
W środku pasma, a właściwie w jego dolnym podzakresie kryje się także coś, co odróżnia integrę Rogue’a od znakomitej większości wzmacniaczy tranzystorowych w podobnej cenie – kapitalne wypełnienie, które jak gdyby doładowuje dźwięk, zapewniając mu dodatkową intensywność.
Czego w tym wypadku można się spodziewać? Odpowiedź jest banalna: dokładnie tego, co oferują lampy i klasa D: uwodzicielskiej barwy, wyrazistej mikrodynamiki, dużej ilości wybrzmień, „powietrza”, a także dużej skali, szybkości oddania impulsów, makrodynamiki i energii dających silne poczucie realizmu brzmienia. Sphinx 3 to wszystko ma i niczego słuchaczowi nie żałuje, obdarowując go – chciałoby się powiedzieć – hojnym gestem.
WięcejBrzmienie Sphinksa nie ma ani jednego słabego punktu. Jeżeli je rozłożymy na czynniki pierwsze, przekonamy się, że każda z cech prezentuje wyśrubowany poziom. Jednocześnie żadna nie odciąga uwagi od innych ani nie dominuje, jak to czasem bywa w wyczynowych konstrukcjach. To zaś przekłada się na komfortowe słuchanie. Od razu zaznaczam, że ów komfort nie ma nic wspólnego z wygładzaniem, upiększaniem ani „poprawianiem” barwy. Ta pozostaje neutralna, co łatwo stwierdzić, przyglądając się dowolnemu instrumentowi. Taki zestaw tworzy dźwięk prawidłowy, wręcz chciałoby się powiedzieć: oczywisty, a ze wzmacniacza – idealny element systemu przeznaczonego do pracy, jak choćby w naszym redakcyjnym zestawieniu.
Sphinx jest przezroczysty – w dwóch znaczeniach. Pierwsze to przejrzystość i czytelność. Są wybitne i takimi pozostają bez względu na komplikację faktury, poziom głośności czy repertuar.
Odbieramy to jako niewymuszoną swobodę grania i czym byśmy nie nakarmili odtwarzacza, nie spowodujemy u wzmacniacza zadyszki. Dźwięk oddycha pełną piersią i ma rozmach. Krystaliczna czystość łączy się z precyzją, przez co kontury rysują się ostrzej zarówno w dziedzinie czasu, jak i przestrzeni. Ta ostatnia jest ogromna, jak na ten segment cenowy, i perfekcyjne uporządkowana, co się objawia nie tylko stabilnym i punktowym ogniskowaniem źródeł, ale też otaczającym je pogłosem, wypełniającym głęboką scenę.
Sphinx ma jeszcze tę, z pozoru tylko oczywistą cechę, że… robi głośniej i niemal niczego od siebie nie dodaje. „Niemal”, ponieważ ideał drutu ze wzmocnieniem nie istnieje. Jesteśmy jednak zaskakująco blisko. Zmianę głośników czy źródła słychać od razu, co świadczy o tym, że serce systemu nie maskuje ich własnymi naleciałościami. Jeżeli zatem chcemy uzyskać określony charakter dźwięku, coś uwypuklić, wystarczy kupić odpowiednie kolumny.
Druga korzyść jest taka, że budując system od początku, można zacząć od Sphinksa w ciemno. Trzecia – jeżeli zechcemy zostać recenzentem sprzętu hi-fi, to ten element toru mamy załatwiony. Choćby dlatego, że podłączenie kilkukrotnie droższych kolumn nie będzie mezaliansem, a wzmacniacz nie tylko ich nie ograniczy, ale będzie w stanie pokazać zalety. Kij ma jednak dwa końce, bo równie skutecznie obnaży wady, ale taka jest, niestety, „przypadłość” sprzętu najwyższej klasy.
Jeżeli mam na siłę szukać cech charakteru Sphinksa, to wypada powiedzieć, że V3 jest bardziej jasny niż ciemny. Odbieram to jako wpuszczenie słońca w prezentację, oświetlenie faktury. Wrażenie podkreśla znakomita, śmiała góra pasma. Kiedy trzeba – aksamitna, innym razem – ostra, ale zawsze lotna, czysta i pełna blasku. Podobnie średnica, choć ta jest neutralna do przesady, wolna od ocieplenia czy ochłodzenia. Jeśli już, to może wykazywać minimalną skłonność do tego pierwszego, ale wystarczy zmienić płytę, by wraz z nią zmienić zdanie.
Z basem jest łatwiej, bo okazuje się mocny, głęboki i trzymany żelazną ręką. Imponuje kontrola tego zakresu, ale moduły Hypeksa akurat z tego słyną. Dynamika to poziom już całkowicie nieadekwatny do mocy i ceny. Wystarczy jedno tutti orkiestry i jesteśmy kupieni.
Najważniejsze, że ta perfekcja nie wywołuje znudzenia ani poczucia bezdusznej prawidłowości. W brzmieniu Sphinksa bez trudu odnajdziemy piękno, szlachetność i głębokie pokłady emocji.
WięcejPo raz kolejny potwierdziła się zasada, że nie warto oceniać książki po okładce. Sphinx V2 udzielił mi lekcji, którą zapamiętam na długo. A cena wydaje się albo pomyłką, albo jedną z najlepszych okazji na rynku Maciej Stryjecki/Artur Rychlik
WięcejTestowanie Rogue Audio po innych urządzeniach przypominało przesiadkę z bardzo dobrego samochodu średniej klasy do prezydenckiej limuzyny. Mariusz Zwoliński
WięcejWłaściwie to dźwięk dość dobrze wypełniający kryteria „lampowości”, jednak zupełnie nową treść i formę wnosi bas. Radek Łabanowski
WięcejI am experiencing genuine musical happiness. I don't need a million-dollar hi-fi. I just need a simple, no-nonsense integrated amp and some modest two-way speakers. Then, maybe, I can forget about audio, and be happy playing music for a long time. Herb Reichert
WięcejNeutralnie brzmiąca konstrukcja z delikatną tendencją do ocieplania. Określenie „średniak” ma co prawda pejoratywne wybrzmienie, ale statystycznie rzecz biorąc pasuje tu idealnie, choć w zdecydowanie pozytywnym kontekście. Sphinx jest wyraźnie lepszy od Sony i YBA. Konstrukcyjnie to chyba niespotykane gdzie indziej połączenie techniki lampowej i klasy D. Na pewno warte posłuchania. Z lampami NOS być może Sphinx mógłby być czarnym koniem tego porównania – szczególnie, że jest w nim jednym z najtańszych modeli.
WięcejOne of the few amplifiers that can claim to be both “green” and “good” in the audiophile sense of the word, I’m all over this thing. Recommended, and I’ve purchased the review sample. So there! Ron Doering
WięcejThe Sphinx made everything I played through it sound compelling. Yes, you could spend more for an integrated amp that offers more power or higher performance. But on the scale of musical enjoyment per dollar spent, I found Rogue Audio’s Sphinx to score very high. Value never sounded so damn good. Hans Wetzel
Więcej