The Audio Beat 08/2015 -

Vance Hiner

To tylko kable zasilające. - Tak, oczywiście.

To tylko kable zasilające. Tylko kable. To zdanie jest jak młyński kamień zawieszony u szyi każdego, kto kupuje lub sprzedaje urządzenia zasilające. Ponieważ przewody zasilające to jedynie dwa metry przewodnika stanowiące ułamek olbrzymiej sieci z której wszyscy czerpiemy prąd, niektórzy z nas nawet nie zastanawiają się, że te sploty metalu mogą mieć cokolwiek wspólnego z dźwiękiem absolutnym do uzyskania którego dążą audiofile. W rzeczywistości dostarczanie i kontrola prądu elektrycznego mają zasadnicze znaczenie w reprodukcji dźwięku. O ile audiofile-weterani szybko wytkną nam, że pokój odsłuchowy sam w sobie może stanowić najważniejszy element dobrego systemu audio, niektórzy z nich zdają się zapominać o pewnym naukowym fakcie: kiedy słuchamy muzyki w naszych domach, to co rzeczywiście słyszymy, ma tak samo dużo wspólnego z impulsami elektrycznymi i dostarczaniem prądu, jak z odbiciem i absorpcją fal dźwiękowych. Czystość i szybkość dopływu elektryczności, wykorzystywanej do zasilania naszych komponentów przynajmniej w pewnym stopniu determinuje fakt, jak dobrze nagrana prezentacja będzie w stanie wywołać wrażenie słuchania muzyki na żywo.

Sceptycy upierają się, że dwa metry przewodu w ścieżce elektrycznej nie może robić różnicy. Gdyby to była prawda, w jakim celu projektanci urządzeń audio tak wielką wagę przywiązywaliby do odpowiedniego zarządzania energią elektryczną wewnątrz swoich komponentów? Przecież tak czy owak, to ta sama elektryczność, nieprawda? Niestety, projektanci borykają się z dwoma bardzo realnymi problemami: szumem w ścieżce elektrycznej i wahaniami stabilności dopływu prądu. Wewnątrz tak bardzo ograniczonej przestrzeni tylko tyle projektanci sprzętu są w stanie zrobić, aby poradzić sobie z tymi kwestiami. Problem wyraźnie umykający uwadze niektórych z nas to fakt, iż elektryczność przepływająca przez system audio przebywa okrężną drogę poprzez gorące i neutralne przewody, a nie płynie w linii prostej. Kiedy komponenty audio zostaną podłączone do tego okręgu, znajdą się pomiędzy gorącymi i neutralnymi przewodami linii zasilania, a nie na jej końcu. Każdy czynnik wewnątrz tej pętli może zakłócać natychmiastowy dopływ mocy, którego komponenty audio potrzebują, aby dostarczyć jak najbardziej wiarygodny dźwięk. Zakłócenia to i tak jeszcze nie wszystko – każdy z komponentów również wprowadza do pętli własne szumy, które wpływają na działanie sąsiednich urządzeń. Powoli robi się bałagan. Jeżeli więc przewód zasilający jest w stanie w wyraźny sposób zredukować słyszalne szumy w ścieżce zasilania, bez dodatkowego wpływu na przepływ prądu, z pewnością jest on opcją wartą rozważenia.

Pomimo wszystkich dowodów na to, że sposób doprowadzania prądu elektrycznego wpływa na dźwięk, są wśród nas tacy, którzy twierdzą że przewody zasilające, które stanowią wyposażenie dodatkowe, są jedynie dziełem oszustów. Mają oni swoje podwójnie ślepe testy A/B/X, aby to udowodnić. Ale pamiętajcie o jednym: fundamentaliści od podwójnie ślepych testów twierdzą również, że mogą udowodnić, że ja, czy Ty nie będziemy w stanie odróżnić od siebie poszczególnych modeli wzmacniaczy, przedwzmacniaczy, przetworników DAC, czy gramofonów. Czy rzeczywiście chcielibyście do nich dołączyć? Absolutnie nic w tym artykule nie będzie w stanie nawrócić kogoś, kto uparcie twierdzi, że zarządzanie energią nie ma żadnego znaczenia. Kieruję więc swoje słowa do uczestników krucjaty Towarzystwa Płaskiej Ziemi – „To nie tych robotów szukacie.” Dla wszystkich innych mam informację: Jeśli poprzednie próby kondycjonowania energii nie wywołały odpowiedniego efektu, chyba czas na kolejną.

W późnych latach 80., kiedy audiofilskie przewody zasilające stanowiły pewną nowość na rynku, rezultaty ich działania delikatnie mówiąc, różniły się między sobą. Kilka z nich było wyraźnie lepszych, niż seryjne kable, ale znacznie więcej było kiepsko zaprojektowanych i tak naprawdę dodawało od siebie tak wiele nowych problemów z dźwiękiem komponentów do których były podłączane, jak wiele problemów niwelowało. Wiele kabli redukowało poziom szumu bazowego, ale jednocześnie sprawiało, że komponenty brzmiały w sposób powolny i ograniczony. Wyzwaniem stała się redukcja szumów przeprowadzona tak, aby nie wpływać na przepływ prądu.

Sporo z tych wczesnych konstrukcji, a nawet niektóre współczesne ich warianty radzą sobie z jednymi problemami, ale niedomagają w innych. Caelin Gabriel był doświadczonym elektrykiem i audiofilem, którego w szczególny sposób frustrowały produkty zasilające tej ery ponieważ wiedział, że mogły one zostać zaprojektowane tak, aby działały znacznie lepiej. Wiedza Gabriela dotycząca istniejących możliwości została wyniesiona z jego szeroko zakrojonych prac, jako naukowca wojskowej agencji USA. Agencja specjalizowała się w technologii czułych systemów monitorowania dźwięku oraz zajmowała się niezwykle istotną kwestią zatrudnienia w sektorze prywatnym, pracującym nad architekturą sieci IT. Po stworzeniu kilku kondycjonerów zasilania i prototypów przewodów dla znajomych hobbystów, Caelin zdecydował się na założenie firmy Shunyata Research w roku 1998. Trójosobowy skład rozpoczął pracę w garażu Gabriela.

Siedemnaście lat później, produkty firmy były wykorzystywane w wielu wiodących światowych studiach nagraniowych, a także przez nagrywających artystów, czy producentów elektroniki i kolumn głośnikowych. Gabrielowi przyznano również siedem osobnych amerykańskich patentów na technologię, którą wykorzystywał w produkcji i pracach rozwojowych nad przewodami zasilającymi, kablami sygnałowymi i kondycjonerami zasilania. Należy zauważyć, że uzyskanie patentu w Stanach Zjednoczonych, to nieco inna sprawa, niż uzyskanie praw autorskich czy proces rejestracji znaku towarowego. Uzyskanie patentu jest kosztownym, wieloletnim procesem, w trakcie którego aplikant musi udowodnić ekspertom urzędu patentowego, że jego wynalazek jest zarówno unikatowy, jak i że rzeczywiście działa. Nikt nie dostanie patentu za umieszczenie zwyczajnego przedmiotu w wymyślnym opakowaniu. Mówiąc prosto: Amerykański Urząd Patentów i Znaków Towarowych nie sprzedaje tak po prostu patentów bogaczom, nie wydaje też licencji na cuda.

Nowe przewody zasilające Shunyata Sigma stanowią kulminację przełomowych rozwiązań Gabriela w dziedzinie pomiarów skuteczności działania kabli zasilających i sygnałowych, a także jego innowacji na polu dostarczania i dystrybucji zasilania. Każdy przewód Sigma został zaprojektowany, aby działać jako indywidualny kondycjoner zasilania w miejscu powstawania zakłóceń – w samym komponencie. Przewody Sigma Digital, Analog i HC, są wyposażone w filtry dostosowane do zupełnie różnych częstotliwości szumu, jaki generowany jest przez urządzenia cyfrowe, analogowe i wysokoprądowe. Shunyata twierdzi, że wysokość redukcji interferencji pomiędzy komponentami (Component to Component Interference) oraz poziom prądu chwilowego, dostarczanego przez przewody Sigma, to wartości znacznie lepsze, niż w przypadku dowolnego istniejącego zestawu przewodów zasilających.

Oprócz opisanych filtrów, przewody Sigma wyposażono w nowo zaprojektowane wtyki CopperConn, które w swej konstrukcji wykorzystują stop miedzi z tellurem jako metal bazowy, co znacząco wpływa na poprawę przewodnictwa, w porównaniu z metalami standardowymi, jakimi są mosiądz czy brąz. Wtyki poddano opatentowanemu procesowi wymrażania Alpha Cryogenic Process, tak jak wszystkie inne metalowe części wykorzystane w konstrukcji przewodów Sigma. W przewodach Sigma Digital i Analog zastosowano przewodniki 8-AWG o geometrii VTX, natomiast Sigma HC wykorzystuje kombinację trzech przewodników 10-AWG z zespołem miedzianych przewodników 6-AWG.

Caelin Gabriel twierdzi, że przewody Sigma stanowią wyzwanie dla istniejącego status quo, ponieważ odnoszą się bezpośrednio do kwestii wydajności prądowej, określanej przez niego jako Dynamic Transient Current Delivery (DTCD), a jednocześnie wyraźnie redukują zakłócenia elektromagnetyczne i radiowe RFI/EMI. Opierając się na własnym doświadczeniu mogę śmiało stwierdzić, że już seria przewodów Shunyata Alpha doskonale radziła sobie z tymi problemami. Co więc wynosi serię Sigma na referencyjny poziom? Gabriel wyjaśnia: „Główna różnica leży w kwestii wydajności prądowej DTCD. Przewody Sigma posiadają przewodniki o zwiększonym przekroju, co poprawia wydajność prądową w stosunku do serii Alpha. Jednak jeszcze ważniejsza jest geometria przewodnika VTX, która została wykorzystana w przewodzie Sigma. Przewodniki VTX mają kształt wirtualnej rury. Wewnętrzna część przewodnika jest zupełnie pusta, więc cały prąd przesyłany jest po jego obwodzie, co minimalizuje efekt naskórkowości oraz samoindukującej się reaktancji.”

Byłem posiadaczem dosłownie każdej wersji przewodów zasilających Shunyaty, począwszy od serii Taipan Alpha w 2005. Podobnie jak najlepsi projektanci wzmacniaczy, Caelin Gabriel nieustannie pracował nad poprawieniem skuteczności dostarczania mocy, jednocześnie próbując nie wyrządzić żadnej szkody. Oczywiście, łatwiej jest powiedzieć, niż zrobić. Poprzednie kable zasilające Gabriela zawsze charakteryzowały się - tak, czy inaczej – pewnymi dźwiękowymi atrybutami. Na przykład stary Python Alpha posiadał pewną dozę ciepła i przytulności, w porównaniu z innymi kablami z tej samej serii. Legendarny King Cobra CX, z kolei, charakteryzował się słodką górą, bardzo neutralnym środkiem i niesamowitym basem. Na moje ucho, Cobra Zi-Tron brzmiał w sposób nieco szczupły i analityczny w porównaniu z przewodami Alpha Analog i Anaconda Zi-Tron – swoimi większymi braćmi z linii Shunyaty. Celem w przypadku każdego przewodu było uzyskanie przejrzystości brzmienia, jednak sygnatura dźwiękowa zawsze dawała o sobie znać w produkcie końcowym – obojętnie, czy wynikało to z kwestii cięcia kosztów, czy też wyborów podjętych na etapie projektowania. To samo tyczy się każdego innego komponentu audio, jaki miałem okazję słyszeć.

Kiedy nowe przewody zasilające Shunyata Sigma przeszły okres wygrzewania, byłem nieco skołowany. O ile nie mogę stwierdzić, że te urządzenia nie posiadają dźwiękowej sygnatury, muszę przyznać, że mocno się napociłem, żeby takową zdefiniować. Pozwólcie, że wyjaśnię. Cały zestaw kabli zasilających Sigma usunął tak wielką ilość szumu i oporności prądowej z mojego systemu, że zacząłem odbierać dźwięk raczej w kategoriach rzeczywistego muzycznego doświadczenia, niż jedynie jego prezentacji. Zapominałem o kablach, bo za każdym razem angażowało mnie samo nagranie. Na wielu forach, a nawet w niektórych profesjonalnych recenzjach spotkacie się ze stwierdzeniem, że jakość działania przewodów zasilających „jest zależna od systemu”, ponieważ wszystkie przewody zasilające posiadają własny „smaczek”. Przewody zasilające Sigma wydają się przeczyć tego rodzaju ortodoksji.

Po spędzeniu kilku miesięcy z przewodami Sigma, podłączonymi do mojego systemu, mogę śmiało stwierdzić, że stanowią one wyraźny krok naprzód w technologii dostarczania energii, jednak wysunę jedno małe zastrzeżenie: jeśli wykorzystujecie przewód zasilający w celu naprawienia jakiegoś mankamentu waszego systemu, kable Sigma mogą rozczarować. Nie odejmują one niczego, ani nie zmieniają zasadniczej osobowości dźwiękowej systemu audio. Dla przykładu, mój przetwornik PS Audio DirectStream DAC wciąż brzmi w sposób nieco zrelaksowany w porównaniu z innymi urządzeniami, jednak Sigma Digital pozwoliła jeszcze bardziej docenić jego subtelny, analogowy urok. Wzmacniacz Conrad-Johnson Premier 350 wciąż posiada swój lampowy charakter średnich tonów i osławioną „teflonową” przejrzystość, ale z podłączonym przewodem Sigma HC wzmacniacz zabrzmiał, jakbym odświeżył „lampy” i dodał do zestawu jeszcze kilka teflonowych kondensatorów. Kable Sigma to nie kosztowne pokrętła regulacji tonów, ale jeśli waszym celem jest usłyszeć, jak komponenty tworzą na tyle naturalny dźwięk, na ile są w stanie, to przewody zasilające Shunyata Research Sigma mogą być „robotami, których właśnie szukacie.”


Przewody zasilające Shunyata Sigma nie mogą być oceniane zaraz po wyjęciu z walizek. Dobrze przeczytaliście – walizek. Walizek w iście szpiegowskim stylu. Kiedy je rozpakowywałem, moja odwiecznie spokojna żona, zachowując przy tym pokerową twarz, spytała: „Czy Rosjanie na eBay-u dołączyli do nich kody bezpieczeństwa?” Kobieta zabija podczas wieczorów open-mike. Tak, tak, maleństwa zostaną dokładnie przeszukane kiedy wyślecie je za granicę albo Wy będziecie przetrzepani na lotnisku, jeśli przypadkowo macie wygląd agenta CIA. Dla tych, którzy kpią z takiego typu gadżetów, informacja – ludzie z Shunyaty zapewnili mnie, że walizki mają bardzo niewiele wspólnego z ceną samych przewodów. Powiedzieli nawet, że zrefundują koszty ich produkcji każdemu, kto nie będzie ich chciał. Jasne jest, że nie potrzebujemy walizek na nasze przewody zasilające, jednak zapewnią one bezpieczeństwo podczas przesyłki i ułatwią potwierdzenie autentyczności produktu w przypadku późniejszej odsprzedaży.

Najlepszym sposobem na opisanie jakości dźwięku przewodów Sigma wyjętych dopiero co z walizki będzie określenie, że początkowo są zdumiewające, a następnie zmienne przez dwa, do trzech tygodni. Gabriel mówi, że wszystkie przewody zasilające grają niejednolicie, dopóki dialektyka i metalowe materiały wykorzystane w produkcji przewodu, nie ulegną „ułożeniu”. W celu przyspieszenia tego procesu zaleca on podłączenie łańcuchowe kabli do wentylatora o dużym zapotrzebowaniu prądowym na okres jednego tygodnia (dwóch tygodni, w przypadku kabli HC), zanim podepniemy je do systemu. Tak więc też zrobiłem. Z pewnością muszę stwierdzić, że po okresie trzech tygodni, kiedy etapami podłączałem przewody, usłyszałem zaakcentowanie różnych aspektów muzyki, której słuchałem. Tak działo się z każdym kablem i takie same były moje doświadczenia z każdym innym przewodem zasilającym Shunyaty, jaki dodawałem do różnych systemów o wysokiej rozdzielczości. Jednego dnia wyeksponowany był wysoki zakres pasma, innego bas stawał się niezwykle głęboki, ale jednocześnie mulisty. W żadnym momencie dźwięk nie był zły, ale słuchacze, którzy są wrażliwi na nawet najdrobniejsze zmiany w ich systemie (tak jak ja), byliby zbici z tropu poprzez rozbieżności, jeśli nie wiedzieliby czego oczekiwać.

Spójrzmy na to w ten sposób: proces wygrzewania jest dźwiękowym dowodem na to, że przewody rzeczywiście działają. Kiedy kupujemy komponent z teflonowymi kondensatorami, uprzedza się nas o czasie potrzebnym na ich wygrzanie - tak samo pedantyczni posiadacze kabli Sigma będą chcieli przeprowadzić zalecaną procedurę. Chyba, że jesteście kolesiem pokroju Jeffa Bridgesa, możecie je po prostu podłączyć i cieszyć się odjazdem. Na pewno będzie odlotowo…

Rozpocząłem krytyczne odsłuchy podpinając przewód Sigma HC do mojego kondycjonera Shunyata Triton i nieco później, podłączając przewód Sigma Analog do przedwzmacniacza Convergent Audio Technology Renaissance Black Path SL1. Natychmiast zauważyłem, że gitarowe intro na płycie Kasey Chambers Wayward Angel CD [EMI Music Distribution 571398] miało znacznie bogatszą teksturę, niż wcześniej. Oprócz bardziej metalicznego brzmienia strun, zauważyłem również większą wyrazistość każdego szarpnięcia. Przypomniało mi to moment, kiedy założyłem nowy zestaw grubszych strun do Fendera Telecastera, którego pożyczałem od swojego kumpla jeszcze w czasach garażowego grania – struny brzmiały bardziej surowo, ostro jak brzytwa i niezwykle dźwięcznie. Tak właśnie zadziałały przewody Sigma w moim systemie: wydobyły na światło dzienne niuanse, które chociaż niewielkie, niosły ze sobą większy ładunek emocjonalny, niż można by się spodziewać opowiadając o nich w teorii.

 

Inaczej, niż w przypadku wyjątkowo dużo odsłaniającego sprzętu, jaki słyszałem wcześniej, kable Sigma utrzymywały mikro detale w doskonałych muzycznych proporcjach. Innymi słowy, przewody wydobyły niuanse bez naświetlania ich w taki sposób, że odciągałyby uwagę od całości wykonania. Na przykład, na płycie Diany Krall Live in Paris [Verve E651092], na utworze otwierającym, zarejestrowano oklaski, które zawsze brzmiały szaro i przypominały trochę biały szum. Był to dźwięk mało istotny, który chciałem jak najszybciej pominąć i zacząć przyjemny odsłuch samego nagrania. Wystarczyły tylko dwa kable Sigma, doprowadzające prąd i byłem w stanie usłyszeć znacznie wyraźniej pojedyncze oklaski. Dłonie uderzały o siebie, a widzowie kolejno dołączali się do ogólnej owacji. Czy rzeczywiście muszę słyszeć tego typu mikro informacje? Nie. Ale pomagają mi one udawać, że naprawdę znajduję się na sali koncertowej.

Przewody Sigma oferowały jednak więcej, niż tylko szczegóły; otworzyły tak przejrzyste okno na wykonanie, że otrzymałem całkowicie nowy zestaw psychoakustycznych wrażeń w nagraniu, które słyszałem przecież już wiele razy. Kiedy dźwięk strun stopił się we wspólnym unisono w utworze "I've Got You Under My Skin," wykonywanym przez Dianę Krall, po raz pierwszy poczułem gęsią skórkę. To spiętrzenie dźwięku orkiestry posiadało siłę nośną, którą zazwyczaj wiąże się z wykonaniem na żywo. Przez moment znalazłem się razem z zespołem Krall w sali Olympia, w jesienną noc 2001 roku. Jaka jest cena, jaką bylibyśmy w stanie zapłacić za momenty tego rodzaju? Niektórzy są skłonni wydać $3500 na ładny zegarek, który dokładnie wskazuje czas. Ja osobiście wolę urządzenie, które raz za razem przenosi mnie poprzez czas i przestrzeń – nawet jeśli rzeczywiście jest to jedynie iluzja.

Niedawno, dzięki nocnemu odsłuchowi serwisu Pandora, odkryłem płytę kanadyjskiej wokalistki Stacey Kent, Dreamer in Concert CD [Blue Note 6809322]. Występ jej kwartetu w sali La Cigale w Paryżu, został zrealizowany w sposób, który może zawstydzić praktycznie każdą studyjnie nagraną płytę z mojej kolekcji. Największe wrażenie wywiera to, w jaki sposób producentom udało się uchwycić aurę sali koncertowej oraz instrumentów, bez redukowania tonu, brzmienia, a także głosu wykonawczyni. Przy tak doskonałej realizacji, kable zasilające Sigma pozwoliły mi wejrzeć niezwykle głęboko w nagranie - poczułem, jakbym znalazł się na scenie, słuchając jednego z umieszczonych na niej monitorów. Na przykład, wyraźnie słyszałem, że linie kontrabasu Jeremy Browna były wzmacniane dla publiczności, tak jakby brzmiały podczas występu na żywo. Bez przewodów Sigma, zasilających mój kondycjoner i przedwzmacniacz, niektóre z tych basowych nut brzmiały dla porównania w sposób nieco rozmyty, przepełniony i dudniący. Z kablami Sigma na miejscu kontrabas Browna był wyraźnie głośniejszy, ale jednocześnie bardziej muzykalny.

Po tym, jak pierwsze dwie Sigmy całkowicie się „ułożyły”, podłączyłem Sigmę HC do mojego wzmacniacza Conrad-Johnson Premier 350. Natychmiast zauważyłem, że ciche pasaże instrumentalne osiągają zadziwiające poziomy głośności i to zupełnie bez wysiłku. Jonathan Valin nazwał to zjawisko skokiem, a Sigma HC wywoływała je praktycznie na każdej płycie, jaką odsłuchiwałem. Na przykład, na płycie grupy The Wailin' Jennys, Firecracker CD [Red House Records 1952], wiele utworów rozpoczyna się cichym śpiewem lub subtelnym gitarowym wstępem, po którym następuje wejście dużej grupy instrumentów jednocześnie, a następnie praktycznie natychmiastowa eksplozja dźwięku, kiedy muzycy zaczynają grać coraz szybciej. Z pierwszymi trzema kablami Sigma w systemie, te momenty brzmiały znacznie bardziej realistycznie, niż kiedy były pozbawione błyskawicznych dostaw impulsów elektrycznych, jakie zapewniają te innowacyjne przewody zasilające.

W celu udowodnienia tej tezy, kiedy odwiedził mnie mój przyjaciel Blackmore, zanim podłączyliśmy Sigmy odtworzyliśmy utwór „Close Your Eyes” z niesamowitej płyty dwóch basistów – Slama Stewarta i Major Holley’a, Shut Yo’ Mouth [Delos 1024], w którym po wstępie zagranym na fortepianie następują rytmiczne uderzenia centrali perkusyjnej. Po dodaniu do systemu przewodu Sigma HC, wpiętego pomiędzy gniazdko w ścianie, a kondycjoner zasilania Shunyata Triton, odtworzyliśmy nagranie ponownie i zauważyłem, że głowa Blackmore’a odskoczyła nieco do tyłu – tak jakbyśmy nagle wcisnęli pedał przyspieszenia w samochodzie. W typowym dla siebie stylu Blackmore powiedział: „Teraz, to różnica,” i pokiwał głową. Skok to całkiem dobre określenie na opisanie tego efektu, ale chwyt też, według mnie, byłby dobrym terminem.

Słowo uchwyt zazwyczaj wykorzystuje się w odniesieniu do wzmacniaczy mocy. Jeśli o mnie chodzi uważam, że opisuje ono jak pewnie urządzenie jest w stanie przekazać siłę, wagę i esencję transjentów, a szczególnie ich zróżnicowanie w średnich i niskich zakresach tonalnych, które mogą być nieco wiotkie lub ciemne, kiedy są odtwarzane poprzez słabszy sprzęt. Kable zasilające Sigma Analog i HC zastosowały po prostu szokującą moc uchwytu w stosunku do tych zakresów pasma. W utworze Jacksona Browne’a „Too Many Angels”, na płycie Still Alive CD [Elektra 7559615242], występuje linia conga i basu, która posiada zachwycającą teksturę dźwięku uzyskaną dzięki – jak uważam – ślizganiu się palców basisty po progach instrumentu i trzymaniu jednej z dłoni perkusisty na skórze bębna, kiedy uderza w nią drugą. Przed dodaniem kabli Sigma do systemu słyszałem tę teksturę, ale nie byłem świadomy w jak zwarty sposób brzmią oba te instrumenty. Jest to szczegół, który mógłbym zauważyć podczas koncertu na żywo, ale raczej nie na nagraniu. Tom-tom Jima Keltner’a również wypełnia przestrzeń tego nagrania, jednak przewody Sigma ujawniły jakość „młota bogów”, która jeszcze bardziej intensyfikuje dramaturgię dźwiękową utworu.


Posługując się nomenklaturą motoryzacyjną powiedziałbym, że te przewody przyspieszają od 0 do 100 km w mniej, niż 2 sekundy. Taką wartość przeciążenia każdy powinien zauważyć – nawet po odsłuchach przewodów z bardziej przystępnej cenowo linii Shunyaty – Alpha. Jakkolwiek dobre byłyby przewody Alpha, a są bardzo dobre, należy przyznać, iż rozmiar ma znaczenie, kiedy mówimy o kwestii dostarczania napięcia. Połączenie przewodników o rozmiarze 6-AWG i 8-AWG, które zostały wykonane z najczystszej miedzi i poddane procesowi kriogenicznemu, musi mieć znaczenie. W rezultacie otrzymujemy dźwięk tak duży, jak przekrój przewodnika. Jednym z moich ulubionych nagrań pop ostatniej dekady jest płyta zespołu Death Cab for Cutie, Plans [Atlantic 7567838342]. Odsłuch albumu, którego muzyczne zakamarki znam tak dobrze, nie powinien przynieść wielu niespodzianek. Jednak przewody Sigma Analog i HC w moim systemie wytworzyły muzykę, która – mógłbym przysiąc – brzmiała jak solidny remaster oryginalnego nagrania, nawet bardziej niż przy wykorzystaniu kabli Alpha. Bas wspaniale pulsował, a wysokie tony po prostu iskrzyły. Jestem wielkim fanem umiejętności aranżacyjnych Bena Gibbard’a, jednak nigdy nie zwracałem uwagi na to, w jak bardzo zwarty, potężny i spełniony sposób cały zespól brzmi na tej płycie. Działanie Sigmy zaakcentowało współpracę pomiędzy basistą Nicholasem Harnerem, a perkusistą Jasonem McGeer’em w taki sposób, że kiwałem głową i tupałem nogą w takt muzyki. Już miałem zacząć udawać grę na perkusji podczas utworu „Soul Meets Body”, ale w ostatniej chwili się powstrzymałem widząc żonę wchodzącą do pokoju. Kiedy zauważyłem, że i ona uśmiechając się podśpiewuje wiedziałem, że efekt nie powstaje tylko w mojej głowie. Caelin Gabriel tak mówi o poprawie szybkości dostarczania napięcia: „…rozmiar i skala muzyki mogą zostać wyraźnie poprawione, scena dźwiękowa będzie szersza i głębsza, a wybrzmienia poszczególnych dźwięków bardziej otwarte i obszerne. Będziemy także mieli wrażenie pełniejszej, bogatszej jakości dźwięku oraz lepszego rozciągnięcia basu i lepszej jego definicji.” Zgadzam się z nim całkowicie.

Po kilku tygodniach zabawy z kablami Sigma Analog i HC podłączyłem Sigmę Digital do mojego przetwornika DAC PS Audio DirectStream. Początkowo, wyczułem pewną suchość i bladość we wszystkich moich nagraniach. Zauważyłem także niewielkie wycofanie, jak gdyby duże dźwięki były wysysane przez cienką słomkę. Wybitna kwiecistość i głębokość sceny dźwiękowej mojego DAC’a została wyraźnie ograniczona, a prezentacja była bardziej płaska niż zazwyczaj. Godzinę później bas stał się olbrzymi i dudniący. Opierając się na poprzednich doświadczeniach z przewodami zasilającymi Shunyaty z linii Zi-Tron natychmiast uznałem, że to kwestia wygrzania kabla. Włączyłem więc serwis Pandora i po prostu cieszyłem się „kawałkami” przez parę dni.

Kiedy powróciłem do krytycznych odsłuchów, światowej klasy DAC wrócił już na swoje miejsce, jednak kombinacja Sigmy i DirectStream była, używając żargonu jazzowego, „‘mo betta’.” DirectStream jest bardzo analogowo brzmiącym urządzeniem cyfrowym. Przesiadka z już i tak imponującego przewodu Shunyata Alpha Digital na Sigma Digital, to zasadniczy upgrade; to jak zamiana Mercedesa klasy C na Mercedesa klasy S. Oba to piękne wozy, ale nigdy byście ich ze sobą nie pomylili. Tak jak Alpha Digital, przewód Sigma działa jak oddzielny kondycjoner i odpowiednio, usuwa znaczącą ilość cyfrowego szumu generowanego przez sam DAC jednocześnie izolując go od reszty systemu. Podejrzewam, że wykorzystanie przez Gabriela przewodników VTX i powiększenie ich przekroju w kablach Sigma spowodowało, że szczegóły i dynamika przetwornika DirectStream ukazywane są w tak samo naturalny i niewymuszony sposób, jak w najlepszych systemach winylowych, których miałem okazję posłuchać. Po podłączeniu przewodu Sigma Digital, mój referencyjny DAC tak bardzo zbliżył się do muzycznego ideału, jak bardzo zbliża się do niego źródło cyfrowe w moim systemie.

Ostatnim przewodem Shunyaty, jaki umieściłem w moim systemie, był Sigma Digital podłączony do transportu PS Audio PerfectWave i okazało się, że miał on jeszcze większy wpływ na brzmienie niż kabel, który podłączyłem do przetwornika DAC. Gabriel przyznaje, że jakość działania Sigmy może różnić się z komponentu na komponent. „Różnice wynikają z poszczególnych elektronicznych urządzeń, z którymi używamy przewodów Sigma. Niektóre źródła zasilania są bardziej zaawansowane, niż inne.” W przypadku DAC’a DirectStream, jego zespół projektowy zaznaczał na różnego rodzaju forach internetowych, że poświęcił znacznie więcej uwagi i kosztów kwestii zarządzania energią w swoim produkcie flagowym, niż miało to miejsce przy starszym i sporo tańszym transporcie tej firmy.

Kiedy rozpocząłem krytyczne odsłuchy dodatkowego przewodu Sigma Digital, trzy terminy szybko przyszły mi na myśl: naturalny, niewymuszony i trójwymiarowy. Kiedy mój DAC DirectStream bardziej zbliżył się do analogowej prezentacji, niż jakikolwiek inny DAC, jaki miałem wcześniej – transport okazał się grać tę samą melodię. Nigdy wcześniej nie pomyślałbym o tym transporcie, jako o urządzeniu męczącym w odsłuchu, jednak obecnie olbrzymia ilość cyfrowego szumu jaki wnosił została usunięta z systemu. Ulga była ewidentna. Włączenie paryskiego koncertu Stacey Kent było jak powrót na drugą część przedstawienia po wypiciu mocnego drinka: wszystko zdawało się bardziej zachęcające i radosne. Czy usłyszałem solidniejszy bas? Głębszą scenę dźwiękową? Więcej szczegółów? Po trzykroć – tak. Ale tym, co naprawdę się wyróżniało, była większa muzykalność płyty CD. To często używana analogia, ale dodanie przewodu Sigma Digital naprawdę przypomniało mi dobry, gramofonowy upgrade.

Aby przeprowadzić jedną z moich finałowych krytycznych sesji odsłuchowych włączyłem streaming albumu Erica Bibb’a, Blues People [Stony Plain CD 321379], ze strony serwisu Tidal. Żywe brzmienie tego w głównej mierze akustycznego albumu, oraz rejestracja przy wykorzystaniu zbliżonych mikrofonów sprawiają, iż jest on dobrym wyborem dla oceny transjentów, barwy instrumentów i realizmu nagrania. W utworze „Silver Spoon”, kiedy Bibb uderza w stalowe struny podczas otwierającego gitarowego riffu, łatwo mogłem usłyszeć „szczęk” strun na progach gitary – dźwięk, którego raczej nie usłyszymy siedząc na widowni. Zauważyłem już to wcześniej, ale z przewodami Sigma w systemie czułem się jakbym siedział tuż obok wykonawcy. Kiedy do Bibba dołączyła linia elektrycznego basu i reszta zespołu, ze zdumieniem stwierdziłem, że mój puls trochę przyspieszył z powodu niezwykłej siły i czystości brzmienia perkusji. Po takie wrażenia chodzi się na kameralne koncerty. Nie posiadam odpowiednich środków aby to zmierzyć, ale efekt jest bardziej uzależniający, niż cokolwiek innego, czego doświadczyłem w tym hobby. Pierwszym razem, kiedy spotkałem się z taką dogłębnie koncertową jakością w sprzęcie audio, był moment podłączenia do systemu przedwzmacniacza CAT Black Path Edition. Podejrzewam, że taka jakość wynika z usunięcia przez sprzęt pewnych elementów z toru dźwiękowego, a także ze sposobu, w jaki urządzenie zarządza energią elektryczną. Mój przyjaciel Blackmore twierdzi, że najdoskonalsze urządzenia audio ujawniają „całe muzyczne bebechy” i sprawią, że zrobicie „kaczorka słysząc talerz lub uderzenie w obręcz bębna”. Taki właśnie dźwięk dostarcza mój przedwzmacniacz CAT i przewody Sigma – w dowolnej ilości.


Cena, jaką przychodzi nam zapłacić za zestaw pięciu przewodów zasilających Sigma, to dużo pieniędzy - jakby na to nie spojrzeć. W zasadzie ich koszt to jedyna wada, jaką mógłbym wytknąć. Z drugiej jednak strony, wiele flagowych przewodów produkowanych przez konkurentów Shunyaty jest co najmniej dwa, do trzech razy droższe. Każdy klient chce wiedzieć, czy produkt jest wart swojej ceny, a żaden recenzent nie jest w stanie dać prostej odpowiedzi na to pytanie, jeżeli produkt działa tak, jak reklamuje go producent. Osobiście mogę powiedzieć tyle, że kable zasilające Sigma są najlepszymi, jakich kiedykolwiek używałem, a jakość działania każdego z nich przekroczyła moje oczekiwania. Wniosły one znacznie więcej niż zwykłą poprawę brzmienia do systemu w porównaniu do wcześniejszych propozycji ich producenta, a ich cena to odzwierciedla. O ile cały zestaw przewodów będzie poza zasięgiem wielu słuchaczy to przypomnę, że nawet pojedyncze kable zapewniły znakomity rezultat. Na moje ucho, najbardziej dramatyczną poprawę uzyskałem po dodaniu przewodów Sigma HC do mojego kondycjonera Triton i do wzmacniacza mocy. Rezultaty wynikłe z dodania przewodu Sigma Analog do przedwzmacniacza oraz Sigma Digital do mojego transportu były do siebie podobne. Efekt wywołany przez kabel Sigma Digital, podłączony do przetwornika DAC, był nieco mniej widoczny.

Nikt obiektywny nie sprzeczałby się, czy należy wydawać tyle pieniędzy, kiedy taki sam wydatek mógłby pozwolić na zakup bardziej zadowalających głośników lub wyraźnie lepszego źródła dźwięku. A jednak, przecież sam kupowałem kilka komponentów po parę tysięcy dolarów, które nie wniosły tak wielkiej poprawy brzmienia, jaką słyszałem po dodaniu choćby jednego przewodu Sigma do mojego systemu. Jeśli podoba Wam się dźwięk waszego systemu, ale chcielibyście sprawdzić jego ukryty potencjał, to przewody Sigma powinny znaleźć się na samym szczycie listy urządzeń do przesłuchania.

Prawdziwie wielkie komponenty audio są w stanie przekazać tak wiele prawdy zawartej w nagraniach, jak to tylko możliwe – nawet jeśli te nagrania zawierają defekty. Taki komponent przybliża nas o krok, albo dwa, do oryginalnej ścieżki nagraniowej i bez zamazywania defektów ukazuje nam tak wiele muzycznego piękna i magii, że zaczynamy o tych defektach zapominać. Najlepsze spośród takich komponentów sprawiają, że ulegamy czarowi muzyki odwlekając pójście do łóżka wieczorem albo pędząc z pracy do domu, nie mogąc doczekać się kolejnej dawki dobrego towaru.

Zestaw przewodów zasilających Shunyata Sigma jest właśnie komponentem, który tak wiele zmienia w brzmieniu systemu. Celowo użyłem tego określenia – komponentem. Niewłaściwym byłoby używać terminów typu akcesorium, czy też gadżet, aby opisać element który odsłania tak wiele muzyki w nazych ulubionych nagraniach.