Stereophile 06/2010 

Brian Damkroger

Sprzęt high-end audio może zaistnieć dzięki dwóm składowym – technologii oraz sztuce. Każda z tych dziedzin jest w stanie stworzyć dobry produkt, ale wymagane są obie, aby wykreować coś doskonałego. Na przykład sprzęt Sonic Frontiers, którego słuchałem wiele lat temu, był solidny technicznie, ładnie skonstruowany i dobrze brzmiał – jednak nie był tak wysublimowany jak, dajmy na to, Audio Research, czy VTL. Z drugiej strony doświadczony, wnikliwy projektant, taki jak Michael Sanders z Quicksilver, potrafi stworzyć wspaniałe produkty ze skromnych części i obwodów, ale i tak jest ograniczony przez technologię leżącą u podstaw projektu. Jednakowoż, kiedy błyskotliwy projekt, bezkompromisowe wykonanie, duże doświadczenie i artyzm spotykają się w jednym punkcie, rezultaty mogą być oszałamiające.

Rozwój gramofonów high-end uzmysławia nam, że do takiego perfekcyjnego połączenia sztuki i nauki, można podejść z różnych stron. Linn Sondek był na początku jedynie skromnym projektem który, pomimo pewnych kompromisów, został zaimplementowany tak zręcznie, że jeśli chodzi o domenę dźwięku znacznie przewyższył oczekiwania. Pomysłem, który zainicjował powstanie gramofonu SOTA, była z kolei chęć skonstruowania „lepszego Linna” poprzez skorygowanie defektów projektowych Sondeka. SOTA był zdecydowanie gramofonem wybitnym i jako szanujący się inżynier, za jakiego się uważam, swego czasu nabyłem go.

Na nieszczęście, SOTA nie był wykonany z takim samym pietyzmem, dzięki któremu Linn stał się produktem wyjątkowym i nie do końca spełnił założenia projektantów. Wynik był ostatecznie żonglerką pomiędzy artyzmem Linna, a inżynierią SOTA, a zwolennicy każdego z nich twierdzili oczywiście, że ich podejście jest lepsze. Projekt i wykonanie obu urządzeń ewoluowały i były przez lata ulepszane – u Linna poprzez bardziej zaawansowaną technologię zasilania i konstrukcję obudowy – w SOTA poprzez lepszą egzekucję założeń konstrukcyjnych i udoskonalenia, których nawet nie do końca rozumieli sami projektanci, ale które ostatecznie zaowocowały poprawą dźwięku. A ja gdzieś w środku tego całego zamieszania, wymieniłem mój wczesny model SOTA na drugą, czy też trzecią generację SOTA Star.

Gdzie rozpoczyna się spirala – wewnątrz, czy na zewnątrz?

Allen Perkins projektuje i usprawnia swoje gramofony od ponad 20 lat i z pewnością rozumie wagę zarówno sztuki, jak i nauki. Odegrał kluczową rolę w ewolucji projektu SOTA, początkowo jako sfrustrowany właściciel pracujący nad swoim własnym gramofonem, później zaś, jako jeden z managerów firmy. Jednym z jego zadań była telefoniczna obsługa klientów, która uzmysłowiła mu istnienie jeszcze większej ilości problemów z gramofonami, jak również przeogromną liczbę klientowskich ulepszeń i modyfikacji. Kiedy wreszcie jego pozycja pozwoliła mu wpływać na projekty SOTA, zastosował wszystko, czego do tej pory się nauczył na udoskonalanych wersjach dotychczasowych modeli, w nowym, znacznie ulepszonym modelu gramofonu Cosmos.

Kilka lat później, Perkins zrezygnował z pracy w SOTA i utworzył Immedia - swoją własną firmę zajmującą się importem i dystrybucją. Jednak nie zaprzestał konstruować gramofonów. Niektóre z elementów zaprojektowanych dla SOTA zostały wykorzystane w jego nowych gramofonach Immedia RPM-1 i 2, ale w większości były to projekty całkowicie inne niż SOTA. Jedną z rzeczy, jaką zauważył Perkins podczas pracy nad gramofonem Cosmos było to, że prototypowe zawieszenie brzmiało lepiej samodzielnie, niż zawieszone na sprężynach wewnątrz obudowy. Pomiary przekonały go, że powodem takiego stanu było pozostawanie zawieszonych konstrukcji w ciągłym ruchu. W Ergo – modelach RPM zrezygnowano z zawieszenia sprężynowego i jakiejkolwiek obudowy, a temat wyeliminowania ruchów pozornych został zaimplementowany poprzez projekty.

Gramofony RPM rozpoczęły nowy cykl projektowy dla Perkinsa. Wcześniej ulepszył oparty o inżynierię projekt SOTA wykorzystując swój empiryzm i sztukę i wyniósł go na wyżyny w gramofonie Cosmos. RPM były początkiem nowej linii – połączył w nich to, czego nauczył się przy rozwoju gramofonu SOTA z nowymi, oryginalnymi elementami wcielonymi w całkiem nowym projekcie. Tak jak Linn, SOTA i jeszcze wcześniej SOTA Star, zestaw gramofonu i ramienia RPM, służył mi jako zestaw referencyjny przez pewien czas.

Spiral Groove SG2

Gramofony Spiral Groove wyglądają podobnie, jak modele RPM; jak zauważył Allen Perkins w swoim wywiadzie w wydaniu Stereophile ze stycznia 2010 (str.59), „Nie ma nowych pomysłów w gramofonach Spiral Groove.” Zawierają one jednakże kilka udoskonaleń, które odzwierciedlają połączenie rozwoju, nowych idei i bardziej zaawansowanego projektu oraz możliwości produkcyjnych. Podstawa montażowa pozbawiona obudowy i zwarta wielowarstwowa konstrukcja przypomina trochę gramofony RPM, ale tam, gdzie mniejszy RPM miał trójwarstwową podstawę, SG2 ma pięć warstw: dwa cienkie płaty materiału wygłuszającego oddzielające trzy płyty aluminium. Talerze Spiral Groove także przypominają te z RPM, jednak ich struktura jest już zupełnie inna. Talerz SG2 składa się z warstwy aluminium, impregnowanego fenolu, winylu i grafitu. Ich umiejscowienie, grubość, a nawet kolejność składania zostały wybrane tak, aby jak najlepiej współpracowały z płytą i odfiltrowywały wibracje.

Przykładowo, już sam zespół łożyska został poddany kilku istotnym ulepszeniom. Nie występują tutaj tuleje z brązu, czy elementy dociskowe, które są źródłem niestałości parametrów i niepożądanego ruchu. Zamiast tego, użyto elementów z utwardzonej stali. Można je formować tak, by zachowały bardzo ścisłą tolerancję, co pozwala zmniejszyć powierzchnię kontaktu i umieścić je w optymalnym położeniu eliminując jakiekolwiek ruchy promieniowe. Kolejną zmianą zastosowaną w zespole łożyska, była zmiana zestawu magnesów używanych do podparcia masy talerza. Zostały one na nowo ukierunkowane na podstawie elektromagnetycznych modeli obwodu, aby wyeliminować przypadkowe pola magnetyczne, które mogłyby wpłynąć na pracę wkładki. W SG2 wykorzystuje się nawet nowy system elementów z elastomeru, żeby zamontować i odizolować podkładkę silnika od głównego chassis.

Zastosowano zbyt wiele udoskonaleń, aby je po kolei wymieniać, ale zsumowane zapewniają lepszą efektywność i co wcale nie dziwi, podnoszą cenę. O ile RPM-1 kosztował w granicach 5000 dolarów, SG2 pozbawi was kwoty 15000. Duża część tej sumy jest usprawiedliwiona znacznie bardziej precyzyjną obróbką i operacjami montażu. Oryginalne gramofony SOTA były wytwarzane tak, aby nie przekroczyć pewnego pułapu cenowego; RPM-y stanowiły duży postęp, będąc już składane z komponentów produkowanych według specyfikacji przez kompetentnych podwykonawców. Dostawca, który produkuje elementy Spiral Groove - siódmy z kolei - specjalizuje się w technologii kosmicznej i narzędziach mikrochirurgicznych. „Uwielbiają to robić”, jak mówi Perkins, „Uważają to za nowe i interesujące wyzwanie”.

Użytkowanie i Odsłuch

Mój SG2 dotarł z podstawą ramienia wstępnie nawierconą pod ramię Tri-Planar, którego miałem używać, więc montaż był kwestią pięciu minut. Szablon kątowy firmy Tri-Planar również ułatwił zamontowanie do gramofonu wkładki Lyra Titan, więc nie tracąc zbędnego czasu, byłem gotowy do odsłuchów. SG2 spoczął na stoliku Finite Elemente i został podłączony do systemu składającego się z przedwzmacniacza gramofonowego Sutherland PhD, przedwzmacniacza liniowego Placette Active, monobloków VTL MB-750 Signature i kolumn Wilson Audio Specialties Sophia II. Przez większość testu posługiwałem się przewodami sygnałowymi i głośnikowymi Stereovox oraz kondycjonerem sieciowym i urządzeniami zasilającymi Audience. Wymiennie z wkładką Titan, używana była znacznie różniąca się od niej Grado Signature Reference. W przypadkach, kiedy chciałem wyizolować jak działał zestaw Spiral Groove-Tri Planar, porównywałem jego dźwięk do mojego referencyjnego VPI HR-X poprzez zamianę wkładek i przeprowadzanie kolejnych odsłuchów.

Przez jakiś czas pozostawałem na całkiem jednostajnej diecie ściąganych plików, iPodów i płyt CD, i kompletnie nie byłem przygotowany na to, co usłyszałem, kiedy igła spoczęła w rowku pierwszej płyty LP. Utwór „Accidents Will Happen” z płyty Elvisa Costello Armed Forces (Columbia JC 35709) wypłynął z głośników, rozkwitł i kompletnie zawładnął moim pokojem odsłuchowym. Moja pierwsza myśl była taka, że instrumenty i głosy przeskoczyły z dwóch wymiarów do trzech i rozwinęły się jak rozkładówka w czasopiśmie, a detale i paleta tonalna z sepii przeistoczyła się w obraz pełen barw.

Charakterystyka dźwięku dawała kompletnie inne odczucia, niż przy odsłuchu płyty CD. Precyzja i siła transjentów w uderzeniach fortepianu Steve Nieve’a w „Oliver’s Army”, nadała muzyce natarczywość i falową motorykę, która zbliżyła się raczej do wykonania na żywo, niż do cyfrowej wersji nagrania. Nawet przy wolniejszych i bardziej introspektywnych nagraniach, każdy dźwięk rozwijał się i kończył w taki sposób, że zupełnie podświadomie pochylałem się do przodu, oczekując dalszych wydarzeń. Dobrym przykładem z tej pierwszej sesji odsłuchowej było „Death of an Unpopular Poet,” z płyty Jimmy Buffeta A White Sport Coat and a Pink Crustacean (Dunhill DSX-50150). Ozdobniki zagrane na gitarze akustycznej przez Steve Goodmana były oczywistymi wykrzyknikami w całości rytmu, ale nawet delikatne dźwięki czelesty głęboko w tle, miały takie samo natężenie i impuls.

Tempo i koordynacja SG2 były szczególnie dramatyczne w nagraniach instrumentów akustycznych w naturalnej przestrzeni. Słuchałem występu Artura Rubinsteina z Fritzem Reinerem i Chicagowską Orkiestrą Symfoniczną, podczas wykonania Drugiego Koncertu Fortepianowego Rachmaninowa, zarówno na LP, jak i CD (RCA Living Stereo LSC-2068). Dźwięk wersji cyfrowej był cudowny, jednak dzięki Spiral Groove stał się prawdziwym koncertem. Znalazłem się w Sali Koncertowej Orkiestry Chicagowskiej razem z wykonawcami, oddychałem tym samym powietrzem i czułem podekscytowanie. Niesamowita precyzja czasowa i spoistość dźwięku, zaprezentowane przez SG2, zamknęły mnie w taktach muzyki i zmiotły z powierzchni, kiedy się stopniowo rozwijała. Nawet po tygodniach odsłuchów, długo po czasie kiedy zostałem całkowicie nawrócony na dźwięk winylu, pozostawałem lekko wystraszony energią SG2. Za każdym razem, kiedy nastawiałem płytę, nawet pod koniec długich odsłuchów, pierwsze pasaże zawsze wywoływały u mnie lekkie poczucie bezbronności, tak jak dzieje się podczas wykonania na żywo.

Kolejne porównania z innymi źródłami dźwięku, zarówno analogowymi, jak i cyfrowymi, uwidoczniły mocne cechy zestawu SG2-Tri-Planar. Podczas jednego z tych porównań odsłuchiwałem „Rapsodie espagnole” Ravela zagrane przez orkiestrę Reiner-Chicago (RCA Living Stereo LSC-2183), przy wykorzystaniu kilku cyfrowych i analogowych kombinacji. Rozpocząłem odsłuch nagrania z trzech różnych nośników CD: reedycji RCA oraz dwóch dysków wypalonych z płyty długogrającej, jeden przy użyciu kombinacji SG2-Tri-Planar-Lyra, drugi w zestawieniu VPI HR-X z wkładką Grado Signature Reference. Wykonania różniły się w balansie tonalnym i odwzorowaniu detali, ale wszystkie były wspaniałe i zapewniały podobne odczucia.

Następnie odtworzyłem płytę LP, najpierw na zestawie VPI-Grado i natychmiast usłyszałem kolosalną różnicę: detale, żywotne zabarwienia tonalne i energia wykonania live zostały wniesione do mojego pokoju łącznie z przestrzenią prezentacji. 

 

 

 

Muzycy i scena stali się bardziej namacalni i trójwymiarowi, a zamiast słyszeć wskazówki i kreować przestrzeń w wyobraźni, mogłem poczuć otoczenie.Pozostając przy gramofonie VPI HR-X, zastąpiłem wkładkę Grado instalując Lyra Titan. To przyniosło kilka zmian. Lyra przeniosła balans tonalny w wyższe rejestry i sprawiła, że barwa instrumentów została lekko odchudzona, szczególnie w niższym podzakresie średnich tonów. Jednocześnie scena została nieco poszerzona i otwarta, a prezentacja bardziej skupiła się na osobnych sekcjach i wykonawcach. Nawet moja perspektywa odsłuchu przesunęła się ze środka w kierunku frontu i centrum głośników. Zamiana wkładek zdecydowanie zmieniła wiele rzeczy, ale jednego nie zmieniła absolutnie – tempa prezentacji i jej koordynacji w czasie.

 

Do następnych sesji zamieniłem VPI HR-X na Spiral Groove-Tri-Planar z wkładką Lyra Titan. To wprowadziło kolejną istotną zmianę, jednak innego rodzaju, niż zamiana samych wkładek. Przesiadka z VPI na Spiral Groove zachowała wszystko to, co poprzedni gramofon wniósł do przekazu, wzmacniając jednocześnie jego intensywność. Teraz, z wyłączonym oświetleniem, napięcie przed otwierającym pasażem wywołało u mnie gęsią skórkę, a włosy na karku stanęły mi dęba – tak jak w trakcie wykonania na żywo. Z SG2 podłączonym do systemu, poruszałem się mimowolnie przy każdym dźwięku, kiedy smyczki płynęły poprzez powolny wstęp do „Rapsodie espagnole”. Obrazy były bardziej skupione, niż przy HR-X i jeszcze gwałtowniej wyłaniały się z tła. Największa różnica pomiędzy gramofonami jednak była taka, że przy Spiral Groove muzyka wydawała się wciągać mnie w swój strumień, zamykała w nim i pozwalała płynąć z biegiem rzeki.

Te porównania także utwierdziły mnie w moich przypuszczeniach co do charakterystyki tonalnej Spiral Groove. Nie mogłem stwierdzić żadnych szczególnych anomalii w balansie tonalnym ani przy SG2, ani przy VPI HR-X, ale wprowadziły one do mojego systemu nieco inne smaczki dźwiękowe. Różnice były mniejsze, niż te pomiędzy wkładkami Lyra i Grado, ale system z wpiętym VPI charakteryzował się znacząco głębszym i potężniejszym rysunkiem najniższych składowych. Zarówno centrale, jak i wiodące rockowe, czy jazzowe linie basu, przyciągały nieco więcej uwagi właśnie przy VPI i wydawały się mieć cieplejsze i bardziej nasycone brzmienie. Spiral Groove przeciwnie, brzmiał bardziej autorytatywnie w środku skali i niższych podzakresach wysokich rejestrów. Kobiece głosy, instrumenty dęte, skrzypce i altówki oraz większość solówek gitarowych była bardziej uwypuklona przy SG2.

Ale nawet te subtelne różnice były ulotne. Kiedy słuchałem VPI, wydawało się, że wiolonczele i kontrabasy miały więcej mocy i bogatsze brzmienie. Kiedy powracałem do Spiral Groove, ciężko było mi odnaleźć różnicę w głośności lub barwie. Jednak było jasne, że dźwięki rozpoczynały się i kończyły z większą precyzją przy SG2, a jednocześnie poszczególne instrumenty w każdej sekcji można było rozróżnić wyraźniej. Być może najlepszym sposobem na podsumowanie różnic, które słyszałem przy następujących bezpośrednio po sobie porównaniach będzie stwierdzenie, iż czasowa i przestrzenna precyzja SG2 zapewniła mu bardziej poznawczy i autorytatywny dźwięk, niż w przypadku VPI, ale bez straty niezbędnej muzykalności.

Zestaw SG2-Tri-Planar pozwolił obu wkładkom wykreować duże, otwarte przestrzenie, aczkolwiek nieco inne, niż w przypadku HR-X. Poprzez SG2, scena nagrania Rachmaninowa była prostokątną bryłą wypełniającą przestrzeń pomiędzy i poza kolumnami, a jej szerokość i wysokość była z grubsza zachowana na całej swej długości. HR-X, przeciwnie, produkował szerszą scenę, która rozciągała się poza kolumnami na głębokość, mniej więcej, 1/4 odległości pomiędzy nimi. Scena VPI była płytsza, niż SG2 i ukształtowana bardziej jak okrojona piramida, w której zarówno szerokość i wysokość zmniejszały się w kierunku tyłu sceny.

Zestaw SG2-Tri-Planar wykonał również wspaniałą pracę określając delikatne detale przestrzenne i oddając środowisko umiejscowienia nagrania, obojętnie, czy była to sala koncertowa Orkiestry w Chicago, czy też mała budka otaczająca wokalistę przy wielościeżkowym nagraniu w studio. Pięknie wydany zestaw „San Francisco Opera Gala” (London OSA 1441) był fascynującym studium rozmieszczenia mikrofonów i procesu miksowania. Wokaliści zostali pięknie sportretowani i wyraźnie rozmieszczeni na scenie, wewnątrz nieco małego, aczkolwiek wytwornego obrazu sali War Memorial Opera House. Orkiestra, z kolei, umiejscowiona mniej więcej poprawnie u spodu sceny, była zupełnie oderwana od wokalistów – stanowiła jakby „orkiestrę z pudełka” zmontowaną z wielokrotnych mikrofonowych źródeł dźwięku, gdzie każde nagranie instrumentu lub sekcji było zbyt bliskie, aby uchwycić przestrzeń sali koncertowej. Te niespójności nie miały zupełnie znaczenia dla poczucia zadowolenia z wykonania – nie o to chodzi. Sęk w tym, że przestrzenne odwzorowanie dźwięku przez zestaw SG2-Tri-Planar sprawiło, iż takie detale stały się oślepiająco oczywiste, kiedy już zdecydowałem się je przeanalizować

Gdyby przypatrzyć się z bliska, indywidualne obrazy były prawdopodobnie nieco zmniejszone przy SG2-Tri-Planar, niż przy HR-X, czy płytach CD, ale jak zawsze przy różnicach brzmieniowych, ciężko było to stwierdzić jednoznacznie, ponieważ obrazy te były bardziej skupione i lepiej odgraniczone. Wspaniałym przykładem na to była „Friday Night in San Francisco”, spektakularne nagranie wykonania na żywo gitarzystów Al’a Di Meola, John'a McLaughlin'a i Paco De Lucia koncertujących w Warfield Theater (Wydanie Columbia Half-speed Mastered HC 47152). Każdy z gitarzystów stanowił mocno zogniskowany, szczegółowy obraz w systemie Spiral Groove – łatwo było zobaczyć trzech gitarzystów, ich instrumenty, scenę dookoła nich, widownię – wszystko w jednej zwartej przestrzeni. Nigdy wcześniej nie słyszałem tak wyraźnie momentów, gdy każdy z nich poruszał się lekko przed swoim mikrofonem. Pokazał to dopiero Spiral Groove.

SG2 wykonał szczególnie dobrą robotę lokalizując i definiując muzyków w ich własnych obszarach. Przestrzeń za każdym z nich była tym, czym była: przestrzenią, wypełnioną atmosferą sali Warfield i rozciągającą się od pleców grającego aż do tylnej ściany sceny. W przeciwieństwie do koncentracji i ostrego wyodrębnienia w SG2, czasami odczuwałem, że zestaw VPI produkował bardziej naturalny, a przynajmniej sugestywny portret wykonawców złapanych w sieć otaczającej ich przestrzeni. Różnice były subtelne, ale czasem wydawało się, jakby SG2 rozmieszczał obrazy na scenie, jak pionki na szachownicy. W przypadku VPI, obrazy i towarzysząca im scena po prostu były na miejscu.

Dlaczego to brzmi, tak jak brzmi? Sztuka, czy technologia?

Funkcja zestawu gramofon-ramię jest łatwa do opisania. Ta kombinacja powinna umiejscowić płytę i wkładkę w takim położeniu, że jedynym cząstkowym ruchem pomiędzy nimi ma być rowek obracający się ze stałą, określoną prędkością, wzdłuż linii, który produkuje zerowe zniekształcenia na wkładce. Osiągnięcie tego jest trudne. Pofalowanie rowka płyty może wynosić jedynie kilkaset nanometrów (około 0,00001 cala, lub 1/400 grubości ludzkiego włosa). Zadzwońcie do miejscowego warsztatu i zapytajcie, ile kosztuje pomiar takich rzędów wielkości, nie mówiąc o ich uzyskaniu w procesie produkcji. Odpowiedź pomoże wam wyjaśnić kwestię cen najlepszych gramofonów i ramion. Pozyskanie jeszcze większych ilości informacji z tych maleńkich rowków drożeje bardzo szybko.

Cele projektowe Allena Perkinsa dotyczą takich składowych jak prostota, stabilność, odseparowanie wibracji na styku igły z płytą i eliminacja niepożądanych ruchów – wszystko to nabiera głębokiego sensu, kiedy wziąć pod uwagę funkcje gramofonu i skalę informacji, jakie mają być odczytane. Jego najważniejsze elementy konstrukcji – brak sprężyn, czy szkieletu zewnętrznego, bardzo sztywna podstawa, zwarte i wielopoziomowe chassis oraz talerz, silnik i trzpień odpowiednio odseparowane od zawieszenia i łożyska, materiały, które odfiltrowują wibracje z płyty, zasilanie z czystą sinusoidą, podtrzymanie ciągłego tarcia na łożysku – wszystkie odzwierciedlają solidną techniczną podstawę i zaawansowaną technologię.

Patrząc z drugiej strony, to w jaki sposób Perkins sprawia, że wszystkie te elementy razem współdziałają, jest sztuką popartą latami doświadczeń. To odzwierciedla także sposób w jaki chce on, aby brzmiał system audio: czysto, detalicznie i precyzyjnie, z wielkim poczuciem muzycznej koordynacji w czasie oraz olbrzymią otwartą sceną zaludnioną mocno skupionymi, trójwymiarowymi obrazami. Wyjaśnił mi każdy aspekt projektu SG2 i o ile wielkie rzeczy miały sens, większość detali to szczegóły, o których nawet bym nie pomyślał, a niektóre z nich całkowicie przeczyły logice – właściwie wciąż wydaje mi się, że nie powinny działać. Jednak działają.

Wynik testu

Spiral Groove SG2 wykonywał swoje funkcje niezwykle dobrze. Tempo i motoryka, a także precyzja z jaką dźwięki rozpoczynały się i kończyły, wskazywały na wyjątkową stabilizację prędkości i mogą sugerować, że jakiekolwiek odstępstwa od normy są o kilka rzędów wielkości mniejsze, niż zmiany o wartościach 0,5-1,0%, które w ogóle mogą być słyszalne. Doskonała reprodukcja detali, przestrzenna precyzja obrazów i sceny dźwiękowej ukazała, że SG2 świetnie poradził sobie z wibracjami i rezonansami, zarówno zewnętrznymi, jak i własnymi i powstrzymał je przed oddziaływaniem na wzajemne pozycje wkładki i płyty.

SG2 spełnia także założenia projektowe Allena Perkinsa, związane z estetyką i łatwością użytkowania. Ten gramofon jest bezpretensjonalny, ale wygląda bardzo przyzwoicie. Jest dobrze skonstruowany, łatwy w ustawieniu i kuloodporny w obsłudze. Mariaż z ramieniem Tri-Planar stworzył wyjątkową, stabilną platformę, która pozwoliła dwóm bardzo różnym wkładkom zabrzmieć jak najlepiej; jedyne zastrzeżenie jakie mógłbym mieć, było takie, że bryła wkładki Grado wisiała bardzo nisko nad powierzchnią winylu i okazjonalnie ocierała się o pofalowane egzemplarze płyt. SG2 posiada wyłącznie centralny docisk, który nie przytrzymuje płyt aż tak solidnie, jak obwodowy system dociskowy zastosowany w VPI, czy też docisk podciśnieniowy, jakiego użył Perkins w gramofonie SOTA Cosmos.

Czy ta kombinacja sztuki i technologii jest warta 15000 dolarów?

15000 dolarów to sporo pieniędzy; dodając do tej sumy ramię Tri-Planar i wkładkę Titan lub Grado, uzyskamy cenę 25000. Czy to jest aż tyle warte? To zależy od waszych priorytetów i czy przeciwnikiem w konkurencji będzie nowy dach, pierwszy rok na studiach waszego dziecka, czy też może waza do przedpokoju. Na pewno mógłbym żyć z jako takim analogowym, bądź cyfrowym źródłem dźwięku za 1000 dolarów, ale jeśli tak bym zdecydował, słuchałbym zdecydowanie mniej muzyki, niż robię to teraz. Nie jestem upoważniony do oceny wartości, czy też wyborów w imieniu innych słuchaczy, ale mogę powiedzieć, że SG2 jest tak samo dobry jak inne gramofony których słuchałem bez względu na ich cenę.

SG2 istnieje jako wspólny mianownik sztuki i technologii, teorii i praktyki, obliczeń i doświadczenia. Scala obie połówki każdej z tych par i jak inne przykłady topowego sprzętu high-end, przewyższa oczekiwania – jest czymś wyjątkowym. Połączony obojętnie z którą z moich wkładek, stworzył najlepsze analogowe źródło dźwięku, jakie miałem w swoim systemie. Ta kombinacja uczciwie przekazywała energię i piękno zapisane na rowkach płyty przez artystów i inżynierów, i zapewniła bardziej żywotną energię i motorykę niż w innych systemach, jakich miałem okazję posłuchać. Spiral Groove SG2, ramię Tri-Planar i wkładka high-end sprawią, że będziesz przytupywał nogą i siedział na brzegu krzesła. Lepiej nie słuchaj, jeśli nie będziesz mógł kupić.