Recenzja  przetwornika cyfrowo-analogowy dCS Bartók 2.0

Autor i źródło recenzji: David Price, StereoNET, listopad 2022 r.
Oryginał można przeczytać tutaj.

Czy dCS wymaga przedstawienia? W końcu ta firma z Hundington w Wielkiej Brytanii zrobiła dla odtwarzania cyfrowego audio wysokiej rozdzielczości więcej niż ktokolwiek inny. Zaczynając w latach dziewięćdziesiątych dwudziestego wieku od opracowania konsumenckiej wersji ich studyjnego przetwornika cyfrowego. Najważniejszą cechą profesjonalnego konwertera 950 z roku 1993 i cywilnego Elgara z 1996 było wykorzystanie, zamiast gotowych chipów kupowanych u Philipsa - co robili wtedy wszyscy producenci - oprogramowania i platformy sprzętowej opracowanej samodzielnie przez dCS.

Taka postawa miała dwie zalety. Po pierwsze: zakładając, że dCS wie co robi [jak pokazała historia - wiedziało] możliwe było opracowanie przetwornika brzmiącego lepiej niż rozwiązania Sony czy Philipsa, które to firmy skupiały się przede wszystkim na obniżaniu kosztów masowo produkowanych układów. Po drugie: jako że platforma dCS wykorzystywała programowalne bramki FPGA i pisane na miejscu oprogramowanie, możliwe było jego stałe unowocześnianie. Tak, jak robimy to dziś z systemami naszych smartfonów. W 2022 nie brzmi to imponująco, ale we wczesnych latach dziewięćdziesiątych było to jak science-fiction…

Ring DAC, tak bowiem nazwa się przetwornik cyfrowo-analogowy stworzony przez dCS, został zaprojektowany pod kątem minimalizowania błędów wynikających z nieuniknionych odchyleń w parametrach wykorzystywanych do budowy konwerterów rezystorów. Zamiana cyfrowych zer i jedynek w analogowy sygnał audio jest bowiem procesem generującym dużą ilość artefaktów słyszanych jako zniekształcenia dźwięku. System dCS został skonfigurowany pod kątem zminimalizowania tego zjawiska i skorelowania błędów z sygnałem muzycznym, przez co są mniej słyszalne dla ludzkiego ucha.

Po premierze pierwszego Elgara nastąpiło prawie trzydzieści lat stałego udoskonalania przetwornika Ring DAC. Tak jego części sprzętowej, jak i samego oprogramowania. Dodawano też sukcesywnie nowe funkcje - często po raz pierwszy na świecie. Na przykład, w połowie lat dziewięćdziesiątych nie dało się posłuchać cyfrowego audio w rozdzielczości większej niż oferowały najlepsze wtedy rejestratory DAT [16-bitów/48kHz]. Dopiero dCS, unowocześniając swoje produkty studyjne, pozwolił na rejestrację - i odtwarzanie - plików PCM w formacie 24/192. Oczywiście, była to jakość dostępna jedynie dla najzamożniejszych audiofilów. Ówczesne pokazy na targach audio były dla wielu wręcz religijnym przeżyciem!

Firma nie spoczywała na laurach i prezentowała nowość za nowością. Jedną z nich było wykorzystanie asynchronicznego przesyłu danych przez USB, które po raz pierwszy pojawiło się w upsamplerze Scarlatti w 2008 i po roku w przetworniku Debussy. Dziś to rozwiązanie absolutnie standardowe i nie wywołujące żadnych emocji. Wtedy była to rewelacja dla posiadaczy cyfrowych plików zapisanych w pamięci komputera. To samo dotyczy streamingu: dCS nie był pierwszy, ale zrobił to lepiej niż inni i szybko zintegrował, za pomocą odpowiedniego oprogramowania, funkcję streamingu ze swoimi przetwornikami cyfrowo-analogowymi. Dzisiejszy paradygmat urządzenia obejmującego DAC, przedwzmacniacz i streamer USB w jednej obudowie - został niewątpliwie stworzony przez dCS.

Czas Bartóka

W 2019, dCS przedstawił nowy komponent: Bartók. Po raz pierwszy w swej historii firma na rynku pojawił się DAC dCS wyposażony również we wzmacniacz słuchawkowy, co odpowiadało na potrzeby eksplodującej wówczas sceny słuchawkowej. Ważne było jednak całe spektrum możliwości Bartóka: był to doskonałej jakości, dostępny cenowo [jak na high-endowe standardy] komponent pozwalający na odtwarzanie z praktycznie wszystkich źródeł cyfrowych plików zapisanych we wszystkich formatach oraz pozwalający na streaming hi-res. I znów: dziś wydaje się to normą, wtedy było melodią przyszłości.

Przez wiele lat moją osobistą referencją był Debussy, poprzednik Bartóka. Byłem więc ciekaw jego brzmienia - okazało się dużo lepsze a samo urządzenie wygodniejsze w obsłudze i bardziej wszechstronne. Teraz zaś pojawia się Bartók 2.0 z wieloma interesującymi udoskonaleniami. Pierwsza wersja była bestsellerem, następcy poświęcono więc sporo uwagi.

Jak wcześniej - w jednej obudowie połączono streamer sieciowy, DAC, upsampler, przedwzmacniacz liniowy i opcjonalny wzmacniacz słuchawkowy. Cena urządzenia nieco urosła. Dla wielu z nas jest to urządzenie na niedostępnym cenowo poziomie. Pamiętajmy jednak, że dCS produkuje komponenty bezkompromisowe. Bartók 2.0 jest i tak dużo tańszy od topowego konwertera firmy, modelu Vivaldi Apex DAC. Nie wspominając w ogóle o dodatkowym upsamplerze, transporcie i zegarze...

Aby usprawiedliwić wzrost ceny, dCS dodało naprawdę sporo - ’2.0’ w nazwie ma podkreślać, że zmiany w stosunku do oryginału są naprawdę istotne.  James Cook, z firmy dCS, powiedział mi ’Bartók 2.0 to przede wszystko poprawa jakości brzmienia. Pod tym względem jego oprogramowanie jest w zasadzie identyczne z Rossini i bardzo podobne do Vivaldi. Dzięki wprowadzonym zmianom, jakość brzmienia Bartóka zbliża się do poziomu jego większych braci. Choć Rossini i Vivaldi, znacznie droższe konstrukcje, są nadal lepsze.’

Zmieniono między innymi algorytm mapujący, który odpowiada za sposób przesyłania danych do przetwornika Ring DAC. ’Lepszy algorytm mapujący zwiększa liniowość i redukuje zniekształcenia’ mówi James. Poprawiono też funkcjonalność upsamplingu i dodano nowe filtry. Dodaje również ’Choć poszczególne produkty dCS mają ze sobą wiele wspólnego w kwestii platformy sprzętowej, programy sterujące są pisane osobno dla każdego z modeli. Zaprojektowanie i zaimplementowanie mapera dla Bartóka 2.0 było znaczącym przedsięwzięciem i wymagało sporo wysiłku ze strony naszych inżynierów.’

Z poziomu menu urządzenia i aplikacji Mosaic, dostępne są do wyboru trzy ustawienia mapera. MAP1 to nowe ustawienie fabryczne - maper pracuje z częstotliwością 5.644 lub 6.14MHz. MAP2 to oryginalny maper pierwszego Bartóka - pracuje z częstotliwością 2.822 lub 3.07MHz. MAP3 zaś to alternatywa dla MAP1 pracująca z tymi samymi częstotliwościami. Dostępny jest teraz również upsampling do DSD128 [DSD x2], którego układ został umieszczony pod koniec sekwencji oversapmlingu PCM, tuż przed konwersją do analogu. Dodany filtr DSD nr 5, ze spokojniejszym wygaszaniem i  gładszą odpowiedzią fazową, ma pomóc w usuwaniu szumu obecnego poza pasmem słyszalnym.

Rozpoczęcie instalacji nowego oprogramowania dostępne jest z poziomu aplikacji Mosaic lub za pomocą interfejsu sieciowego [wpisz adres IP Bartóka do okna wyszukiwarki w tej samej sieci] i trwa około dziesięciu minut.

Szczegóły

Spośród wszystkich komponentów dCS, Bartók wygląda najspokojniej. Brakuje mu bowiem fantazyjnie wyrzeźbionej przedniej ścianki droższych modeli Rossini i Vivaldi. Ale nadal wygląda ekstremalnie luksusowo. Wystarczająco, by wzbudzać zazdrość  u znajomych. Jak pozostałe urządzenia, Bartók jest wyposażony w pokrętło regulacji głośności, które porusza się gładko i ze wspaniałym oporem. Jest tu również doskonale ostry wyświetlacz OLED. Cała aluminiowy panel na froncie Bartóka świadczy o klasie tego urządzenia.

Podczas oficjalnej premiery nowego Bartóka, dyrektor marketingu firmy dCS powiedział mi, że prace nad tym urządzeniem trwały dwa lata. W zasadzie jest to nieco uproszczona wersja droższych komponentów, dopasowana do zmniejszonej obudowy. Jest tu świetna karta sieciowa pochodząca z modelu Rossini. To jedno z najlepszych źródeł sieciowych jakie kiedykolwiek słyszałem. Została ona opracowana we współpracy ze Stream Unlimited. W przeciwieństwie do konkurencji, dCS nie kupiło gotowego rozwiązania. Bartók 2.0 to również płytka z przetwornikiem Ring DAC pochodząca z najnowszego Rossini, pozbawiona jedynie jednego zasilacza. ’Daliśmy tu najlepsze, co mamy, plus najlepszy w klasie wzmacniacz słuchawkowy’ mówią w dCS.

Bartók odtwarza muzykę ze serwisów streamingowych, na przykład Spotify i Tidal. Jest również wyposażony w opracowaną przez dCS implementację MQA [zamiast gotowego chipa]. Jak w przypadku najlepszych garniturów, butów czy drogich samochodów: high-end znaczy na zamówienie! Urządzenie odtwarza szeroki zakres cyfrowych formatów, w tym PCM i DSD a także gra muzykę z dysków sieciowych NAS. Lista wejść cyfrowych obejmuje asynchroniczne USB, AES i S/PDIF. Wszystkie można skonfigurować z poziomu przycisków menu.

Swoją drogą, ilość opcji menu jest zaskakująco szeroka: można zmienić poziom napięcia wyjściowego, zmienić fazę absolutną, wybrać cyfrowe filtry osobno dla PCM i DAS a także zmienić proporcje przesłuchu kanałów wzmacniacza słuchawkowego. Jeżeli, oczywiście, posiadasz Bartóka 2.0 wyposażonego we wzmacniacz słuchawkowy.

Konfiguracja urządzenia jest prosta, a doskonała aplikacja Mosaic ułatwia ustawienie parametrów streamingu. Wyraźny wyświetlacz ułatwia obsługę informując o częstotliwości próbkowania, długości słowa oraz wybranym źródle. Firma podkreśla wysiłki podjęte w celu minimalizacji jittera na każdym etapie obróbki sygnału za pomocą opracowanej samodzielnie architekturze ’auto clocking’. Streaming sieciowy aktualnie pracuje z rozdzielczością do 24 bitów, 384kHz i DSD128 oraz wspiera wszystkie najważniejsze kodeki bezstratne a także format  DSD in DoP oraz natywne DSD. Jak zwykle, pokrętło regulacji głośności dSC działa wspaniale. Korzystanie z Bartóka jako przedwzmacniacza to czysta przyjemność.

DAC z funkcją streamera i przedwzmacniacza ma tyle funkcji i możliwości konfiguracji, ze można o tym napisać kolejny artykuł. Bartók 2.0 to zadziwiająco wszechstronny produkt i nawet w tym teście nie zdołam opisać wszystkich jego możliwości. Zamiast tego trzeba podkreślić, że główną różnicą między oryginałem a nową wersją jest oprogramowanie a, przede wszystkim, nowy maper. Obudowa i elementy sterujące pozostały bez zmian.

Odsłuch

Już oryginalny Bartók był bardzo mocnym graczem. Był lepszy od wszystkich urządzeń w podobnej cenie, które słyszałem. Jego jedynym rywalem był Dave produkowany przez firmę Chord Electronics. W czasie premiery ich ceny były porównywalne. Zaś różnice brzmieniowe dało się porównać do różnicy między kawą a herbatą: oba były doskonałe a wybór lepszego zależał jedynie od osobistych preferencji słuchacza. Premiera Bartóka 2.0 dała dCS przewagę pod względem jakości brzmienia, choć połączoną ze wzrostem ceny. Nowy maper wprowadza bardzo istotną poprawę brzmienia i eliminuje wszystko, co ewentualnie dało się skrytykować w dźwięku oryginału. Byłem naprawdę zaskoczony zakresem zmian, które słyszałem podczas przełączania mapera.

Zacznijmy od początku. Brzmienie Bartóka korzystającego z oryginalnego mapera jest  rozdzielcze, przestrzenne i wyraźnie zdefiniowane. Wyraźnie lepsze od brzmienia większości przetworników kosztujących około 10 tysięcy dolarów. Jak przetworniki leżące wyżej w hierarchii dCS, Bartók odpakowuje i otwiera cyfrowe pliki wprost przed Twoimi uszami. To szokujące, jak wiele dCS potrafi wycisnąć z najsłabiej nawet nagranych płyt CD. W porównaniu z tym, wiele mainstreamowych przetworników, streamerów i odtwarzaczy płyt CD brzmi mechanicznie, płytko i surowo.

Weźmy za przykład utwór I Cant’t Go for That zespołu Hall and Oates. Nikt nie twierdzi że to audiofilska realizacja. Ale takie nagrania są czasem najlepsze do testowania przetworników cyfrowo-analogowych. To typowa skompresowana, płasko brzmiąca analogowa produkcja z początku lat osiemdziesiątych dwudziestego wieku. Ustawiony w trybie MAP 2 [stary maper] Bartók 2.0 oddaje ją bardzo przyjemnie: scena jest duża i ma solidne podstawy, bas jest mocny a wysokie tony wyraźne. A jednak, słuchając tego nagrania nie mogę przestać myśleć o jego ograniczeniach: wokale brzmią nieco nosowo i mają jedynie dwa wymiary, są też nieco wypchnięte do przodu. Specjalne efekty producenta są miłe dla ucha, ale biorą się znikąd i znikają jeszcze szybciej.

Przełączenie na nowy maper daje OLBRZYMIĄ różnicę! To słabiutkie, popowe nagranie otwiera się ujawniając wielką głębię. Poprawia się przejrzystość całości, zwiększają rozmiary sceny. Rzeczy są ułożone w wyraźne warstwy. Syntezatory w tle przestają być zduszone, łatwo je teraz rozróżnić - choć leżą dalej w tle.  Chórki zaczynają brzmieć niezależnie od reszty. Wiodące wokale zyskują ciężar i wyraźną fakturę, z mniejszą ziarnistością. Zadziwiła mnie ilość powietrza wokół saksofonu a perkusja wreszcie brzmi  realistycznie.

Poprawie uległo nie tylko odwzorowanie przestrzeni. Zwiększyła się po prostu przyjemność ze słuchania tego utworu. Poczułem się bardziej zrelaksowany. Bardzo wyraźnie zyskał bas: nadal był bardzo mocny, ale teraz miał w sobie lepszy drive. Gitara towarzysząca stała się ważnym instrumentem: wyraźniej synkopowała w rytmie  głównych wokalistów, co dało wrażenie lepszej synchronizacji wszystkich nagranych muzyków. W sumie, utwór ten przestał brzmieć jak mechanicznie nagranie a zaczął być - tylko tyle i aż tyle - przyjemnym do słuchania przebojem z lat mojej młodości.

Bartók 2.0 to jednak coś więcej niż tylko ratunek dla starego amerykańskiego popu. Usłyszałem coś podobnego w nagraniu Another Day  londyńskiego zespołu 4hero. To świetne nagranie z początku tego stulecia. Za pomocą oryginalnego mapera [ustawienie MAP 2] Bartók pokazał jego szeroką scenę, wspaniały i tłusty bas, głęboką barwę smyczków i potęgę dęciaków. W tej - już klasycznej, mieszance soulu, rapu i funku - działo się tak wiele! Każdy byłby chyba zachwycony dźwiękiem, który Krell K-300i wycisnął z kolumn Magico A1.

Jednak, jeżeli wyłączyć emocje i zacząć słuchać bardziej krytycznie, daje się wyczuć pewno wypchnięcie wszystkich instrumentów w przód. Ich brzmienie jest przez to w pewien sposób skompresowane: wszystko brzmi tak samo głośno i uderza prosto w twarz. Widać również intensywną obróbkę samego nagrania, która dziwi biorąc pod uwagę fakt, że mamy tu sporo instrumentów akustycznych a całość została zarejestrowana na naprawdę wysokim poziomie. Podsumowując: Bartók działa tu świetnie na poziome hi-fi, ale nie tak dobrze w kwestii muzykalności…

I znów: zmiana mapera na nowy zdziałała cuda.  Pierwszą rzeczą, na którą zwróciłem uwagę była poprawa głębokości sceny i akustyki zarejestrowanej przestrzeni. Drugą, nie mniej istotną, nowa jakość odwzorowania wokali. Całe nagranie zdało się teraz płynąć bardziej gładko, wiodący głos stał się jednym z instrumentów perkusyjnych, podkreślenie frazowania dało piosence nową jakość. Co więcej, całe nagranie otrzymało wspaniałą fakturę, nie brzmiało już w żaden sposób syntetycznie. Całość trzymała w garści perkusja: od stopy po najwyższe talerze.

Nowy maper Bartóka [MAP 1] na nowo rysował przede mną wszystkie warstwy tego nagrania. Zyskiwało nowe detale, co pozwalało mi dokładniej śledzić wszystkie ścieżki miksu. Pianino Rhodesa zabrzmiało znacznie wyraźniej niż przy użyciu starego mapera a wokale tła zyskały ulotność, której wcześniej im brakowało. Co więcej, mój ulubiony instrument  - rożek angielski - był lepiej słyszalny, kiedy grał w tle.

Poczucie, że oryginalny maper trzyma wszystko znacznie mocniej jest wyraźnie słyszalne w rockowym klasyku Subdivisions  zespołu Rush. W porównaniu z nowym, stary wydaje się - na początku - brzmieć lepiej. Scena jest bardziej zwarta i wypchnięta do przodu. Brzmienie było też ostrzejsze i bardziej surowe. Ale kolumny Magico, a także moje własne referencyjne monitory Yamaha NS-1000Ms, szybko pokazały, co naprawdę się dzieje. Im lepszy i bardziej subtelny system, tym łatwiej usłyszeć zalety nowego mapera. Daje on dźwięk pełen detali, faktur, warstw i przejrzystości osiąganej jedynie przez kilka przetworników na świecie.

To trudny utwór dla każdego źródła. Jest bardzo skompresowany i bardzo gęsty. Między muzykami dzieje się bardzo dużo. Na słabych systemach brzmi jak okropna kakofonia. Na najlepszych systemach, wspaniale się otwiera. Bartók odtworzył wiodący syntezator z doskonale wiernymi barwami i odseparował z naukową dokładnością wszystkie aspekty miksu. Szczególnie podobał mi się sposób w jaki wszystko połączyło się w jedną całość na płaszczyźnie rytmicznej. Dynamika była również wielce przekonująca i mogłem wręcz dostrzec pot spływający po czole perkusisty Neila Pearta. Linia syntezatora była wspaniale płynna. Instrument ten zabrzmiał bardziej jak partia pierwszoplanowa. Przede wszystkim okazało się, że mogłem wreszcie słuchać tego utworu naprawdę głośno. A na końcu nic nie dzwoniło mi w uszach - to prawdziwy znak źródła o bardzo niskich zniekształceniach.

Werdykt

Niezależnie od tego jaką grasz muzykę, niezależnie od rozdzielczości i źródła sygnału, dCS Bartók 2.0 to urządzenie znacznie lepsze od poprzednika. Co więcej, użytkownicy pierwszej wersji Bartóka mogą cieszyć się ze wszystkich udoskonaleń: wystarczy jedynie zainstalować nową wersję oprogramowania. Tak właśnie dCS radzi sobie z upływem czasu. Bartók 2.0 to bardzo wszechstronne urządzenie. Już w pierwszej wersji był to DAC najwyższej klasy. Teraz został jeszcze udoskonalony i wyposażony w nowe funkcje. Nie jest to tanie urządzenie, ale należy do wąskiej grupy kilku najlepszych cyfrowych źródeł na świecie. Jeżeli możesz, posłuchaj go koniecznie.