Serwer-kombajn

Audio Video 12/2018

Filip Kulpa

Gratka dla tych, którzy chcą postawić swoje pierwsze kroki w komputerowym audio, nie używając komputera. Oto najnowszy produkt Aurendera: serwer muzyczny i zgrywarka kompaktów w jednym.

Jak przyznaje koreański producent, jego misją od samego początku było tworzenie urządzeń o najwyższych standardach dźwięku i wykonania, które mają także za zadanie maksymalnie odciążyć użytkownika  pragnącego słuchać muzyki z plików hi-res od obsługi komputera i zagadnień z tym powiązanych. Według tej właśnie koncepcji od kilku już lat fi rma buduje coraz to doskonalsze serwery muzyczne z wyjściem USB audio, które nie tylko mają zastąpić komputer, ale także być czystszym/lepszym źródłem sygnału podawanego do DAC-a. Inżynierowie Aurendera postawili zatem na serwery muzyczne będące jednocześnie magazynem danych, co usunęło konieczność archiwizowania muzyki na dysku NAS czy USB. 

Jednak do tej pory brakowało jednego elementu w całej tej – pod wieloma względami słusznej – koncepcji. Wbudowane wewnątrz Aurenderów dyski twarde trzeba jakoś zapełnić, a to „jakoś” oznacza – ni mniej nie więcej – komputer i konieczność kopiowania danych po sieci Ethernet. A gdyby tak… w taki serwer wbudować mechanizm czytnika CD z funkcją zgrywania płyt? Jak pomyśleli, tak też zrobili. I tym oto sposobem powstał zupełnie autonomiczny odtwarzacz plikowy – taki, który„nakarmiony” odpowiednią liczbą płyt staje się samodzielnym serwerem audio. No, prawie samodzielnym, bo potrzebuje jeszcze partnera, czyli USB DAC-a, z czym akurat dziś nie ma żadnego problemu.

Budowa

Jak każdy Aurender, także i ACS10 to perfekcyjnie wykonane urządzenie. Solidność tego sprzętu czuć już w momencie wypakowania z kartonu – prawie 13 kg masy to jedno, a jakość obudowy to drugie. Wykonano ją w całości z grubych, kilkumilimetrowych płyt aluminiowych. Górna pokrywa ma 5 mm, bokisą jeszcze grubsze. Na czołówce uwagę przykuwa typowy dla Aurenderów 4-calowy ekran LCD IPS (dobre kąty widzenia) oraz szuflada napędu – jak już wspomniałem, jest to zupełna nowość u Aurendera. Po prawej stronie displeju znajduje się pionowy rząd przycisków umożliwiających bezpośrednią obsługę (w bardzo ograniczonym zakresie), a wśród nich ten od otwierania szuflady, natomiast z lewej mamy przycisk służący zasadniczo wyłącznie do uruchamiania urządzenia (główny włącznik jest zintegrowany z gniazdem prądowym IEC). 

Funkcja przechodzenia do stanu czuwania została zablokowana programowo - urządzenie samoczynnie przechodzi w stan gotowości po 5 minutach bezczynności. Wyłączenia systemu dokonuje się teraz tylko poprzez dedykowaną aplikację. Dlaczego zablokowano przycisk na froncie? Przypuszczam, że miało to związek z zawieszeniem się urządzenia. Nie rozumiem tylko, dlaczego wciśnięcie przycisku podczas pracy powoduje migotanie diody wokół, co sugeruje, że ACS10 ma zamiar się wyłączyć, mimo że nic takiego nie następuje (mam wrażenie, że raz mi się ta sztuka udała, ale mógł to być zbieg okoliczności z samoistnym uśpieniem systemu). 

Tylny panel zawiera wyłącznie dwa typy gniazd (nie licząc prądowego), które znamy z komputerów. Są to trzy gigabitowe porty LAN, w tym główny podwójnie izolowany oraz dwa porty pomocnicze pełniące funkcję switcha sieciowego (do nich bezpośrednio można np. podłączyć dysk NAS) oraz dwa złącza USB. Prawe pracuje w standardzie 3.1 i jest dedykowane do zewnętrznych dysków USB (prąd zasilania 0,9 A), lewe to gniazdo dedykowane do przetworników c/a. Na upartego da się DAC podłączyć do niewłaściwego złącza (co raz zrobiłem omyłkowo), jednak nie jest to zalecana opcja. Należy również pamiętać, aby nie podłączać DAC-a przy włączonym ACS10.

W takiej sytuacji przetwornik może nie zostać rozpoznany, czego efektem będzie niemożność odtwarzania muzyki. Należy tu pamiętać o specyfice interejsu USB. Stary dobry S/PDIF jest nieczuły na odpinanie czy podłączanie odbiornika w trakcie pracy transportu (choć z innych względów nie jest to wskazane).

W bardzo sztywnej aluminiowej skorupie Aurendera skrywa się budzący szacunek układ elektroniczny. Z przodu po prawej stronie znajduje się napęd pochodzący od TEAC-a, z lewej strony (za wyświetlaczem) ulokowano piętrowo, jeden nad drugim, dwa 3,5-calowe dyski twarde Western Digital z serii Red przystosowane do długotrwałej pracy (w NAS-ach). W testowym egzemplarzu miały one pojemność 8 TB (każdy). Aurender oferuje dwie inne opcje (2 x 4 lub 2 x 12 TB), jednak nie ma ich w oficjalnym cenniku dystrybutora. Domyślną konfiguracją jest RAID1, czyli tryb lustrzany, z którym drugi dysk stanowi kopię pierwszego. 

To zalecana opcja – ze względu na bezpieczeństwo danych. Jeśli jednak 8 TB nie wystarcza (a dodajmy, że taka przestrzeń pomieści ripy około 20-24 tysięcy płyt CD w formacie FLAC lub 12 tysięcy w formacie WAVE) możemy użyć zwykłej konfiguracji równoległej, co pozwoli na przechowywanie nie tylko ogromnej biblioteki kompaktów, ale także bardzo pokaźnej kolekcji wydań w formatach hi-res (w tym przypadku pojemności ubywa kilkakrotnie szybciej). Tak czy owak, miejsca na muzykę ACS10 ma pod dostatkiem.

Dla lepszej szybkości działania systemu i odciążenia dysków od ciągłej pracy, wzorem innych modeli Aurendera, zastosowano dodatkową pamięć podręczną (SSD 240 GB) do buforo-wania strumienia danych oraz wczytywania plików znajdujących się w kolejce do odtwarzania. Proces ten jest oczywiście w pełni automatyczny. Innym zabiegiem mającym na celu maksymalizację jakości dźwięku jest tryb „Critical Listening”, który deaktywuje wyświetlacz i napęd.

W głębi obudowy, po lewej stronie znajduje się rozbudowany zasilacz z dwoma ekranowanymi transformatorami o mocach 50 VA każdy oraz czterema dużymi kondensatorami, których etykiety mogą co nieco zdziwić. Nie są to zwykłe elektrolity zasilacza służące do eliminacji tętnień, lecz banki energii – baterie kondensatorowe (Samwha ESD-SCAP) o napięciu znamionowym 2,7 V i pojemności 400 F.

Wraz z dodatkowym ogniwem znajdującym się obok pełnią one funkcję podtrzymania awaryjnego (UPS) na wypadek awarii zasilania. Sprawdziłem działanie tego systemu w praktyce. W trakcie jednego zawieszenia urządzenia wyciągnąłem kabel zasilania (nie wiedząc o omawianym rozwiązaniu) – i nic: sprzęt działa dalej. Wreszcie, po kilku minutach ACS10 się wyłączył. 

 

Zaletą stosowania kondensatorów bateryjnych jest ich bardzo szybkie ładowanie (80% pojemności w 6 minut) przy niezłej gęstości energii (obecnie 116 Wh/l, w planach na 2020 rok jest osiągnięcie poziomu 220 Wh), dużej gęstości mocy (1760 W/kg) oraz trwałości określanej przez producenta (Samwhwa) na 20 tysięcy cykli.
Mózg całego systemu, czyli komputer znajduje się na jednej płytce nakrytej od góry aluminiowym radiatorem (tzw. system pasywny). Z wiadomych względów nie zastosowano wentylatorów chłodzących. W praktyce ACS10 działa bardzo cicho, niemal bezgłośnie. Minimalny szum słychać w zasadzie tylko od tyłu urządzenia, szczególnie z lewej strony (gdzie ulokowano komputer). Grube ścianki obudowy stanowią skuteczną barierę akustyczną.

Funkcjonalność

Istotnym elementem funkcjonalności zgrywania płyt CD jest to, że tę operację da się zainicjować przyciskiem na czołówce,bez sięgania po dedykowaną aplikację (ACS Manager Companion). Przyda się ona jednak, jeśli zechcemy zweryfikować poprawność ściągniętych w internetu metadanych lub ustalić format zgrywania danych (FLAC, WAV, AIFF). W razie zaistniałego błędu (lub ich braku), metadane można ręcznie wyedytować – do tego właśnie celu służy wspomniana aplikacja. Druga z aplikacji – doskonale już znana Aurender Conductor App – służy do codziennej obsługi urządzenia. Na jej temat pisałem na tych łamach już wielokrotnie, ostatnio przy okazji odtwarzacza A10 (AV 8/2018) i od tego czasu nic się nie zmieniło. Nie da się ukryć, że jest to już starzejący się interfejs. 

ACS10 nie pozwala, w przeciwieństwie do pozostałych modeli Aurendera, na zindeksowanie biblioteki muzycznej przechowywanej na dysku NAS. W tym celu normalnie (w przypadku innych Aurenderów) stosuje się program Aurender Media Manager (AMM) instalowany na komputerze (Windows lub Mac OS), który dokonuje indeksacji biblioteki muzycznej i automatycznie eksportuje bazę danych do odtwarzacza (aplikacja mobilna jest ponoć za słaba do tego celu). Niestety, wspomniany program nie jest kompatybilny z ACS10, co może mieć związek z rozbudowaną funkcjonalnością tego modelu. Tak czy owak, używanie NAS-a mija się z celem, bo choć jego zawartość da się podłączyć i odtworzyć, to jednak z pominięciem metadanych (brak okładek, tytułów itd), co cofa nas funkcjonalnie o jakieś kilkanaście lat. Być może firma znajdzie rozwiązanie tego problemu. Póki co pozostaje opcja skopiowana NAS-a na wbudowany dysk, co koniec końców i tak byłoby lepszą opcją (szybkość, cichość pracy systemu). Do kopiowania wystarczy (to znaczy: jest potrzebny) komputer (a jednak!), ale to jedyny moment, w którym będziemy zmuszeni go użyć. Operacji dokonuje się poprzez standardowe narzędzie typu menedżer plików (przeciąganie pomiędzy oknami), uprzednio trzeba jednak zalogować się do udziału sieciowego Aurendera, co oznacza, że minimalna wiedza z dziedziny obsługi komputerów jest wskazana.

Brzmienie

Już podczas niekrytycznego odsłuchu, na tak zwanym luzie, gdy w moim systemie pracował jeszcze Auralic Aries (obecnie zastąpiony przez SOtM-a sMS-200 Ultra z zasilaczem liniowym) zwróciłem uwagę na gładkość wysokich tonów. Były jakby mniej przybrudzone, bardziej czyste i mniej ofensywne. System zdawał się grać dyskretniej, bardziej kulturalnie i wysmukle. Jednocześnie nie miałem wrażenia jakiegokolwiek stłumienia detali (klarowność była znakomita) czy kom-presji dynamiki – wręcz przeciwnie. Doceniłem otwartość i przestrzenność prezentacji z ACS-a.

W środowisku konserwatywnych audiofilów, mocno przywiązanych do nośników fizycznych, panuje nieuzasadnione przeświadczenie o wyższości napędów CD nad plikami. Wiele razy tłumaczyłem na tych łamach absurdalność tej tezy, czasem jednak od gadania lepszy jest eksperyment i przytoczenie jego wyników. Przyznaję, że nie miałem pod ręką żadnego high-endowego transportu CD (niebawem taki mamy zamiar przetestować), ale porównanie z wyjściem S/PDIF leciwego (acz uważanego za dobry napęd) Pioneera PD-77 ukazało zaskakujące różnice –porównywalne do zmiany DAC-a lub nawet większe. Utwory z płyty „Brothers” Adama Bałdycha i Helge Lien Trio brzmiały z napędu CD cieplej, ale w sposób wyraźnie zawoalowany, rzekłbym: „oklapciały”.

Na tle Aurendera kontury były rozmyte, dynamika prezentowała znacznie słabszy poziom. Bas zdawał się gorzej zdefiniowa-ny, rozmyty. Gorsze było także poczucie czarnego tła. Tylko w jednym aspekcie dźwięk płyną-cy po kablu SPDIF wykazał pewną przewagę: chodzi mianowicie o miękkość, rodzaj muzykalności powiązanej z bardziej aksamitnym i, rzecz można: bardziej płynnym, prezentowaniem barw.

Na tym polu prezentacja w wydaniu ACS10 wydawała się chłodna i analityczna. Poniekąd tak zresztą jest, co pokazało porównanie ze wspomnianym streamerem od-niesienia. Inaczej mówiąc, ACS10 nie sprzyja tworzeniu miękkości i analogowości grania. To raczej obiektywny „performer”: bardziej wysokiej klasy rzemieślnik, niż natchniony artysta. Nie doprawia dźwięku ciepłem, iskierkami, nie dodaje nasycenia, może nawet zostać uznany za grający nieco surowo. Tonalnie zdaje się lekko faworyzować średnicę ponad soprany, a szczególnie ich najwyższy podzakres. Taka charakterystyka jest w moim od-czuciu spójna z dotychczasowymi dokonaniami koreańskiej marki.

Większość serwerów tej firmy, jeśli nie wszystkie, miały, z tego co pamiętam, zbliżony charakter, co pozwala przypuszczać, że wybór ACS10 nie będzie kompromisem jakościowym w stosunku do modeli plasujących się poniżej N10,a może i niego samego. Zwróćmy uwagę, że cena ACS10 plasuje ten model gdzieś pośrodku pomiędzy właśnie N10 a N100 czy X100, które to modele mają jednak znacznie mniejsze dyski i nie posiadają ripowarki. Inaczej mówiąc, cena jest bardzo dobrze skalkulowana względem zarówno możliwości sonicznych, jak i funkcjonalności tego serwera.

Naszym zdaniem

Nie znam drugiego takiego produktu audio. ACS10 to znakomite narzędzie z punktu widzenia tych audiofilów, którzy nie chcą lub nie mają czasu bawić się w dobre zgrywanie płyt CD za pomocą komputera. Operacja jest szybka, z reguły bezbłędna (nierozpoznanie rzadkich tytułów zdarza się, ale sporadycznie), a dane trafiają bezpośrednio tam, gdzie ich docelowe miejsce. Odpada zatem konieczność kopiowania oraz zarządzania czy aktualizacjami dysku NAS, który w tym przypadku okazuje się zupełnie zbyteczny – tym bardziej, że sam ACS10 również może pełnić jego funkcję (przynajmniej dla innych Aurenderów). Może to być więc drugi odtwarzacz w drugim domowym systemie. Co więcej, jakość dźwięku uzyskiwana z wyjścia USB reprezentuje wysoki poziom, typowy dla innych, testowanych do tej pory modeli Aurendera (może pominięciem flagowego modelu W20).

pict1 aacs10

 

System odsłuchowy

POMIESZCZENIE:  30 m 2 zaadaptowane akustycznie, dość  silnie wytłumione
DAC:  Meitner MA-1
ŹRÓDŁA  ODNIESIENIA: 
  • SOtM sMS-200
  • Ultra+Sbooster BOTW
  • MkII, Pioneer PD-77
  • NAS: Synology DS115/
  • WD Red 2 TB
INTERKONEKTY: 
  • Stereovox
  • HDSE, Albedo
  • Metamorphosis
KABLE  GŁOŚNIKOWE:

KBL Sound Red Eye Ultimate

AKCESORIA: 
  • stoliki Rogoz Audio 4SPB/BBS, StandART  STO,
  • platformy antywibracyjne PAB
  • (pod przedwzmacniaczem i przetwornikiem c/a)
ZASILANIE:
  • dedykowana linia  zasilająca,

  • listwy Furutech f-TP615, GigaWatt PF-2,

  • kable zasilające KBL Sound Himalaya PRO, Specrum Zodiac

Dane techniczne

Odtwarzany materiał: 

PCM 32/768 kHz, DSD  256 (DoP), DSD 512 (Native)

Kompatybilne formaty bezstratne:  FLAC, WAV, ALAC, AIFF, DSF, DFF, DoP, MQA
Napęd CD:  TEAC DVD-ROM (tylko do ripowania CD)
Wyjścia cyfrowe: USB Audio 2.0 (izolowane)
Złącza danych:  USB 3.1 
Wbudowane dyski: 

HDD 2 x 8 TB (dostępne inne pojemności: 2 x 4 TB i 2 x 12 TB)
w konfiguracji RAID 1 lub zwykłej,  pamięć cache SSD 240 GB

Łączność sieciowa:

3 x Ethernet 100Base-T  (1000 Mb/s) w tym jeden z portów izolowany

Streaming:  TiDAL (Master)
Sterowanie:   aplikacja Aurender Conductor (iOS)
Wymiary:  430 x 96 x 355 mm
Masa*: 12,90 kg
KATEGORIA SPRZĘTU  A