Stereophile 01/2013

Michael Fremer

Para kolumn Wilson Audio Alexandria XLF kosztuje 200000 dolarów. Tyle, co nowe Ferrari. Być może ta cena mogłaby spaść, gdyby Wilson Audio sprzedawało tyle kolumn Alexandria XLF, ile Ferrari sprzedaje samochodów. Teraz jednak trzeba za nie zapłacić 200000 dolarów.

Czy kolumny w ogóle mogą tyle kosztować? Dodajmy do powyższego 10000 dolarów [przewody głośnikowe] otrzymamy sumę, którą wydałem na swój pierwszy dom w 1992. Dziś średni dom w USA kosztuje około 272000 dolarów, czyli – z pewnością – mniej niż system audio zbudowany wokół pary kolumn Alexandria XLF.

Uważasz, że nikt nie wydaje takich pieniędzy na system odtwarzający muzykę? Nie żartuj. Wiele osób stać na taki wydatek. I pozwalają sobie na takie systemy. Choć nie jest to tyle osób, ile mogłoby być. Może powinniśmy edukować bogaczy? Czy ktoś chce mnie wysłać do Monaco z misją dobrej woli.

Prawdziwe pytanie brzmi: Czy XLF są warte tych pieniędzy?

Wiem, że para kolumn może kosztować 158000 dolarów: słyszałem poprzednika XLF - model Alexandria X-2 Series 2 – w kilku systemach. W salonie inżyniera dźwięku Roya Halee parę X-2 napędzały wielkie wzmacniacze Bouldera. Spędziłem tam wspaniałe popołudnie oczarowany, między innymi, doskonałym oddaniem transjentów oraz delikatnością mikrodynamiki połączonej z wielką skalą makrodynamiki a także precyzją basu i spójnością całego spektrum. To dźwięk, który zasługuje na szacunek. To jakość, której dorównuje jedynie kilka konstrukcji na świecie.

Wiem też, że para kolumn może kosztować 65000 dolarów. W domu stale z wielką radością słucham zestawu Wilson MAXX 3. Nie ma wieczoru, żebym nie myślał jak wielkie miałem szczęście, kiedy okazało się, że mogę je kupić. Są one teraz częścią systemu, którego wcześniej nawet sobie nie wyobrażałem jako swojego.

Cóż, prawdę mówiąc, wyobrażałem go sobie wiele lat temu czytając testy pisane przez J. Gordona Holta czy Hary’ego Pearsona. Mój ówczesny system [gramofon Denon, ramię Lustre GST-1, wkładka Dynavector Ruby, preamp Hafler DH101, końcówki DH200 i kolumny Spica TC-50] kosztował kilka tysięcy dolarów. Wtedy czułem się bardzo szczęśliwy, że mam taki system.

Opis

Kolumny Alexandria XLF z zewnątrz przypominają poprzedni model Wilsona – Alexandrię X-2 Series 2. Nie zastępują ich jednak w ofercie firmy: X-2 nadal będą dostępne. XLF są większe i cięższe od od, i tak już dużych i masywnych, X-2. W ich budowie znajdziemy wiele zmian i nowych pomysłów.

Objętość sekcji basowej jest o 14% większa niż w X-2. Jej ściany są grubsze a nowy układ wewnętrznych wzmocnień pozwala lepiej walczyć z większą ilością energii w zakresie niskich częstotliwości wyzwalanej przez XLF. Głośniki basowe są dokładnie takie same jak w X-2: o średnicy 13” i 15” zrobione przez Focala z materiału W. Składa się on z dwóch warstw włókna szklanego przedzielonych i połączonych rdzeniem z zaawansowanej pianki, której ciężar można dokładnie regulować w zależności od konkretnego projektu głośnika. Materiał W jest wyjątkowo sztywny i wyjątkowo lekki, co w efekcie daje minimalne kolorowanie dźwięku. Jest również 10 razy droższy w produkcji od papierowych membran wykorzystywanych przez Focala w tańszych woferach, na przykład tych stosowanych w kolumnach MAXX 3.

Alexandria XLF została wyposażona w opracowany przez Wilsona system portów bassreflexu, nazwany Cross Load Firing, pozwalający dostosować charakter niskich częstotliwości do konkretnego pomieszczenia. System ten, najnowsze osiągnięcie Dave’a Wilsona, umożliwia przełączenie portu dmuchającego w przód na port skierowany do tyłu za pomocą odkręcenia kilku śrubek i przełożenia kilku części.

Charakterystyczne dla Alexandrii ‘skrzydła’ utrzymujące moduły średnio- i wysokotonowy, wykonane z opracowanego przez Wilsona materiału X, są tu znacznie pogrubione i wzmocnione. Kompozytowy materiał S – również dzieło Wilsona – pojawił się po raz pierwszy w kolumnach Sasha W/P, które zastąpiły słynne WATT/Puppy. Tutaj, w połączeniu z materiałem X, zastępuje on materiał M4 zastosowany w obudowie sekcji średniotonowej kolumn Alexandria X-2. Ma to w wyraźnym stopniu wpływać na – słyszalne i mierzalne – ograniczenie szumu i koloryzacji w zakresie średnich częstotliwości. Strategia Wilsona od dawna polega na wykorzystaniu stosunkowo dużych głośników średniotonowych, które odtwarzają praktycznie całą średnicę bez zaburzeń wprowadzanych przez zwrotnicę. Aby jednak zapobiec nadmiernemu rozpraszaniu wysokich częstotliwości, trzeba było zastosować dwa papierowe głośniki średnicy 7”, wykonane z mieszanki włókien węglowych i papieru, które zaczynają być zastępowane przez głośnik wysokotonowy już przy częstotliwości 1kHz. To dlatego najważniejszą innowacją w XLF jest zastosowanie nowej jedwabnej kopułki Convergent Synergy produkowanej dla Wilsona przez firmę Scan Speak. Zastępuje on odwróconą kopułkę tytanową stosowaną w X-2 i produkowaną według wskazówek Wilsona przez Focala, której różne wersje można było od dawna spotkać w kolumnach Wilsona.

Choć nowy tweeter z zewnątrz przypomina wersje stosowane w kolumnach innych producentów, specyficzne wymagania Wilsona dopiero po trzech latach prac pozwoliły osiągnąć odpowiednią charakterystykę: niskie zniekształcenia, szerokie pasmo przenoszenia i stabilność przy dużych obciążeniach wymaganą przez strategię zwrotnic Wilsona [takie cechy miały również odwrócone tytanowe kopułki]. Nowa jedwabna kopułka spełnia kryteria odnośnie pracy pod dużym obciążeniem i niskich zniekształceń, ale przewyższa głośniki tytanowe pod względem liniowości i rozciągnięcia wysokich częstotliwości. Na szczycie górnego modułu średniotonowego znajduje się kolejny głośnik z jedwabną kopułką, wariant Convergent Synergy. Działa on jako supertweeter i jest skierowany do tyłu.

Żyć jak 99%, słuchać jak 1%

Gdyby Wilson Audio szukało pomieszczenia do zaprezentowania zalet technologii asferycznego opóźnienia grupowego zastosowanej w kolumnach X-2 oraz XLF, nie znajdzie chyba niczego trudniejszego akustycznie od mojego pokoju odsłuchowego o rozmiarach około 4 x 6 x 3m.

Same ściany nie są tu problemem. Prawdę mówiąc akustyka tego pomieszczenia została dokładnie zmierzona. I jest praktycznie liniowa. Wygaszanie dźwięku jest tu wręcz doskonałe, jak powiedział jeden z akustyków, co wynika zapewne z obecności regałów wypełnionych longplayami. Winyl brzmi dobrze nawet jeśli go nie słuchamy. Problemem nie jest również ustawienie na podłodze dwóch olbrzymich kolumn [każda z nich ma 178cm wysokości, 50cm szerokości ,70cm głębokości i waży 297kg]. Jak wszystkie duże kolumny Wilsona, XLF są dostarczane w częściach a sekcja basowa wyjeżdża ze skrzyni na własnych kółkach. Pomińmy też kwestię poskromienia basu produkowanego przez dwa olbrzymie głośniki znajdujące się tuż obok rogów pokoju.

Najtrudniejszym zadaniem wydaje się być osiągnięcie koherentnego dźwięku z dwóch olbrzymich wież stojących w odległości 240cm od miejsca odsłuchu. Ku mojemu zdziwieniu Peter McGrath z firmy Wilson Audio przekonywał mnie, że XLF będą u mnie brzmieć tak samo dobrze a nawet lepiej niż MAXX 3. A przecież wiedziałem już, że ‘dwójki’ i ‘trójki’ nie do końca się tu sprawdziły, choć te ostatnie – dzięki szerokim możliwościach regulacji głośników – były lepsze.

Ustawienie

Przyjaciel audiofil pomógł mi w rozpakowaniu skrzyń, w których przyjechały XLF. Przypomniałem sobie, jak wiele uwagi Wilson poświęca najdrobniejszym detalom budowy swoich kolumn. Nawet tym, których nie widać po ich złożeniu.

Przetoczyliśmy sekcje basowe w ich, prawdopodobne, pozycje. Potem położyliśmy obok nich cztery skrzydła i sześć modułów z głośnikami wyższych częstotliwości. Nazajutrz przyjechał Peter McGrath i już po kilku godzinach te olbrzymie kolumny były złożone i ustawione na kolcach w odpowiednim miejscu. Porty basreflexu zostały skierowane do tyłu.

Nie jest zaskoczeniem, że XLF wylądowały kilka cali od miejsca, w którym stały kolumny MAXX 3. Tak jak w przypadku MAXX 3, kiedy siedziałem około 2,5 od kolumn ich górne głośniki basowe znajdowały się na wysokości, na której zwykle leżą głośniki wysokotonowe kolumn lepiej dopasowanych do rozmiarów pomieszczenia. Sekcja średnio-wysokotonowa kolumn XLF unosiła się jeszcze wyżej niż pamiętałem z testu MAXX 3.

No i jak brzmią?

Największym wyzwaniem stojącym przed tak wysokimi kolumnami grającymi w tak małym pomieszczeniu jest prawidłowe oddanie przestrzeni. Tabele ustawień opracowane przez Wilsona pokazują, że już siedząc w odległości około 3 metrów od kolumn słuchacz otrzyma spójność dźwięku i ostrość obrazu na najwyższym poziomie. Głośniki nie mogą być skierowane niżej a mojego fotela nie da się odsunąć dalej.

Nawet odtworzenie starej płyty monofonicznej – The Who Sell Out [LP, Decca DL 4950], którą kupiłem kilka tygodni wcześniej na garażowej wyprzedaży za parę groszy – pokazało natychmiast jak zaskakująca jest przestrzeń tworzona przez XLF. Choć przecież słuchając tej płyty nie chciałem badać samych kolumn. Chciałem jedynie posłuchać mieszanki dźwięków pełnej niespodzianek, z których słynie ten album. Nie zawiodłem się! Elektryczna gitara hawajska w ‘Our Love Was”? Dajcie spokój!

Dźwięk unosił się między kolumnami zupełnie niezależny od dwóch rzędów głośników, które go tworzyły. Był wyjątkowo nasycony, spójny i pełen faktur a także doskonale zogniskowany. Wydawało się wręcz, że można wyciągnąć rękę i dotknąć muzyków. Nawet kiedy przesuwałem głowę w boki, scena dźwiękowa trwała stabilnie i była dobrze narysowana. Odwzorowanie tonów i faktur było pełne fajerwerków. Perkusja brzmiała twardo, odpowiednio metalicznie i była pokazana w przestrzeni z chirurgiczną precyzją. Bas był elastyczny, niesamowicie głęboki i mocny. Był też zniekształcony, ale to wynikało już z samego przesterowanego nagrania a nie charakteru głośników. Nasycenie, oddające dokładnie brzmienie taśmy-matki, nie mogło być lepsze.

Taki rodzaj prezentacji dobrego nagrania mono powinny oferować każde dobre kolumny w odpowiednio potraktowanym akustycznie pomieszczeniu. Ale, żeby słychać to było już z odległości dwóch metrów od tak olbrzymich kolumn? Słuchałem wielu nagrań monofonicznych – tak ze źródeł analogowych, jak i cyfrowych. Doskonale pokazywały możliwości ogniskowania obrazu, jakie osiąga technologia asferycznego opóźnienia grupowego opracowana przez Wilsona. Choć nagrania stereo oczywiście oferują bardziej imponującą scenę dźwiękową.

Dwudrożny monitor Joseph Audio – którego test znajduje się w magazynie Stereophile z czerwca 2012 – daje obrazowanie sceny nieosiągalne dla większych kolumn, takich jak MAXX 3. Niestety, wiąże się to z ograniczeniem dynamiki i rozciągnięcia niskich częstotliwości. W moim, stosunkowo małym, pokoju kolumny Alexandria XLF dały dźwięk o przestrzeni i ostrości obrazowania, jakie leżą w zasięgu małych monitorów. Jednocześnie miał on potęgę osiąganą jedynie przez duże zestawy. Kolumny zaś zupełnie zniknęły z pokoju jako źródło dźwięku – tak jak kiedyś mniejsze zestawy Audio Physic Virgo II. Alexandria XLF mogą bez żadnego wysiłku tworzyć potężną, rozległą ścianę dźwięku i za chwilę zachowywać się jak małe, słuchane z bliska monitorki.

I Want to See the Bright Lights Tonight Lindy i Richarda Thompsonów była jedną z pierwszych płyt stereofonicznych, które słuchałem podczas tego testu. Porównywałem oryginalne tłoczenie wydane w Wielkiej Brytanii przez Island [w 1974 za jego mastering odpowiadał Lee Hulko ze studia Sterling Sound] z płytą wydaną przez Carthage Records w 1983 [zremasterowaną przez Masterdisk] oraz z najnowszą wersją Wax Cathedral przygotowaną w oparciu o taśmę-matkę, ale wyciętą w oparciu o pliki 24/96kHz przez Boba Westona z Chicago Mastering Service. Słuchałem tych płyt wiele razy na kolumnach MAXX 3 i wszystkie brzmiały dobrze. Przecież to nagranie – stworzone w małym studio Sound Techniques w Londynie – od samego początku jest bardzo bezpośrednie i delikatne zarazem. Choć oczywiście brzmienie poszczególnych masterów jest inne.

Na pierwszy ogień idzie album wydany przez Carthage. Już podczas pierwszego utworu –„When I Get to the Border” - usłyszałem coś, czego nie słyszałem nigdy przez czterdzieści lat spędzone z tą płytą. Drugi kawałek - mocny i poruszający „The Calvary Cross” z uderzeniami w tamburyno, szarpnięciami strun, doładowanym basem i chórem w tle – sprawił, że aż krzyknąłem z wrażenia. Szybkość, precyzja i przejrzystość tamburyna była niesamowita. Mogłem rozróżnić każde z metalowych kółek. Ich brzmienie było prawdziwie metaliczne a skóra naciągnięta na drewniany okrąg brzmiała naprawdę jak skóra. Nawet drewno brzmiało jak nigdy wcześniej. Trzeba też wspomnieć o dokładnym, trójwymiarowym narysowaniu całego instrumentu. Wisiał przede mną na najczarniejszym z możliwych tle. W stu procentach niezależny od kolumn. Całość tego nagrania nie dała się w żaden sposób porównać z tym, co słyszałem wcześniej w tej – znanej mi przecież – piosence. Cóż, mogłem tylko krzyczeć z wrażenia. Śpiewaków w tle słyszałem tu setki razy. Zawsze jako nierozróżnialnych wypełniaczy przestrzeni. Teraz mogłem dokładnie odróżnić ich poszczególne głosy odcinające się wyraźnie od tłoku na pierwszym planie. Każdy z własną fakturą i brzmieniem.

Oczywiście, mógłbym teraz sięgnąć po popularne zwroty w rodzaju holograficzne obrazowanie czy precyzyjna scena, ale nie są one w stanie, nawet w przybliżonym stopniu, pokazać jaką scenę dźwiękową produkują XLF: dokładnie narysowana scena odwzorowana wręcz w trzech wymiarach z doskonale określonymi rozmiarami i wypełniona warstwami informacji. W dodatku sprawiająca wrażenie, że powiększenie przestrzeni przed, za i na boki od kolumn zachodzi bez żadnego wysiłku. Słyszałem to siedząc zaledwie 2m przed XLF. Jestem przekonany, że w większym pomieszczeniu wrażenie przestrzeni będzie jeszcze bardziej imponujące.

We wrześniowym numerze Stereophile z 2009 piałem z zachwytu nad kolumnami MAXX 3 i ich reprodukcją harmonii oraz osiąganą przestrzennością dźwięku. Chcąc teraz uniknąć powtarzania tych samych superlatyw, mam niewielkie pole do manewru. Mogę więc jedynie napisać, że XLF prezentują tony, faktury i transjenty w sposób wyraźnie lepszy niż MAXX 3, które przecież radziły sobie pod tym względem bardzo dobrze. Poprawa jakości reprodukcji wynika, przede wszystkim, ze zmniejszenia ilości artefaktów, które były na tyle subtelne, że zauważyłem ich istnienie dopiero po ich eliminacji.

Nowy jedwabny głośnik wysokotonowy Convergent Synergy w porównaniu do odwróconej tytanowej kopułki znanej z MAXX 3 osiąga dużo bardziej powietrzny dźwięk bez oznak jakiegokolwiek wysiłku. Dobrze nagrane koncerty skrzypcowe odtwarzane przez Alexandrie XLF nie pozostawiają nic do życzenia pod względem ciężaru orkiestry, jej koloru, sposobu obrazowania i wielkości jej dźwięku. Soliści są prezentowani dokładnie z przodu orkiestry z wiarygodną ostrością. Nie są pokazani zbyt ostro ani zbyt rozmyci. Dobrze nagrane skrzypce mają bogatą strukturę harmoniczną. Są również pełne powietrznego blasku i odpowiednio drapieżne kiedy trzeba. Słuchając dobrych nagrań przy odpowiednim poziomie głośności [zwykle ciszej niż wielu z nas słucha w domu!] mogłem - bez żadnych problemów – przekonać siebie samego, że siedzę w dwudziestym rzędzie Avery Fisher Hall i słucham muzyki na żywo [niezależnie od tego, gdzie powstało nagranie]. Te kolumny tworzą dźwięk o takim rozmiarze i skali dynamicznej.

Nowe wydanie płyty zawierającej koncert skrzypcowy Hindemitha oraz Fantazję Szkocką Brucha z Dawidem Oistrachem i symfonikami londyńskimi pod batutą Jaschy Horensteina i Paula Hindemitha [45rpm LP, London CS 6667/ORG 107] słuchane na XLF charakteryzowało się doskonałym oddaniem akustyki sali i niesamowicie realnym pokazaniem ciężaru dużej orkiestry. Skrzypce zaś miały w sobie przejrzystość, tonalne i teksturalne bogactwo oraz – co najważniejsze – eteryczną delikatność, która przewyższała wszystko, co kiedykolwiek słyszałem w domu.

Niskie tony XLF, nawet w tak niewielkim pomieszczeniu [ich tylna ściana znajdowała się w odległości 40cm od ściany a boczne były nawet bliżej ścian bocznych mojego pokoju odsłuchowego] są dużo lepsze od – i tak doskonałego – basu kolumn MAXX 3. Jest w nich dużo mniej podkolorowań, mimo znacznie głębszego rozciągnięcia i mocniejszego brzmienia. Bas XLF jest tak dobrze kontrolowany [co z pewnością wykażą pomiary Johna Atkinsona], że w moim małym pokoju nigdy nie było go za dużo. Męskie głosy nigdy nie brzmiały zbyt nosowo a dolne oktawy fortepianu nigdy nie były przerysowane. Perkusyjna stopa jest szybka, czysta, dobrze narysowana i przekonująca pod względem faktury. Kotły są pełne mocy i mają odpowiedni rozmiar. Jakość basu – jego dynamika, wachlarz faktur i rozciągnięcie – jest jedną z dziedzin, w której kolumny Wilsona [w każdym z segmentów cenowych] przeważają nad konkurencją. Nie jest łatwo osiągnąć tak niski poziom zniekształceń i podkolorowań basu, jaki jest normą dla Wilsona.

Czy słyszeliście kantatę The Plague Roberto Gerharda? Nagranie z 1973, National Syphony Orchestra pod batutą Antala Doratiego [LP, Decca Headline HEAD 6], zarejestrowane w Constitution Hall przez zespół kierowany przez Kennetha Wilkinsa. Ten trudny utwór jest głęboko przerażający w dokładnym oddaniu horroru sugerowanego przez tytuł. Ale cóż to za nagranie! Uderzenia kotłów brzmiały już doskonale przez MAXX 3. Ale Alexndria XLF pokazuje je lepiej: są głębsze, lepiej kontrolowane i dużo bardziej przeźroczyste. Brakuje im również wyostrzenia krawędzi, które – jak się teraz okazuje – jest zniekształceniem wprowadzanym przez MAXX 3. Nigdy nie słyszałem żeby to nagranie brzmiało równie mocno i spójnie pod względem przestrzeni oraz dokładności odwzorowania tonów. XLF, nawet umieszczone blisko ścian, nigdy nie przestały mnie zadziwiać w kwestii umiejętności tworzenia głębi. Chór i narrator, Alec McCowan, brzmiały naprawdę prawdziwie, z doskonałą równowagą między wypełnieniem dźwięku a sybilantami.

Bas wielu dużych kolumn mięknie i traci kształt przy niskich poziomach głośności. Alexandria XLF, o czułości około 94dB, może odtwarzać muzykę o głośności szeptu a jej bas ma nadal doskonałą strukturę i nie gubi rytmu. Czystość i precyzja XLF oraz ich umiejętność odtwarzania basu przy niskiej głośności są naprawdę wyjątkowe.

Nie szukam takich rzeczy specjalnie. Po prostu zauważam je, kiedy moja żona krzyczy z góry ‘Ścisz już te pieprzone kolumny! Trzęsiesz całym domem!”. W innych przypadkach zawsze staram się słuchać przy normalnej głośności.

Osiągające tak wspaniały bas kolumny, które kosztują 200000 dolarów, muszą przejść dodatkowe testy. Na przykład ten polegający na słuchaniu zachmurzonych dolnych rejestrów kobiecych głosów. Oceniałem nagrania Elli Fitzgerald, Diany Krall, Joan Baez i piosenkarek o najniższych głosach, Sarah Vaughan oraz Niny Simone. Kiedy basu miało nie być – nie było go. Kiedy jednak któraś z nich wydała ze swej piersi głos docierający do dolnej granicy jej możliwości – pojawiał się natychmiast: precyzyjnie narysowany i odpowiednio duży. Nie było to trudne do zogniskowania dudnienie, ale właśnie coś bardzo dokładnego.

Mam oryginalne wydanie Pieśni z Owernii Canteloubego w wykonaniu Netanii Davrath z orkiestrą dyrygowaną przez Pierre’a de la Rouche [LP, Vanguard VSD-2090]. Uważa się, że to najlepsze nagranie tego zbioru pieśni inspirowanych folklorem. Nie słyszałem innego, ale tu Davrath stoi wewnątrz ciepłej i szerokiej sceny dźwięku, która nigdy wcześniej nie była przedstawiona równie dokładnie, jak przez XLF. Tyle, że jej głos – pływający dostojnie między kolumnami – nigdy się z nią nie zlewa. Nigdy wcześniej nie słyszałem, żeby najdrobniejsze detale jej modulacji były tak wyraźnie odcięte od reszty muzyki.

Prezentacja harmonii przez kolumny XLF stoi na tak samo wysokim poziomie, jak każdy inny aspekt ich brzmienia. W dobrze zrealizowanym nagraniu symfoniki słyszane są wszystkie instrumenty. Ich dźwięk jest pełen kolorów, które mogą zadziwić sceptyków uważających, że kolumny Wilsona brzmią sucho i nazbyt analitycznie. Z XLF jest wręcz przeciwnie! Atak instrumentów jest tu szybki i czysty, podtrzymanie dźwięku – pełne i obfite. Wygaszanie zaś kończy się kompletną ciemnością.

Mimo szerokiego pasma przenoszenia i złożonej budowy, XLF zaskakują integracją wszystkich głośników. Koherencja tego dźwięku przewyższa każdą kolumnę, jaką słyszałem. Od samego dołu [Wilson podaje, że osiąga 19,5Hz] po najwyższe tony [32kHz] kolumny te dają spójny obraz rysowany z nieopisanym rozmachem lub – w razie potrzeby – z niespotykaną delikatnością.

Ten test pokazał, że nawet płyty, które znam bardzo dobrze, zawierają wiele nowych informacji muzycznych w zakresie każdego z parametrów dźwięku. Słuchanie muzyki przez kolumny Wilson Audio Alexandria XLF zmieniło moje widzenie świata. Ale tego chyba można się spodziewać za 200000 dolarów.

Podsumowanie

Czy para kolumn może kosztować 200000 dolarów? A czy samochód może? A diament? W każdym z tych przypadków odpowiedź brzmi ‘Tak.’ Ich wartość zależy od uszu, oczu i dłoni potencjalnego nabywcy. Tyle, że kolumny kosztujące 200000 dolarów powinny być pełną realizacją określonej koncepcji, która ma prowadzić do osiągnięcia jak najlepszego przedstawienia każdego z aspektów wydarzenia muzycznego. Powinny odtwarzać całe słyszalne pasmo od 20Hz do 20kHz. Powinny przy tym osiągać maksymalnie liniowy wykres częstotliwości i płynnie łączyć dźwięki każdego głośnika.

Kolumny takie powinny wyznaczać nowe standardy pod względem poziomu zniekształceń i podkolorowań dźwięku. Zwłaszcza w trudnym do reprodukcji zakresie najniższego basu. Powinny mieć niczym nieograniczoną mikro- i makrodynamikę. Powinny grać bardzo cicho i bardzo głośno i brzmieć równie dobrze w każdym zakresie skali głośności. Powinny ustanawiać nowe wzorce w zakresie przejrzystości transjentów oraz ich czystości i szybkości. Powinny dokładnie przekazywać strukturę harmoniczną muzyki oraz charakter brzmienia każdego z instrumentów – ograniczany jedynie jakością nagrania.

Powinny wynosić na nowy poziom jakość prezentacji trójwymiarowych obrazów dźwiękowych oraz całej szerokości, głębokości i wysokości sceny. Powinny przy tym osiągać równowagę i płynność przekazu a także przeźroczystość pozwalającą usłyszeć więcej muzyki niż z innych kolumn. Powinny być stosunkowo czułe i łatwe do napędzenia. Dobrze, jeśli będzie je można dostosować do warunków panujących w wielu pomieszczeniach odsłuchowych z trudną akustyką. Powinny, w końcu, być zbudowane z najwyższą dbałością o szczegóły i wykończone w najlepszy możliwy sposób. Powinny również wyglądać doskonale. Choć oczywiście forma musi zależeć od funkcji a gusta się zmieniają. I oczywiście, z technicznego punktu widzenia, powinny brzmieć świetnie, poruszać twoje serce i cieszyć twoją audiofilską duszę za każdym razem gdy przed nimi siądziesz. Uwzględniając wszystkie powyższe czynniki - i kilka innych, które pewnie ominąłem – muszę stwierdzić, że kolumny Wilson Audio Alexandria XLF są warte 200000 dolarów.