Kondycjoner zasilania Shunyata Research Everest 8000

Autor: Vince Hiner, The AudioBeat, wrzesień 2o2o. Oryginał recenzji znajduje się tutaj.


Najlepsze audiofilskie systemy to maszyny do podróżowania w czasie. Potrafią przenieść nas zadziwiająco blisko występujących – na scenie lub w studio – artystów. Dokładnie odwzorowany rezonans pudła gitary podczas bluegrassowego koncertu lub realizm głosu wokalistki szepczącej coś z bliska do mikrofonu potrafią oszukać nasz układ limbiczny, który przekonuje nas o tym, że słyszymy prawdziwe i realne wydarzenia. Naprawdę doskonały sprzęt pokazuje taką głębię i tyle detali, że reagujemy prawdziwymi emocjami podczas słuchania odtwarzanej muzyki. To właśnie jest istotą, sednem naszego hobby  a każdy produkt, który mnie przybliża do  tej świętej ziemi zasługuje na moje pełne uznanie.

Dotyczy to nowego kondycjonera Everest 8000 produkowanego przez firmę Shunyata Research. Nigdy wcześniej nie spotkałem pojedynczego komponentu, który poprawiłby brzmienie mojego systemu w tak wielu aspektach, jak to uczynił kondycjoner Everest 8000. Caelin Gabriel - założyciel i szef Shunyata Research -  mówi, że produkt ten jest kulminacją 25 lat jego doświadczeń w zakresie oczyszczania prądu zmiennego i jego dystrybucji w systemie audio.

Po raz pierwszy spotkałem się z projektami Gabriela około 15 lat temu. Moje zainteresowanie high-endem przechodziło wtedy głęboki kryzys. Mimo stałych poszukiwań i wymiany sprzętu, mojemu systemowi brakowało tej witalności i energii, które przede wszystkim przyciągnęły mnie do muzyki. Przyjaciel zarekomendował mi wtedy jeden z ówczesnych kondycjonerów Shunyata Research – model Hydra 4 – oraz ich przewód zasilający, Diamondback pierwszej generacji. Byłem do nich bardzo sceptycznie nastawiony. Ale wpływ tego małego metalowego pudełka oraz grubego przewodu na moją podróż przez świat audio był natychmiastowy i bardzo głęboki. Trzymały mnie w fotelu przez długie nocne godziny. Byłem zszokowany tym, jak autentycznie i naturalnie może brzmieć moja ulubiona muzyka. Przez dłuższy czas przyzwyczajałem się do ciągle rosnącego szumu generowanego przez komponenty mojego systemu i samą sieć elektryczną. Dopiero Hydra 4,  oraz wprowadzona przez nią redukcja szumu, pokazała mi jak bardzo zanieczyszczenia prądu oddalają mnie od muzyki. Następne lata doświadczeń zbieranych z coraz droższym sprzętem audio tylko potwierdziły podstawowe znaczenie kondycjonowania prądu na jakość brzmienia i naturalność odtwarzanej muzyki.

Na łamach The Audio Beat to już moje czwarte spotkanie z produktami Caelina Gabriela i jego laboratorium, które mieści się w Poulsbo w stanie Waszyngton. Trudno jednym zdaniem opisać intensywność pracy Gabriela. Oprócz stworzenia naukowych podstaw dla dziewięciu opatentowanych rozwiązań, stworzył on również firmę Clear Image Scientific, medyczny dział Shunyata Research produkujący kondycjonery i przewody zasilające wykorzystywane w pracowniach elektrokardiologicznych na całym świecie. Nie da się przecenić wyzwań stojących przed firmami, które chcą zaistnieć w tym świecie. Jak wymagające są testy, pomiary i porównania pozwalające na dopuszczenie nowych produktów do zastosowania we współczesnej medycynie. A przecież, oprócz tego mała firma Gabriela stale prezentuje nowe produkty audio.

Wykorzystanie produktów Shunyata Research w medycynie pokazuje też jak daleko zaszły dziś produkty jeszcze niedawno uważane za voodoo przeznaczone dla prawdziwych świrów. Niezależne pomiary dokonywane przez instytucje medyczne pokazują jedno: miłośnicy dobrego brzmienia mieli rację przez lata doceniając produkty firmy Shunyata Research.

Dokładny opis wszystkich rozwiązań stosowanych w produktach Shunyata Research można znaleźć w moich wcześniejszych artykułach. Muszę jednak podkreślić, co dokładnie odróżnia technologię tej firmy od najpopularniejszych kondycjonerów. Zwykle redukcja szumu elektrycznego w systemie audio obejmuje wykorzystanie dławików, cewek lub całkowitą regenerację fali prądu zmiennego. Shunyata uważa, że choć może to być efektywny sposób redukcji określonych rodzajów szumu, jest jednak zupełnie nieskuteczny w kwestii usuwania szumu tworzonego przez poszczególne komponenty systemu. W kontraście do najczęściej stosowanych rozwiązań, Everest 8000 działa jak pasywny filtr pochłaniający wysokoczęstotliwościowy szum generowany przez komponenty audio i zapobiega szkodliwym interferencjom w obrębie systemu.

Najczęstszym zarzutem wobec wielu kondycjonerów prądu jest kwestia wpływu technologii redukującej szum na pogorszenie dynamiki systemu, co prowadzi do brzmienia stłumionego i pozbawionego życia. To dlatego Gabriel stara się unikać kondycjonerów aktywnych a zamiast tego konstruuje urządzenia, które w żaden sposób nie ograniczają maksymalnego natężenia prądu dopływającego do urządzeń  niczym nieograniczonego prądu, dzięki czemu nie zmienia się ich charakter soniczny. Aby to osiągnąć, Gabriel wyposażył kondycjoner Everest 8000 w opatentowane moduły QR/BB [trzy razy większe od tych, które zastosowano w pierwszych kondycjonerach Denali]. Wykonane z ultraczystej miedzi moduły QR/BB działają jak magazyny ładunku elektrycznego zapewniające dynamiczne dostarczanie prądu podczas odtwarzania transjentów [według firmowej nomenklatury, technologia ta określana jest mianem DTCD, dynamic transjent current delivery]. Każdy z modułów QR/BB jest również wyposażony w nowy typ urządzenia filtrującego, działającego lepiej niż cewki i kondensatory, ale zupełnie bez ich wad [czyli dzwonienia w przypadku kondensatorów i ograniczenia natężenia przez cewki]. Shunyata twierdzi, że w trakcie dynamicznych transjentów, możliwości dostarczania prądu przez Everest 8000 są znacznie lepsze od podłączenia przewodu bezpośrednio do gniazdka dedykowanej linii 20A.

Oprócz technologii DTCD, Everest 8000 korzysta również z rozwiązań pozwalających na usuwanie interferencji związanych z tak zwanymi zniekształceniami współbieżnymi trafiającymi do systemu wraz z prądem z ogólnej sieci [w tym składową stałą]. Filtr nazwany CMode umożliwia usunięcie szumu pozbawiającego muzykę naturalnej trójwymiarowości bez jednoczesnej kompresji dynamiki, co ma podstawowe znaczenie dla uzyskania brzmienia pełnego witalności i spójności. Innowacja ta w połączeniu z opatentowanymi komorami izolującymi od siebie –w celu redukcji szumu - poszczególne komponenty [NIC – noise isolation chambers] oraz poprawionym tłumieniem wibracji, obecnością sześciu niezależnych stref izolacji, hydraulicznego wyłącznika przeciążeniowego a także gniazd uziemienia dla dwunastu komponentów czyni z kondycjonera Everest 8000 prawdziwe tour de force wśród dostępnych dziś konstrukcji mających na celu poprawę jakości prądu zasilającego systemy audio.

Kondycjoner Everest 8000 dotarł do mnie około miesiąca od początku Wielkiej Pandemii, kiedy już dotarłem do krańców znanego ludzkości internetu i zaczynałem się po prostu nudzić. Oczywiście, nowy sprzęt wybił mnie z letargu. Zacząłem więc pisać o szczegółach do mojego przyjaciela, Jasona. To młody, zapalony audiofil. W naszym kręgu fanatyków żyjących w St. Louis, Jason zyskał przydomek Pan Muzykalność – w związku ze swoją predylekcją do starego sprzętu a zwłaszcza wszystkiego, co wiąże się z winylami. Jak brzmiała jego odpowiedź na mojego maila wypełnionego danymi technicznymi Everest 8000? „ No nieźle. Ale czy cała ta technologiczna nekromancja sprawia, że chcesz słuchać płyt?” Bystrzak. Natychmiast zaprosiłem go na świadka odpakowywania kondycjonera Everest 8000.

Po umieszczeniu ważącej około 20kg wieży Everest za moim stolikiem audio i przepięciu kilku przewodów, Jason i ja posłuchaliśmy z Tidala doskonałego albumu Set My Heart on Fire Immediately Perfume Geniusa. Obu nas natychmiast porwał pulsujący rytm wyprodukowanego przez Blake’a Millsa utworu ‘On the Floor’. Otoczyła na masa instrumentów. A każda nuta grana przez każdy z nich trafiała do naszych uszu wyraźnie narysowana i w dokładnie określonych interwałach. Nasza wspólna reakcja na to, co usłyszeliśmy brzmiała ‘Wow!’ Może nie jest to naukowa obserwacja, ale po prostu tak to odczuliśmy. Przypominało to nieco scenę z filmu ‘Le Mans ‘66’, kiedy to Henry Ford II wybiera się na jazdę testową nowym GT40 Mk II. Zanim prowadzący samochód Caroll Shelby naciśnie hamulce, Ford – śmiejący się i szlochający na zmianę – zdoła tylko wykrztusić ‘Nie miałem pojęcia’.

OK, podczas naszych odsłuchów nie lały się łzy. Ale ta scena dokładnie oddaje nasze wspólne zaskoczenie. Potężny bas i olbrzymia przestrzeń, jakie Everest 8000 wprowadził do mojego systemu zszokowały nas obu. Podczas pierwszej dwugodzinnej sesji, Jason rzucał tylko beznadziejnie nieprecyzyjne frazy w rodzaju ‘To cudowne!’ lub ‘Jakie to szaleństwo!’. Na przykład, kiedy słyszał bas Paula McCartney’a na pochodzącym z 1976 tłoczeniu winyla The Wings At the Speed of Sound [SW-11525]. Jason powtarzał też ciągle ‚Pogłoś to cholerstwo!’ - zwłaszcza w trakcie utworu ‚Rehab’ ze zdecydowanie nieaudiofilskiego albumu Amy Winehouse Back to Black [streaming, Tidal MQA]. Nie mam żadnych wątpliwości, że Everest 8000 zmienił układ limbiczny mojego kolegi i pozbawił go całego sarkazmu. Wychodząc, powiedział tylko ‚To było niesamowite’.

Według wielu osób, które słyszały mój system, jego najsłabszym ogniwem [oprócz samego pomieszczenia] jest odtwarzanie muzyki z plików cyfrowych. Choć mój DAC -Audio Research DAC9 - oraz streamer Auralic Aries LE współpracują ze sobą bez problemów, dość szybko pojawia się zmęczenie dźwiękiem. Zwłaszcza podczas odsłuchów mniej niż perfekcyjnych nagrań. Nawet jeżeli sama muzyka jest inspirująca, muszę zmniejszyć głośność. Zacząłem traktować zmęczenie jako część cyfrowego brzmienia. Wystarczyło jednak posłuchać kondycjonera Everest 8000 a ziarnistość, szum i poświata związana z cyfrą zniknęły jak ręką odjął. Zastąpiła je płynna, naturalna prezentacja. W jednym z ostatnich wywiadów, zapytałem Caelina Gabriela czy uzyskany efekt brzmieniowy wynika z osiągnięcia przez Everest 8000 redukcji szumu na poziomie 60dB, izolacji poszczególnych komponentów czy może lepszego timingu, który wnosi technologia DTCD. Jego odpowiedź była celna i prosta: ‚Wewnątrz Everest 8000 nie ma żadnych magicznych rozwiązań. Po prostu: wszystko ze sobą współdziała. Jeżeli nie zadbalibyśmy odpowiednio o każdy aspekt dostarczania prądu i usuwania szumu, jeżeli tylko jedna rzecz nie byłaby rozwiązana na najwyższym poziomie, zniszczeniu uległaby całość naszej pracy. Audiofile lubią myśleć o swoim systemie i komponentach w sposób addytywny. Uważają, że dodawanie kolejnych komponentów i akcesoriów doprowadzi w końcu do synergii, która pozwoli rozwiązać wszystkie problemy. Niestety, rzeczywistość jest inna.’

Gabriel podchodzi do poprawy jakości brzmienia w sposób subtraktywny. Najpierw stara się odkryć który z etapów dystrybucji prądu odpowiada za generowanie szumów lub ograniczenie dynamiki i szybkości. Następnie zaś pracuje nad poprawą działania tej części/układu. Tak, by zredukować jej wpływ na degradację brzmienia. Efekty takiego podejścia słychać i w moim systemie cyfrowym: eliminacja zakłóceń i artefaktów pozwala mi na długie godziny odsłuchów bez zmęczenia. Teraz moje cyfrowe źródło i DAC zbliżyły się na kilka kroków do naturalnego, organicznego i pozbawionego napięcia analogowej części mojego systemu. Kiedy usłyszałem, co potrafi osiągnąć Everest 8000, utwierdziłem się w przekonaniu, że jakość zasilania ma podstawowe znaczenie jeżeli podczas odtwarzania plików cyfrowych chcesz usłyszeć prawdziwą muzykę a nie syntetyczny substytut.

Dla mnie samego największą, prawdopodobnie, zaletą kondycjonera Everest 8000 jest możliwość wykorzystania go w charakterze doskonałego narzędzia podczas testów. W systemach o dużej rozdzielczości, jak na dłoni pokazuje różnice między różnymi komponentami. Zdawałem sobie sprawę, że mój streamer Auralic nie osiąga poziomu transportu PS Audio PerfectWave. Dzięki Everest 8000 mogę wyraźnie usłyszeć jak dużo więcej wypełnienia i naturalnych barw mają instrumenty z odtwarzanej płyty CD – w porównaniu z tymi samymi plikami odtwarzanymi przez streamer. Aries do doskonałe urządzenie. Ale nie osiąga takiego samego wypełnienia dźwięku i dokładności tonalnej, które słyszę podczas odtwarzania tradycyjnych nośników przez – znacznie droższy i solidniejszy – transport PerfectWave. Everest 8000 pokazał, że z mojej kolekcji srebrnych krążków da się wycisnąć znacznie więcej muzycznej przyjemności niż myślałem.

Zanim opiszę wpływ technologii znajdującej się wewnątrz kondycjonera Everest 8000 na odtwarzanie określonych nagrań, warto poświęcić parę chwil kwestii przewodu zasilającego, który łączy kondycjoner z gniazdem zasilającym. To chyba najważniejsze połączenie elektryczne w całym systemie. Zastosowanie taniego przewodu entry-level  można porównać do założenia całosezonowych najtańszych opon do Bugatti Chiron. Oowszem, można na nich jeździć. Ale nigdy nie poczujesz, co to znaczy osiągnąć setkę w dwie i pół sekundy. Everest 8000 dotarł do mnie z rekomendowanym przez producenta przewodem Sigma XC. Uzyskane dzięki niemu wybitnie szybkie transjenty i głęboki, doskonale zróżnicowany, bas sprawiły, że mój dwuletni przewód Sigma NR okazał się być powolny, wręcz zamulony. Według Caelina Gabriela, brzmienie przewodu Sigma XC – które oceniam jako doskonały balans szybkości i precyzji tonalnej – wynika z unikalnej geometrii VTX-Ag przewodów grubości 6AWG zbudowanych z czystego srebra otoczonego beztlenową miedzią. Zdolność dostarczania prądu o nieograniczonym natężeniu pozwala osiągnąć z przewodem Sigma XC bas, którego siła trzęsie ścianami. Dodatkowo, obecne na obu końcach przewodu Sigma XC elementy karbonowe znacząco redukują mikrowibracje, co – zdaniem Gabriela – odpowiada w części za lepszy timing i holograficzne obrazowanie, które usłyszałem po wpięciu XC do swojego systemu.

 

Kiedy już skończyłem lwią część odsłuchów, Shunyata przysłała mi swój grubszy [ale zadziwiająco elastyczny] przewód Omega XC grubości 4AWG. Ten, droższy od Sigma XC, przewód zapewnia równie doskonałe barwy, ale daje coś jeszcze. Używając analogii motoryzacyjnych – działa jak turbosprężarka przeznaczona dla tych, którzy chcą wycisnąć dodatkowe 20 lub 25% dynamiki i energii ze swojego systemu. Zapytany dlaczego grubość przewodu ma takie znaczenie, Gabriel powiedział, że podobnie do modułów QR/BB działają jak magazyny ładunku, tak i same przewody magazynują energię. „Powierzchnia przekroju poprzecznego przewodnika pozwala nawet na obliczenie magazynowanego ładunku. Parametr ten określa się mianem pojemności elektrycznej przewodnika. Można osobiście doświadczyć jego istnienia podczas stosowania długich przewodów: już po odcięciu od zasilania są w stanie przez jakiś czas generować napięcie na drugim końcu.” Czy to zwiększona pojemność przewodu Omega XC odpowiada za usłyszany przeze mnie znaczący wzrost dynamiki? Całkiem możliwe.

Technologiczne nowinki w produktach audio nie są jednak najważniejsze. Jeżeli nie wnoszą poprawy brzmienia, są wręcz zupełnie zbędne. W przypadku kondycjonera Everest 8000, efekt kumulacji wszystkich technologicznych innowacji firmy Shunyata Research jest po prostu dramatyczny. Kiedy chcę sprawdzić, jak testowany komponent audio radzi sobie z pokazaniem złożonych faktur muzyki, sięgam po wyprodukowany przez Normana Grantza w 1984 album Counta Basiego i jego orkiestry 88 Basie Street [Pablo 23110-901]. Ten, nagrany przez Allena Sidesa w legendarnych Oceanway Studios w Hollywood, album jest jedną z najlepszych realizacji dużego jazzowego zespołu, jaką w życiu słyszałem. Kondycjoner Everest 8000 pokazał bez żadnego błędu barwy szerokiego zestawu instrumentów – od saksofonów [tenor, baryton, alt] po trąbki, fortepian i gitary]. Zrobił to znacznie pewniej i dokładniej niż jego poprzednik, Denali. Kiedy wspominam koncerty big-bandów, które słyszałem na żywo, jestem zaskoczony jak blisko Everest 8000 zbliża się do zapamiętanego brzmienia. Dopiero teraz dostrzegam, że za legendarnym swingiem Basiego stoi ultradokładna synchronizacja muzyków i sprawność wszystkich członków zespołu. Everest 8000 pokazał kipiącą energię i wstrząsającą dynamikę tej sesji z żywotnością i realizmem jakich nie doświadczyłem nigdy wcześniej.

Everest 8000 zaskakuje również podczas słuchania mniejszych składów. Album Alison Kraus i Union Station Lonely Runs Both Ways [CD, Rounder 11661 0525-2] to doskonale znany popis możliwości akustycznych gitar połączonych z ekspresyjnym głosem. Album ten, często wykorzystywany jako nagranie referencyjne, zapisał się już chyba trwale w mojej podświadomości. Nie będzie więc przesadą, jeśli napiszę o olśnieniu, którego doznałem słuchając tej płyty z Everest 8000. Pokazał on bowiem zasadnicze znaczenie skrzypiec Krauss dla integralności tego nagrania. Jej gra stanowi osnowę, na której mogą tkać skomplikowane wątki pozostali muzycy. Jak mogłem tego przez wiele lat nie widzieć? Everest nie uwypuklił żadnego z elementów nagrania. Po prostu, uwolnił mikrodetale wcześniej zamknięte w klatce ograniczonej przestrzeni. Everest pozwolił muzyce oddychać pełną piersią. Teraz mogę docenić smutny ton Krauss w utworze ‘Wouldn’t Be So Bad’ słyszany powyżej lśniącej gitary dobro Jerry’ego Douglasa i krążący wokół synkop Dana Tyminskiego. To bogaty krajobraz dźwiękowy. Nie spodziewałem się usłyszeć czegoś takiego ze srebrnego krążka.

Everest 8000 zapewnia również możliwość dogłębnego wejścia w technikę samego nagrania. Odsłuch wspaniałego albumu George’a Jonesa Tear Your Playhouse Down [Bandit Records 79842-2, streaming] zmusił mnie wręcz do sięgnięcia po opis płyty. Okazało się więc, że to kompilacja duetów nagranych w różnych miejscach i różnych warunkach przez kilku różnych inżynierów. Everest 8000 pozwolił usłyszeć inną akustykę każdego studia, zmianę typu i położenia mikrofonów oraz wprowadzanie pogłosu w niektórych ścieżkach. Dla takiego muzycznego maniaka jak ja, to rewelacja. Jakby każda płyta stała się nowym gwiazdkowym prezentem. Usuwając szum, Everest pozwala usłyszeć dużo więcej w każdym nagraniu.

Kiedy testowałem pierwszy kondycjoner Denali w roku 2016, jednym z nagrań których brzmienie oceniałem był album Jacksona Browne’a I’m Alive [CD, Elektra 9 61524-2] z 1993. Cztery lata później, z kondycjonerem Everest w systemie, znów sięgnąłem po tę płytę.  Głos Browne’a został pokazany w sposób, który kojarzy się z brzmieniem najlepszych winyli. W głosie wokalisty chórku [baryton albo bas], w drugim utworze ‘My Problem is You’ usłyszałem szorstkie rezonanse, których zupełnie nie było podczas słuchania z Denali 6000T. Bębny wręcz eksplodowały z moich kolumn z pełnym realizmem. Słychać wszystkie ich charakterystyczne elementy: skórę, pałki, ruch powietrza. Najwyraźniej usłyszałem dokładność odwzorowania perkusyjnych tonów w ‘Too Many Angels’. Perkusista Jim Keltner, basista Jim ‘Hutch’ Hutchinson oraz perkusjonista Lenny Castro – grając na żywo -  stworzyli zadziwiające intro, które mogłem teraz docenić w pełni: wspólnie grające instrumenty tworzą skomplikowany splot odpowiedzialny za wywołanie intensywnie smutnego nastroju. Wrażenie było całkowicie  odmienne, od zapamiętanego. Wcześniej w tym miejscu słyszałem bowiem odległą, bezładną plątaninę. W piosence tej mamy również sporo wokali. Śpiewacy z chóru na zmianę występują solo. Dzięki kondycjonerowi Everest 8000 usłyszałem dokładnie frazowanie każdego z nich, zobaczyłem ich ruch wokół mikrofonu. W pewnym momencie zacząłem się wręcz zastanawiać czy na etapie postprodukcji nie zdublowano ścieżek aby ta sześcioosobowa grupa wokalna zabrzmiała jak dużo większy zespół. Mogłem również precyzyjnie usłyszeć głos Jennifer Warnes oświetlony punktowo pod koniec utworu. W pojedynkę, żaden z opisanych elementów nie ma zasadniczego znaczenia dla całości. Ale razem pokazały znaczący wzrost rozdzielczości mojego systemu, co dało więcej, dużo więcej, przyjemności ze słuchania odkrywanej na nowo muzyki.

Wpływ kondycjonera Everest 8000 przypomina to, co czuję kiedy słucham doskonale zremasterowanej nowej wersji albumu, który już posiadam na winylu lub płycie CD. Zawsze cieszę się odkrywaniem nowego brzmienia wokali, lepszego rysunku w przestrzeni niektórych studiów nagraniowych albo intymnego ciepła innych lokalizacji. Mój mózg nie walczy przy tym z wynikającym z zasilania szumem, który towarzyszy tym odsłuchom.

Moje kolumny, Wilson Sasha 2, nadal brzmią – w moim systemie – w sposób zrównoważony i neutralny. Kondycjoner Everest 8000 pozwala jednak dostarczyć do nich więcej energii, szerszą paletę barw, doskonalsze detale i szybsze transjenty, które jak się okazuje obecne były nawet w słabszych nagraniach.

Za jedyną wadę kondycjonera Everest 8000 można uznać jego cenę. Ale czy na pewno? W świecie kolumn kosztujących grube miliony, mogę też uznać, że Everest 8000 jest wręcz okazją – poprawia bowiem w znaczący sposób brzmienie każdego komponentu, który do niego podłączymy. Nikt pewnie jednak nie traktuje poważnie finansowych rekomendacji recenzentów sprzętu audio.

Po usłyszeniu kondycjonera Everest 8000, mogę tu tylko opisać moje kalkulacje. Kosztujący mniej niż 10% ceny całego mojego systemu kondycjoner Shunyata Research Everest 8000 dramatycznie poprawił każdy aspekt jego brzmienia. Wiele moich starych płyt zabrzmiało jak po świeżym masteringu, nawet tych słabiej nagranych. Mogę znacznie dłużej słuchać płyt CD bez żadnego zmęczenia ciesząc się liniowością tego medium. Serwisy streamingowe zabrzmiały naturalnie i wciągająco, lepiej niż kiedykolwiek wcześniej. Moje kolumny pokazują skomplikowaną muzykę z bezproblemową gładkością i łatwością, które wcześniej pojawiały się jedynie po podłączeniu znacznie droższych wzmacniaczy. Everest 8000 to referencyjny komponent wprowadzający nas do audiofilskiej ziemi obiecanej: świata pełnej transparencji, koncertowej dynamiki i zróżnicowania detali, które zamieniają każdy odsłuch w przeżycie pełne najgłębszych emocji. Po usłyszeniu kondycjonera Everest 8000 trudno wyobrazić sobie życie bez niego.

Inne spojrzenie na Everest: ponieważ tu jest

Jakiś czas temu firma Shunyata Research zaczęła nazywać swe produkty imionami wysokich gór. Modelem Everest 8000 doszła więc do absolutnego szczytu. Ten wyposażony w osiem gniazdek kondycjoner prądu zasilającego wykorzystuje pełen wachlarz opracowanych i opatentowanych przez firmę technologii redukcji szumu. Tym razem zamkniętych w formie wysokiej wieży przeznaczonej do postawienia obok stolików z komponentami audio. Choć podobają mi się uchwyty podtrzymujące ciężkie przewody zasilające, muszę przyznać że umieszczenie wieży kondycjonera za moim stolikiem nie było najłatwiejsze. Posiadacze olbrzymich pomieszczeń odsłuchowych będą mieć łatwiejsze zadanie.

To moje jedyne zastrzeżenie wobec kondycjonera Everest 8000. Jego wysoka cena nie jest dla mnie w żaden sposób zaskakująca w porównaniu do jego działania: poprawy brzmienia większości systemów audio, która wynika z eliminacji szumu zasilania, ale także szumu generowanego przez każdy z komponentów systemu. Wepnij Everest 8000 do swojego systemu a usłyszysz pełnię jego możliwości, bez żadnych ograniczeń.

Poprawa wprowadzana przez kondycjoner Everest 8000 obejmuje wiele aspektów brzmienia: jego lepszą klarowność, ostrzejsze ogniskowanie, zwiększenie dynamiki – a wszystko w pełnym zakresie pasma. Muzyka, która zabrzmiała u mnie po wpięciu Everest 8000 [nawet w trakcie jego wygrzewania] była bardziej witalna i realna, bardziej naturalna od głębokiego basu po wysokie tony. Obrazy były wyraźniejsze i lepiej wypełnione a na scenie było więcej powietrza. Całość – kolorowa średnica, potężny bas i błyskawiczne transjenty – wprowadziła żywą muzykę do mojego pokoju przy jednoczesnym zachowaniu akustyki miejsca, w którym powstawały nagrania.

W swoich recenzjach wspominałem już, jak bardzo lubię porównywać różne wersje tego samego nagrania, cyfrowe lub analogowe, co pozwala wyraźnie pokazać sygnaturę dźwięków poszczególnych komponentów. Podkreślanie lub niwelowanie różnic między nagraniami pokazuje ograniczenia testowanych produktów i ułatwia wyznaczenie granic ich możliwości. Spośród różnych wersji Kind of Blue, z Everest 8000 czarne tło było najczarniejsze na złotej płycie CD Sony MasterSound [Columbia Legacy CK 52861]. Tak samo ciężar i wypełnienie basu.  Inne posiadane przeze mnie wydania Kind of Blue  na płytach SACD  - Sony [Columbia/Sony  Legacy CS 64935] i Mobile Fidelity [Mobile Fidelity UDSACD 2085] zabrzmiały lżej i bez atmosfery kina noir tak charakterystycznej dla tego nagrania. Może to wyglądać na różnicę ‘niemuzyczną’, ale jest zupełnie inaczej. Każdy, kto słyszał Kind of Blue wie, że siła tej muzyki wynika właśnie z atmosfery samego nagrania. W moim systemie CD brzmi lepiej niż SACD. Everest 8000 pokazuje to jeszcze wyraźniej pomagając moim komponentom osiągnąć nowy poziom brzmienia.

To samo dotyczyło każdego odtwarzanego nagrania: wszystkie ich cechy charakterystyczne były podkreślane przez Everest 8000. Kondycjonowanie prądu zasilającego ma podstawowe znaczenie dla systemu audio, wpływa bowiem na każdy komponent elektroniczny i warunki jego pracy. Kondycjoner Everest 8000 zasługuje na najwyższą rekomendację. Olbrzymi wpływ na brzmienie – nawet wzmacniaczy mocy – pozwala nazwać Everest 8000 jednym z najlepszych produktów audio dostępnych na rynku.

Marc Mickelson

System towarzyszący

Źródło analogowe

gramofon EAT C-Major, wkładki Koetsu Black Goldline i Denon DL-103R, przewody phono i uziemiający Shunyata Research Sigma

Źródło cyfrowe

konwerter cyfrowo-analogowy Audio Research DAC9, transport PS Audio PerfectWave, streamer Auralic Aries z zasilaczem Purer-Power, oprogramowanie Roon Labs z komputerem Apple Macbook w roli Core, oprogramowanie Channel D, filtr AudioQuest JitterBug USB

Przedwzmacniacz

Convergent Audio Technology SL1 Renaissance [edycja Black Path]

Wzmacniacz mocy

Conrad-Johnson Premier 350SA

Kolumny

Wilson Audio Sasha W/P series 2

Interkonekty

Shunyata Research Sigma

Przewody głośnikowe

Shunyata Research Sigma

Przewody cyfrowe

AudioQuest Carbon USB, Shunyata Research Venom USB, Shunyata Research Sigma AES/EBU i S/PDIF.

Kondycjonowanie prądu

Shunyata Research Denali 6000/S, 6000/T i 2000/T; Shunyata Research Defender w gniazdu ściennym

Stolik na sprzęt i podkładki

Stolik Solidsteel S3 i S4, system Shunyata Research Dark Field, deski IKEA Aptitlig, podkładki Stillpoints Ultra S, izolatory Ultra 5

Akcesoria

Myjka do płyt Spin Clean Mk II, urządzenia do czyszczenia płyt Nitty Gritty Mini-Pro 1 Disc Doctor V, demagnetyzer Acoustic Revive RD-3, UltraBit Diamond-Plus System Enhancer