Recenzja kondycjonera sieciowego Synergistic Research PowerCell 14
Autor i źródło recenzji: Rick Becker, enjoythemusic.com, kwiecień 2025 r.
Oryginał można przeczytać TUTAJ.
Dla internetowych hejterów ta recenzja może być prawdziwą gratką. Od lat zarzucają recenzentom, że każdy nowy produkt uznają za lepszy od poprzedniego. Cóż, przyznaję się bez bicia – właśnie przeczytacie trzecią recenzję kondycjonera sieciowego mojego autorstwa w ciągu ostatnich siedmiu miesięcy. Towarzyszyły im aż 650 zdjęć i 59 000 słów, które stworzyły relacje z Toronto Audiofest 2024 i Capital Audiofest 2024. Każde z tych urządzeń okazało się lepsze od swojego poprzednika – i każde było też znacznie droższe. Pozwólcie więc, że przypomnę pokrótce tę drogę – na wypadek, gdybyście nie śledzili jej od początku.
Przez długie lata, od lipca 2017 roku, kiedy to opublikowano moją recenzję na łamach Enjoy the Music.com, podstawą mojego systemu zasilania był Synergistic PowerCell 8 UEF SE, wyposażony w kabel zasilający Atmosphere Level 2 – wówczas zestaw kosztował około 2000 dolarów. W listopadzie 2022 roku przyszła kolej na premierę kabla zasilającego Audience Hidden Treasure In-Wall AC Power Cable oraz gniazda ściennego High Definition typu duplex – krok ten znacząco podniósł jakość mojego toru zasilania. Pragnienie jeszcze lepszego kondycjonera towarzyszyło mi od dawna, więc gdy Synergistic Research zapowiedział model PowerCell 8 SX, a my opublikowaliśmy jego światową premierę w sierpniu 2024 roku, nie wahałem się ani chwili. W cenie 4000 dolarów był to sprzęt o klasę wyższy od oryginalnego PowerCell 8 – i właśnie jemu przyznałem nagrodę Blue Note Award za rok 2024.
Wkrótce potem miałem okazję zrecenzować nowy kondycjoner Furutech NCF Power Vault, w towarzystwie kabla zasilającego Project V1 oraz zestawu ściennego AC Duplex Wall Ensemble. To urządzenie kosztuje dwukrotność ceny Synergistic PowerCell 8 SX – który sam w sobie, z dołączonym przewodem zasilającym, był już siedmiokrotnie droższy od kabla Synergistic dołączanego do oryginalnego PowerCell 8.
Synergistic Research od lat stosuje strategię dołączania odpowiednio dobranego przewodu zasilającego do każdego kondycjonera PowerCell, a dodatkowo oferuje jego ulepszone wersje w wyjątkowo korzystnych cenach, zachęcając tym samym do wzbogacenia brzmienia całego systemu. Z mojego doświadczenia wynika, że wymiana kabla zasilającego kondycjonera potrafi znacząco poprawić jakość dźwięku – i niemal zawsze warto się na to zdecydować. Oczywiście do pewnego momentu. Granicą staje się albo poziom kabli już obecnych w systemie, albo poziom, do którego dążysz, świadomie rozwijając swój tor audio.
Furutech NCF Power Vault zaprowadził mnie głęboko na terytorium high-endu – do tego stopnia, że poważnie rozważałem wykupienie testowej próbki. Ostatecznie powstrzymał mnie jednak fakt, że kabel zasilający za 10 000 dolarów nie przedstawiał dobrej wartości w kontekście mojego systemu. Z czystej ciekawości porównywałem Furutecha z kondycjonerami Synergistic Research w podobnym przedziale cenowym, gdy natrafiłem na świeżo zapowiedziany PowerCell 14 – model, który miał korzystać z wielu rozwiązań przygotowywanych do nadchodzącego flagowca, SRX PowerCell.
PowerCell 14, wyceniony na 14 000 dolarów, okazał się nie tylko droższy od Furutecha, ale również znacznie kosztowniejszy od PowerCell 8 SX. Szybki przegląd informacji wystarczył, by zorientować się, że zawiera on jeszcze więcej najnowszych technologii, choć żadna recenzja nie została dotąd opublikowana. Pomyślałem wówczas o swoich czasach pracy w handlu detalicznym – klienci nigdy nie narzekali, kiedy otrzymywali produkt lepszy, niż się spodziewali. Trzymając się tej zasady, skontaktowałem się z Andym Wiederspahnem, by zapytać, czy byłaby szansa usłyszeć, jak może brzmieć „lepszy poziom”. I tak rozpoczęła się kolejna przygoda.
W tym czasie nadal kończyłem relacje z festiwali Audiofest i pisałem recenzję stopek LessLoss Giant Steps. Bez pomocy sztucznej inteligencji udało mi się jednak opublikować recenzję Furutecha w listopadowym wydaniu i sfinalizować relację z Toronto Audiofest na dzień przed wylotem do Rockville w stanie Maryland na Capital Audiofest. PowerCell 14 dotarł do mnie w piątek – akurat wtedy, gdy sam odwiedzałem Teda Denneya i Andy’ego na wystawie. W moim zastępstwie duże pudło z urządzeniem wytoczyła do domu moja żona.
Ted i Andy prezentowali nadchodzący SRX PowerCell w pomieszczeniach dzielonych ze Scott Walker Audio – głównym dealerem produktów Synergistic Research, posiadającym salony w Anaheim w Kalifornii oraz w rejonie Dallas/Fort Worth w Teksasie. To właśnie tam Andy przedstawił mi szczegóły dotyczące dwóch nowych kondycjonerów zasilania.
Już na pierwszy rzut oka uwagę zwracały znacznie większe ogniwa zasilające, zamknięte w tubach z włókna węglowego. Materiał wewnątrz nich jest wyraźnie szerszy i dłuższy niż ten zastosowany w PowerCell 8 SX. Wersja SRX mieści aż 16 takich powiększonych ogniw, podczas gdy PowerCell 14 zawiera ich siedem. Aby uzmysłowić sobie skalę różnic w pojemności elektromagnetycznej pomiędzy tymi trzema modelami PowerCell od Synergistic Research: 8 SX oferuje 1096 cm² powierzchni aktywnej w ogniwach SRX Gen 2, PowerCell 14 – aż 5187 cm², natomiast flagowy SRX imponuje wartością 17 340 cm².
Zastosowany materiał pełni rolę magazynu energii, która może zostać natychmiast wykorzystana w momentach dużych skoków dynamicznych, zapewniając relatywnie wyższe dostawy prądu. Różnice między PowerCell 8 SX a PowerCell 14 są znaczące, ale mimo to nigdy nie doświadczyłem przesterowań w moich wzmacniaczach SET o niskiej mocy, ani w monoblokach AGD GaNFET o mocy 100 W przy 8 omach. Owszem, nie są to wzmacniacze o ekstremalnie wysokim poborze prądu – ale to właśnie z nimi czuję najgłębszą więź i dlatego pozostają podstawą mojego systemu.
SRX PowerCell, wyceniony na 65 tysięcy dolarów, to w istocie dwa odrębne kondycjonery zasilania, z których każdy posiada własny przewód zasilający SRX XL o wartości detalicznej 26 tysięcy dolarów. Oznacza to, że konieczne będzie zapewnienie co najmniej dwóch niezależnych gniazd na końcu dedykowanej linii zasilającej. Dla porównania, PowerCell 14 dostarczany jest z pięciometrowym przewodem Atmosphere SX Euphoria PowerCell (o cenie detalicznej 3 895 dolarów), który reprezentuje wyższy poziom względem kabli zasilających, z których korzystałem dotychczas.
Oba kondycjonery — PowerCell 14 i SRX — wykorzystują identyczne płytki drukowane, lecz SRX zawiera dwie takie jednostki, zgodnie z koncepcją dwóch niezależnych kondycjonerów zamkniętych we wspólnej obudowie. SRX oferuje aż dwadzieścia gniazd, podczas gdy PowerCell 14 ma ich czternaście.
W przypadku SRX zamysłem było całkowite rozdzielenie zasilania komponentów cyfrowych i analogowych dzięki zastosowaniu dwóch fizycznie oddzielnych sekcji kondycjonujących. Natomiast PowerCell 14 wyposażono w trzy odizolowane obwody: dwa gniazda w pierwszym banku przeznaczone są dla wzmacniaczy o wysokim poborze prądu, natomiast dwa pozostałe banki — po sześć gniazd każdy — mogą być wykorzystane zarówno do urządzeń cyfrowych, jak i analogowych, z możliwością logicznego ich rozdzielenia.
Choć w PowerCell 8 SX zdołałem podłączyć wszystkie podstawowe komponenty mojego systemu, byłem wdzięczny za dodatkowe gniazda, które umożliwiły mi podpięcie konfiguracji bi-ampingu i subwooferów, pojawiających się u mnie okazjonalnie. Obecność osobnych obwodów dla sekcji cyfrowej i analogowej z dużym prawdopodobieństwem przyczyniła się do znacznie wyższej klasy brzmienia, jakiego doświadczyłem z PowerCell 14. Do pozostałych różnic warto zaliczyć zastosowanie pełnych przewodników ze srebra w modelu SRX, podczas gdy PowerCell 14 wykorzystuje przewody z posrebrzanej miedzi.
Wszystkie trzy kondycjonery Synergistic Research, o których mowa, wyposażono w 32-amperowe gniazda Neutrik IEC AC — obecnie standardowe złącze zasilające dla całej serii PowerCell, z wyjątkiem modeli One i Two, które mają zintegrowane przewody zasilające. Rozwiązanie to znakomicie współpracuje z moją dedykowaną linią zasilającą 30A Audience Hidden Treasure In-Wall, eliminując ryzyko przypadkowego rozłączenia kabla oraz wszelkich zakłóceń dźwiękowych.
Każdy z tych trzech PowerCelli posiada również zewnętrzne złącze uziemienia zakończone gniazdem bananowym, przeznaczone do współpracy z aktywnymi lub pasywnymi modułami uziemiającymi Synergistic. Osobiście korzystam z pierwszej wersji aktywnego bloku uziemienia tej marki i uważam, że wnosi on wyraźnie niższy poziom szumów tła. Obecna wersja SX tego urządzenia została dodatkowo udoskonalona.
Wewnątrz PowerCell 14 zastosowano udoskonalony zasilacz oraz generator ULF (Ultra-Low Frequency), wspierany przez technologię UEF Ground Plane, pierwotnie opracowaną dla flagowego kondycjonera Galileo SX PowerCell. Rozwiązanie to ma na celu dalsze obniżenie szumu tła oraz poprawę przestrzenności i wciągającego charakteru obrazu dźwiękowego. W moim systemie wykorzystałem przewód uziemiający z modułu Synergistic Tranquility Pod, aby podłączyć UEF Ground Plane PowerCell 14 bezpośrednio do przewodu uziemiającego mojej dedykowanej linii zasilającej. Efekt był natychmiastowy. Już pierwsze takty „3 O’Clock Blues” w wykonaniu Erica Claptona i B.B. Kinga zaskoczyły mnie klarownością, a subtelne obniżenie poziomu szumu tła było wyraźnie słyszalne. Poprowadzenie tego połączenia uziemiającego do aktywnego bloku uziemienia lub do osobnego pręta uziemiającego wbitego w ziemię poza domem mogłoby przynieść jeszcze lepsze rezultaty.
Zaawansowane technologie uziemienia zyskują coraz większą popularność wśród audiofilów, którzy dążą do osiągnięcia absolutnie czarnego tła dla odtwarzanej muzyki. Choć nie należy oczekiwać od nich efektów porównywalnych z wymianą komponentów, potrafią istotnie zbliżyć system do jego pełnego potencjału brzmieniowego.
Gwizdki i dzwonki
W dziale dodatków, PowerCell 14 oferuje kilka ciekawych rozwiązań użytkowych. W prawym górnym rogu płyty czołowej umieszczono przycisk, który pozwala przełączać się między trzema trybami pracy dwukanałowego, podwójnie strojonego generatora SRX ULF (ultra-niskiej częstotliwości). Tę funkcję znajdziemy również w pozostałych dwóch modelach PowerCell, choć wersja 8 SX oferuje jedynie dwa ustawienia. Dla osób, które nie życzą sobie pracy generatora ULF, przewidziano czwarte ustawienie – jego całkowite wyłączenie. Do tego aspektu jeszcze wrócę.
Z kolei w prawym, tylnym, górnym narożniku obudowy – miejscu łatwym do zlokalizowania dotykiem – umieszczono kolejny przycisk, odpowiedzialny za przełączanie podświetlenia wnętrza urządzenia. Do dyspozycji jest więcej niż wystarczająca liczba trybów, pozwalających zarówno dopasować motyw świetlny do stylistyki komponentów innych producentów, jak i całkowicie pogrążyć wnętrze PowerCella w mroku. Umieszczone z przodu i na górze przezroczyste okna zapewniają dobry widok na wewnętrzną architekturę urządzenia, której elegancję trudno przeoczyć.
Siedem gniazd typu duplex to wersje Purple 2.0, które sprawiają wrażenie znacznie solidniejszych od pierwotnego modelu Purple, recenzowanego przeze mnie w chwili jego premiery. Aby w pełni osadzić wtyk zasilający, trzeba przyłożyć nieco większy nacisk – uchwyt jest wyraźnie pewniejszy. Ciężkie przewody zasilające Synergistic Atmosphere Excite XS powodowały niewielkie obniżenie się złącza, gdy kabel zwisał za urządzeniem na odcinku około półtora stopy, jednak mimo to wtyki nigdy nie wysuwały się z gniazd. Aby temu zapobiec, można – tak jak ja w przypadku PowerCell 8 SX – umieścić tuż za urządzeniem listewkę o wymiarach 1 x 3 cale, która podeprze kabel. Gdy przewody spoczywają bezpośrednio na podłodze lub są podparte przy pomocy specjalnych podpórek, problem opadania nie występuje.
Czerwony, niebieski, zielony i tryb wyłączony
Ted Denney, wykorzystując generatory ULF, stworzył zestaw odmiennych sygnatur dźwiękowych, spośród których użytkownik może swobodnie wybierać. Ich działanie nie różni się od znanego FEQ Carbon (1695 USD) ani od modelu Atmosphere Infinity (3595 USD z modułem Red ATM – Atmosphere Tuning Module, którego wartość wynosi 495 USD). Do jednostki głównej Atmosphere Infinity można podłączyć dowolną liczbę satelitów – zarówno wersji XL (o wysokości 52 cali), jak i mniejszych Mini (14 cali), dostępnych w cenie 1195 dolarów za sztukę. Satelity łączy się szeregowo z jednostką główną przy pomocy kabla Ethernet.
Dowiedziałem się, że kondycjonery zasilania współpracują synergicznie zarówno z wieżami FEQ Carbon, jak i z systemem Atmosphere. Jeśli jednak ktoś nie przepada za obecnością tych wież w przestrzeni odsłuchowej, PowerCell 14 stanowi sposób na uzyskanie zbliżonego efektu brzmieniowego – w sposób subtelny, dyskretny i bez dodatkowych kosztów.
Efekty brzmieniowe, jakie słyszałem po przełączeniu między różnymi sygnaturami kolorystycznymi, w dużej mierze pokrywały się z opiniami i nagraniami zamieszczonymi na oficjalnej stronie producenta oraz w serwisie YouTube – choć od czasu publikacji tych materiałów oznaczenia kolorów zdążyły się zmienić. Który kolor najlepiej współgra z określonym rodzajem muzyki – to kwestia otwarta, silnie zależna od indywidualnych preferencji słuchacza.
Tryb niebieski
Po każdym uruchomieniu PowerCell 14 urządzenie domyślnie przechodzi w tryb niebieski. Warto jednak zaznaczyć, że kolor ten odnosi się wyłącznie do podświetlenia okrągłego przycisku znajdującego się w prawym górnym rogu płyty czołowej – nie ma on związku z kolorem wnętrza urządzenia, który sterowany jest niezależnie, za pomocą przełącznika umieszczonego z tyłu.
Na ogół pozostawiałem PowerCell włączony na stałe, wyłączając go jedynie na czas wymiany komponentów. Jak większość urządzeń elektronicznych w naszym hobby, PowerCell potrzebuje kilku dni wygrzewania, by osiągnąć pełnię możliwości. Rozpoznanie charakteru poszczególnych sygnatur dźwiękowych zajęło mi kilka minut, choć proces ten przebiegł dość sprawnie dzięki mojej kompilacji testowej na CD, obejmującej różne gatunki muzyczne.
Gdy już znasz sygnatury i wiesz, czego się spodziewać, przełączanie pomiędzy nimi nadal wymaga chwili – efekt nie pojawia się natychmiast. To nie przełącznik światła, lecz raczej subtelny moment, w którym lampa próżniowa zaczyna tchnąć życie w dźwięk. Jednak zanim zdążysz wrócić do fotela odsłuchowego, zmiana zdąży się już ugruntować – i będziesz gotów słuchać dalej.
Tryb Blue najbardziej przypominał charakter nagrań realizowanych z użyciem wielu mikrofonów – oferował rozległą scenę dźwiękową oraz bardziej precyzyjne, niemal holograficzne obrazowanie wykonawców. W muzyce kameralnej i zespołach średniej wielkości łatwo było uchwycić przestrzeń pomiędzy muzykami, wyczuć oddech pomiędzy dźwiękami.
W przypadku dużych składów orkiestrowych poszczególne grupy instrumentów stawały się bardziej czytelne i wyraźnie ulokowane na scenie. W tym trybie dobrze zrealizowana muzyka klasyczna zyskiwała dodatkową głębię i warstwowość – jakbyśmy zajmowali miejsce tuż przy proscenium, gdzie dźwięk dociera przede wszystkim bezpośrednio, a nie odbity, a rozmieszczenie poszczególnych instrumentów staje się niemal namacalne.
Ta bliskość przekładała się również na zwiększoną przejrzystość oraz silniejsze poczucie obecności wykonawców, szczególnie w nagraniach koncertowych. Zgodnie z oczekiwaniami wobec urządzenia tej klasy, rozdzielczość była znakomita – tak dobra, jak pozwalało na to samo nagranie. Barwa instrumentów urzekała, a w połączeniu z wyjątkową mikrodynamiką i potężną skalą dynamiki makro budowała poczucie autentycznej obecności – doświadczenie niemal tożsame z tym, co zwykło się określać jako „you are there”.
Tryb czerwony i zielony
Tryb czerwony również potrafił wywołać wrażenie „jesteś tam” podczas słuchania muzyki klasycznej, jednak z zupełnie innym punktem odniesienia – jakbyśmy siedzieli znacznie dalej, w głębi sali koncertowej. Dźwięk był bardziej zunifikowany, mniej analityczny, jakby uchwycony techniką purystyczną przy użyciu pary mikrofonów, rejestrującą większą ilość pogłosów i dźwięków odbitych. Obraz akustyczny stawał się przez to nieco zmiękczony, mniej wyrazisty. Przedni plan dźwiękowy był bardziej cofnięty, a scena nie oferowała takiej głębi, jak w trybie niebieskim.
Choć mogłem przybliżyć orkiestrę, po prostu podnosząc poziom głośności, integralność dźwięku – splecionego z fal bezpośrednich i odbitych – pozostała bez zmian. Makrodynamika wciąż była wyrazista i efektowna, jednak mikrodynamika – drobne niuanse i subtelności – została w pewnym stopniu wygładzona.
Tryb zielony natomiast był zbliżony do trybu niebieskiego, lecz z wyraźnie przesuniętym do przodu pierwszym planem – wokaliści i instrumentaliści znajdowali się bliżej słuchacza. Choć producent wspominał o wzmocnieniu basu, nie zauważyłem jego wyraźnego wzrostu. Wysokie tony natomiast zdawały się lekko wycofane, być może zbyt subtelne dla moich nieco już doświadczonych uszu.
Separacja źródeł pozostała znakomita, podobnie jak holograficzne obrazowanie wykonawców. Siedząc w tym trybie bliżej sceny, często doceniałem jego intymność, lecz mimo to nieustannie wracałem do trybu Blue – do jego bogactwa detali, obecności talerzy, subtelnych brzmień miotełek, skrzypiec i bardziej otwartych, przejrzystych wysokich tonów. To właśnie one wciągały mnie w muzykę i sprawiały, że całe doświadczenie stawało się głębsze, bardziej angażujące.
Obecność w muzyce to cecha, którą cenię równie wysoko, co rozdzielczość i przejrzystość. To rezultat złożonego współdziałania wielu czynników — być może nawet większości z nich. Pomyśl o dynamice, wewnętrznych detalach, barwie, mikroskopijnych cieniach dźwięku, a także o umiejscowieniu sceny względem słuchacza. Gdy wszystkie te elementy współdziałają harmonijnie, dźwięk nie tylko wyłania się zza linii głośników, lecz niemal dotyka moich uszu nieprzerwaną iluzją obecności i autentyczności.
Duży udział w wysuwaniu tego obrazu do przodu ma Synergistic Vibratron, ale to jedynie element większej całości — dźwięk, który wypływa z głośników, musi być najpierw doskonały. W słabiej zestawionych systemach muzyka pozostaje uwięziona za linią głośników; przestrzeń nagrania nie potrafi się przez nią przebić i nawiązać kontaktu ze słuchaczem. Muzyka zostaje „tam z tyłu” — w miejscu rejestracji, zamiast zaistnieć tu, w pomieszczeniu, przed nami.
PowerCell 14 zdołał przenieść większość odtwarzanej muzyki wprost do mojego pokoju, czyniąc ją namacalną, bliską, żywą. Dzięki większej przejrzystości i rozdzielczości mogłem słuchać ciszej niż zwykle — a kiedy chciałem, mogłem też „rozbujać staw”, bo dźwięk pozostawał czysty i dynamiczny. Nawet podczas długich, kilkugodzinnych sesji odsłuchowych nie odczuwałem zmęczenia ani znużenia. Chyba że nagranie rzeczywiście było słabe — ale i na to znalazł się prosty sposób.
Ale czekaj! Prawie zapomniałem o pozycji „Off”! To ukłon w stronę tych, którzy uważają, że żaden kondycjoner mocy nie jest potrzebny, bo przecież dobrze zaprojektowany, wysokiej klasy sprzęt powinien sam z siebie radzić sobie z wszelkimi zanieczyszczeniami z sieci. Albo dla tych, którzy kręcą nosem na rezonatory Schumanna, twierdząc, że skoro rezonans Ziemi się zmienia, to każda sztuczna symulacja będzie z definicji błędna. Dla nich wszystkie te „gwizdki i dzwonki” to po prostu barwienie dźwięku, efekciarskie dodatki, które „krzyczą” zamiast grać.
Cóż, Ted Denney nie zapomniał o was, panowie. Zaraz po trybie Green znajduje się pozycja „Off” — i faktycznie, zdejmuje cały ten lukier z tortu. W imię rzetelności dałem jej szansę… na krótko. Odsłuch przypominał trochę przełączenie się z telewizji kolorowej na czarno-białą. Rozdzielczość co prawda pozostała na zadowalającym poziomie, ale orkiestra wycofała się w głąb, a scena dźwiękowa spłaszczyła. Zniknęła też ta magia, to coś, co sprawia, że muzyka chwyta za serce. Moje emocjonalne połączenie z nagraniem niemal całkowicie się ulotniło.
Gdy odwiedził mnie mój dobry kumpel Tom — inżynier, który z natury podchodzi do nowinek z dużą dozą sceptycyzmu — pomyślałem: On na pewno wybierze Off. Ale nie. I on, podobnie jak ja, zakochał się w trybie Blue.
Więcej Cowbell
Przez trzydzieści lat testowałem wiele ulepszeń — wiele z nich pochodziło z umysłu Teda Denneya. Jego koncepcja UEF (Uniform Energy Field) jest szczegółowo wyjaśniona na stronie internetowej Synergistic Research. Obejmuje ona szeroki wachlarz produktów, od ogniw elektromagnetycznych w kondycjonerach zasilania, po małe dooby do przyklejenia na ścianach, głośnikach, a nawet na ramieniu gramofonu. Są też stojące przedmioty, takie jak FEQ, wieże Atmosphere czy słynny Vibratron. Niezależnie od tego, czy jest to celowe, czy przypadkowe, mówi się, że te produkty współdziałają, podkreślając nazwę firmy — Synergistic Research. Wypróbowałem wiele z nich i stwierdziłem, że większość przynosi znaczne korzyści, a także oferuje realną wartość. W tym momencie chyba nieuchronnie ryzykuję bycie nazwanym fanboyem.
Jednak Ted Denney nie jest jedynym czarodziejem na nocnym niebie. Zajmowałem się także komponentami LessLoss z Litwy, gdzie Louis Motek opracował technologie skuteczne w eliminowaniu EMI/RFI z mojego pokoju odsłuchowego. Holger Stein z Stein Music w Niemczech to kolejny przykład. Choć nie miałem jeszcze okazji przetestować jego produktów, pomieszczenia na pokazach z jego głośnikami i modyfikacjami brzmiały fenomenalnie. A produkty nowej firmy A.R.T. wydają się bardzo obiecujące. Taka konkurencja jest zdrowa, ponieważ potwierdza istnienie całej kategorii, nawet jeśli technologie różnią się między sobą. Jak mówi przysłowie: „przypływ podnosi wszystkie statki” — a te modyfikacje mogą sprawić, że Twoja muzyka zacznie nabierać nowego wymiaru.
Ostatnio, dla Enjoy the Music.com, recenzowałem stopki Giant Steps firmy LessLoss, opublikowane w wydaniu styczniowym 2025 roku. W odróżnieniu od oryginalnych stopek Stillpoints, które miałem przyjemność omówić w ramach światowej premiery recenzji w 2003 roku, Giant Steps wykraczają daleko poza tradycyjne mechaniczne tłumienie wibracji, oferując znacznie głębsze efekty. Zawierają one liczne właściwości swoich pudełek BlackGround oraz BlackGround for Speakers — efektywnie obniżając poziom szumów i tworząc bardziej holograficzną przestrzeń w nagraniach. Stopy te wciąż były obecne w moim systemie, gdy po raz pierwszy zakończyłem recenzję PowerCell 14.
W pewnym momencie uświadomiłem sobie, że większość osób nie posiada w swoich zestawach stopek Giant Steps, co rodziło obawy, że moje wnioski mogły zostać zniekształcone ich obecnością. Postanowiłem zatem usunąć je z systemu i rozpocząć testy od nowa. Ponieważ efekty urządzeń LessLoss, takich jak Giant Steps i BlackGround, narastają przez około trzy dni, a ich zanik następuje w tym samym czasie po usunięciu, moje badania zostały nieco opóźnione. Dodatkowo, poczułem potrzebę ponownej instalacji Giant Steps, aby jeszcze raz zweryfikować zmiany wprowadzone przez każdy komponent.
Jak się okazało, każdy z komponentów wniósł więcej podobnych zalet, co uczyniło je niezwykle synergicznymi. Jeden element wzmacniał działanie drugiego, co skłoniło mnie do refleksji nad potencjalnym efektem umieszczenia zestawu Giant Steps bezpośrednio pod PowerCell 14. Stopki Giant Steps są najskuteczniejsze, gdy stosuje się je pod komponentami źródłowymi, więc usunąłem je spod mojego przedwzmacniacza Backert Labs i umieściłem je pod PowerCell. Efekt był natychmiastowy – sprzęt rozkwitł, a ja zostałem głęboko pochłonięty muzyką, jak nigdy wcześniej. Dzięki temu, że efekt Giant Steps rozprzestrzenił się teraz na cały system przez PowerCell 14, całe doświadczenie zyskało nowy wymiar. Louis Motek z pewnością będzie zachwycony, gdy to przeczyta.
Gdy o tym pomyślałem, wynik umieszczenia Giant Steps pod PowerCell 14 nie powinien być zaskoczeniem dla Teda Denneya. Na swoich pokazach zazwyczaj umieszcza on kondycjonery mocy na statywie wzmacniacza, z jedną z podstaw Tranquility Carbon bezpośrednio pod PowerCell. Podstawy Tranquility Carbon (oraz Tranquility Carbon Pods) stanowią aktywną kombinację kilku technologii Synergistic Research, które muszą być podłączone do linii AC. To zupełnie inne podejście pod względem technologii, zastosowania fizycznego oraz kosztów, ale spodziewam się, że wyniki będą podobne pod względem jakości, jeśli nie również w zakresie efektu skali. Myślałem o wypróbowaniu mojego oryginalnego Tranquility Pod pod PowerCell 14, ale nowy Tranquility Pod Carbon jest znacznie ulepszony, więc wszelkie obserwacje prawdopodobnie mogłyby okazać się mylące.
Dalsze zgłębianie strony Synergistic Research doprowadziło mnie do odkrycia ATM (Atmosphere Tuning Module), stosowanego na szczycie wieży Atmosphere Infinity, co sprawiło, że zaczynam się zastanawiać, jaki wpływ miałby ten moduł, gdyby umieścić go na szczycie PowerCell 14. Tyle urządzeń do wypróbowania, a tak mało czasu.
Wartość
Czternaście tysięcy dolarów (14 000 USD) to znaczna suma za kondycjoner napięcia, choć należy pamiętać, że Synergistic Research oferuje także droższe modele, takie jak Galileo SX (28 000 USD) i flagowy SRX (65 000 USD). Porównując te trzy produkty, zarówno PowerCell 14, jak i SRX, wyposażone są w najnowszą technologię. SRX idzie o kilka kroków dalej, oferując oddzielne kondycjonery dla komponentów cyfrowych i analogowych, lepsze przewody zasilające oraz wystarczającą liczbę gniazdek, by zaspokoić potrzeby bardziej zaawansowanych, rozbudowanych systemów. Dla większości z nas, jednak, taka opcja może okazać się zbędna. Dla tych, którzy uważają, że PowerCell 14 przekracza ich potrzeby lub możliwości, warto również rozważyć model PowerCell 8 SX w znacznie przystępniejszej cenie. W tej cenie jest naprawdę wiele do docenienia.
Na Capital Audiofest 2024, w listopadzie ubiegłego roku, przeżyłem jedno z najbardziej pamiętnych doświadczeń odsłuchowych w swoim życiu — takie, które doprowadziło mnie do łez. Nie płakałem głośno, ale łza spłynęła cicho po policzku. Muzyką było audiofilskie wydanie debiutanckiego albumu Rickie Lee Jones, a system tworzyły gramofon SAT, elektronika VAC i flagowe kolumny VRC od Acory, warte łącznie 218 000 dolarów. Cały zestaw kosztował ponad pół miliona dolarów. Za okablowanie odpowiadała firma Cardas Audio, a prąd dostarczały listwy zasilające Nautilus z pasywną ochroną przed zakłóceniami RFI / EMI. Nie mam nic przeciwko cenie tego systemu — choć mam świadomość, że nic z niego nigdy nie zagości u mnie w domu.
Z przyjemnością mogę stwierdzić, że mój system – choć w znacznie skromniejszym budżecie – jest zasadniczo podobny: gramofon zamontowany na ścianie, wzmacniacz lampowy, a teraz także kolumny Acora QRC, które kosztują ułamek tego, co flagowy model, choć pochodzą z tej samej rodziny. Monobloki, z których głównie korzystałem podczas tej recenzji, to Manley Mahi – wzmacniacze, które opisywałem w 2003 roku. Wyjąłem je z naftaliny i odkurzyłem z zamiarem sprzedaży, ale kiedy podłączyłem je, żeby sprawdzić, czy wciąż działają, byłem oszołomiony, jak dobrze brzmią. Oczywiście przez te lata reszta mojego systemu uległa poważnej modernizacji, a cena samych Mahich to dziś około 6500 dolarów – wciąż znacznie mniej niż wzmacniacze VAC użyte na Capital Audiofest. Większość mojego okablowania stanowi Synergistic Research Atmosphere Excite SX, a PowerCell 14 bez wątpienia wyniósł mój solidny zestaw klasy średniej na poziom, jakiego wcześniej nie doświadczyłem.
Sięgnąłem po wersję 33 rpm debiutanckiego albumu Rickie Lee Jones, znalezioną kiedyś na wyprzedaży garażowej, i w komforcie mojego fotela odsłuchowego poczułem, jak te same łzy znów spływają mi po policzkach. Nie, nie zajmuję się już sprzedażą foteli odsłuchowych i nie twierdzę, że mój system dorównuje wyrafinowaniem temu z Capital Audiofest 2024 — ale do cholery, jeśli nie łączę się z muzyką o wiele głębiej, niż miało to miejsce podczas odsłuchów dwóch ostatnio recenzowanych przeze mnie kondycjonerów zasilania. Właśnie w tym kryje się prawdziwa wartość.
Podsumowanie
Jedną z najważniejszych lekcji, jakie wyniosłem z mojej audiofilskiej podróży tutaj, na łamach Enjoy the Music.com, jest znaczenie wysokiej jakości zasilania. Mam to szczęście, że mieszkam na przedmieściach, gdzie linie energetyczne poprowadzono pod ziemią, a w pobliżu znajduje się stosunkowo nowa stacja transformatorowa. Również szczęśliwym zrządzeniem losu jest fakt, że mój system zaczyna się od skrzynki elektrycznej w piwnicy, z której wychodzi dedykowana, trzydziestoamperowa linia – światowej klasy instalacja.
W moim pokoju odsłuchowym przez lata przechodziłem przez kolejne etapy udoskonalania, instalując coraz lepsze gniazda dupleksowe, co przekładało się na wyraźnie lepszą jakość dźwięku. Podobną drogę przebyłem w zakresie kabli zasilających, bezpieczników, interkonektów i przewodów głośnikowych – niemal zawsze towarzyszył temu wzrost cen, choć nigdy nie przekraczający granic zdrowego rozsądku. Choć, nie ukrywam, kilka zakupów w tamtym czasie wydawało się na pierwszy rzut oka szaleństwem.
Moje szerokie doświadczenie z produktami prezentowanymi na pokazach audio pozwoliło mi podejmować przemyślane decyzje i wydawać pieniądze z rozwagą – bez popadania w nieustanną rotację sprzętu. Przez długi czas kondycjonery zasilania pozostawały na peryferiach mojego systemu, aż do niedawna, gdy od sierpnia ubiegłego roku zrecenzowałem trzy modele. To było zaskoczenie – z pewnością się tego nie spodziewałem. Każdy z nich reprezentował znaczący wzrost cenowy, ale oferował w zamian równie wyraźną wartość.
Wybór odpowiedniego urządzenia to kwestia odnalezienia swojej strefy komfortu – i czasami odważnego jej przekroczenia, jeśli tylko istnieje szansa, że trafimy na produkt, z którym naprawdę będziemy chcieli żyć przez długie lata.
Synergistic Research to niezwykle twórcza firma, ciesząca się znakomitą reputacją za swoje innowacyjne podejście. Na podstawie samej tylko wydajności PowerCell 14 z pełnym przekonaniem przyznaję mu najwyższą rekomendację tutaj, na łamach Enjoy the Music.com. Ten kondycjoner zasilania wyniósł mój system na poziom porównywalny z zestawieniami opartymi na komponentach wielokrotnie droższych niż moje własne. I to właśnie stanowi sedno sprawy — PowerCell 14 podnosi jakość wszystkiego, co zostanie do niego podłączone.
Gdy dodamy do tego jakość wykonania oraz przewidywaną długowieczność użytkowania, wartość tego urządzenia staje się naprawdę imponująca. Nagle okazuje się, że nie potrzebuję już tego przedwzmacniacza za 20 000 dolarów, końcówki mocy za 30 000 czy kolumn za 100 000. Jak to mówisz? Już posiadasz te komponenty? Cóż, gratuluję — czeka cię prawdziwa uczta.