Recenzja wzmacniacza stereofonicznego D'Agostino Progression S350

Autor i źródło recenzji: Ken Kessler, HiFi News, kwiecień 2023 r.
Oryginał można przeczytać tutaj.

Zainspirowany projektem obudowy i korzystający z układów opracowanych dla urządzeń Momentum, wzmacniacz mocy Progression drugiej generacji może poważnie pokrzyżować plany konkurencji i swoim starszym braciom.

W połowie pierwszego odsłuchiwanego utworu, dotarło do mnie, że Dan D’Agostino - projektant i szef firmy - w kwestii pozycjonowania i rozróżniania linii swoich wzmacniaczy działa jak firmy produkujące supersamochody. W końcu, musi jakoś wytłumaczyć światu dlaczego nowa końcówka Progression S350 kosztuje ciut więcej niż połowa Momentum S250 MxV a jest od niej dwa razy większa i ma o 100W większą moc na kanał [350 vs 250W]. Zestawione ze sobą, przypominają kadry z komedii Bliźniacy z Arnoldem Schwarzeneggerem i Dannym DeVito.

Stopniowanie obejmuje wszystkie trzy linie: Progression, Momentum i Relentless. Na poziomie konstrukcji flagowej mamy wzmacniacz Relentless [z ceną o sześciu zerach], który mentalnie odpowiada limitowanemu modelowi LaFerrari. Momentum odpowiada modelowi Ferrari GT, ze środka cennika. A na najbardziej dostępnym poziomie mamy Progression, który przez analogię do nowej mody panującej w świecie motoryzacji, możemy określić mianem luksusowego SUV-a.

Konstrukcje linii Progression są, w zasadzie, ekonomiczne. Po ustawieniu na miejscu przez conajmniej dwie osoby [ze względu na rozmiar i ciężar] doskonale nadają się do codziennego użycia i zużywają mniej energii niż wzmacniacze Momentum i Relentless. Miałem w systemie komponenty lampowe, które wyciągały z gniazdka więcej prądu. Co więcej, Progression S350 jest prosty w obsłudze, praktycznie niezniszczalny i  więcej niż mocny. Paul Miller napisał w mailu ’To bestia, która napędzi wszystko!’ Kto, jak kto, ale Miller wie, co mówi: w końcu nasze laboratorium jest jedynym na świecie, które mierzyło monobloki Relentless…

Minimalistyczny olbrzymi wzmacniacz

Zastanawiałem się, jak olbrzymi rozmiar i potężną moc Progression 350 przełożą się na zdolność do napędzenia klasycznych ’zjadaczy wzmacniaczy’ czyli kolumn  Apogee Scintilla z końca produkcji [impedancja 1om]. Moje, łatwiejsze do do napędzenia, kolumny Wilson Audio Sasha DAW [test HFN o3’2o19] są bowiem dla Progression S350 jak gin z tonikiem.

Tylny panel wzmacniacza mówi wszystko o łatwości obsługi wzmacniacza.  Można go włączyć w system i uruchomić przez około 90 sekund! Króluje tu minimalizm: oprócz gniazda zasilającego, wejść XLRi terminali głośnikowych mamy tu jedynie włącznik główny, mały przełącznik jasności oświetlenia [można je też wyłączyć] i gniazdo wyzwalacza. Wejścia są wyłącznie zbalansowane. Wielu z nas uważa, słusznie lub nie, że brzmią najlepiej. Trudno wyobrazić sobie, że partnerujący tej końcówce przedwzmacniacz nie będzie miał wyjść XLR.

Na przednim panelu dominuje firmowy wskaźnik oddawanej mocy: olbrzymie oko inspirowane tarczą zegarków Breguet. Tym razem z dwiema wskazówkami - po jednej dla każdego z kanałów. Szczerze mówiąc, musisz się natrudzić, żeby zobaczyć ruch wskazówek. Musiałem zakryć uszy i podkręcić głośność do nienormalnego wręcz poziomu, żeby zobaczyć jak drgają.

Na dolnej ściance, tuż za krawędzią przedniego panelu poniże miernika, znajduje się przycisk wyprowadzający Progression S350 z trybu czuwania.

Prawa ewolucji

Nie pozostało nic innego, jak cieszyć się brzmieniem Progression S350 w moim systemie. Napędzał kolumny Wilson Audio Sasha DAW bez śladu zadyszki. Żałowałem, że tuż przed dotarciem tej końcówki musiałem odesłać testowaną parę kolumn DeVore O/93 [test HFN marzec 2o23]. Choć teraz myślę, że D’Agostino byłby dla tych wysokoskutecznych konstrukcji nieco zbyt mocny.

Czas spędzony ze wzmacniaczem Progression S350 oraz najnowszą wersją Momentum S250 - MxV - był czystą przyjemnością. Te wzmacniacze to dar dla dealerów. Ich prezentacja sprawia, że niektórym klientom naprawdę będzie się cieżko oprzeć… Pamiętajcie, że od ponad dekady mam w swoim systemie stereofoniczną końcówkę mocy Momentum. Przeszła w tym czasie dwa istotne udoskonalenia. Upgrade do wersji MvX to prawdziwy bonus. Tym samym jest ewolucja ProgressionS350.

Według producenta, oba te wzmacniacze zyskały dzięki doświadczeniom zdobytym przy projekcie Relentless. Każda linia komponentów D’Agostino została udoskonalona dzięki wykorzystaniu inspiracji pochodzących wprost z linii Relentless. W praktyce, różnica między Momentum sprzed ery MxV a znacznie droższym Relentless słyszalnie zmalała. Ale najciekawszy jest postęp w obrębie linii Progression. Moje ucho nie jest w stanie rozpoznać różnic między testowanym S350 a poprzednią wersją Momentum. Innymi słowy, nowe Progression osiągnęło poziom wzmacniacza kosztującego dużo, dużo więcej.

Istnieją jednak różnice między Progression S350 a aktualnie wersją Momentum S250 MxV. Na tyle istotne, że dla obu tych wzmacniaczy znajdzie się miejsce na rynku. Gdybyśmy żyli w latach siedemdziesiątych, nazwałbym Progression S350 wzmacniaczem ’rock-and-rollowym’ a Momentum S250 MxV wzmacniaczem ’jazzowym’ lub ’klasycznym’, jak to się wtedy określało.

Oczywiście, to tylko uproszczenie. Obie te konstrukcje D’Agostino polubią każdy rodzaj muzyki. Ale tym, co przekonało mnie o faktycznym udoskonaleniu Progression S350 względem poprzedników była poprawa delikatności wysokich tonów bez jednoczesnej rezygnacji z brutalnego wręcz, potężnego dołu [ w porównaniu z Momentum]. Pamiętajmy jednak, że wzmacniacze Momentum to  również nie słabeusze. Potrafią uderzyć. Ale robią to naprawdę w inny sposób. 

Dzwonki, bongosy, cymbałki

Dyskusja o różnicach brzmienia dotyczy bardzo drobnych rzeczy. Obejmuje też kwestie towarzyszącego sprzętu oraz - co najważniejsze - osobistych przyzwyczajeń i preferencji. Testowanie sprzętu audio powinno zawsze być  wyzwaniem dla słuchacza. Jak przesiadka z rodzinnego hatchbacka do super supersamochodu  osiągającego 300km/h  pozwala sprawdzić umiejętności kierowcy. Aby to potwierdzić, zamiast hard rocka - z którym Progression radzi sobie doskonale - postanowiłem sięgnąć po nagranie Martina Denny Exotica [magnetofonowa taśma szpulowa, Liberty LT7034], mieszankę dziwnych dźwięków nagraną wieki temu, w 1956.

Choć to głównie orkiestra, album ten był uważany za ’egzotyczny’ w związku z wykorzystaniem całej masy niezwykłych instrumentów - bongosów, cymbałków, dzwonków, bambusowych pałeczek i innych ezoterycznych perkusjonaliów - określanych zwykle mianem ’tropikalnych’, co dziś wywołuje spory niepokój u osób przywiązujących uwagę do politycznej poprawności. Płyta ta pokazuje pełne spektrum dźwięków w zakresie wysokich i najwyższych częstotliwości. Jest więc, w zasadzie, przeciwieństwem elektrycznej gitary grającej solówkę w stylu Eddiego Van Halena. Progression S350 przekazał te ultradelikatne dźwięków w doskonały sposób,  z pełną precyzją transjentów.

Jedwabny szlak

Następną odsłuchiwaną płytą była A Night In The Tropics orkiestry 101 Strings [magnetofonowa taśma szpulowa, Audio Spectrum AST-102]. Tym razem góra była bardziej typowa: dominują w niej dźwięki olbrzymiej ilości skrzypiec. Progression S350 przekazał je bez żadnej ostrości, ale za to z jedwabistą płynnością, która w najmniejszym stopniu nie przypomina poprzedniej wersji tego wzmacniacza. W porównaniu do Momentum, Progression S350 nadał większy ciężar dolnym oktawom.

Jeżeli zaś chodzi o średnicę, oba wzmacniacze były podobne jak bliźnięta jednojajowe. Słychać to wyraźnie na albumie Mucho Machucambos zespołu [jakżeby inaczej] Los Macuchambos [magnetofonowa taśma szpulowa, London Phase 4 Stereo LP74055]. Te nasączone latynoskimi rytmami utwory zachowały niespodziewaną [przed testem] słodycz wysokich tonów, wyraźną zwłaszcza w utworze ’Adios Irene’. Perkusja była mocna. Dźwięk wypełniał całe pomieszczenie dzięki dużej - wręcz gigantycznej - scenie. Pod tym względem Progression S350 szedł łeb w łeb z Momentum S250MxV. Być może ten dugi był nieco bardziej otwarty.

Niespotykana autentyczność

A co z wokalami? Miały w sobie tyle życia i pełni, że nie byłem w stanie wykryć najdrobniejszej nawet różnicy między S350 a S250 MxV. Głos Krisa Kristoffersona z Jesus Was A Capricorn [SACD, Vocalion 2CDLK 4636] i delikatna, intymna wersja  ’Make You Feel My Love’ Boba Dylana z Fragments: Time Out Of Mind Sessions [1996 - 1997]  [CD, Columbia 19439981992SC1] wypełniły mój pokój większą ilością powietrza wokół artystów niż mógłbym się spodziewać.

Co więcej, wrażenie obecności obu artystów było niespotykanie autentyczne. Materializowali się gdzieś przede mną. Progression S350 to potężny wzmacniacz. Jego mocy wydaje się nieograniczona. JEdnocześnie jest również delikatny i wyrafinowany, jak jego starsi bracia. Jestem pod wrażeniem.

Werdykt HiFi News

Ponieważ w swoim systemie używam wzmacniaczy firmy D’Agostino od ponad dziesięciu lat, mam już chyba wyrobione zdanie na temat jej typowego brzmienia.  W przypadku Progression S350 brzmienie jest nieco zmiękczona, ale bez żadnych poświęceń w zakresie jego potęgi i pewności. Ten wzmacniacz - niezależnie od źródła i reszty systemu - ma taką kontrolę, że wymaga od słuchacza bardzo dużo. Ci, którzy to złapią, w tej cenie nie znajdą niczego lepszego.

Jakość dźwięku: 89%