Przetwornik cyfrowo-analogowy dCS Bartók DAC / Streamer

The Absolute Sound, kwiecień 2020

Jako entuzjaści audio, doskonale pamiętamy oczekiwanie i podniecenie, które towarzyszyły nam, gdy po raz pierwszy przynieśliśmy do domu nowy sprzęt. Spędziliśmy wtedy resztę dnia, całą noc i kolejny poranek, odtwarzając albumy z naszej kolekcji: chwytaliśmy jedną płytę po drugiej, puszczaliśmy ponownie nasze ulubione utwory i zbliżaliśmy się do kolumn przy odtwarzaniu kluczowych fragmentów, aby utwierdzić się w przekonaniu, że to wszystko działo się naprawdę, a nie tylko w naszej wyobraźni. To były magiczne chwile – każdy z nas czuł się tak, jakby całkowicie na nowo odkrywał swoją muzykę. Jak to ujęła diva pop, Madonna, w jednej ze swoich piosenek, dzięki temu nasze hobby wydało się nam tak atrakcyjne i nowe, jakbyśmy doświadczali go „zupełnie po raz pierwszy” (for the very first time). Interesuję się audio wystarczająco długo, by wiedzieć, że takie sytuacje nie zdarzają się zbyt często. Ale potem pojawił się Bartók firmy Data Conversion Systems, Ltd., którą większość z nas zna pod nazwą dCS.

Bartók jest najnowszym przetwornikiem cyfrowo-analogowym/streamerem sieciowym tej brytyjskiej firmy. Stanowi on bezpośredni zamiennik przetwornika Debussy (nie sieciowego). Jego cena netto wynosi w USA 13 500 dolarów, więc jest najtańszym cyfrowym odtwarzaczem muzyki w ofercie firmy dCS. Kosztuje mniej niż Rossini DAC ($23 999), zrecenzowany przez Alana Taffela w 285 numerze naszego czasopisma. W przetworniku Bartók wszystko mieści się w jednej obudowie, natomiast tak bardzo wychwalana technologia zastosowana we flagowym urządzeniu firmy dCS, odtwarzaczu Vivaldi, wymaga oddzielnej obudowy dla każdego z trzech kluczowych elementów – przetwornika cyfrowo-analogowego, zegara i upsamplera (a nawet czterech, jeśli decydujemy się również kupić transport).

W porównaniu z eleganckimi krągłościami flagowego odtwarzacza firmy dCS, Vivaldi (cena: $100 000 i więcej), Bartók wygląda bardzo zwyczajnie. Jego przednia ścianka jest uosobieniem eleganckiego minimalizmu. Wyraźny wyświetlacz LED zajmuje stosunkowo niewiele miejsca w rogu po lewej stronie. Bezpośrednio po prawej stronie wyświetlacza znajduje się rząd pięciu niewielkich przycisków (zasilanie, menu, filtr, wejścia i wyciszanie), a po ich prawej stronie umieszczono duże pokrętło regulacji głośności/kółko przewijania. Tylna ścianka oferuje dużo przestrzeni i logiczny układ elementów. Wśród łącz cyfrowych znajdziemy tu wejścia USB, AES, SPDIF i Ethernet (służące do streamingu sieciowego i podłączania urządzeń pamięci masowej – takich, jak używany przez mnie serwer NAS firmy Synology z 2TB pamięci). Są tu również wejścia Word Clock dedykowane urządzeniu firmy dCS Master Clock z linii Rossini. Będziemy z nich korzystać, jeśli takie właśnie rozwiązania podsuwa nam osobista wrażliwość i zasobność portfela. Jeżeli chodzi o sieciowe serwisy muzyczne, urządzenie oferuje obecnie dostęp do Tidal, Qobuz, Deezer i Spotify, a także umożliwia podłączenie urządzeń firmy Apple poprzez AirPlay. Bartók wykonuje pełne dekodowanie i renderowanie MQA. Niezależne wyjścia liniowe XLR (zbalansowane) i RCA (niezbalansowane) można ustawić na jeden z czterech poziomów wyjściowych napięcia sieciowego, by uzyskać optymalną kompatybilność systemu. Regulacja głośności wygląda tak samo, jak w pozostałych urządzeniach firmy dCS. Mamy tu zasadniczo trzy oddzielne przyciski z różnymi ścieżkami dla sygnału PCM, DSD i MQA. Zapewniają one większy zapas dynamiki niż wcześniejsze urządzenia 34-bitowe – firma dCS obecnie określa ich parametry na bardziej zbliżone do 60 bitów (liniowo).

Bartók jest wyposażony w wysoko cenioną technologię Ring DAC i platformę przetwarzania sygnału opatentowaną przez firmę dCS, a także specjalny, wysoko wydajny sieciowy streamer muzyczny UPnP, standardowo wyposażony w upsampling DXD (w żargonie dCS jest to skrót, który oznacza wysokiej klasy, głęboki PCM odpowiadający 24 bitom/352kHz lub 24 bitom/384kHz) i, opcjonalnie, w upsampling DSD. Bartók obsługuje wszystkie najważniejsze bezstratne kodeki, a także DSD w formacie DoP i natywny DSD. Urządzenie oferuje szeroki wybór filtrów DSP – jeden zestaw dla sygnału PCM i kolejny dla DSD, by odpowiedzieć na indywidualne potrzeby użytkowników związane z ich gustami i wyborami muzycznymi. Charakterystyka tych filtrów podana jest w instrukcji użytkownika razem z rekomendacjami dotyczącymi gatunków muzycznych, ale firma dCS nie narzuca nam żadnego konkretnego sposobu korzystania z tych filtrów. Wychodzi z założenia, że nie ma tu dobrych, ani złych rozwiązań, a stosowany będzie ten, który najbardziej odpowiada preferencjom odsłuchowym danego użytkownika. Z mojego punktu widzenia, te różnice były co najwyżej subtelne i żaden z oferowanych filtrów nie wpłynął trwale na zmianę mojego zdania.

Jak wszystkie produkty firmy dCS, Bartók wyposażony jest w minimalizującą jitter architekturę automatycznego taktowania stosowaną w urządzeniach Vivaldi. Istotne jest, że wszystkie platformy tworzone przez firmę dCS projektowane są na okres od sześciu do dziesięciu lat użytkowania, a w tym czasie planowane są co najmniej 2 lub 3 aktualizacje oprogramowania. Dlatego właśnie firma dCS wykorzystuje w swoich urządzeniach układy FPGA, czyli bezpośrednio programowalne macierze bramek (ang. Field Programmable Gate Arrays) i tworzy dla nich swój własny kod.

 

W materiałach firmowych można przeczytać, że te półprzewodnikowe urządzenia są „oparte o macierz bloków CLB (ang. configurable logic block) połączonych ze sobą za pomocą programowalnych interkonektów” i po ich wyprodukowaniu można je przeprogramować tak, by spełniały określoną funkcję, lub mogły być zastosowane w konkretny sposób (na przykład do celów przetwarzania sygnału). Ten zabieg może skutecznie przedłużyć obecność urządzenia Bartók na szybko zmieniającym się rynku przetworników analogowo-cyfrowych, a nawet uczynić go prawie nieśmiertelnym. Aby można było osiągnąć ten cel, twórcy urządzenia zapewnili możliwość łatwej aktualizacji firmowego oprogramowania zastosowanego w przetworniku Bartók za pośrednictwem łącza sieciowego i nowego, automatycznego menu pobierania.

Istnieją dwie wersje przetwornika Bartók – pierwsza to omawiany tutaj DAC/streamer sieciowy, natomiast druga ma wbudowany opcjonalny wzmacniacz słuchawkowy pracujący w klasie A, który został zaprojektowany specjalnie z myślą o przetworniku Bartók. Można go używać ze słuchawkami o wysokiej i niskiej impedancji, zarówno zbalansowanymi i niezbalansowanymi. Opcja ta kosztuje $1500 i obecnie jest dostępna jedynie z urządzeniem Bartók.

Konfiguracja

Konfiguracja sprzętu okazała się niezwykle łatwa. Większość użytkowników skorzysta z darmowej aplikacji Mosaic i przy jej pomocy ustawi posiadane urządzenie tak, że będzie w pełni funkcjonalne. Aplikacji mogą używać użytkownicy różnych systemów i urządzeń (iPhone, tablet, Mac, Android), a interfejs graficzny jest w każdym przypadku naprawdę estetyczny i intuicyjny w obsłudze. Łatwo jest również wyszukiwać utwory muzyczne. Byłem w stanie zarządzać ustawieniami przetwornika, obsłużyć upsampling i filtry, tworzyć instrukcje odtwarzania – np. dla szeregu utworów pochodzących z jednego źródła (USB lub mojego urządzenia NAS), a także, oczywiście, uzyskać dostęp do streamingu sieciowego i płatnych kanałów. Alternatywą jest opcjonalny pilot zdalnego sterowania, który można zamówić od producenta. Nie widziałem go, ale wątpię, czy jest tak samo elastyczny, jak aplikacja. Mógłby jednak okazać się miłym dodatkiem w sytuacjach, gdy nie możemy znaleźć telefonu.

Bartók a Rossini

Biorąc pod uwagę, że zarówno urządzenie Bartók, jak i Rossini można zasadniczo określić jako przetwornik cyfrowo-analogowy wyposażony w streamer sieciowy, poprosiłem Johna Quicka, dyrektora generalnego firmy dCS, by wyjaśnił mi najistotniejsze różnice między nimi. Odpowiedział mi dość... szybko. Poczynając od obudowy, Bartók jest nieco lżejszy i ma prostszą konstrukcję niż Rossini. Podczas gdy wszystkie ścianki obudowy w Rossini (za wyjątkiem podstawy) są wyrabiane z wytrzymałego lotniczego aluminium, w urządzeniu Bartók rozwiązanie to zastosowano jedynie od strony odtwarzacza oraz w górnych ściankach. Wewnętrzna obudowa została tu wykonana z giętego metalu (by zapewnić większą powierzchnię chłodzenia w przypadku, gdy użytkownik korzysta z opcjonalnego wzmacniacza słuchawkowego), natomiast przednia ścianka wyposażona w panel kontrolny stanowi dość cienką i lekką wierzchnią warstwę okrywającą wewnętrzną obudowę. Tak, jak w każdym innym urządzeniu firmy dCS, w przetworniku Bartók zastosowano wewnętrzne akustyczne panele tłumiące, by ograniczyć wpływ pola magnetycznego i drgań mechanicznych, które mają negatywny wpływ na dźwięk. Bartók wyposażony jest w tylko jeden zasilacz – chyba, że zastosujemy w nim opcjonalny wzmacniacz słuchawkowy, który posiada własny, dedykowany zasilacz. Urządzenie Rossini może się pochwalić dwa razy wyższą wydajnością zasilacza oraz oddzielnym zasilaczem całkowicie dedykowanym analogowej platformie RingDAC. Zastosowano w nim również najnowszą wersję filtra DSD i algorytmów mapujących, stworzonych przez firmę dCS dla platformy Ring DAC (wersja 2.0), podczas gdy Bartók oferuje klasyczne algorytmy mapujące i filtry opracowane przez firmę dCS. Pod każdym innym względem, zarówno opracowana przez firmę dCS platforma przetwarzania sygnału (tzw. Panel Sterowania, ang. Control Board), jak i analogowa platforma RingDAC, wykorzystywane w urządzeniach Bartók i Rossini, nie różnią się niczym od rozwiązań, które znajdziemy we flagowych urządzeniach z serii Vivaldi. Podsumowując, można powiedzieć, że Bartók w dużej mierze powiela założenia i technologie zastosowane w przetworniku Rossini.

Dźwięk

Zanim opiszę wrażenia dźwiękowe, których dostarczył mi Bartók, chciałbym podzielić się następującym przemyśleniem: nie da się w pełni omówić kwestii związanych z odtwarzaczem cyfrowym z najwyższej półki bez poruszania oczywistego, ale często ignorowanego problemu: odtwarzania nagrań z płyt winylowych. I choć dla wielu entuzjastów audio jest to „złoty standard”, nasza relacja z analogowym odtwarzaniem muzyki jest również skomplikowana. Pod względem sonicznym, nie można odmówić winylowi ciepła i wymiarowości, tego płynącego prosto z serca naturalizmu, który nasze uszy odbierają jako rzeczywiste przeżycie muzyczne.

 

 


Oprócz tego, należy również wyróżnić specyficzne doświadczenie obcowania z winylem, które obejmuje dbałość o nagrania i szczególne obchodzenie się z nimi, co może być tak samo zajmujące, jak ich dźwięk. Odtwarzanie nagrań z płyt winylowych wymaga od użytkownika nastawienia na uważne słuchanie. Nie mówimy tu jednak o zwyczajnym, spontanicznie podejmowanym wysiłku. W tym przypadku chodzi o rytuał związany z wyborem albumu, a także czyszczeniem i nastawianiem płyty, która akurat przykuła naszą uwagę – prawie tak, jakbyśmy siedzieli na widowni w sali koncertowej, czekając na rozpoczęcie muzycznego wydarzenia. Jest to format, który wynagradza użytkownikowi poświęconą mu cierpliwość i troskę. Łatwość i wygoda? A po co to komu! Co ważne, w winylu nie chodzi o gwałtownie rosnące liczby – tak, jak w przypadku cyfrowego wyścigu szczurów o lepszą rozdzielczość. Z drugiej jednak strony, odtwarzanie dźwięku ze źródeł cyfrowych pod żadnym względem nie daje takiego ukojenia, jak słuchanie nagrań analogowych. Tu liczy się wygoda oraz bycie prawdziwym cyfrowym Szerpą w kwestii organizacji plików. Odtwarzanie muzyki z płyt LP naturalnie odczuwamy jako istotne, ponieważ dźwięk wydaje się taki nietrwały. W przypadku nagrań cyfrowych tej kruchości brakuje. Rowki są delikatne, a dane trwałe. Odtwarzanie nagrań z płyt winylowych bywa jednak idealizowane, a dla niektórych staje się również rodzajem fetyszu, choć nie jest pozbawione swoistych artefaktów i podkolorowań – tak, jak każdy inny komponent systemu audio.

Dlaczego więc piszę o winylu w artykule poświęconym przetwornikowi DAC wyposażonemu w streamer sieciowy? Otóż, pomijając namacalny dreszczyk emocji związany z ustawianiem igły w rowku, dźwięk odtwarzany przez przetwornik Bartók można by często pomylić z muzyką graną z dobrego gramofonu. Słowa te jednak nie przychodzą mi z łatwością. Pod względem sonicznym, jeżeli chodzi o balans tonalny, Bartók odznacza się neutralnością – nie jest ani chłodny, ani gorący w całym spektrum dźwiękowym. Odpowiedź wysokich tonów jest niezwykle przestrzenna i wydłużona, podczas gdy niskie częstotliwości są perfekcyjnie zdefiniowane i namacalne. Przetwornik Bartók ma osobowość, która, moim zdaniem, preferuje energię “przed beatem”, wciąż pcha muzykę do przodu i nie pozwala jej się opóźniać. Jeżeli chodzi o przejrzystość, jest tak rześki i krystaliczny jak zimowy poranek w Górach Skalistych. I choć płaskie pasmo przenoszenia jest typowe dla większości urządzeń cyfrowych, nie spodziewałem się takiej rozmaitości detali brzmieniowych, które zdawały się wręcz eksplodować z wnętrza tego streamera sieciowego. Dlatego właśnie wciąż wracałem do nagrań suity Pulcinella Igora Strawińskiego – dzieła, które zapiera mi dech w piersiach z racji zawartych w nim różnorodnych melodii i kontrastujących ze sobą głosów instrumentalnych. Harmoniczna złożoność dialogu między fagotem, a obojem, czy między puzonem, a akustyczną gitarą basową, przecinająca przestrzeń transjentami blaszanych instrumentów dętych oraz mnogością rezonansów basu, naprawdę pozwoliła urządzeniu Bartók pokazać całą jego gamę barw i odcieni.

Chyba nigdy wcześniej nie miałem do czynienia z porównywalnym urządzeniem audio, które byłoby tak wrażliwe na zmiany dynamiki (zwłaszcza te niewielkie), jak Bartók. Słuchając „Take It with Me” lub „Georgia Lee” Toma Waitsa, słyszałem, jak otoczenie (stodoła, w której nagrywał album Mule Variations) i losowe dziwactwa wynikające z obecnych w nim dźwięków, wypełniły utwór rozmaitymi odgłosami: poświstywaniem ptaków, buczeniem elektroniki, potężnym dźwiękiem naciskanych stopą pedałów i trzeszczącym, martwym grzechotaniem starego pianina. Bartók wyłapuje te szczegóły i drobiazgi z otoczenia niczym lep na muchy. Od pierwszego transjentu do ostatniego dźwięku wybrzmienia, wydarzenie muzyczne zostaje przedstawione całkowicie przejrzyście i wyraziście. Bartók oddaje tego rodzaju intymne detale w sposób, który niemalże zawstydza nas swoją jednoznacznością. Do takich szczegółów należy na przykład delikatne przesuwanie się po ławie do pianina, czy też szelest tkaniny podczas występu pianisty Jewgienija Kissina grającego „Skowronka” Glinki, a także kilka krótkich oddechów wziętych przez piosenkarkę Norah Jones podczas wykonywania utworu „Not Too Late”. To tak, jakby doświadczało się nagrania z wnętrza kapsuły mikrofonu, gdyż tak wysoka zdolność rozdzielcza tworzy wrażenie uczestnictwa w wydarzeniu na żywo. Użytkownik staje się w rezultacie bardziej zaangażowany i chce słuchać nawet jeszcze bardziej uważnie.

Nie przypuszczam, by z przetwornikiem Bartók w systemie ktoś dał radę spokojnie wysiedzieć, słuchając utworu takiego, jak „Sweet Georgia Brown” z albumu Soular Energy basisty Raya Browna. Ten multimedialny odtwarzacz po prostu wzmacnia elementy dynamiczne i rytmiczne nagrania, czyniąc z niego istne pole do popisu dla tancerzy z festiwalu jazzowego „Stomp Your Feet”. Muzyka dostaje „kopa”, staje się bezpośrednia i pełna energii, i wyrywa się na wolność w bardzo podobny sposób, jak klasyczne nagrania typu direct-to-disk. To tak, jakby Bartók użył czarów i wyeliminował wszystkie zmiksowane i przetworzone elementy, powracając do oryginalnego, dziewiczego nagrania master.

Jest jeszcze coś – Bartók posiada cechę odróżniającą go od każdego innego przetwornika cyfrowo-analogowego, który recenzowałem – sprawia, że „ciało” danego wykonania ma więcej poziomów i taką skalę, jakiej wcześniej nie doświadczyłem. Terminem „ciało” określam wymiarową ekspresję oraz znaczenie atmosfery, skali i akustyki danego miejsca, a także fizyczną obecność muzyków na scenie. Zarówno w przypadku solisty, zespołu kameralnego lub jazzowego, jak i grającej z pełną parą orkiestry, każdy z wykonawców zostaje przedstawiony całościowo: od przodu do tyłu. To tak, jakbyśmy byli w stanie popatrzeć na muzyków, by oszacować ich odległość od siebie. Świetnym przykładem jest tu „Requiem” Ruttera wykonywane z towarzyszeniem Turtle Creek Chorale i The Women’s Chorus of Dallas. To nagranie zawiera komponenty pionowe i elementy „w głąb” – widok śpiewających osób stojących na stopniach, które wznoszą się w górę, w stronę tylnej części sceny. Bartók ukazuje nam indywidualne głosy nawet wtedy, gdy skupia się na całości i czyni to z pełną uwagą aż do momentu, gdy w sali koncertowej wybrzmi ostatni dźwięk utworu.

Szczęśliwie dla mnie, akurat miałem pod ręką kuzyna przetwornika Bartók, odtwarzacz SACD Puccini. Uległem niemożliwej do odparcia pokusie, by skorzystać z okazji i porównać oba urządzenia. Puccini był najpierw użyty jako samodzielny odtwarzacz, a następnie jako transport przesyłający strumień danych przez kabel SPDIF do przetwornika Bartók. Na podstawie tego bezpośredniego porównania doszedłem do wniosku, że choć nieprodukowany już obecnie odtwarzacz Puccini jest wciąż potężnym narzędziem do odtwarzania muzyki, nie dorównuje przetwornikowi Bartók pod względem wierności w oddawaniu sonicznych niuansów i transparentności przekazu. Doskonałym przykładem jest tutaj album Harry’ego Connicka Jr. pt. We Are in Love. W balladzie „Drifting”, śpiewanej przez cierpiącego z powodu nieodwzajemnionej miłości Connicka, usłyszymy harfę koncertową towarzyszącą jego wokalowi. Odtwarzacz Puccini dobrze oddał elementy „faktyczne” tego znakomitego nagrania, jednakże to Bartók sprawił, że stały się bardziej namacalne i pełne ekspresji. Nie tylko wzmocnił i zwiększył wymiarowość sceny dźwiękowej, ale również dodał energii obrazowi każdego z instrumentów, szczególnie gdy nuty i harmoniczne wybrzmiewały w otoczeniu miejsca, w którym nagrywano utwór. Odtwarzacz Puccini delikatnie oddawał szum bazowy, który ograniczał naturalne wybrzmienia – tak, jakby wybrzmiewające nuty były owinięte w tkaninę o bawełnianej teksturze i w rezultacie nieco zamaskowane. Ten cieniutki welon, słyszalny z odtwarzaczem Puccini, był zasadniczo nieobecny, gdy odtwarzałem muzykę z przetwornika Bartók.

W aktywną stronę

Jestem wielkim fanem kolumn aktywnych i posiadam parę pracujących w tri-ampie referencyjnych kolumn ATC SCM50. Takie rozwiązania otwierają nowe drogi dla przetworników cyfrowo-analogowych/streamerów sieciowych takich, jak Bartók, wyposażonych w regulację siły głosu. Byłem najbardziej zainteresowany porównaniem różnic sonicznych między działaniem przetwornika Bartók w ekosystemie stworzonym przez przedwzmacniacz XP-12 firmy Pass Labs, a bezpośrednim połączeniem omawianego urządzenia z moimi kolumnami ATC. W obu przypadkach, wykorzystałem okablowanie firmy Wireworld z najnowszej serii Silver Eclipse 8 (recenzja w przygotowaniu). Jakość regulacji siły głosu ma krytyczne znaczenie nie tylko dla transparentności, ale również dla balansu i dynamiki. Słyszymy narzekanie (większość osób twierdzi, iż bardzo słuszne) na wczesne cyfrowe rozwiązania z zakresu regulacji siły głosu. Twierdzi się, że, w porównaniu do analogowych tłumików głośności opartych o drabinki rezystorowe, ich zastosowanie prowadzi do obniżenia transparentności i do kompresji dynamiki. Być może odezwał się we mnie wewnętrzny głos „klasycznego”, analogowego audiofila, ale oczekiwałem, że usłyszę oczywiste różnice między słuchaniem przez przedwzmacniacz, a bezpośrednio z przetwornika/streamera Bartók. Nie mogłem jednak znaleźć żadnych podkolorowań, ani artefaktów, które zdyskwalifikowałyby produkt firmy dCS jako samodzielnie działające urządzenie audio. Kiedy słuchałem wykonania mojej ulubionej uwertury The Wasps Vaughana Williamsa przez Qobuz, w którym Previn dyryguje Londyńską Orkiestrą Symfoniczną, nie słyszałem ani perspektywicznego skrócenia sceny dźwiękowej, ani rozmazywania się obrazów. Nagranie utworu „Just What I Needed” zespołu The Cars, którego słuchałem w postaci pliku MQA przez Tidal, miało wszystkie wymagane rockowe elementy i dźwięki talerzy perkusji, a także pełne energii gitarowe solówki, które sprawiają, że moja winylowa wersja tego utworu jest tak elektryzująca. Podsumowując, jeżeli posiadają państwo aktywne kolumny i jedynie rozważają słuchanie muzyki ze źródeł cyfrowych (takich, jak Bartók), mogą państwo rozważyć wstrzymanie się z zakupem przedwzmacniacza liniowego. Dzięki temu można uprościć tor audio, usuwając z niego cały jeden komponent oraz interkonekt łączący źródło z przedwzmacniaczem. Jeżeli gdzieś po drodze załapią państwo analogowego bakcyla, z pewnością nie zabraknie fantastycznych opcji wyboru przedwzmacniacza, takich jak na przykład moje urządzenie firmy Pass Labs.

Doskonale rozumiem, że cena przystąpienia do „Klubu dCS” nie pozostaje bez znaczenia. Mimo to, ponieważ Bartók kosztuje „tylko” nieco ponad 10 tysięcy funtów, zdecydowanie przebija pod tym względem wszystkie pozostałe produkty firmy dCS i wiele innych. Jeżeli weźmie się pod uwagę walory brzmieniowe, funkcjonalność i długi cykl życia produktów, z którego znana jest firma dCS, nagle okazuje się, że Bartók to rozsądna i warta rozważenia opcja. Jako entuzjaści audio z najwyższej półki, mamy tendencję do rozkładania osiągów każdego z komponentów systemu na czynniki pierwsze, starając się sformułować czytelne i łatwe do zrozumienia kryteria – dynamikę, tonalność, itd. Koniec końców, czy ostatecznym celem nie jest jednak tak naprawdę porzucić te rozważania na rzecz jednego – czystości samej muzyki? Tak sądzę. I tak właśnie przemówił do mnie ten DAC/streamer. Podsumowując, Bartók jest najnowocześniejszym i wspaniale wykonanym komponentem audio, który może konkurować z każdym innym znanym mi cyfrowym lub analogowym urządzeniem do odtwarzania muzyki z tej samej półki cenowej i często okaże się lepszy. Brawo, Bartók!