Stereophile 06/2010 

Brian Damkroger

Nowe ramię Centroid firmy Spiral Groove (cena 6000 dolarów), przybyło zaledwie kilka dni przed ukazaniem się magazynu drukiem, więc ryzykownym byłoby powiedzieć cokolwiek ostatecznego na jego temat. Podejmę jednak takie ryzyko: używając systemu, który opisałem w mojej recenzji gramofonu SG2, to może być najlepsze ramię, jakie kiedykolwiek słyszałem. Jego dźwięk jest inny w taki sposób, który pozwoli otworzyć ludziom uszy i przewiduję, że wpłynie to na konstrukcję każdego nowego ramienia gramofonowego w przyszłości. Projekt Centroid zasługuje na pełną, odrębną recenzję i z pewnością takowej się doczeka, ale na razie podstawy. To projekt typu Unipivot wytłumiony cieczą, zupełnie inny niż te, które pozwalają użytkownikowi na precyzyjne ustawianie wszystkich możliwych parametrów.

Moje pierwsze wrażenie było takie, że Centroid zabrzmiał … inaczej. Brzmiał dobrze, bez dwóch zdań, ale od samego początku inaczej, niż inne ramiona. W zasadzie tak odmiennie, że sprawdziłem ponownie wszystkie ustawienia mojego systemu, nawet to, czy wziąłem odpowiednią płytę. Błądziłem po omacku – płyta nie brzmiała jak inne tłoczenie, ale jak kompletnie inny mix.

Im dłużej słuchałem, tym charakterystyka która sprawiła, że Centroid brzmiał tak odmiennie, zaczęła stawać się oczywista. W pierwszej kolejności i co najważniejsze, ramię nie generowało szumu – nie żeby drastycznie zredukowało jego poziom, po prostu go nie było. Niechętnie podaję przykłady, ponieważ nie odzwierciedlają one sposobu, w jaki zagrał Centroid, ale na nagraniu Bena Webstera i Harry’ego „Sweets” Edisona z płyty Ben and Sweets (LP, Columbia/Classic CS 8691), raczej nie fakt, że usłyszałem pewne detale w oddechu Ben’a Webstera, ale sposób w jaki Centroid je uchwycił sprawiło, że stały się zarazem oczywistą i integralną cechą techniki muzyka.

 

 

 

Z drugiej strony, na nagraniach studyjnych, jak np. „Private Investigation” z albumu Dire Straits Love Over Gold (Warner Bros. 23728-1), poszczególne elementy układanki stały się bardziej widoczne – jak sałatka owocowa, której składniki zostały dopiero co wymieszane, a nie połączone kilka godzin wcześniej. Czułem się jakbym uczestniczył w procesie nagrywania ścieżek i przechodził przez ostateczne miksowanie, poprzez efekty wyeksponowane na indywidualnych śladach, dograne potem do oryginalnych. Bez szumu tła, syntezatory brzmiały spektakularnie, z zadziwiającą czystością. Dźwięk nie schodził nisko – schodził coraz niżej, niżej i niżej…

Kolejną wyróżniającą się i oczywistą cechą gry ramienia Centroid, dla mnie nową, była dokładność z jaką reprodukowane były tonalne i dynamiczne elementy najniższych składowych. W porównaniu z jakimikolwiek ramionami odsłuchiwanymi wcześniej, Centroid sprawiał, że centrala brzmiała, jak centrala, a nie nisko nastrojony dźwięk, który przywoływałby jej odległy obraz. Ten efekt nie był wcale subtelny – stanowił nowy i odmienny standard reprodukowanej muzyki.

Odważne stwierdzenia są zawsze ryzykowne, a są ryzykowne w dwójnasób, kiedy zostają poczynione na podstawie tak krótkich obserwacji. Ale skoro i tak już siedzę na gałęzi, posunę się parę centymetrów dalej: założę się, że im bardziej będę poznawał się z ramieniem Centroid, tym bardziej będę skłonny potwierdzić swoją pierwszą konkluzję: to może być najlepsze ramię, jakie kiedykolwiek słyszałem. Nie opuści ono mojego pokoju odsłuchowego.