PrimaLuna EVO 300 Hybrid - wzmacniacz zintegrowany

Autor: Noel Keywood, Hi -Fi World, styczeń 2022

Oryginalny tekst recenzji znajduję się tutaj.


Jeżeli szukasz gładkiego brzmienia lamp, ale potrzebujesz również większej mocy pozwalającej od czasu do czasu posłuchać AC/DC, odpowiedzią może być wzmacniacz hybrydowy. Nie jest to nowa idea. Próbowało już wielu producentów. Teraz do ich grona dołączyła PrimaLuna, wprowadzając na rynek integrę EVO 300 Hybrid.

Zintegrowane wzmacniacze hybrydowe to połączenie lampowego przedwzmacniacza z tranzystorową końcówką mocy. Dostajesz coś z każdego świata. Są kompromisem, którego efekt brzmieniowy może jednak nie trafić w niczyje gusta, leżąc gdzieś w połowie między dwoma estetykami. Tranzystorowa końcówka mocy może puścić z dymem brzmieniowe zalety dobrego lampowego preampu. Ale zdarzają się też udane połączenia. Sam słyszałem kilka dobrych wzmacniaczy hybrydowych, na przykład niemieckiego Vincenta [zbierających pochlebne opinie na całym świecie]. Nie jest to brzmienie lampowe ani tranzystorowe. To brzmienie hybrydy! W skrócie: czyste, ułożone, mocne ale i dobrze wypełnione. Czy PrimaLuna EVO 300 Hybrid gra w tej samej lidze?

We wzmacniaczu tym zastosowano tranzystory MOSFET, które pod względem charakterystyki pracy zawsze nieco przypominały lampy próżniowe. PrimaLuna tym właśnie tłumaczy ich wybór. Należy jednak pamiętać, że współczesne tranzystory MOSFET to bardzo dopracowane konstrukcje i doskonale sprawdzają się we wszystkich zastosowaniach.

Wiemy już, że EVO 300 Hybrid to mocna integra. Co więcej? Nic poza tym. Na tylnej ściance znajdziemy pięć liniowych wejść niezbalansowanych oraz miejsce na opcjonalny przedwzmacniacz gramofonowy [niewielkie pudełko przykręcone do dolnej ścianki], którego nie było na pokładzie testowanego egzemplarza. I to prawie wszystko. Żadnych wejść cyfrowych, modemu Bluetooth, gniazd XLR ani niczego innego. Mamy tylko stałopeziomowe wyjście Tape Out [a jedno z wejść to przelotka dla kina domowego omijająca regulację głośności]. Na przednim panelu można znaleźć gniazdo słuchawkowe 1/4” do nocnych odłuchów z wyłączonymi kolumnami.

Wewnątrz obudowy znajdziemy zaś całkiem poważny układ, który tłumaczy sporą wagę wzmacniacza wynoszącą około 25 kilogramów. Za jej sporą część odpowiada olbrzymi transformator 500VA zasilający końcówkę mocy oraz dwa osobne transformatory zasilające układ przedwzmacniacza. Zakładam, że jeden z nich odpowiada za generowanie wysokiego napięcia dla lamp, drugi zaś dostarcza niskie napięcie do reszty układu. PrimaLuna stosuje w swoich wzmacniaczach lampowych tranzystorowe układy sterujące i monitorujące, podobnie jest więc chyba i w EVO 300. Hybrid. Zarówno zmotoryzowany potencjometr regulacji głośności [błękitny Alps?] jak i pozostałe elementy układu zdalnego sterowania i przekaźniki na wejściach wymagają niskiego napięcia zasilającego.

Duży i ciężki pilot zdalnego sterowania jest wykonany z aluminium. Pozwala na zmianę głośności i wybór wejścia oraz wyciszenie wzmacniacza. Ponieważ jest to pilot systemowy, wyposażony jest w wiele nieaktywnych przycisków służących do obsługi innych urządzeń PrimaLuna: w przypadku tego wzmacniacza nie ma mowy o zmianie trybu pracy lamp z triodowego na ultralinearny.

Jak podkreśla PrimaLuna, wzmacniacz EVO 300 Hybrid wykorzystuje lampy nie tylko w roli bufora unity-gain. W sekcji przedwzmacniacza pracują dwie podwójne triody 12AU7 [po jednej na kanał] a dodatkowe cztery 12AU7 to rozdzielacze fazy i bufory, z których sygnał trafia do pracującej w układzie push-pull końcówki mocy klasy AB. Zastosowane w niej parowane tranzystory marki Linear Systems z własnymi układami zasilającymi przykręcono do radiatorów po obu stronach obudowy.

Rozruch urządzenia po włączeniu trwa około minuty. Wzmacniacz nie jest wyposażony w układ automatycznego wyłączania - nieobciążony stale pobiera z sieci około 90W.

PrimaLuna EVO 300 Hybrid jest zbudowana bardzo solidnie. Jej funkcjonalnie zaprojektowana obudowa jest elegancko wykończona. Lampy nie są jednak podświetlane od spodu [jak u McIntosha] a żarzenie elektrod w ich wnętrzu jest słabo widoczne. Wewnątrz tylnej części obejmującej końcówkę mocy znajdują się, co prawda, czerwone diody LED, ale ich światło jest widoczne tylko z góry [przez otwory wentylacyjne] a nie z przodu. Moim zdaniem - szkoda.

Brzmienie

Testowany wzmacniacz napędzał hybrydowe kolumny elektrostatyczne Martin Logan ESL-X połączone za pomocą ekranowanych przewodów Chord Company Signature Reference. W roli źródła sygnału wystąpił odtwarzacz Oppo UDP-205D, ceniony za przetwornik ESS ES9038 Pro DAC pozwalający wycisnąć maksimum z płyt CD. Korzystałem też z komputera MacBook Pro podłączonego do wejścia USB odtwarzacza Oppo. Zainstalowany na nim program Audirvana+ służył do słuchania plików PCM wysokiej rozdzielczości i plików DSD.

Łatwo zidentyfikować charakterystyczne cechy brzmienia tego wzmacniacza. Jak można się było spodziewać, przyzwoicie zaprojektowana końcówka oparta o tranzystory MOSFET i duży zasilacz liniowy zapewnia świetne kontrasty dynamiczne i potęgę brzmienia. Dodaje ciężaru brzmieniu wszystkich kolumn, które do niego podłączyłem. Wyraźnie ożywił parę Focali K2 906, które trafiły do mnie celem przetestowania. Typowe dla MOSFET-ów doskonale doświetlone i detaliczne wysokie tony mają są w wydaniu EVO 300 Hybrid dodatkowo uzupełnione o sporą ilość powietrza. Nie jest to jednak brzmienie ciepłe. Różni się też od mojego Creeka: w porównaniu jest on bardziej miękki i mniej wypełniony.

Największą zaletą brzmienia EVO 300 Hybrid są jednak doskonałe barwy. Lampy dodały bogactwo kolorów, których nie da się wyciągnąć z samych tranzystorów [zwłaszcza MOSFET] zazwyczaj brzmiących nieco sterylnie i płasko. Działa to cuda na przykład podczas słuchania orkiestr symfonicznych a zwłaszcza smyczków. Zespół Trondheim Soloist, stojący za Marianne Thorsen grającą koncerty skrzypcowe Mozarta [2L, 24/192] zabrzmiał z pełnią detali i doskonałym różnicowaniem. Zaś skrzypce samej Thorsen stojącej w centrum sceny miały głębszą barwę i większy ciężar niż zwykle. Jasne wzmacniacze tranzystorowe nie radzą sobie zbyt dobrze z taką muzyką. Są szybkie i przejrzyste, ale jednocześnie mechaniczne i sterylne. W brzmieniu EVO 300 Hybrid nie ma ani śladu tych cech.

Ścieżki bogate w niskie tony - jak na przykład Giorgio by Moroder Daft Punk [24/96] - pokazują moc wzmacniacza i jego pełną kontrolę nad kolumnami. Kolejnym tego przykładem może być Dreams zespołu Fleetwood Mac [24/96]: w swoim pokoju wyraźnie usłyszałem charakterystyczną linię gitary basowej Johna McVie. To właśnie potęga niskich częstotliwości jest jedną z głównych zalet tego wzmacniacza.

Owszem, wzmacniacze lampowe potrafią również dać sporo basu. Ale jest on zazwyczaj bardziej miękki niż ten z tranzystorów. Tu otrzymujemy amalgamat będący połączeniem najlepszych cech obu światów.

Wady? Starsze nagrania z wysokimi tonami o gorszej jakości [na przykład reedycja Fleetwod Mac 24/96] mogą zabrzmieć zbyt ostro, zwłaszcza na moich elektrostatach. Problem leży zapewne w jakości konwersji analogowych taśĶ do postaci cyfrowej. Moim zdaniem wczesne konwertery analogowo-cyfrowe wprowadzały zbyt dużo słyszalnych zniekształceń. Pod tym względem EVO 300 Hybrid jest bardziej wymagający niż moje wzmacniacze Creek i Icon Audio [lampowy]. Podczas odtwarzania współczesnych nagrań, świetna góra jest za to dodatkowym bonusem.

Co więcej, taki sposób reprodukcji muzyki jest pozwala pokazać pełnię możliwości kolumn elektrostatycznych. Mocne wzmacniacze tranzystorowe generują sporo problemów w moim systemie. Ten wzmacniacz jest pełen kultury. Zaczynam myśleć, że jest symbiotycznym partnerem dla elektrostatów. Zamiast preferowanych przeze mnie lamp.

Podsumowanie

Na pierwszy rzut oka PrimaLuna EVO 300 Hybrid to osobliwa propozycja. Niezbyt tani, wyposażony jedynie w podstawowe funkcje, wyglądający dość niepozornie. Nie będzie gwiazdą żadnych branżowych wystaw. Ale to wyjątkowa konstrukcja. Wykorzystuje lampy w bardzo przemyślany sposób. W połączeniu z potężnym liniowym zasilaczem i tranzystorową końcówką mocy dają one wyjątkowe i imponujące brzmienie: mocne, szybkie, czyste i pełne bogatych barw. To jeden z najlepszych wzmacniaczy jaki powinien posłuchać wróg lamp. I jeden z wzmacniaczy, które powinni poznać miłośnicy konstrukcji czysto lampowych. Warto go posłuchać jeżeli szukasz czegoś z najwyższej półki!

Werdykt

Wyjątkowy - należy do najlepszych.

Mocny i szybki ale jednocześnie bogaty w barwy. Wspaniałe brzmienie.

 


ZA:

- muskularne brzmienie

- szeroka, przestrzenna scena

- mocne ale doskonale zróżnicowane wysokie tony

 


PRZECIW:

- niewielka ilość funkcji

- brak wejść zbalansowanych

- niezbyt ekscytujący wygląd


Podpisy pod zdjęciami

  1. Wybór wejść opiera się na przekaźnikach [u góry]. Dwa transformatory dla przedwzmacniacza to ekranowane toroidy. W układzie zastosowano specjalne kondensatory [białe] oraz zmotoryzowany potencjometr Alps do zmiany głośności [u dołu, po prawej].
  2. Wejście słuchawkowe [duży jack 6,3mm] oraz przełącznik do wyciszania kolumn.
  3. Podwójne triody 12AU7 służą do wzmacniania sygnału [2] oraz do rozdzielania fazy i buforowania [4].
  4. W układzie zastosowano łącznie 6 lamp 12AU7. Ich typowy czas pracy to około 10000 godzin, są też niezbyt drogie.
  5. Na tylnej ściance znajdziemy solidne - pokryte złotem - gniazda RCA, parę terminali głośnikowych oraz niewielką obudowę na opcjonalny przedwzmacniacz gramofonowy [pod spodem]. U góry umieszczono sekcję wzmacniacza mocy z olbrzymim transformatorem 500VA.