Recenzja aktywnych zestawów głośnikowych Grimm Audio LS1
Autor i źródło recenzji: Michael Lavorgna, Twittering Machines, czerwiec 2025 r.
Oryginał można przeczytać TUTAJ.
Nie wiem, co dodają do wody w Veldhoven w Holandii, gdzie mieści się siedziba Grimm Audio, ale podejrzewam, że znajduje się tam niemała dawka muzycznej magii...
Model Grimm LS1, który zadebiutował w 2010 roku, został pierwotnie zaprojektowany jako monitor studyjny, co doskonale odzwierciedla profesjonalne korzenie firmy sięgające 2004 roku. LS1c to najnowsza i flagowa wersja tej linii.
Dobrym sposobem na rozpoczęcie rozmowy o aktywnym systemie głośnikowym LS1c jest opisanie tego, co widzimy. Na pierwszy rzut oka LS1c to kolumna dwudrożna, wyposażona w unikalny tweeter TPCD (Thin-ply Carbon Diaphragm) z szerokim kątem promieniowania, wykonany z włókna węglowego i opracowany we współpracy z norweską firmą Seas. Poniżej niego znajduje się 8-calowy głośnik nisko-średniotonowy, również od Seas. Litera "c" w nazwie pochodzi od tego właśnie tweeter'a z karbonową membraną. Głośniki te napędzane są wzmacniaczami klasy D opartymi na technologii NCORE, oferującymi 250 W dla woofera i 100 W dla tweetera na kanał. W tej dwudrożnej konfiguracji pasmo przenoszenia LS1c według producenta rozciąga się od 35 Hz do 27 kHz (+0.5 dB/–3 dB).
Jak można zauważyć, LS1c są szersze i płytsze niż typowe kolumny w nowoczesnych obudowach typu skrzynkowego.
Według Grimm:
"Teoria leżąca u podstaw konstrukcji akustycznej LS1 wywodzi się z lat 30. i 40. XX wieku. Wówczas obudowy były płaskie, ale szerokie, co przesuwało tzw. częstotliwość baffle-step poniżej 250 Hz. Poniżej tej częstotliwości dźwięk promieniuje równomiernie we wszystkich kierunkach. Powyżej staje się bardziej kierunkowy, co zmniejsza odbicia od tylnej i bocznych ścian. Te odbicia zwykle powodują zniekształcenia fazowe w odbieranym dźwięku. Psychoakustyka mówi, że ucho jest wrażliwe na błędy fazowe aż do ok. 250 Hz. Szeroki panel przedni pomaga więc ograniczyć odbicia w całym tym zakresie, kierując dźwięk z dala od pobliskich ścian odbijających."
"Postęp od lat 40. wykazał, że dyfrakcje na krawędziach obudowy pogarszają obraz stereo, dlatego boki obudowy LS1 są mocno zaokrąglone przy podstawach. Dodatkowo, płytka obudowa przesuwa rezonans w osi głębokości znacznie powyżej częstotliwości podziału zwrotnicy dla przetwornika niskotonowego. Pomaga to uniknąć tzw. pudełkowatości brzmienia."
Do testowanego zestawu dołączono opcjonalne subwoofery Grimm SB1, które przekształcają LS1c w system trójdrożny. Każdy SB1 umieszczany jest bezpośrednio pod LS1c i zawiera skierowany ku górze 10-calowy woofer Dayton oraz wzmacniacz Hypex o mocy 400 W. SB1 korzysta również z technologii "Digital Motional Feedback", redukującej zniekształcenia.
Z materiałów Grimm:
"SB1 z DMF to technologiczny cud. Dzięki zastosowaniu cyfrowego sprzężenia zwrotnego ruchu, technologii kontroli z holenderskiego przemysłu high-tech, możliwe stało się osiągnięcie wyjątkowo niskiego poziomu zniekształceń i pełnej kontroli dynamiki. Po dodaniu SB1 do zakresu basowego, system LS1 oferuje niskie zniekształcenia w całym paśmie audio i na nowo definiuje pojęcie przezroczystości. To kontrola basu, jakiej jeszcze nie doświadczyliście."
Według Grimm, SB1 rozszerzają pasmo przenoszenia LS1c aż do 20 Hz. Zdecydowanie polecam traktować je jako istotną część systemu.
Z tyłu jednej z nóg każdej kolumny znajdują się kolejno: Analog In (XLR), Digital In (AES), Control In, Control Out i Sub Out. Złącza Control oraz dołączone kable Cat 5 stanowią opatentowaną technologię Grimm, bazującą na solidnych złączach Neutrik Ethercon, które chronią złącze RJ45 metalową obudową. Przez te połączenia przesyłany jest sygnał AES/EBU, dane sterujące oraz zasilanie. Control Out służy do połączenia kolumny głównej (tej z podłączonym Control In) z drugą LS1c poprzez jej Control In. Mały przełącznik przełącza każdą kolumnę między kanałem prawym a lewym i znajduje się tuż nad gniazdem IEC oraz głównym wyłącznikiem zasilania.
Model LS1r umożliwia regulację głośności, wybór źródła i wyciszenie za pomocą pokrętła umieszczonego na górze. Dodatkowo oferuje 2 cyfrowe wejścia AES i jedno wyjście Control Out, które podłączane jest do Control In w jednej z kolumn LS1c. LS1r zasilany jest przez kabel Cat 5 i może być obsługiwany pilotem IR Grimm Audio lub uniwersalnym pilotem podczerwieni.
Interfejs LS1i USB wyposażony jest w wejście audio USB do odtwarzania muzyki z komputera, wyjście AES/EBU, Control Out oraz Remote Control In (gdy używamy pilota LS1r z LS1i). Należy zauważyć, że tylko interfejs USB LS1i lub dołączony kabel USB Control pozwala na aktualizację oprogramowania LS1c.
Nowość: Grimm Audio wprowadza na rynek nowy pilot IR przeznaczony dla MU1, MU2 i LS1r. Będzie on dostarczany z nowymi urządzeniami tych serii i umożliwi sterowanie głośnością, wyborem źródła, wyciszeniem, a także przełączaniem utworów i trybem standby (dla MU1/MU2).
Moim preferowanym sposobem obsługi LS1c – zarówno ze względu na jakość dźwięku, jak i wygodę – było połączenie z Grimm MU1, za pomocą wyjścia Control Out MU1 do Control In LS1c. Te urządzenia dosłownie zostały stworzone, by działać razem, a kontrola odtwarzania przez Roon pozwalała również na sterowanie głośnością. Prosto, wygodnie i przyjemnie.
Połączenie MU1 z LS1c sprawia też, że interfejs LS1r oraz LS1i nie są konieczne – aktualizacje firmware można przeprowadzać przez dołączony kabel USB Control i komputer.
Krótkie testy przeprowadziłem również z wykorzystaniem streamera Auralic S1, podłączając go do Grimm LS1r przez kabel AES AudioQuest Carbon, a LS1r do LS1c przez złącza Control. Było to raczej potwierdzenie zgodności niż docelowe rozwiązanie – do poważnego słuchania zdecydowanie wybierałem MU1. Wejść analogowych i cyfrowych LS1c nie wykorzystywałem.
Z bardzo pouczającej instrukcji LS1c:
"Przyjrzyjmy się dokładniej ścieżce sygnału. Sygnały cyfrowe są poddawane rekalkulacji przez wysokiej klasy układ ASRC oparty na tym samym oscylatorze co legendarny zegar Grimm CC1. Wejścia analogowe są konwertowane do postaci cyfrowej za pomocą znakomitego przetwornika ADC. Sygnał trafia następnie do pierwszorzędnego DSP o ścieżce danych 48-bitowej z 76-bitowym akumulatorem. Każdy przetwornik ma własny wysokiej klasy przetwornik C/A. Wyjście z DAC-ów trafia bezpośrednio do wzmacniaczy Hypex Ncore 120 W. Subwoofery SB1 korzystają z 400-watowych wzmacniaczy. Wzmacniacze Hypex Ncore cechują się ekstremalnie niskimi zniekształceniami harmonicznymi i idealnie nadają się do LS1 ze względu na swoją liniowość i znakomitą odpowiedź impulsową. We wszystkich obwodach zadbano o staranny dobór komponentów: kondensatorów, rezystorów, a także regulatorów zasilania – zaprojektowanych samodzielnie przez Grimm. Po osiągnięciu doskonałych pomiarów, przechodzimy do etapu odsłuchu i finalnych korekt brzmieniowych na ucho."
LS1c dotarły do mnie w dziewięciu pudełkach, spięte razem na jednej palecie. Montaż, podobnie jak w przypadku mebli Ikea, należy do właściciela (lub recenzenta). Proces był dość prosty, choć nieco czasochłonny – dodatkowa para rąk z pewnością by się przydała. Trzeba też było dopilnować, by numer seryjny "aktywnej nogi" z elektroniką zgadzał się z numerem obudowy, ponieważ „każda kolumna jest indywidualnie mierzona i strojona podczas produkcji, a unikalna krzywa korekcji dla danej kolumny jest zapisywana w pamięci DSP odpowiadającej jej elektroniki.”
Taki poziom precyzji – indywidualne dopasowanie wzmacniacza do przetworników, strojenie kolumn do założonych parametrów z uwzględnieniem tolerancji produkcyjnych, oraz pełna kontrola sygnału od początku do końca – to właśnie esencja koncepcji LS1c. Ale jak mówi przysłowie: dowodem w pudding jest jego smak. W tym przypadku – odsłuch.
Testowany egzemplarz wykończony był w opcjonalnej wersji z białego syntetycznego kamienia HIMACS – eleganckiej i nowoczesnej, choć dostępne są również inne warianty, m.in. lakier fortepianowy czarny oraz fornir bambusowy w wersji karmelowej lub naturalnej. Wersja standardowa z frontem z bambusa łagodzi nieco industrialny wygląd, ale w kwestii estetyki obowiązuje zasada: do wyboru, do koloru.
Poświęciłem sporo czasu na dokładne ustawienie LS1c po stronie B-Side w pokoju odsłuchowym i finalnie preferowałem ustawienie z lekkim skrętem – około 30° zamiast 45° – co lepiej otwierało scenę i wypełniało przestrzeń dźwiękiem. Mówię „około”, bo komfortowa kanapa na B-Side pozwalała na łatwe przesuwanie się bliżej lub dalej od kolumn, co dawało możliwość dostrojenia prezentacji do własnych preferencji: więcej skupienia lub więcej powietrza. Osobiście wolę większe nasycenie, skalę i odrobinę dramatyzmu, zamiast precyzyjnego punktu – co można łatwo uzyskać, modyfikując kąt skrętu kolumn lub korzystając z ustawień DSP typu Shelf.
Warto dodać, że ustawienie z kątem 45° może być przydatne w mniejszych pomieszczeniach, gdzie odległość między kolumnami a bocznymi ścianami jest ograniczona.
Z instrukcji LS1c:
„Wczesne odbicia również wprowadzają zniekształcenia fazowe w początkowym dźwięku, jeśli ściany są zbyt blisko. Psychoakustyka wskazuje, że ten efekt jest istotny aż do 250 Hz. Jedna długość fali dla tonu 250 Hz trwa 4 ms, więc jest to zakres czasowy, który powinien być wolny od odbić. W tym czasie dźwięk pokonuje ok. 1,4 m. Zatem zasada mówi, że odległość od bocznych ścian powinna wynosić co najmniej 80 cm (1,5 m to ideał). Dzięki szerokiemu frontowi LS1, odległość od tylnej ściany nie ma aż takiego znaczenia. To czyni LS1 wyjątkowymi – można je ustawić bardzo blisko ściany bez obawy o podkolorowanie brzmienia, co w wielu przypadkach okazuje się najlepszą lokalizacją.”
Zanim przejdziemy do właściwego odsłuchu, polecam zapoznać się z moimi recenzjami Grimm MU1 i MU2, jeśli ktoś chciałby dowiedzieć się więcej o samej firmie i jej podejściu do źródeł cyfrowych – które, swoją drogą, należą do najlepszych, jakie kiedykolwiek recenzowałem. Sam kupiłem MU1 – słowo stało się ciałem – i to właśnie ten odtwarzacz służył mi przez większość okresu testowego jako serwer Roon i końcówka Roon Endpoint.
„Solodrumming” autorstwa Fritza Hausera to jednoosobowy popis perkusyjny i eksploracja przestrzeni akustycznej. Ten album nie tylko wciąga muzycznie, ale stanowi też prawdziwe wyzwanie dla każdego systemu audio, testując jego zdolność do odtwarzania nieskończonej liczby detali, dynamiki, barw i faktur – i to w sposób ekstremalny. Nagrany na żywo w przeszklonym dziedzińcu berlińskiego Martin-Gropius-Bau w 1985 roku, album gra z czasem i przestrzenią niczym teoria względności. LS1c zaprezentowały tu pełnię swoich możliwości – każdy stuk, każda powierzchnia, fale dźwięku, alikwoty i pogłos rozchodziły się po tej ogromnej przestrzeni (z siedmiosekundowym opóźnieniem), przekonująco i z nieskazitelną czystością – oddając zarówno mikro, jak i makrostrukturę nagrania oraz perfekcyjnie obrazując samą akustykę wnętrza.
Choć „Solodrumming” nie jest może emocjonalną podróżą w głąb duszy, to bez wątpienia pokaz mistrzowskiego operowania przestrzenią i czasem – i LS1c oddały ten popis z pełną mocą i precyzją.
Wielokrotnie wspominałem już o „Crooked Wing” zespołu These New Puritans, ale warto powrócić do tego albumu, choćby ze względu na bogactwo i różnorodność dźwięków. Utwór „Bells” to jeden z najpiękniejszych momentów płyty – z warstwową, przestrzenną strukturą i dzwonami dobiegającymi z różnych odległości. System LS1c/MU1 pokazał się tu z najlepszej strony, odwzorowując każde źródło dźwięku, jego lokalizację i skalę w przestrzeni, jakby rysował trójwymiarowy obraz, po którym można spacerować. Po prostu oszałamiające.
Debiutancki album Annahstasii „Tether”, wydany niedawno przez Drink Sum Wtr, to intymna, urzekająca opowieść oparta głównie na głosie artystki i akustycznym akompaniamencie. Jej głos jest umieszczony centralnie, z minimalnym instrumentarium w tle, a LS1c sprawiły, że brzmiał on tak obecnie i namacalnie, iż miałem wrażenie, że powinienem się elegancko ubrać na tę okazję. Delikatność, szczegółowość, każdy oddech – wszystko to było odtworzone z taką precyzją, że czułem niemal fizyczną obecność wokalistki. Słowo „transparentność” nie oddaje tego zjawiska – system znikał, pozostawiając jedynie muzykę i autentyczne doświadczenie spotkania z artystką.
A skoro mowa o zjawiskowości – sposób, w jaki LS1c radzą sobie z basem, wymagał ode mnie pewnej adaptacji. Na początku miałem wrażenie, że subwoofery SB1 oferują zbyt mało energii w najniższych rejestrach. Z czasem jednak zrozumiałem, że to, co początkowo wydawało się oszczędnością, było w rzeczywistości objawem perfekcyjnej kontroli i definicji. Przesłuchałem w tym celu szereg utworów z wyraźnym, ciężkim basem: od Lonely Guest i Devina Hoffa, przez African Head Charge, po Bacha – i ostatecznie dźwięk organów piszczałkowych w Saint-Sulpice w interpretacji Marcela Dupré wstrząsnął pokojem odsłuchowym z siłą i barwą dorównującą koncertowemu doświadczeniu.
Jeśli chodzi o porównania – właściwie ich nie ma. Nie istnieje nic, co przypominałoby LS1c, zwłaszcza w połączeniu z Grimm MU1. Oczywiście, można zapytać, czy za kwotę około 57 tysięcy dolarów (z MU1 w zestawie) da się zbudować system pasywny o podobnych możliwościach. Ale to raczej pytanie z kategorii tych chybionych – bo ktoś, kto interesuje się LS1c, interesuje się nimi właśnie ze względu na to, czym są i jak wyglądają. To jak pytać właściciela Forda F-150, czy rozważał Mazdę Miatę. Poza tym – słyszałem systemy, w których same kable kosztowały więcej niż cały zestaw Grimmów.
Po rozpakowaniu, montażu, konfiguracji i lekturze instrukcji, spędziłem z LS1c większość czasu po prostu słuchając muzyki – dla czystej radości i zachwytu. Jeśli zdecydujesz się na zestaw LS1c/MU1 (a serdecznie to polecam), wystarczą dwa głośniki i jedno małe czarne pudełko, by przekształcić pokój w intymny klub, salę koncertową albo katedrę. Zanurzyłem się w dobrze znanych mi głosach Nicka Cave’a, Toma Waitsa, S.G. Goodman, Bonny’ego „Prince’a” Billy’ego, FKA twigs, Aldous Harding, Julii Jacklin, Adrianne Lenker czy Bon Ivera – tylko po to, by doświadczyć ich na nowo, tak blisko i tak prawdziwie, jak nigdy wcześniej.
Grimm LS1c dołączają tym samym do MU1 i MU2 na mojej osobistej liście sprzętów hi-fi, które poruszyły mnie do głębi – dzięki zdolności do docierania do samego sedna muzyki, z klarownością i czystością przekazu, która zdaje się przeczyć skomplikowanej technologii stojącej za tym efektem. Moja rada dla potencjalnych właścicieli? Zapomnijcie, czym LS1c są i co potrafią – skupcie się na tym, co robią, gdy prosimy je, by zagrały muzykę. A to, co robią, to jedna z najbardziej przejrzystych i nieskazitelnych prezentacji muzyki, z jaką miałem przywilej obcować.