„Naprawdę doskonała propozycja dla osób, które pragną mieć muzycznie urokliwe i funkcjonalne urządzenie o detalicznym brzmieniu.”

Wzmacniacz zintegrowany PrimaLuna Evolution EVO 400 Integrated

Czwartek, 14 stycznia 2021, Jason Kennedy. Oryginał recenzji znajduje się tutaj.


Odkąd pamiętam, recenzje produktów firmy PrimaLuna pisał mój holenderski współpracownik, René van Es. I nie bez powodu – pomimo włoskiej nazwy jest to firma holenderska, a jej właściciel, Herman van den Dungen, jest w swoim kraju jedną z najbardziej poważanych osób z branży audio. Przeczytawszy entuzjastyczne wywody René na temat wzmacniaczy lampowych tej marki, stwierdziłem, iż chyba przyszedł czas, abym i ja się zorientował, dlaczego zrobił się wokół nich taki wielki szum. Wiedziałem, że PrimaLuna zajmuje tak wysoką pozycję wśród przystępnych cenowo marek z sektora elektroniki lampowej z jakiegoś konkretnego powodu.

Wypuszczając na rynek serię Evolution w 2019 roku, firma PrimaLuna wprowadziła porządek w hierarchii swoich produktów. Seria Evolution ma bowiem cztery poziomy – od 100 do 400, a na każdym z nich dostępny jest: przedwzmacniacz, końcówka mocy i wzmacniacz zintegrowany. Jedynym wyjątkiem jest przetwornik cyfrowo-analogowy, ponieważ PrimaLuna stworzyła tylko jeden model tego urządzenia – EVO 100. Tak więc Evolution 400 jest największym z produkowanych przez tę firmę wzmacniaczy, a jego wersja zintegrowana to zaiste spora bestia o masie 31 kilo, a to dzięki sporej ilości żelaznych elementów znajdujących się w jej transformatorach sieciowych i wyjściowych.

Jest to ostentacyjnie ultraliniowa konstrukcja typu push-pull z czterema lampami EL34 na kanał, ale oferuje rzadko spotykaną funkcję triodowego trybu pracy, uruchamianą za pomocą przycisku całkiem zgrabnego metalowego pilota zdalnego sterowania. Tak więc według własnego kaprysu można wybierać tryb pracy odpowiedni dla słuchanej przez nas muzyki i kolumn, czy też słuchawek, których akurat używamy. Stopień wyjściowy recenzowanego wzmacniacza jest dedykowany, by wysterować gniazdo słuchawkowe – niezwykle rzadkie rozwiązanie, które z pewnością jest dość skomplikowane. Evolution 400 ma z boku przycisk, który umożliwia wysterowanie słuchawek oraz drugi tuż obok, służący do przełączania poziomu prądu podkładu w zależności od stosowanego rodzaju lamp. Niski poziom przeznaczony jest dla lamp EL34, w które standardowo wyposażony jest recenzowany wzmacniacz, lub ich odpowiedników, natomiast wysoki odpowiada niektórym lampom typu KT, np. od modelu KT88 aż do KT150, zapewniającym najwyższą moc wyjściową. Na stronie firmy PrimaLuna znajdziemy długą listę lamp, których można używać w EVO 400.

Firma może zaoferować użytkownikom tak dalece idącą elastyczność w doborze lamp między innymi dzięki układowi automatycznej regulacji prądu podkładu, który w sposób ciągły monitoruje jego wartość, by zwiększyć żywotność lamp i poprawić brzmienie. Dzięki tej funkcji można w opisywanym układzie korzystać nawet z lamp innych niż specjalnie dla niego dedykowane. Mamy tu pięć wejść liniowych i obejście AV, co oznacza, że sygnał idzie bezpośrednio do stopnia wzmacniacza mocy – jest to świetne rozwiązanie dla domowych procesorów kina domowego i zewnętrznych przedwzmacniaczy, ale fatalne dla komponentów źródłowych z pełnym zakresem sygnału – należy się z nimi ostrożnie obchodzić. Wzmacniacz Evolution 400 może być również wyposażony w montowany po jego spodniej stronie przedwzmacniacz gramofonowy. Jest on przeznaczony do pracy z wkładkami MM, więc tylko użytkownicy wkładek MC będą potrzebowali transformatora blokowego, ale takie rozwiązanie jest powszechnie stosowane przez pasjonatów lamp. Firma PrimaLuna zaznacza, że wzmacniacz gramofonowy nie powstał w wyniku późniejszych przemyśleń projektantów. Twierdzi natomiast, że jest on dobrze zabezpieczonym komponentem, który trzeba było umieścić poza obudową wzmacniacza, ponieważ w środku po prostu by się już nie zmieścił.

Moc wyjściowa wzmacniacza zależy od typu użytych lamp i wybranego typu pracy, ale z lampami EL34, w które recenzowane urządzenie zostało wyposażone przez producenta, Evolution 400 oferuje 70W/kanał w trybie ultraliniowym i 38W w triodowym. Dostępne są wyjścia kolumnowe 4Ω lub 8Ω, a wybrana wartość będzie w dużej mierze zależała właśnie od użytych kolumn. Wiele firm deklaruje impedancję nominalną 8Ω, ale w rzeczywistości wartość ta może być znacznie niższa, więc należałoby to sprawdzić w praktyce.

Jakość dźwięku

Gdy podłączyłem do wzmacniacza kolumny Bowers & Wilkins 802 D3, jedyną słuszną opcją była dla nich impedancja 4Ω - niełatwo je wysterować pomimo skuteczności na poziomie 90dB. Potrzebowałem również odsunąć je o 10 centymetrów od ściany, by móc kontrolować bas, ale przy poprzednim testowanym przeze mnie wzmacniaczu (Moor Amps Angel 6) stały bliżej ściany. Po pobraniu instrukcji dowiedziałem się, że zielone światło oznacza tryb triodowy, a czerwone – ultraliniowy (dodanie odpowiednich napisów przy diodach na obudowie ułatwiłoby życie użytkownikowi). Biorąc pod uwagę, że lampa EL34 została stworzona do pracy w trybie ultraliniowym, rozpocząłem odsłuch właśnie od niego. Było to również niezwykle interesujące doświadczenie, ponieważ firma PrimaLuna zaznacza, że EL34 jest jedną z najbardziej muzykalnych lamp wszechczasów i słychać to niezależnie od rodzaju granej muzyki. Ponieważ w testowanym wzmacniaczu mamy tak wiele tych lamp (większość podobnych urządzeń posiada dwie na kanał), dostajemy więcej rzeczywistej mocy, którą możemy się pobawić. Udaje się więc nam uzyskać przyzwoite poziomy głośności bez poczucia dyskomfortu. Wzmacniacz EVO 400 jest z natury wybaczający, więc podkreśla jakość kompozycji oraz kunsztu muzycznego wykonawców niezależnie od rodzaju muzyki. Mamy tu szczególnie mocny timing i prawie każdy element brzmienia wywołuje fizyczną odpowiedź ze strony słuchacza, jeżeli oczywiście ku temu właśnie skłaniają się jego synapsy. Sam podskakiwałem znacznie bardziej niż zwykle, a moje stopy prawie cały czas się poruszały. Ta cecha brzmienia testowanego wzmacniacza nie uwydatnia się aż tak mocno w trybie triodowym, który daje nam mniej energii i więcej otwartości – ale nie aż tyle, by uczynić go wystarczająco atrakcyjnym na dłuższą metę – przynajmniej nie z kolumnami Bowers & Wilkins 802 D3.

Jak na urządzenie lampowe, wzmacniacz EVO 400 jest niezwykle cichy. Gdy to konieczne, daje nam tło czarne jak atrament i dobrze radzi sobie z oddawaniem niewielkich detali – tych, które nie są głośne, ale tworzą integralną całość z podstawowymi elementami brzmienia, by wspólnie zapewnić prawdziwe poczucie przestrzeni w nagraniu. Mamy tu solidną niższą górę pasma i delikatnie zaakcentowaną średnicę, co pozwala wydobyć głosy i instrumenty w tym samym zakresie tonalnym (choć pod względem standardów przyjętych dla urządzeń lampowych efekt jest całkiem subtelny). Bas jest mocny i dobrze kontrolowany, ale jednocześnie swobodnie płynie, co czyni go niezwykle atrakcyjnym. Dzięki temu zdałem sobie sprawę, że naprawdę powinienem był nabyć wzmacniacz Leak Stereo 20, który widziałem kilka lat wcześniej na audiofilskim „kiermaszu staroci” firmy Tonbridge, chociaż on z kolei wysterowałby kolumny Bowers & Wilkins 802 D3 tak, że mogłyby jedynie szeptać. Nawet EVO 400 ma problemy z wydobyciem pełnego zakresu basu z albumu Natural Mystic Boba Marleya, natomiast nadanie mu organicznego i wyluzowanego brzmienia nie nastręcza mu z kolei żadnych trudności. Biorąc pod uwagę ograniczone możliwości systemów odsłuchowych z lat siedemdziesiątych XX wieku, właśnie takie brzmienie jest najprawdopodobniej bliższe temu, co słyszał artysta w tamtych czasach. Jeśli chodzi o bardziej nowoczesne rytmy z albumu Furuberget Bugge Wesseltofta i Prinsa Thomasa, testowany wzmacniacz sprawia, że dźwięk naprawdę „wyskakuje” z systemu, w pełni uformowany w trzech wymiarach. Jego jakość udowadnia, jak ważny jest postęp, który dokonał się w studiach nagraniowych w okresie ostatnich czterdziestu lat.

Ponieważ lubię znosić męczarnie, zdecydowałem się wypróbować recenzowany wzmacniacz PrimaLuna z kolumnami PMC twenty5.26i, których recenzję napisałem w listopadzie zeszłego roku. Dwukrotne przestawianie ważących niemal 100 kilo kolumn Bowers & Wilkins 802 D3 nie należało do najłatwiejszych, ale uzyskany rezultat wynagrodził moje trudy. Kolumny firmy PCM wykazują się niższą skutecznością niż te produkowane przez B&W, ale są raczej łatwiejsze do wysterowania, ponieważ efekt połączenia ich ze wzmacniaczem EVO 400 okazał się lepszy niż suma efektów, które daje się uzyskać oddzielnie z każdym z tych komponentów. W rezultacie uzyskałem lepszy timing, szeroko otwartą scenę dźwiękową i przepiękne brzmienie – zarówno ze źródłami cyfrowymi, jak i analogowymi. W zależności od nagrania, omawiane połączenie może nam dostarczyć ogromnej ilości pogłosów, lub też naszkicować intymny muzyczny portret. Z kolumnami PCM, wzmacniacz EVO 400 pozbawia twardości te z nagrań, które bardziej „wychodzą do przodu”, ale bez uszczerbku dla ich rozdzielczości. Znów wypróbowałem 4Ω i 8Ω na wyjściu, i doszedłem do tego samego wniosku, jak w przypadku kolumn firmy B&W – 8Ω daje wyraźnie jaśniejszy dźwięk, ponieważ bas nie jest aż tak potężny. Z powrotem przysunąłem kolumny bliżej ściany, ale nie uzyskałem efektu kompensacji, natomiast powrót do 4Ω zauważalnie zwiększył dreszczyk emocji towarzyszący odsłuchowi.

Wreszcie wypróbowałem wyjście słuchawkowe. Nie jestem fanem słuchawek, więc nie posiadam żadnego wyszukanego sprzętu, tylko model Spirit firmy Focal, jeszcze z dawnych czasów. Najpierw odtworzyłem jakiś utwór przez wyjście przetwornika cyfrowo-analogowego Auralic Vega G2.1 DAC, a następnie przerzuciłem się na wzmacniacz EVO 400. Bardziej otwarty dźwięk w trybie ultraliniowym sprawił, że głębiej poczułem sens życia. Gdy jednak włączyłem tryb triodowy, przypomniałem sobie, dlaczego tak miło wspominam to podejście do muzyki. Nadaje ono brzmieniu lekkość i niemalże magiczną transparentność, i choć nie wszystko jest aż tak neutralne, dźwięk okazuje się niesamowicie czarujący. Wszystko, czego potrzebujemy, by się nim cieszyć, to duże kolumny albo słuchawki.

To naprawdę bardzo fajny wzmacniacz, który łączy gładką przezroczystość lamp z wystarczającą ilością mocy, by wysterować kolumny, którym nie dałaby rady większość wzmacniaczy lampowych. Uwielbiam w nim to, że jest tak elastyczny i w pełni funkcjonalny, a przy tym oferuje ogromną muzyczną zaletę pracy w trybie ultraliniowym, jednocześnie zapewniając tryb triodowy użytkownikom posiadającym kolumny, które mogą w nim pracować. Naprawdę doskonała propozycja dla osób, które pragną mieć muzycznie urokliwe i funkcjonalne urządzenie o detalicznym brzmieniu.

The ear to magazyn, który zajmuje się wyłącznie świetną muzyką i świetnym brzmieniem. Powstaje dzięki niezwykle doświadczonym entuzjastom audio, którzy starają się znaleźć najbardziej interesujące, wciągające i wartościowe urządzenia, a także najlepszą muzykę. I o to właśnie naprawdę chodzi w życiu.