Recenzja przetwornika cyfrowo-analogowego dCS Rossini APEX DAC

Autor i źródło recenzji: Computer Audiophile, Audiophile Style, 17 lutego 2023 r.
Oryginał recenzji można przeczytać tutaj.


Kiedy pojawia się aktualizacja produktu, często nie czytam materiałów marketingowych ani nawet nie szukam różnic między poszczególnymi wersjami. Staram się też unikać rozmów na temat aktualizacji z przyjaciółmi. Tylko w ten sposób mogę obiektywnie ocenić ulepszony komponent bez wpływu z zewnątrz. Chociaż termin upgrade sam w sobie powinien oznaczać podniesienie poprzeczki, to jednak zawsze uważam upgrade'y za zmiany - ani dobre, ani złe - dopóki nie udowodnię, że jest inaczej.

Oprócz chęci zachowania obiektywizmu, nie interesuje mnie wiedza na temat części użytych w ulepszeniu. Swego czasu błądziłem jak dziecko we mgle i marnowałem dużo czasu i energii, skupiając się na przedmiotach, które nie przybliżyły mnie do określenia wartości produktu jako całości. Porównania różnych układów konwerterów i niestandardowe techniki konwersji z obiektywnymi i subiektywnymi ocenami różnych przetworników cyfrowo-analogowych można znaleźć wszędzie. Z mojego doświadczenia wynika jednak, że jedynym czynnikiem, który ma największe znaczenie, jest czynnik ludzki.

Wolałbym mieć zdjęcia Ansela Adamsa, zrobione jednorazowym Kodakiem i wywołane przez niego w ciemni, niż całkiem dobrego fotografa używającego Hasselblada X2D 100C z siedmiostopniową stabilizacją obrazu w aparacie. Ludzie, doświadczenie i kreatywność są najważniejsze we wszystkich działaniach, zarówno fotograficznych, jak i innych.

Pudełko Apexowych czekoladek

Dziś są Walentynki, a ja zasiadam w swoim fotelu odsłuchowym, aby przeprowadzić ostateczną ocenę przetwornika cyfrowo-analogowego dCS Rossini Apex. Nie ma lepszego sposobu na rozpoczęcie tej sesji odsłuchowej niż wersja My Funny Valentine w wykonaniu Boz Scaggs. Utwór został nagrany przez Chrisa Tabareza i znalazł się jedynie jako bonus track na japońskim wydaniu albumu But Beautiful z 2003 roku. Jeśli znacie ten utwór, to dobrze. Jeśli nie słyszeliście, to podziękujcie mi później.

Wow. Już od pierwszego uderzenia klawisza, ten utwór brzmi znacznie lepiej niż kiedykolwiek słyszałem. Koniec i kropka. Dźwięk fortepianu jest jak 88-klawiszowa paleta barw, nad którą pracuje znakomity muzyk. Ten utwór nie jest w żadnym wypadku demonstracją umiejętności gry na fortepianie - jest raczej absolutnie pięknym, powściągliwym przykład serwowania piosence dźwięków, które opowiadają historię i mają emocjonalny wpływ na słuchacza.

Kiedy głos Scaggsa pojawia się w utworze w dwudziestej sekundzie, to absolutne mistrzostwo świata. Nigdy jeszcze nie słyszałem aby ten wokal brzmiał tak realistycznie, jakby stał pomiędzy moimi kolumnami Wilson Audio Alexia V. Słyszałem ten utwór niezliczoną ilość razy na targach, w pokojach odsłuchowych przyjaciół i w moim własnym systemie z wieloma innymi DAC-ami. Przez Rossini Apex słyszę wokal Scaggsa tak, jakby nie został poddane obróbce przez mikrofon, post processing i konwersję z D do A. Naprawdę oszałamiający jest dźwięk, który zdaje się być pozbawiony jakiejkolwiek obróbki.

Wyraźnie słyszę pięknie zróżnicowane tony w głosie Boza Scaggsa, podczas zmian fraz – z tych które wydobywają się z jego gardła, na te, które dobiegają z głębi przepony. Wszystko, od delikatnych górnych rejestrów jego głosu śpiewającego: "Stay little Valentine stay" do głębszego barytonowego "Each day is Valentine's Day", jest odtwarzane przez Apex z wyrazistością, wibracją i fakturą, która maluje dźwiękowy obraz jak żaden inny DAC, który miałem w swoim systemie.

To oczywiste, że świetne nagrania muszą świetnie zabrzmieć na systemie wysokiej klasy. Podobnie jak wszyscy - słucham tylko Patricii Barber lub innych nagrań o podobnej jakości. To tylko żart… Większość mojej kolekcji muzycznej brzmi tak, jakby została stworzona przez muzyków skupionych na tworzeniu sztuki z pasją, emocjami i wrażliwością, a nie często rotujących muzyków sesyjnych w stylu Steely Dan, którym albo się to udaje, albo nie.

Album, który właśnie odkryłem po 30 latach od jego wydania to płyta Billa LaBounty'ego z udziałem jednych z najbardziej utalentowanych muzyków tamtych czasów: Jeff Porcaro, Steve Gadd, Jennifer Warnes, Steve Lukather, David Sanborn i James Taylor i wielu innych. Talent na tym albumie przypomniał mi o wytwórni Billa Schnee - Bravura Records, która używała hasła "Real Talent in Real Time". Skontaktowałem się z Billem, aby sprawdzić, czy słyszał ten album i wyrazić moje zdziwienie, że nikt nigdy nie mówi o tym albumie. Bill też go nie słyszał, ale powiedział, że na podstawie muzyków można powiedzieć, że brzmi jak produkcja Russa Titelmana. Okazało się, że Bill miał rację. Titelman wyprodukował ten album.

Tak czy inaczej - album jest wypełniony po brzegi talentem i świetną muzyką, która brzmi naprawdę dobrze, choć nie jest to szalona audiofilska jakość. To ukryty klasyk „jacht rocka”, jeśli coś takiego w ogóle istnieje. W otwierającym album utworze pianino Rhodes Billa LaBounty'ego wywołuje emocje, które tak dobrze pasują do utworu i tworzą miłą przeciwwagę dla syntezatora Iana Underwooda. Gwiazdami tego utworu są jednak wokal LaBounty'ego i David Sanborn na saksofonie altowym. Klasyczne brzmienia z 1982 roku, odsłuchiwane przez Rossini Apex, są tak doskonałe, jak to tylko możliwe. Może nie jest idealnie, ale nie słychać niepotrzebnych edytowanych dodatków. Poprzez Rossini Apex LaBounty i Sanborn przenoszą słuchacza na pokład łodzi płynącej przy brzegu, gdzie świeci słońce, leją się napoje i wszyscy dobrze się bawią.

Czy nie o to w tym wszystkim chodzi? Kiedy możemy słuchać naszej ulubionej muzyki i sprawić, by brzmiała jak najlepiej niczego nie dodając ani nie odejmując. Rossini Apex jest właśnie takim środkiem do celu. Od pięknej harmonii Jamesa Taylora w Didn't Want to Say Goodbye, po harmonię Taylora i Warnesa w Never Gonna Look Back, ten album odtwarzany przez Rossini Apex w jakiś sposób przenosi mnie do czasu i miejsca, które są mi zupełnie nieznane, ale miejsce, które jest niesamowicie żywe w moim umyśle. Muzyka brzmi tak ludzko i prawdziwie, że w jakiś sposób się z nią identyfikuję, a jednak czuję, że nie powinna być tak wciągająca. Z radością jednak przyjmuję fakt, że Rossini Apex jest jedynym elementem mojego systemu, który zmienił i wprowadził go na poziom na którym jeszcze nigdy nie był. Oczywiście moja ulubiona muzyka będzie brzmiała teraz lepiej niż kiedykolwiek.

Nie jestem miłośnikiem muzyki klasycznej, ale moje uznanie dla niej rośnie z każdym rokiem. Choć pracuję nad zrozumieniem jej bardziej "wewnętrznych aspektów", to nadal cieszę się muzyką samą w sobie. Przykładem jest Dmitri Shostakovich: Symfonie 1, 14 i 15 z Andrisem Nelsonsem i Boston Symphony na Deutsche Gramophone (2021). Całe to wykonanie jest oszałamiające pod każdym względem, muzykalności, zawartości muzycznej, jakości dźwięku i emocji.

Spektakl otwiera I Symfonia f-moll op. 10 - emocjonalny rollercoaster, który poddaje całą symfonię i mój system audio gruntownemu testowi. Poprzez Rossini Apex usłyszałem klarowność, separację, przestrzenne wskazówki oddzielające wszystkich muzyków, a jednocześnie łączące się w celu odtworzenia całości, która z dużym marginesem przewyższa sumę tych części. Mógłbym słuchać każdego muzyka z osobna i porównywać z innymi, ale nie o to chodzi w słuchaniu muzyki dla mnie. Chcę, aby całe wykonanie zostało mi zaprezentowane z poszczególnymi instrumentami wyraźnie rozpoznawalnymi na scenie dźwiękowej, a całość powali mnie jak jakość kaset Maxell…

W 5:50 Allegretto - Allegro non troppo, Rossini Apex dostarcza cios na poziomie Mike'a Tysona i delikatność motyla lądującego na obolałych odnóżach... Ten DAC w jakiś sposób jest w stanie dostarczyć najlepszą reprodukcję, jaką kiedykolwiek słyszałem - potężnego, bombastycznego crescendo wraz z jednoczesną reprodukcją maleńkiego trójkącika, którego słychać gdzieś daleko z tyłu na scenie symfonicznej. Wszystko to jest słyszalne i brzmi tak jakbym tam siedział.

Oprócz górnej i dolnej części spektrum częstotliwości, Rossini Apex odtwarza sekcję smyczkową tego utworu z bujną fakturą smyczka z końskiego włosia pełnego kalafonii, w rękach najlepszych graczy na świecie, na poziomie, który nie ma sobie równych. Na przykład od początku Allegro (utwór 2) bogata, organiczna faktura sekcji smyczkowej jest na pierwszym planie i brzmi niezwykle elegancko. Od altówek i wiolonczel po prawej stronie do skrzypiec po lewej, dźwięki odbijające się, a czasami współgrające ze sobą, Rossini Apex wywiązuje się ze swego zadania lepiej niż nie tylko jego konkurenci, ale również lepiej niż poprzednie wersje flagowego Vivaldiego firmy dCS. Tak - Rossini Apex jest lepszy niż Vivaldi sprzed Apexa. Miałem tutaj oryginalny Vivaldi wiele lat temu i słyszałem go niezliczoną ilość razy przez te lata. Uwielbiam Vivaldiego, zawsze chciałem go mieć, ale teraz czuję, że mam coś lepszego niż to, o czym marzyłem jeszcze kilka krótkich lat temu.

Biorąc pod uwagę to, co słyszałem z Rossini Apex, mogę sobie tylko wyobrazić, jak Vivaldi Apex zabrzmi w kontrolowanym środowisku, w połączeniu z odpowiednimi komponentami i głośnikami.

Technicznie

Rossini Apex używałem z wieloma źródłami, testując kilka jego wejść cyfrowych. JPLAY dla iOS kierujący pliki z MinimServera do interfejsu ethernetowego Rossiniego było świetną kombinacją, która łączyła fantastyczną aplikację z doskonałym dźwiękiem. Mój Aurender N20, który uważam za najwspanialszy punkt w całej linii, świetnie współpracuje z Rossinim samodzielnie lub z zewnętrznym zegarem, dzięki wejściu word clock. Moją ulubioną kombinacją dźwiękową podczas okresu testowego była Audirvana na moim MacBooku Pro, z wyjściem przez Ravennę do mojego Merging Technologies HAPI Mk2, a następnie do Rossini Apex przez AES/EBU. Otrzymałem dźwięk, który był na tyle magiczny, że zaangażował mnie na całe 2 godziny i 38 minut występu Boston Symphony Shostakovich. I to nie raz, ale dwa razy, od początku do końca! Zdaję sobie sprawę, że najważniejszym pytaniem jest, skąd mam tyle czasu? Prawda jest taka, że kiedy coś jest tak dobre, znajduję czas, aby się tym cieszyć i żyć chwilą, zapominając o przychodzących mailach, SMS-ach i telefonach. Życie jest dobre, jeśli je takim uczynisz.

Podsumowanie

dCS Rossini Apex to, jak sama nazwa wskazuje, szczyt. To jednoznacznie najlepszy Rossini jaki kiedykolwiek powstał i w mojej ocenie lepszy od poprzedzającego go Vivaldiego. Porównywanie Rossini Apex do innych DAC-ów, czy poprzednich wersji Rossini jest jak porównywanie obrazu Van Gogha do fotografii tego samego obrazu. Na żywo prawdziwy obraz pokazuje technikę impasto Van Gogha, z użyciem grubej farby, która czasami tworzy płynne falowanie, a innym razem poszarpane krawędzie, które wznoszą się i opadają jak małe szczyty. Fotografia, lub słabszy DAC, nie tworzy prawdziwej sztuki.

Rossini Apex pozwala słuchaczom zajrzeć w głąb nagrania lub cofnąć się i pozwolić, aby nagranie jako całość dotarło do nich, słysząc je lepiej niż kiedykolwiek i doświadczając muzyki w sposób, który wcześniej nie był możliwy przez inne komponenty. Byłem zachwycony wszystkimi rodzajami muzyki - od mojego ulubionego japońskiego jazzu (wytwórnia Three Blind Mice), przez jacht rock, po 2,5 godzinne wykonanie Szostakowicza przez Boston Symphony. Dzięki Rossini Apex mogłem usiąść w fotelu i odciąć się od świata, podczas gdy on dostarczył mi muzykę na srebrnej tacy.

Rossini Apex jest na innym poziomie. Koniec i kropka.