Stereophile, 11/2005

Robert J. Reina

Zestawy głośnikowe Usher Audio Technology S-520

W ciągu ostatnich kilku lat, na naszym corocznym Home Entertainment Show, wielu czytelników podchodziło do mnie z pytaniem: „W jaki sposób wybieram głośniki do testu?” W moim przypadku, większość kandydatów to albo nowe produkty, które wywarły na mnie wrażenie podczas demonstracji na naszym HE Shows albo nowe produkty od wytwórców, których wyroby zachwyciły mnie w przeszłości. Okazjonalnie, mój naczelny John Atkinson posiada pewną grupę głośników i pyta czy chciałbym coś zrecenzować. Zdarza się i tak, że raz na jakiś czas, to producent czyta jakąś recenzje produktu konkurencyjnego, która sprawia, że aż krew mu się gotuje w żyłach.

Oto co wydarzyło się w przypadku podstawkowych głośników Usher Audio Technology S-520. Wcześniej tego roku, otrzymałem mail od Stana Trachta z Thee High End, dystrybutora Ushera na US: „Czytałem w Stereophile’u Pańską recenzję [kwiecień 2005] Eposów M5. Muszę przyznać że Epos jest dobrym, małym głośnikiem. Jednakże Usher produkuje mały monitor S-520, który jest niewiarygodny pod względem osiągów, konstrukcji, jakości i ceny. Usher S-520 sprzedaje się tak szybko, że nie nadążamy go sprowadzać. Cena detaliczna wynosi 375-400$, w zależności od wykończenia.” O ile czerpałem przyjemność podczas testowania większego brata S-520, zestawów Compass X-719, do majowego wydania Stereophile’a z 2004 roku, pomyślałem sobie, że wprawie w ruch i tego nowego malucha. Mariaż chińsko-amerykańskiego projektu.

S-520 to budżetowy, dwudrożny podstawkowy głośnik produkcji Usher Audio Technology, tajwańskiej firmy, która wytwarza przeszło dwa tuziny dwudrożnych zestawów głośnikowych (nie licząc ich głośników do kina domowego), wszystkie projektu dr. Josepha D’Appolito w Stanach Zjednoczonych i szefa Ushera Tsai Lien-Shui na Tajwanie. Dwudrożny, wentylowany z przodu S-520 posiada 1 calową jedwabną kopułkę wysokotonową i 5” przetwornik średnio-niskotonowy. Wyposażono go także w opracowaną w firmie technologię Symme-Motion, która składa się z kilku układów magnetycznych i napędowych, zaprojektowanych w celu osiągnięcia symetrycznych ruchów membrany, zarówno do przodu jak i do tyłu. Układ zwieszenia przetwornika i tulei cewki, a także takie szczegóły konstrukcyjne jak użycie kleju, wszystko są to części składowe systemu Symme-Motion. Zwrotnica wykorzystuje niskostratne, audiofilskiej klasy kondensatory polipropylenowe i cewki powietrzne, podobnie jak wewnętrzne okablowanie wykonane z miedzi OFC. Zwrotnica to układ o niskiej stratności i niskim przesunięciu fazowym, o dużej wydajności.

Miniaturowe S-520 dostępne są standardowo w wykończeniu brzozowym; wersja czarna matowa i o wysokim połysku lub wykończenia białe kosztują dodatkowe 25 $ za parę. Byłem nieco uprzedzony do otrzymanej do testu wersji białej, z drugiej strony wzmógł się mój apetyt. Przypominały mi one ciasto Eskimo, z usuniętą polewą czekoladową – komplement.

Ustawienie.

Jak zwykle, odsłuchiwałem Ushery na podstawach Celestion Si, obciążonych piaskiem i śrutem ołowianym. Zawsze słucham kolumn zarówno z założonymi jak i zdjętymi maskownicami (o ile występują), pytam przy tym producenta lub dystrybutora, która opcja jest zalecana. Stan Trach był w tej kwestii nieugięty: S-520 muszą być odsłuchiwane bez maskownic, w przeciwnym wypadku wystąpią zauważalne odsłuchowo i pomiarowo problemy z dyfrakcją dźwięku.

Zwyczajowo, zdjęcie maskownic objawia się niewielkim zwiększeniem ilości detali; czasami dodatkowo pojawia się lekkie przesunięcie w równowadze tonalnej, z niewielkim naciskiem na wysokie częstotliwości. Naprawdę, nie byłem przygotowany na to co się stanie, gdy zdjąłem maskownice z S-520. Soprany stały się słodsze, bardziej wycofane i neutralne, zaś obrazy przestrzenne były dużo lepiej ogniskowane. Nie rozumiem, w jaki sposób zdjęcie maskownic mogło wnieść taką różnicę; być może pomiary wykonane przez Johna Atkinsona ujawnią coś. Tak czy inaczej przyznałem rację Trachtowi; maskownice S-520 były zdjęte przez cały czas mojej sesji odsłuchowej.

Odsłuch.

Natychmiast ujęła mnie rozdzielczość średnicy i wysokich tonów Ushera S-520. W obrębie średnicy dźwięk był szczegółowy i naturalny, z dozą dynamicznej artykulacji w obrębie niskich poziomów, niespotykanie realistycznej jak na głośnik z tak niskiego przedziału cenowego. Wysokie tony były także szczegółowe i niepodkolorowane, chociaż zauważyłem lekkie podkreślenie w obrębie niskiego przedziału sopranów (2-4kHz) na niektórych nagraniach. Nie można tego w żaden sposób nazywać „rozjaśnieniem” czy też „twardością”, słuchając nagrań z dużymi pokładami energii w tym regionie pasma, bez trudu mogłem śledzić detaliczność instrumentów z tego przedziału pasma. 

 

O ile wysokie tony były rozciągnięte, zauważyłem, że Usher nie był w stanie przekazać tak dużej ilości „powietrza” z górnych oktaw oraz atmosfery panującej w pomieszczeniu, jak czyniły to niektóre inne głośniki. W żadnym momencie jednak, S-520 nie brzmiał w sposób przyciemniony, czy zawoalowany. Każde nagranie żeńskiego wokalu prezentowane było na Usherach nadzwyczajnie. Płyta Cassandry Wilson New Moon Daughter (2 LP, Blue Note 8 37183 1) brzmiała prężnie i uwodzicielsko. Głos Madeline Peyroux w utworze “Hey Sweet Man” z płyty Dreamland (CD, Atlantic 82946-2) był pełny, jedwabisty i holograficzny. Dobro Marka Ribota zabrzmiało perfekcyjnie neutralnymi transjentami oraz znakomita dynamiczną artykulacją w obrębie niskich poziomów dźwięku, chociaż przesuwanie palców po strunach (okrągłych w oplocie, jak przypuszczam) było lekko podkreślone.

S-520 są szczególnie naturalnym reproduktorem instrumentów perkusyjnych. Wibrujące solo w wykonaniu Steva Nelsona w utworze „The Mooche” kwintetu Jerome’a Harrisa, wkład w Edtior’s Choice Johna Atkinsona (CD, Stereophile STPH016-2), zabrzmiało neutralnie, szczegółowo i w sposób niepodkolorowany. Byłem zahipnotyzowany delikatną grą Jacka DeJohnetta na talerzach ride i hi-hat w utworze „Melting” z płyty Billa Connorsa Of Mist and Melting (LP, ECM 1-1120) – jedyne wspólne nagranie mojego ulubionego gitarzysty i perkusisty. Ponadto, w tym nagraniu saksofon altowy Jana Garbarka brzmiał w sposób „płynny, pełny i szczegółowy”, według moich notatek.

Rozciągnięcie basu w wykonaniu małych S-520 było całkiem interesujące. Rejon średniego basu był bardzo naturalny, wydawał się być jednak minimalnie ocieplony na niektórych nagraniach. Solo Raya Browna na kontrabasie w utworze „I’m an Old Cowhand” z płyty Sonny Rollinsa Way Out West (CD, JVC VICJ 60083) brzmiało tak naturalnie jak jakiekolwiek inne solo basowe na jakimkolwiek innym nagraniu jazzowym które kiedykolwiek słyszałem. Jestem ciekaw konkluzji JA na temat rozciągnięcia niskiego basu w Usherach. Na większości nagrań, S-520 nie przykuwa uwagi do swych możliwości w zakresie niskiego basu (lub też jego braku). Jednakże, za każdym razem gdy instrument o wydatnej energii w zakresie niskiego basu pojawiał się na horyzoncie, Ushery zaskakiwały mnie swym realizmem, w szczególności w przypadku muzyki klasycznej. Moje notatki pełne są komentarzy w stylu „Wow, jakie fajne kotły!” albo „Bęben basowy bardzo realistyczny, choć może nie do końca wprawia pokój w drżenie.”

Efektowny bas Ushera nie ograniczał się jedynie do nagrań z muzyką klasyczną. Podkręciłem głośność na „Dazed and Confused”, winylowej edycji pierwszego albumu Led Zeppelin wydanej przez Classic Records (Atlantic/Classic SD 19126). Według moich notatek podmuchy basowe John Paul Jonesa były „perfekcyjne”. Kontynuując test zdolności S-520 do realistycznego odtworzenia muzyki rockowej, podkręciłem głośność jeszcze bardziej na płycie Ultra High Frequency Sun Never Sets in Dramaville (CD, Mugshot MUG 0001) i odnotowałem, że Usher potrafi bawić się głośno – bez względu na to jak głośno gitary skowyczały, wokale były naturalne i szczegółowe.

Doświadczenie które najbardziej utkwiło mi w pamięci w odniesieniu do Ushera S-520 dotyczy nowego albumu koncertowego Kraftwerk Minimum Maximum (CD, EMI ASW 60611 26). Włożyłem CD do odtwarzacza, podkręciłem głośność w zintegrowanym wzmacniaczu Creek 5350SE na godzinę „11-tą” (przypuszczam że na ok. 98 dB) i stałem jak wryty, przeszywany dźwiękami utworu „Mensch Machine”, w którym był bardzo głęboki elektroniczny bas i zawiła dynamika. Ciarki przeszły po całym moim ciele, tak jakbym został przetransportowany na koncert Kraftwerk, który miałem okazję oglądać wcześniej tego lata, koncert ten zaczął się tymi samymi dźwiękami.

Jedyny aspekt dotyczący Ushera w kontekście podkolorowań był taki, że za każdym razem gdy głośno odtwarzałem pasaże z mocno modulowanym zakresem wyższej średnicy i niższych wysokich tonów, dźwięk charakteryzował się niewielkim naprężeniem. Efekt ten wystąpił podczas odtwarzania wybuchowych tutti suity The Firebird Stravinskiego, w wykonaniu London Symphony pod dyrekcją Antala Dorati’ego (CD, Mercury Living Presence/Classic 90226), podobnie zresztą podczas patetycznego „How Am I Different?” z płyty Aimee Mann Bachelor No. 2 or The Last Remains of Dodo (CD, Super Ego SE 002). Z drugiej strony, nigdy nie odnotowałem najmniejszego śladu ściśnięcia czy kompresji brzmienia podczas tych pasaży – raczej było to chwilowe przesunięcie równowagi tonalnej.

Wypłata.

Cieszę się że miałem okazję obcować z Usher Audio Technology S-520. Odsłuch szerokiego spektrum muzyki sprawił mi frajdę, kiedy to Usher S-520 gościł w moim systemie na przestrzeni wielu tygodni, podobała mi się również ich nowoczesna biała obudowa. Usher S-520 odznacza się znakomitym stosunkiem jakości do ceny, posiada wiele atutów i bardzo nieliczne ograniczenia, powinien znaleźć miejsce w wielu budżetowych systemach. Dzięki za zwrócenie mi na nie uwagi, Stan.