Triton One GoldenEar Technology w pełni zadomowił się w Złotym Wieku Ery Kolumn Głośnikowych. Nie mam pojęcia dokąd uda się Sandy Gross z tego miejsca – czy zbierze więcej dzieł sztuki, czy też może znajdzie jeszcze inny sposób zadziwienia świata technologii audio. (Przecież 2030 jeszcze daleko przed nami.) W międzyczasie, wiem gdzie ja się udam. Wracam do mojego pokoju odsłuchowego żeby jeszcze raz posłuchać Tritonów One.

Laboratorium

GoldenEar Technology Triton One (linia fioletowa) +2.05/–2.35 dB, 200 Hz do 10 kHz; –3 dB przy 27 Hz, –6 dB przy 21 Hz; minimalna impedancja 3.99 ohm przy 4.1 kHz, kąt przesunięcia fazowego –38.58º przy 3.3 kHz; sprawność 90.5 dB, 500 Hz do 2 kHz.—MJP