Audio Video 7/2014

Filip Kulpa

Typowo lampowe walory z dużą rozpiętością dynamiki i zamaszystego, potężnego basu – to połączenie, jakie lubi spora część audiofilów. Trudno nie polubić tego wzmacniacza.

Marka PrimaLuna dość regularnie pojawia się na naszych łamach. Wzmacniacze tej firmy są świetnie wykonane i mają rozsądne ceny. Właścicielem marki jest holenderska społka Durob Audio BV należąca do Hermana van den Dungena, znanej postaci w światku audiofilskim. Prologue Classic to, obok ProLogue Two, podstawowy model wzmacniacza tego producenta. W wersji lampowej EL34 kosztuje 7700 zł, ale można go rownież nabyć w odmianie KT88 (za 9570 zł) lub – jeszcze lepszej – KT120, ktora to właśnie trafiła do naszego testu. Decyzji o wyborze lamp nie trzeba jednak podejmować zawczasu, bowiem lampy można wymieniać, trzymając w zanadrzu jeden (inny) komplet.

Budowa

Holenderskie lampowce cechuje zdecydowanie atrakcyjna, choć klasyczna stylistyka i bardzo dobre wykonanie. Ich cechą szczególną jest elegancki metalizowany lakier, ktorym pokryto całą obudowę, nie licząc grubej aluminiowej czołówki anodowanej na czarno lub w naturalnym odcieniu tego metalu. Wzmacniacz jest zdecydowanie węższy niż typowy segment hi-fi (280 mm szerokości), jednak mimo to waży aż 17 kg. Przy tej wadze jest jednym z dwóch najcięższych urządzeń w teście. Gros masy zostało skupione w tylnej części, gdzie znajdują się transformatory wyjściowe oraz zasilający. Wzmacniacz nie ma zdalnego sterowania, co w dzisiejszych czasach wydaje się już bardzo staromodne. Nie znaczy jednak, że złe. Prawą gałką wybieramy jedno z czterech źrodeł sygnału liniowego (opcjonalnie można dokupić stopień gramofonowy MM – kosztuje 870 zł), lewą – regulujemy głośność.

Gniazda RCA – indywidualnie mocowane do tylnej ścianki – zabezpieczono przezroczystymi kapturkami, ktorych nie używamy. Świetny pomysł, stosowany np. rownież przez Accuphase. Tuż obok znalazły się podwójne gniazda głośnikowe, pozwalające na podłączenie kolumn 4- lub 8-omowych.

Jak wspomniałem na początku, Classic jest standardowo wyposażony w lampy EL34 lub KT88 (dwie pary w konfiguracji push-pull). Ich fizycznej wymianie musi towarzyszyć zmiana położenia przełącznika na boku urządzenia – i to wszystko. Prądu spoczynkowego (biasu) nie trzeba ustawiać ani po wymianie lamp, ani w ogóle, bowiem wzmacniacz wyposażono w mikroprocesorowy układ autobiasu (Adaptive Autobias), ktory dostosowuje wartość prądu do konkretnej lampy, redukując zniekształcenia o 40% (w przedziale mocy 12–30 W). To zresztą niejedyna cecha Classica świadcząca o jego nowoczesności. Układ zawiera też zabezpieczenie chroniące transformatory głośnikowe przed uszkodzeniem w przypadku awarii lampy (OTP) oraz system detekcji uszkodzonej lampy (BTI). Chroniony jest też transformator zasilający (układ PTP), który połączono z układem monitorującym temperaturę jego pracy. Istotnym elementem, ktory wpływa na żywotność całości, jest układ miękkiego startu (SoftStart). Egzemplarz dostarczony do testu był wyposażony w lampy KT120 produkcji Tung-Sol (amerykańska marka należąca do Electro Harmonix; produkcja w Rosji) – to mocniejsza odmiana tetrod strumieniowych KT88. Lampy te są na tyle większe od EL34 i KT88, że nie mieszczą się pod kratką ochronną przewidzianą dla EL34 lub KT88.

Niezależnie od wersji, w części napięciowej pracują dwa typy podwójnych triod sygnowanych logo PrimaLuny – pary 12AX7 i 12AU7. Wszystkie umieszczono w ceramicznych gniazdach. Cały układ zmontowano typowo dla PrimaLuny, bardzo czysto i starannie. Elementy połączono bezpośrednio. Za regulację głośności odpowiada klasyczny potencjometr Alps Blue Velvet. Napięcia zasilające pochodzą z transformatora z rdzeniem EI. Wspomagają go diody prostownicze Philipsa i kondensatory elektrolityczne Nichicona.

Brzmienie

Lampowa technika kojarzy się zwykle z ciepłą barwą i brakiem szybkości oraz raczej słabowitą kontrolą basu. Prologue Classic częściowo potwierdza, a częściowo zaprzecza tym stereotypom. Duża moc uzyskiwana z lamp KT120 daje subiektywne wrażenie sporej rozpiętości dynamicznej, potęgowanej przez charakterystykę tonalną, opartą w dużej mierze na mocnej podbudowie basowej. Bas, jeśli brać pod uwagę jego proporcje względem pozostałych części pasma, jest w PrimaLunie najsilniejszy w teście. Daje to efekt porownywalny z odsłuchem dużych kolumn głośnikowych. Brzmienie jest ekstremalnie mięsiste, masywne, potężny bas zwraca na siebie uwagę. W zestawieniu z chudo brzmiącymi zestawami głośnikowymi, może stanowić idealne antidotum na brak równowagi.

Istota brzmienia wzmacniaczy lampowych leży jednak najczęściej w środku pasma. Tu PrimaLuna nie zawodzi, oferując to, czego miłośnicy lamp oczekują, czyli supergęstą – niczym syrop – barwę z lekką przewagą wypełnienia nad krawędzią dźwiękow. Barwa jest przy tym bardzo przyjemnie zrożnicowana w ramach swojego gorącego charakteru, przez co, pomimo swojej własnej sygnatury, jest interesująca oraz wciągająca. To może się podobać i na pewno się podoba, nawet mnie, choć preferuję więcej precyzji. Tej jest tu mniej niż w Sugdenie, przez co wyrazistość brzmienia poszczegolnych instrumentow nie jest tak dobra jak tam. Sugden w barwie jest bardziej realistyczny, natomiast PrimaLuna realizuje swoją własną koncepcję brzmienia o określonym, konkretnym charakterze. Biorąc pod uwagę obiektywną jakość barw, można porównać je z tym, co potrafi wzmacniacz Rogue Audio, jednak barwy w PrimaLunie są znacznie gorętsze.

Góra pasma jest wyraźna, niestępiona, nieściszona, choć zdecydowanie słodka. Ma mniejszą rozdzielczość niż ta z Sugdena, ale góruje jakością nad Sony i YBA. Wydaje się być na podobnym poziomie jak w Rogue Audio, jednak w pierwszym odczuciu, jej większe niż w Rogue nasycenie, daje wrażenie jednak nieco lepsze.

Efekty przestrzenne z jednej strony są niezłe, gdyż pierwsze wrażenie przestrzenności dźwięku jest bardzo dobre. Scena jest swobodnie rozbudowana, źródła nie są posklejane. Niemniej, do ideału jednak trochę brakuje. Siła ogniskowania była cokolwiek umiarkowana i wokale czy instrumenty nie były przedstawione wystarczająco punktowo, lecz lekko rozmyte, choć i tak bez żadnego problemu można było wskazać, gdzie się znajdują.

Trochę problemów sprawił PrimaLunie rock, który wydaje się gatunkiem niepasującym do tego wzmacniacza. Niskie tony cechowała typowa dla lamp miękkość. O ile przy muzyce o niewymagającym tempie nie rodziło to żadnych negatywnych następstw, o tyle przy rocku brakowało werwy i słychać było zlewanie się dźwiękow. Mniej pod tym względem wymagająca, nawet dość rytmiczna muzyka pop nie powodowała już takich problemow. Warto jednak zauważyć, że sposób, w jaki następowało zlewanie się dźwiękow przy rocku, był niedokuczliwy. Osoby, ktore nie znają dobrze takich utworów, słuchając na co dzień muzyki o zupełnie innym charakterze mogłyby w ogole nie zauważyć tego zjawiska. Podczas słuchania w mniej analityczny sposób dźwięk był po prostu złagodzony, bez transjentowości, wybuchowości.

Naszym zdaniem

PrimaLuna ProLogue Classic oferuje bardzo konkretną szkołę brzmienia, ktora trafi (albo i nie) w nasz gust. Jeśli lubimy brzmienie ciepłe, wręcz gorące, mięsiste, z potężnym basem, ale też z gęstą, mocno nasyconą barwą, będziemy zadowoleni. Natomiast miłośnicy nagłego ataku mogą poczuć się lekko zawiedzeni, choć na pewno nie zaskoczeni. Mało prawdopodobne jest bowiem, by swoje poszukiwania rozpoczynali od wzmacniacza lampowego. Wydaje się, że PrimaLuna trafia w gust tych, ktorzy poszukują właśnie lampowego, a nie półprzewodnikowego wzmacniacza. Zapewnia ukojenie, relaks i właśnie to, czego w lampach szukamy. Wszystko to przy dużej mocy i sporej rozpiętości dynamicznej – one też robią wrażenie.