Hi-Fi Plus 11/2015 (Nr 129)

Alan Sircom. 

Jak może potwierdzić każdy producent cyfrowych urządzeń audio, na przestrzeni ostatnich kilku lat zaszły gruntowne zmiany w sposobie cyfrowej reprodukcji dźwięku, a pejzaż cyfrowego świata został namalowany na nowo. Jeśli cofniemy się do naszej recenzji odtwarzacza dCS Puccini, z roku 2009 i spojrzymy na to, co zmieniło się w świecie cyfry od tej pory - okaże się, że to, co wtedy uważano za urządzenie klasy state-of-the-art, będzie dzisiaj trącić myszką. Wiadomo, że jeśli przewodzi się rozwojowi cyfrowej technologii audio – jak dCS, trudno jest stać w miejscu, a nowy Rossini stanowi rezultat tego twórczego niepokoju. Rossini stanowi „produkt podstawowy” w ofercie dCS (przetwornik DAC Debussy jest tańszy, ale jest to zasadniczo ‘po prostu’ dobry DAC). Tradycja dCS’a nakazała, aby Rossini stał się zaawansowanym odtwarzaczem cyfrowym, akceptującym dosłownie każdy cyfrowy sygnał audio, jaki możemy do niego doprowadzić. Jednak producent wyraźnie zaznacza, że nie uczestniczy w wyścigu zbrojeń na polu sygnału DSD; urządzenie akceptuje co prawda DSD128, jednak firma podaje w wątpliwość potrzebę obróbki sygnału o wyższych wartościach, w świetle praktycznie zerowej dostępności plików w tych rozmiarach.

Rossini jest pierwszym odtwarzaczem dCS, który nie obsługuje formatu SACD, chociaż wspiera standard DoP (DSD over PCM). Jest to niefortunny skutek uboczny wywołany próbą stworzenia w 2015 odtwarzacza multi-standardowego, gdyż brak standardu SACD sprowadza się do braku transportu SACD i słabej dostępności sterownika w chwili obecnej. Firmy takie, jak Esoteric wycofały się ze sprzedaży produkowanych przez siebie mechanizmów transportów, częściowo z powodu zaprzestania produkcji układów Sony, które Esoteric wykorzystywał do odczytu danych SACD. Firmy takie, jak CH Precision, dCS, czy Playback Designs w wyniku takich posunięć znalazły się na lodzie. O ile ci producenci zdążyli się zaopatrzyć w mechanizmy i układy, aby móc serwisować swoje najlepsze, do tej pory wyprodukowane odtwarzacze, to stworzenie nowego modelu przy ograniczonej ilości kluczowych komponentów pozostających w zapasie, nie byłoby najlepszym pomysłem. Być może jednak brak funkcji odtwarzania SACD nie jest dzisiaj kwestią najistotniejszą, gdyż Rossini oferowany jest w dwóch wersjach – jednej wyposażonej w transport, a drugiej bez niego. Czas pokaże, jaka wersja będzie bardziej popularna wśród użytkowników.

Problem, jaki napotykamy próbując pisać o technologii wykorzystanej w urządzeniach dCS jest taki, że firma ta zawsze przewodziła rozwojowi cyfrowej techniki audio, a to oznacza, że wnętrze odtwarzaczy dCS wymyka się tradycyjnym sposobom opisu. Nie znajdziemy tutaj seryjnie produkowanych przetworników Burr Brown, czy układów scalonych ESS. Zamiast tego, dCS wykorzystuje swoją własną cyfrową platformę obliczeniową oraz opatentowany przetwornik Ring DAC w takiej formie, w jakiej montowany jest on w topowej wersji Vivaldi. Własna cyfrowa platforma obliczeniowa oznacza, że dCS jest w stanie zaimplementować wielopoziomowy schemat oversamplingu DXD i upsamplingu DSD, umożliwiając użytkownikowi eksperymentowanie z całą paletą cyfrowych filtrów DSD.

Różnorodność dostępnych opcji połączeniowych jest kwestią kluczową dla cyfrowego odtwarzacza 21 wieku, a Rossini jest dobrze wyposażony. Są tutaj tradycyjne wejścia AES/EBU i S/PDIF, wejścia USB (zarówno Typu B dla komputera, jak i Typu A dla pamięci przenośnej), połączenia ethernetowe – główne i przelotowe, a także trzy połączenia zegara (dwa wejścia, jedno wyjście). Oprócz tego odtwarzacz wyposażono w różnego rodzaju wyjścia zbalansowane oraz single-ended. Co istotne pod względem rozwoju technologii audio, platforma Rossini jest całkowicie zintegrowanym odtwarzaczem sieciowym. Tutaj także nie znajdziemy rozwiązań seryjnych – dCS opracował swój własny system streamingu ethernetowego i sterującą wszystkimi jego funkcjami aplikację. Określenie ‘sterująca wszystkimi funkcjami aplikacja’ wydaje się kwestią oczywistą w przypadku streamingu poprzez sieć ethernet, jednak Rossini jest również dostępny w wersji z odtwarzaczem CD. Aplikacja sterująca odtwarzaczem, to już nieco trudniejsza sprawa: przeniesienie technologii z roku 1981 do 2015 może przypominać zamontowanie turbosprężarki w dorożce, a zaprojektowanie aplikacji, która będzie kontrolować układy logiczne odtwarzacza CD, to nie lada wyczyn. Fakt, że działa ona w praktycznie niezauważalny sposób i że możemy bez wysiłku przełączać się pomiędzy odtwarzaczem, zasobami sieci i serwisami streamingowymi, jak Tidal czy Spotify, wymaga olbrzymiej pracy programistycznej. Szkoda, że nikt nie zwraca uwagi na tego typu rzeczy, kiedy są one wykonane prawidłowo, bo jeśli coś działa w efektywny sposób, staje się niezauważalne.

Rossini kontynuuje wizję dźwięku, którą po raz pierwszy zrealizowano poprzez system Vivaldi. Jest to dźwięk, który można określić jako ‘w dużej mierze kompletny’ i udowadnia on, że analityczność oraz radość płynąca z odsłuchów nie muszą się wzajemnie wykluczać. To, co staje się ewidentnie wyraźne podczas odsłuchów to fakt, jak rzadko ten kompletny pakiet można spotkać w rzeczywistości. Wiele cyfrowych urządzeń mieści się gdzieś na linii opisywanego continuum, ale jedynie kilka z nich potrafi wyważyć te pozornie przeciwne wobec siebie wartości z taką gracją. a ‘kompletność’ dźwięku zawiera w sobie – oczywiście – wyjątkową detaliczność, która zawsze była kluczowym atutem odtwarzaczy dCS. Jednak tutaj detaliczność łączy się z poczuciem przekonującej muzykalnej integralności, która wprost urzeka słuchacza. Ma ona uniwersalne zastosowanie – obojętne, czy słuchamy Led Zeppelin, Leadbelly, czy Liszta. Zresztą nie ma większego znaczenia, jakie utwory, czy wykonawców przywołamy w tym momencie, ponieważ ‘kompletność’ Rossiniego działa w sposób – hmm… kompletny.

Dźwięk ‘kompletny’ – będący pochodną dźwięku Vivaldi – oznacza wybicie ostatniej godziny dla starszych urządzeń dCS: Puccini, Paganini, czy Scarlatti – nawet gdyby mechanizm transportu SACD Esoteric’a był wciąż powszechnie dostępny. Dzieje się tak dlatego, że – i rozumiem, że może to być sytuacja mało komfortowa dla posiadaczy wymienionych urządzeń – Rossini pod każdym praktycznie względem przewyższa jakość dźwięku starszych odtwarzaczy. W wyraźny sposób usprawniono funkcjonalność, możliwości połączeniowe są znacznie większe, jednak co jeszcze ważniejsze, jeśli nie odtwarzamy płyt SACD, starsze modele po prostu nie brzmią tak dobrze, jak Rossini.

Wykorzystam tutaj termin zaczerpnięty ze słownictwa fotograficznego. To, co oferuje Rossini, a co jest tak niezmiernie rzadką cechą wśród cyfrowych odtwarzaczy bez względu na ich cenę, jest czymś co nazwę ‘kontrolą głębi ostrości’. Fotograf może życzyć sobie, aby cała fotografowana scena była ostra – od najbliżej położonych obiektów aż do nieskończoności – ale może również chcieć, aby jedynie fotografowany przedmiot pozostawał ostry. Co więcej, mówi się o efekcie ‘bokeh’ (rozmycia tła) – opisującego naturę nieostrych elementów i płaci się wysokie ceny za obiektywy z odpowiednimi wartościami przysłon, aby mieć pewność, że scena będzie odpowiednio sportretowana. Jeśli przełożymy tę kontrolę głębi ze zdjęcia na kontrolę głębi sceny dźwiękowej, otrzymamy wartość, która różnicuje Rossiniego od innych odtwarzaczy. Inne dobre odtwarzacze ‘skalują’ dźwięk zgodnie z rozmiarem nagrania, jednak Rossini jest jednym z bardzo niewielu, które posiadają ‘kontrolę głębi ostrości’ sceny dźwiękowej, dodającą takiego poziomu precyzji, bez którego później już ciężko się obejść. Najlepiej będzie opisać to zjawisko, jako absolutną integralność prezentowanych nagrań, bez dodawania słowa ‘niewolniczo wierny’ oryginałowi. 

Spróbujcie wykonać skok pomiędzy nagraniem o niskiej rozdzielczości, jak ‘I See a Darkness’, z płyty o tym samym tytule, wykonywanej przez Willa Oldhama, pod jego scenicznym pseudonimem Bonnie „Prince” Billy [wyd. Palace], gdzie usłyszycie klaustrofobiczną kulkę dźwięku, którą można jedynie opisać jako „rozproszoną na brzegach”, zmieniając nagranie na ‘Excuse Me Mr.” z albumu Bena Harpera „Fight For Your Mind” [Virgin], otrzymacie zwartą strefę precyzyjnego obrazu wokalisty, gitary i basu, z nieco delikatniejszym skupieniem zestawu perkusji. 

 

 

Taki rodzaj zróżnicowania głębi nagrań jest czymś, co spotkałem w urządzeniach których ilość można by policzyć się na palcach jednej ręki.

Jest jednak coś, o czym muszę wspomnieć. Pomimo stworzenia jednego z najlepszych źródeł dźwięku jakie znam, pomimo całej doskonałości wejścia USB i wysublimowanej jakości plików DSD odtwarzanych w standardzie DoP (jak można się spodziewać po firmie, która pierwsza wystąpiła z tą koncepcją), wciąż wolę dźwięk, który Rossini dostarcza odtwarzając płytę CD. Nie sądzę, aby doszło tutaj do głosu moje nieco konserwatywne nastawienie, nie twierdzę także, że dCS nie wie, jak realizować opcję streamingu – jeśli miałbym cokolwiek konkretniej tu powiedzieć, ustawiłbym streaming sieciowy i streaming online dCS’a na samym szczycie tego, co obecnie jest możliwe. Raczej mam na myśli to, że CD brzmi nieco bardziej ‘organicznie’, niż te same utwory w wersjach z plików. Nawet plik typu WAV skopiowany bezpośrednio z dysku nie brzmi z taką dozą ‘obecności’, jak płyta CD. Problem leży w tym, że CD w odtwarzaczu dCS nie jest jedynie lepsze od audio ‘nowej generacji’; ma to znacznie szersze zastosowanie i wykorzystanie Rossiniego w roli transportu dla innych przetworników DAC doprowadza do takich samych wniosków. Za każdym razem. Dla mnie, jako entuzjasty muzyki opartej na plikach wysokiej rozdzielczości, taka sytuacja jest nieco szokująca.

Jest jeszcze jedna rzecz dotycząca Rossiniego, która sprawia trochę radości, szczególnie jeśli wezmę pod uwagę fakt, iż niedawno wynegocjowałem duży projekt w którym będę pisał na temat systemów audio: jest to urządzenie o niewiarygodnie konsekwentnym i powtarzalnym dźwięku. dCS Rossini daje się od razu poznać, kiedy podłączymy go do systemu, nieważne czy będzie to przyzwoity system audio średniej klasy, czy coś naprawdę budzącego szacunek. I chociaż nie do końca jestem przekonany zapewnieniami dCS, że nie będziemy potrzebować dodatkowego przedwzmacniacza w systemie audio, to muszę przyznać, że Rossini brzmi naprawdę dobrze, kiedy podłączymy go bezpośrednio do wzmacniacza mocy. Wiadomo - odtwarzacz który kosztuje prawie 20 tyś. funtów raczej nie będzie podłączany do wzmacniacza za 800 funtów i zestawów głośnikowych za 1000, powinniśmy się spodziewać, że będzie współpracował z systemami bliżej 50 tyś funtów i droższymi; jednak pomijając kwestię ceny, trzeba przyznać, że charakter Rossiniego odznacza się wyraźnie w całościowym dźwięku systemu audio. Aplikacja sterująca czyni odtwarzacz wartościowym dodatkiem do dowolnego systemu, a drugą zaletą jest to, że Rossini potrafi odtworzyć praktycznie każdy cyfrowy format, o jakim pomyślimy (oprócz płyt SACD).

Nie spędziłem z systemem Vivaldi wystarczająco dużo czasu, by ocenić w jakim stopniu dźwięk Rossiniego różni się od dźwięku jego większego brata. Pozostawię tę ocenę mojemu redakcyjnemu koledze, Chrisowi Thomasowi, kiedy odbędzie już długoterminowe odsłuchy i opisze je w dodatku do mojej recenzji. Ma on rozległą wiedzę na temat obu systemów dCS. Tak, czy inaczej, wygląda na to, że pomimo iż Rossini powiela wszystkie zalety zestawu Vivaldi, to pełna seria urządzeń Vivaldi wynosi tę naturalność i kompletność dźwięku na jeszcze wyższy poziom. Jednak z drugiej strony, Rossini stanowi coś więcej, niż zmniejszoną wersję Vivaldiego – posiada swój własny charakter. Co więcej, w systemach które nie osiągnęły jeszcze szczytu obecnych możliwości reprodukcji dźwięku, integralność Rossiniego przełoży się na poprawę ogólnej jakości brzmienia. Pamiętajmy o tym, że w niektórych systemach high-end, które są w stanie pokazać co naprawdę potrafi Vivaldi, koszt połączenia czterech części zestawu dCS okablowaniem dopasowanym do jego jakości może przewyższyć cenę samego Rossiniego!

To, co napisałem powyżej, stanowi podsumowanie wszystkich dobrych cech dCS Rossini, jakie zauważyłem, jednak wciąż mam poczucie, że ledwie musnąłem możliwości tego odtwarzacza pisząc recenzję. Żeby jeszcze poprawić jego działanie – szczególnie kiedy współpracuje z zegarem Rossini (opisanym poniżej) – nie wystarczy zainwestować w ulepszenie poszczególnych elementów cyfrowego toru audio w naszym systemie, zapewne będzie potrzebna wymiana systemu na lepszy. dCS Rossini ustanawia obecnie wysoki standard dla cyfrowego audio dowolnego rodzaju. Możecie znaleźć ‘inny’ sprzęt, ale na pewno nie znajdziecie ‘lepszego’, który będzie w stanie zbliżyć się do poziomu, jaki oferuje Rossini. dCS Rossini to odtwarzacz o rozbudowanych i wszechstronnych możliwościach i zdecydowanie polecam go wszystkim szczęśliwcom, których stać na wyniesienie cyfrowego audio na nowy poziom działania.

dCS Rossini Master Clock

Dedykowany zegar Master Clock stanowi logiczny upgrade do podstawowego odtwarzacza Rossini. Od długiego już czasu dCS rekomenduje wykorzystanie i dostarcza zegary 1 klasy dla swoich urządzeń, zresztą nie bez przyczyny. Ten konkretny zegar wyposażono w dwa zupełnie oddzielne kryształowe oscylatory z systemem synchronizacji pętli fazowej, pracujące w częstotliwości 44.1kHz i 48kHz, o temperaturze kontrolowanej przez mikroprocesor. Zegar przełącza się na odpowiednią częstotliwość próbkowania w zależności od podawanego sygnału (w każdym przypadku stanowi ona wielokrotność dwóch dostępnych częstotliwości zegara). Aluminiowy wystrój zegara stanowi przedłużenie projektu obudowy odtwarzacza, a po podłączeniu zapewnia on dokładność ± 0.1ppm uzyskiwaną dzięki wielostopniowemu systemowi regulacji wewnętrznej.

Podłączenie zegara nie mogłoby być prostsze. Na tylnej ściance umieszczono trzy gniazda BNC. Należy połączyć wejścia 1 i 2 do odpowiednich wyjść odtwarzacza Rossini. Ciekawe, że pomimo iż mamy do czynienia jedynie z przesyłem sygnału taktującego, a nie sygnałem w domenie cyfrowej, czy analogowej, wybór przewodów połączeniowych sprawia różnicę – chociaż otrzymujemy na początek całkiem niezłe, 75-omowe przewody koaksjalne.

To, w jaki sposób zegar Rossini wpływa na dźwięk, wydaje się oczywiste. Opisanie tego, jak działa, jest niestety trudniejsze. Z pewnością nie trudniejsze niż zaprojektowanie takiego urządzenia, jednak trudność opisu wiąże się z koniecznością rozważenia skali efektu, jaki zegar wnosi, jak i analizy efektu samego w sobie. Pod względem dźwięku, Rossini jest jednym z najlepszych cyfrowych odtwarzaczy w pojedynczej obudowie, jakie znam, a zegar pogłębia jeszcze tę doskonałość. Kiedy włączymy go w tor dźwiękowy Rossiniego, usłyszymy poprawę, a kiedy go odłączymy, naszą następną czynnością będzie telefon do dystrybutora i zakup tego urządzenia.

Mówiąc prosto, to co zegar wnosi, to większe poczucie autentyczności do już i tak mocno autentycznego dźwięku. Dźwięki są osadzone solidniej w scenie dźwiękowej: czy osadzenie to uzyskano dzięki naturalnemu pogłosowi otoczenia i precyzyjnie przeprowadzonej procedurze, czy też dzięki umiejętnemu wykorzystaniu potencjometru panoramicznego podczas nagrania, to instrument i tak tkwi solidnie jak skała na swoim przypisanym w scenie dźwiękowej miejscu. Linie pogłosu są wyraźniej zaznaczone i zauważamy namacalne poczucie obecności muzyki i muzyków. Jest to wartość w której Rossini i tak przoduje, jednak zostaje ona jeszcze bardziej uwypuklona dzięki wykorzystaniu zegara.

Co ciekawe, to, co wydaje się najbardziej oczywistą korzyścią płynącą z zastosowania precyzyjnego zegara zewnętrznego – poprawa czasowej natury muzyki, jej timingu i rytmu – nie są tutaj dominujące. Da się odczuć nieco więcej czasowej dokładności, ale przecież Rossini jest i tak urządzeniem, które prezentuje rytmiczność w znakomity sposób, więc nie powinniście oczekiwać wielkich zmian w tej materii.

Rossini pozbawiony zegara wcale nie kuleje. Zamiast tego, tak samo jak dźwięk Rossiniego wygląda na tle słabszych odtwarzaczy, tak i dźwięk Rossiniego w połączeniu z zegarem wygląda na tle Rossiniego grającego w pojedynkę. Zmiana nie jest subtelna i nie będzie już powrotu do Rossiniego grającego samodzielnie, nawet jeśli sam Rossini jest lepszy niż większość cyfrowych źródeł dźwięku dostępnych obecnie na rynku, bez względu na cenę.